Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXII

"Nie ważne ile dni jest w Twoim życiu, ważne ile życia jest w Twoich dniach."

***

- Wpadłam właśnie na genialny pomysł i musiałam do ciebie zadzwonić i się nim pochwalić - oznajmiła Kim.

- Jaki? - spytałam, przytrzymując ramieniem telefon, aby moc rozmawiać z przyjaciółką podczas szukania kluczy w torebce.

- Idziemy dziś na imprezę - oznajmiła radośnie, przez co westchnęłam.

- Ty na to nie wpadłaś. Ty to zaplanowałaś tydzień wcześniej - stwierdziłam, znajdując upragnione klucze, dzięki którym nareszcie będę mogła dostać się do domu. Włożyłam je do drzwi i przekręciłam zamek, a następnie nacisnęłam klamkę.

- To już szczegół.

- Gdzie i o której?

Doskonale wiedziałam, że wykręcanie się od imprezy nic mi nie da, bo nawet jeśli stanowczo oznajmię Kim, że nie idę to dziewczyna przyjdzie do mnie do domu i będę mi marudzić i błagać mnie żebym ruszyła dupę z domu, a ja dla świetego spokoju w końcu się ugnę i zgodzę na pójście na imprezę, kończąc następnego dnia z kacem - tak z reguły wyglądały właśnie moje wyjścia z przyjaciółką. Ewentualnie wrócę bardzo późno i następnego dnia będę spała do południa. Zaskakujące, bo mimo, że na początku zawsze się upieram, aby zostać w domu i nigdzie nie wychodzić, twierdząc, że będzie nudno to do tej pory jeszcze nigdy się tak nie zdarzyło. Wiadomo, że były imprezy lepszy i gorsze, ale nigdy tak złe, żebym żałowała pójścia na nie.

- Wiedziałam, że się zgodzisz. O dwudziestej tam gdzie zawsze. Całuję.

- Do zobaczenia - mruknęłam i rozłączyłam się, wkładając telefon do kieszeni spodni.

Od razu po wejściu do domu zrzuciłam z nóg niewygodne szpilki i zostawiłam torebkę na komodzie. Trzymając w ręku telefon komórkowy, z którym bardzo rzadko się rozstawałam, jak większość ludzi w tych czasach, skierowałam się do kuchni, gdzie zaparzyłam sobie czarną, mocną kawę z ekspresu i po wzięciu kilku łyków, zostawiłam ją na blacie, aby wystygła. Udałam się do łazienki, gdzie po wzięciu długiego prysznicu, który orzeźwił mój umysł od razu zrobiłam mocniejszy makijaż z myślą o imprezie, na którą dzisiaj mam zamiar pójść. Następnie przebrałam się w czarne obcisłe rurki i czerwoną bluzkę z dość sporym dekoltem i rozcięciami na ramionach. Spryskałam się jeszcze swoimi ulubionymi perfumami i wypuściłam włosy z kucyka. Spojrzałam na zegarek, orientując się, że zostało mi jeszcze dwadzieścia minut dla siebie, więc wróciłam do kuchni, gdzie w spokoju dokończyłam picie swojej kawy w towarzystwie lektury gazety, którą znalazłam.

***

- Nie sądzisz, że powinnaś przystopować? - spytałam, gdy zauważyłam, że dziewczyna pije już któregoś z kolei drinka.

- Nie baw się w moją mamę - burknęła.

- Ja po prostu nie chcę wracać do domu po godzinie - stwierdziłam.

- Nikt nie każe ci wracać - mruknęła z uśmichem, który powiększył się, gdy złapała mnie za ramię i przusunęła bliżej mnie. - Nie odwracaj się, ale kawałek dalej stoi chłopak, który od jakiś pięciu minut ci się przygląda.

- A skąd wiesz, że akurat mi, a nie tobie? - spytałam.

Za każdym razem, gdy wychodziłam z dziewczyną to próbowała mnie z kimś zeswatać. I prawie zawsze zaczynała od tego, że mówiła, że ktoś mi się przygląda, a ja się na to nabierałam, po czym każdy z tych facetów był napalonym gorylem, który chciał mnie przelecieć. W którymś momencie stwierdziłam więc, że najwyższa pora to olać.

- Idzie tu - Przyjaciółka szturchnęła mnie ramieniem przez co prawie się oblałam swoim drinkiem, posyłając jej mordercze spojrzenie.

Dosłownie kilka sekund później poczułam jak ktoś kłuje mnie palcem, chcąc zwrócić moją uwagę. Z racji tego, że byłam odwrócona w stronę Kim, nie wiedziałam kto mnie dotyka, ale zauważyłam, że dziewczyna głupio się uśmiecha. Westchnęłam cicho i odwróciłam się w stronę, jak się okazało, chłopaka. Szeroko otworzyłam oczy z wrażenia i niemal od razu objęłam Justina ramiona, czemu towarzyszył jego wybuch śmiechu.

- Ty tutaj? Nie spodziewałam się ciebie akurat w Nowym Yorku - odparłam dość głośno, aby chłopak mnie zrozumiał i odsunęłam się od niego.

- To samo mogę powiedzieć o tobie - stwierdził.

- Aktualnie tutaj mieszkam.

- No popatrz, ja też. Przypadek?

- Nie sądzę - zaśmiałam się cicho.

- Nie sądziłem, że będziesz mnie jeszcze pamiętać. W końcu minął aż rok. - Chłopak uśmiechnął się, zajmują miejsce na krześle obok mnie, które akurat było wolne.

- Nie mogłabym zapomnieć o chłopaku, którego zfriendzonowałam - zaśmiałam się cicho, na co chłopak posłał mi oburzone spojrzenie i dźgnął delikatnie w żebro. - A właśnie, to jest Kim, moja przyjaciółka - dodałam, przypominając sobie nagle o dziewczynie, obracając się w jej stronę. Przyjaciółka patrzyła na nas ze zdziwieniem, ale równocześnie jej twarz wyrażała zadowolenie z obrotu sytuacji.

- Kim! - krzyknęła, podając dłoń chłopakowi. Justin odwzajemnił jej uścisk ręki.

- Justin!

- Miło było cię poznać, ale ja już nie będę przeszkadzać. Potem cię znajdę - szepnęła mi na ucho, nachylając się w moją stronę. Pokiwałam głową, a następnie przeniosłam wzrok na Justina, skupiając na nim całą swoją uwagę.

- Skąd wiedziałeś, że to akurat ja tutaj siedzę, a nie jakaś podobna do mnie dziewczyna? - spytałam, pociągając ze szklanki łyka swojego drinka.

- Nie wiedziałem. Stwierdziłem, że zaryzykuję.

- Sadzę, że to był dobry pomysł. Chłopaki też tutaj są?

- Są. Chcesz się z nimi przywitać? - zapytał i nie czekając na moją odpowiedź, wystawił dłoń w moją stronę. Spojrzałam na nią i od razu ją złapałam, także zeskakując z krzesła i biorąc przy okazji swoją torebkę z blatu.

Justin pociągnął mnie za rękę przez tłum ludzi, trzymając mocno moją dłoń, abyśmy się przypadkiem nie zgubili. Skierowaliśmy się w stronę loż i byłam naprawdę zdziwiona i zastanawiałam się dlaczego chłopak kieruje się akurat tam. Odpowiedź na pytania krążące po mojej głowie dostałam w momencie, gdy ochroniarz pilnujący wejścia do tej strefy klubu, przepuścił Justina, który uprzednio pokazał mu jakąś wejściówkę. Przeszliśmy przez bramkę, którą stanowiło coś w rodzaju bordowo-złotej linki i ruszyliśmy na prawo, mijając kolejne loże z trzema bordowymi kanapami, okupowanymi w większości przez pijanych ludzi i stolikiem w środku, aby po kilkunastu sekundach stanąć przez czterema chłopakami, którzy w momencie, gdy mnie zobaczyli, jak na zawołanie otworzyli szeroko oczy.

- Oh, Victoria! Ty tutaj? - zapytał Rick, pojawiając się nagle obok mnie i zamykając w uścisku.

- Mogłabym zapytać ciebie o to samo - zaśmiałam się.

Następnie podeszli do mnie Sam i Mike, którzy byli równie zdziwieni moim widokiem. Wyprzytulali mnie za wszystkie czasy, a potem kazali usiąść obok siebie, nie dając mi nawet prawa i możliwości, aby przeciwstawić się ich woli. Zamówili mi też drinka, a potem jeszcze jednego. Nie pamiętam dokładnie wszystkiego i tego jak wyglądała ta noc, bo trochę film mi się urwał, ale wiem, że w pewnym momencie siedziałam obok Justina i się do niego przytulałam. Chłopak natomiast nie protestował i obejmował mnie ramieniem w talii. Reszta jego przyjaciół gdzieś zniknęła, przez co zostaliśmy zupełnie sami w tej ogromnej loży. Alkohol buzujący w moich żyłach i pewność siebie, która nagle ogarnęła moje ciało sprawiły, że zrobiłam coś, do czego na trzeźwo bym się raczej nie posunęła, ale pocałowanie Justina wcale nie było czynem, przez który miałabym wyrzuty sumienia następnego dnia, biorąc pod uwagę fakt, że chłopak najwidoczniej był zadowolony z obrotu sytuacji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro