Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXX

"Nie patrz w przeszłość, bo potkniesz się o teraźniejszość i zniszczysz sobie przyszłość. Bo nie ma sensu wracać do przeszłości. Liczy się to, co jest tu i teraz."

***

Bez zbędnego namyślania się nacisnęłam kierunkowskaz i po odczekaniu minuty, aby wszystkie samochody jadące w przeciwną stronę przejechały, skręciłam we wjazd domu Vanessy i zaparkowałam samochód na podjeździe.

Od razu po opuszczeniu posiadłości Zacka postanowiłam przyjechać do Van, która jako moja przyjaciółka zdecydowanie powinna wiedzieć o tym, że przyjechałam do Miami.

Opuściłam samochód i prawie biegnąc przeszłam przez furtkę i popędziłam w kierunku drzwi. Będąc już prawie przy schodkach, usłyszałam jak mój telefon zawibrował, powiadamiając mnie o przychodzącej wiadomości, więc wyciągnęłam urządzenie z tylnej kieszeni spodni i odblokowałam ekran. Z twarzą w telefonie, odpisując na sms'a Chrisa, który powiadomił mnie, że o ósmej będzie potrzebował samochód poczułam jak na kogoś wpadam, ale na szczęście, jakimś sposobem udało mi się zachować równowagę, więc nie upadłam na ziemię.

- O matko. Victoria! - krzyknął jakiś głos, przez co podniósł wzrok do góry, napotykając utkwione we mnie tęczówki należące do Maxa. Chłopak wyglądał na bardzo roztargnionego, mam rumieńce na policzkach i potargane włosy.

Ja chyba nie chce wiedzieć, co on robił u Van.

- Też cię miło widzieć - odparłam ze śmiechem, przytulając chłopaka, który właśnie rozłożył szeroko ramiona.

- Serio się cieszę, że cię widzę, ale strasznie się spieszę, więc muszę lecieć - dodał po chwili, odsuwając się ode mnie i omijając mnie na schodach. - Fajnie było cię znowu zobaczyć. Cześć!

- Hejka! - odkrzyknęłam jeszcze, śmiejąc się pod nosem i pokonałam kolejne trzy schodki, aby znaleźć się przy drzwiach.

Nacisnęłam dzwonek i zaczęłam tupać nogą, gdy minęły jakieś trzy minuty, a Vanessa dalej mi nie otworzyła.

- Czego znowu zapomniałeś, kretynie? - usłyszałam, gdy w końcu drzwi się otworzyły, a w nich pojawiła się ciemnowłosa dziewczyna z telefonem w dłoni i szerokim uśmiechem na twarzy.

- Dopiero przyszłam, a ty już mnie obrażasz - stwierdziłam z pretensją, splatając ręce pod biustem i udając obrażoną.

- Vicky, jeju! To naprawdę ty!? - spytała dziewczyna.

- Nie, mój klon - mruknęłam, aby po chwili zostać uściśnięta przez dziewczynę.

- Nie żartuj sobie ze mnie - powiedziała i odsunęła się ode mnie, aby wpuścić mnie do środka.

- Sama zaczęłaś. W każdym razie co tu się działo? - spytałam, zmieniając temat.

- O czym mówisz? - zapytała, pstrykając palcami.

- Te rumieńce mówią same za siebie. Poza tym widziałam Maxa, który wcale nie wyglądał lepiej.

Skierowałyśmy się do kuchni, gdzie Van, nawet mnie nie pytając o to czym mam ochotę na cokolwiek do picia, nalała mi do szklanki mojego ulubionego soku pomarańczowego, a następnie machnęła ręką, abym poszła za nią.

- Był u mnie.

- To zdążyłam zauważyć - stwierdziłam, zajmując miejsce na kanapie w salonie.

- Nie gadajmy o mnie i o Maxie. Porozmawiajmy o tobie o i twoim życiu w Nowym Yorku. Wyrwałaś już kogoś? - spytała, siadając obok mnie i wręczając mi szklankę soku.

- Widzę, że związek w ogóle cię nie zmienił. Dalej masz w głowie tylko jedno.

- Błagam cię, ja się nigdy nie zmienię i dobrze o tym wiesz, dlatego mów, a nie zmieniasz temat - rozkazała, powodując, że cicho się zaśmiałam z jej poważnego wyrazu twarzy i odstawiłam szklankę na szklany stolik, aby już po chwili zatracić się w rozmowie z przyjaciółką.

***

- Kto to? - spytałam, słysząc dzwonek do drzwi. W chwili, gdy zdążyłam zadać to pytanie Vanessa wychodziła już z salonu z uśmiechem na ustach.

- Zobaczysz - dodała, wychylając się za ściany i puszczając mi oczko, aby po chwili zniknąć z mojego pola widzenia.

Westchnęłam cicho i podniosłam się z kanapy. Powoli skierowałam się w stronę dość głośnych rozmów, które z każdym krokiem słyszałam coraz wyraźniej. I mogę przysiąc, że wyłapałam tam głos Matta.

Mam tylko nadzieję, że to nie początek żadnej imprezy, bo chyba zabiję Van najbliższym przedmiotem, który znajdzie się w zasięgu mojej ręki.

- Co wy... Jak? - Tyle udało mi się z siebie wydusić, gdy zobaczyłam całą moją paczkę przyjaciół zamykających mnie w grupowym uścisku, przez co nagle zrobiło mi się strasznie gorąco, a z moich oczu poleciało kilka łez.

- Tak strasznie tęskniliśmy - powiedziała w końcu Jen, gdy znaleźliśmy się w salonie.

- Nie było mnie tylko miesiąc - zaśmiałam się, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę, że tęskniłam za nimi tak samo mocno jak oni za mną, o ile nie bardziej, bo przy mnie nie było żadnego z nich, a oni mieli jeszcze siebie nawzajem, a to zawsze coś.

- Na ile przyjechałaś? I czemu mi o tym nie powiedziałaś, gdy się z tobą widziałem? - spytał z pretensją Matt, splatając ręce na wysokości klatki piersiowej przez co wszyscy obecni w pomieszczeniu wybuchli śmiechem.

- Bo wtedy nie miałam tego w planach. Ty mnie namówiłeś - stwierdziłam zgodnie z prawdą.

- Twój przyjazd podziałał. Zack do mnie zadzwonił godzinę temu i mi podziękował.

- O czym wy do cholery mówicie? - spytał David.

- Matt był w Nowym Yorku we wtorek i powiedział mi o tym, co dzieje się z Zackem, więc tu przyjechałam - wytłumaczyłam szybko, a przyjaciele posłali mi zdezorientowane spojrzenie - wszyscy prócz Matta i Van, która zapewne o wszystkim wiedziała.

- Przecież Matt pojechał do swojej kuzynki na trzy dni. Nie mówił nic o tym, że się z tobą spotka - zauważyła Jennifer, zabawnie mrużąc oczy.

- Bo nie wiedziałem czy moje spotkanie z nią wypali, ale najwidoczniej wiele dało. Prawdopodobnie Vicky sprawiła, że Zack wyszedł z tego swojego depresyjnego stanu - mruknął Matt z uśmiechem i objął mnie ramieniem, przytulając do swojej piersi. - Naprawdę ci za to dziękuje - szepnął mi jeszcze tak cicho, aby nikt nie usłyszał.

- Nie ma za co - odparłam równie cicho.

- Jeśli to okaże się prawdą to chyba stawiamy ci kilka butelek whisky - zaśmiał się David, obejmując troskliwie ramieniem Jen, która tylko wtuliła się w niego mocniej.

Pamiętam jak jeszcze rok temu dziewczyna zwierzyła się mi i Van, że podoba się jej David, a kilkanaście dni potem się zeszli. I popatrzcie - są razem już rok albo i dłużej. Aż mi się ciepło robi w środku, gdy widzę to, że moi przyjaciele są szczęśliwi i znaleźli swoją drugą połówkę, z którą dzielą tą radość. I mimo, że jest mi przykro, że mi nie wyszło z Niallem i także nie mam osoby, z którą chciałabym spędzić resztę życia to ich widok sprawia, że szczęście udziela się także mi i nie umiem się nie uśmiechać.

- Van? Masz może wino? - zwróciła się w pewnym momencie Kate do dziewczyny, która z uśmiechem pokiwała twierdząco głową.

- Po co ci wino? - spytał Matt.

- Żeby wypić za powrót Vicky i nasze spotkanie.

- Ale wino jest nie dobre. To taki babski alkohol - burknął z niezadowoleniem Matt, a David mu zawtórował.

- Znajdzie się i piwo dla takich marud jak wy - oznajmiła Van i wyszła z salonu. Ruszyłam za nią, bo byłam pewna, że sama nie zabierze się ze wszystkimi butelkami oraz kieliszkami i będzie potrzebna jej moja pomoc.

- Van? Mogę cię o coś zapytać? - spytałam dziewczyny, opierając się plecami blat szafki stojącej za mną. Vanessa odwróciła się w moją stronę i uniosła pytająco brew.

- Co tam?

- Dlaczego zaprosiłaś wszystkich prócz Zacka?

Świadomość tego, że Vanessa poinformowała o moim przyjeździe wszystkich naszych przyjaciół, prócz Zacka i zaprosiła ich do siebie trochę mnie zaniepokoiła. Zastanawiałam się czy przypadkiem przez ten miesiąc, kiedy mnie nie było, coś się nie zmieniło. Teraz doskonale wiedziałam w jakim stanie był chłopak i dręczyło mnie to, że może przez jego stan odsunęli się od niego przyjaciele, których wsparcia będzie teraz potrzebował, gdy po raz kolejny wyjadę i zostawię go samego z wyrzutami sumienia. To pytanie dręczyło mnie od momentu, gdy w holu ujrzałam wszystkich oprócz Zacka i prędzej czy później musiałam o to zapytać.

- Dobrze wiemy jakie są wasze stosunki, a ja nie chciałam, żebyś potem była na mnie zła, że przeze mnie musisz znosić jego obecność. Ponadto nie wiedziałam, że dziś u niego byłaś i sobie wszystko wyjaśniliście - oznajmiła, patrząc mi prosto w oczy. - Generalnie jestem tym mega zdziwiona, bo nie sądziłam, że wybaczysz mu tak szybko i przyjedziesz tutaj ze względu na niego.

- Van... - zaczęłam. - Ja mu nie wybaczyłam.

- Nie? W takim razie co mu powiedziałaś, że aż zadzwonił do Matta i mu dziękował? - spytała lekko zdezorientowana szatynka.

- Żeby się ogarnął... I że istnieje szansa, że kiedyś mu wybaczę, ale na razie jest na to za wcześnie.

- Podziwiam cię. Ja bym chyba nie umiała wybaczyć czegoś takiego na twoim miejscu i nie mówię tego, żeby cię namówić do zmiany decyzji. Po prostu jestem z ciebie strasznie dumna. Przeszłaś tak wiele, a dalej potrafisz być dobra dla ludzi. To niesamowite, naprawdę - powiedziała, przez co na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech.

- Chodź tutaj - odparłam, rozkładając szeroko ręce. Vanessa podeszła do mnie i przytuliła mnie. - Jesteś najlepszą przyjaciółką jaką mogłam sobie kiedykolwiek wymarzyć.

- Wiem - zaśmiała się, odsuwając się ode mnie. - A teraz bierz to, bo zaczną się niecierpliwić.

Wzięłam do ręki butelkę wina i dwa kieliszki, a Vanessa zabrała ze sobą dwie butelki piwa i korkociąg, po czym łokciem zgasiła światło w kuchni i razem ruszyłyśmy do salonu, gdzie postawiłyśmy wszystko na stole.

- Dwa kieliszki? Kto nie pije? - spytał Matt, lustrując wzorkiem to, co znajdowało się na szklanym blacie.

- Ja - oznajmiłam, biorąc do ręki szklankę z sokiem, który stał tu już od dłuższego czasu, czekając aż w końcu go wypiję. - Jestem samochodem.

- Nowy Yorku już cię popsuł - stwierdził Matt, kręcąc ze smutkiem głową.

- Żebyś się jeszcze nie zdziwił - odparłam tajemniczo i zatopiła usta w słodkim soku, podczas gdy Van otworzyła wina i nalała je do trzech kieliszków, po czymś wręczyła je dziewczynom. W tym samym czasie chłopcy otworzyli swoje piwa.

- No to może opowiecie mi co słychać w Miami? - zagadnęłam, opierając się wygodnie i oparcie kanapy.

- Matt prawie wyrwał jedną z lepszych lasek z przyszłej ostatniej klasy z naszej szkoły - oznajmił David, przez co moje spojrzenie od razu poleciało na Matta, który prawie się udławił piwem, słysząc słowa przyjaciela i posłał mu mordercze spojrzenie.

- Ale to nie ta z balu? - spytałam z nadzieją.

- Tamta to przeszłość, tam samo jak ta - mruknął szybko, co oznaczało, że naprawdę nie chciał o tym rozmawiać, a ja po prostu to uszanowałam i zmieniłam temat.

Zaczęłam opowiadać przyjaciołom o Nowym Yorku, o mojej pracy, Madison, Kim i Dylanie. Potem musiałam odpowiadać na ich niekończące się pytania, z czego niektóre były naprawdę głupie - szczególnej te od Matta i nim się zorientowałam musiałam wracać do domu, bo obiecałam Chrisowi, że oddam mu samochód o umówionej porze. Nie chciałam wykorzystywać jego uprzejmości, bo doceniałam, że pożyczył mi auto, dlatego pożegnałam się z przyjaciółmi i z wielkim trudem w końcu wydostałam się z domu, co poprzedziła niekończąca się ilość próśb o to, abym została jeszcze chociaż godzinę i seria przytulania.

To spotkanie było mi potrzebne i cieszyłam się, że Vanessa potajemnie je zorganizowała, pisząc sms'y do naszych przyjaciół, podczas gdy siedziała naprzeciwko mnie w salonie i udawała, że to Max jest tak upierdliwy, że ciągle do niej wypisuje. A ja oczywiście niczego się nie domyśliłam, więc miałam wspaniałą niespodziankę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro