XXX
"Nie patrz w przeszłość, bo potkniesz się o teraźniejszość i zniszczysz sobie przyszłość. Bo nie ma sensu wracać do przeszłości. Liczy się to, co jest tu i teraz."
***
Bez zbędnego namyślania się nacisnęłam kierunkowskaz i po odczekaniu minuty, aby wszystkie samochody jadące w przeciwną stronę przejechały, skręciłam we wjazd domu Vanessy i zaparkowałam samochód na podjeździe.
Od razu po opuszczeniu posiadłości Zacka postanowiłam przyjechać do Van, która jako moja przyjaciółka zdecydowanie powinna wiedzieć o tym, że przyjechałam do Miami.
Opuściłam samochód i prawie biegnąc przeszłam przez furtkę i popędziłam w kierunku drzwi. Będąc już prawie przy schodkach, usłyszałam jak mój telefon zawibrował, powiadamiając mnie o przychodzącej wiadomości, więc wyciągnęłam urządzenie z tylnej kieszeni spodni i odblokowałam ekran. Z twarzą w telefonie, odpisując na sms'a Chrisa, który powiadomił mnie, że o ósmej będzie potrzebował samochód poczułam jak na kogoś wpadam, ale na szczęście, jakimś sposobem udało mi się zachować równowagę, więc nie upadłam na ziemię.
- O matko. Victoria! - krzyknął jakiś głos, przez co podniósł wzrok do góry, napotykając utkwione we mnie tęczówki należące do Maxa. Chłopak wyglądał na bardzo roztargnionego, mam rumieńce na policzkach i potargane włosy.
Ja chyba nie chce wiedzieć, co on robił u Van.
- Też cię miło widzieć - odparłam ze śmiechem, przytulając chłopaka, który właśnie rozłożył szeroko ramiona.
- Serio się cieszę, że cię widzę, ale strasznie się spieszę, więc muszę lecieć - dodał po chwili, odsuwając się ode mnie i omijając mnie na schodach. - Fajnie było cię znowu zobaczyć. Cześć!
- Hejka! - odkrzyknęłam jeszcze, śmiejąc się pod nosem i pokonałam kolejne trzy schodki, aby znaleźć się przy drzwiach.
Nacisnęłam dzwonek i zaczęłam tupać nogą, gdy minęły jakieś trzy minuty, a Vanessa dalej mi nie otworzyła.
- Czego znowu zapomniałeś, kretynie? - usłyszałam, gdy w końcu drzwi się otworzyły, a w nich pojawiła się ciemnowłosa dziewczyna z telefonem w dłoni i szerokim uśmiechem na twarzy.
- Dopiero przyszłam, a ty już mnie obrażasz - stwierdziłam z pretensją, splatając ręce pod biustem i udając obrażoną.
- Vicky, jeju! To naprawdę ty!? - spytała dziewczyna.
- Nie, mój klon - mruknęłam, aby po chwili zostać uściśnięta przez dziewczynę.
- Nie żartuj sobie ze mnie - powiedziała i odsunęła się ode mnie, aby wpuścić mnie do środka.
- Sama zaczęłaś. W każdym razie co tu się działo? - spytałam, zmieniając temat.
- O czym mówisz? - zapytała, pstrykając palcami.
- Te rumieńce mówią same za siebie. Poza tym widziałam Maxa, który wcale nie wyglądał lepiej.
Skierowałyśmy się do kuchni, gdzie Van, nawet mnie nie pytając o to czym mam ochotę na cokolwiek do picia, nalała mi do szklanki mojego ulubionego soku pomarańczowego, a następnie machnęła ręką, abym poszła za nią.
- Był u mnie.
- To zdążyłam zauważyć - stwierdziłam, zajmując miejsce na kanapie w salonie.
- Nie gadajmy o mnie i o Maxie. Porozmawiajmy o tobie o i twoim życiu w Nowym Yorku. Wyrwałaś już kogoś? - spytała, siadając obok mnie i wręczając mi szklankę soku.
- Widzę, że związek w ogóle cię nie zmienił. Dalej masz w głowie tylko jedno.
- Błagam cię, ja się nigdy nie zmienię i dobrze o tym wiesz, dlatego mów, a nie zmieniasz temat - rozkazała, powodując, że cicho się zaśmiałam z jej poważnego wyrazu twarzy i odstawiłam szklankę na szklany stolik, aby już po chwili zatracić się w rozmowie z przyjaciółką.
***
- Kto to? - spytałam, słysząc dzwonek do drzwi. W chwili, gdy zdążyłam zadać to pytanie Vanessa wychodziła już z salonu z uśmiechem na ustach.
- Zobaczysz - dodała, wychylając się za ściany i puszczając mi oczko, aby po chwili zniknąć z mojego pola widzenia.
Westchnęłam cicho i podniosłam się z kanapy. Powoli skierowałam się w stronę dość głośnych rozmów, które z każdym krokiem słyszałam coraz wyraźniej. I mogę przysiąc, że wyłapałam tam głos Matta.
Mam tylko nadzieję, że to nie początek żadnej imprezy, bo chyba zabiję Van najbliższym przedmiotem, który znajdzie się w zasięgu mojej ręki.
- Co wy... Jak? - Tyle udało mi się z siebie wydusić, gdy zobaczyłam całą moją paczkę przyjaciół zamykających mnie w grupowym uścisku, przez co nagle zrobiło mi się strasznie gorąco, a z moich oczu poleciało kilka łez.
- Tak strasznie tęskniliśmy - powiedziała w końcu Jen, gdy znaleźliśmy się w salonie.
- Nie było mnie tylko miesiąc - zaśmiałam się, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę, że tęskniłam za nimi tak samo mocno jak oni za mną, o ile nie bardziej, bo przy mnie nie było żadnego z nich, a oni mieli jeszcze siebie nawzajem, a to zawsze coś.
- Na ile przyjechałaś? I czemu mi o tym nie powiedziałaś, gdy się z tobą widziałem? - spytał z pretensją Matt, splatając ręce na wysokości klatki piersiowej przez co wszyscy obecni w pomieszczeniu wybuchli śmiechem.
- Bo wtedy nie miałam tego w planach. Ty mnie namówiłeś - stwierdziłam zgodnie z prawdą.
- Twój przyjazd podziałał. Zack do mnie zadzwonił godzinę temu i mi podziękował.
- O czym wy do cholery mówicie? - spytał David.
- Matt był w Nowym Yorku we wtorek i powiedział mi o tym, co dzieje się z Zackem, więc tu przyjechałam - wytłumaczyłam szybko, a przyjaciele posłali mi zdezorientowane spojrzenie - wszyscy prócz Matta i Van, która zapewne o wszystkim wiedziała.
- Przecież Matt pojechał do swojej kuzynki na trzy dni. Nie mówił nic o tym, że się z tobą spotka - zauważyła Jennifer, zabawnie mrużąc oczy.
- Bo nie wiedziałem czy moje spotkanie z nią wypali, ale najwidoczniej wiele dało. Prawdopodobnie Vicky sprawiła, że Zack wyszedł z tego swojego depresyjnego stanu - mruknął Matt z uśmiechem i objął mnie ramieniem, przytulając do swojej piersi. - Naprawdę ci za to dziękuje - szepnął mi jeszcze tak cicho, aby nikt nie usłyszał.
- Nie ma za co - odparłam równie cicho.
- Jeśli to okaże się prawdą to chyba stawiamy ci kilka butelek whisky - zaśmiał się David, obejmując troskliwie ramieniem Jen, która tylko wtuliła się w niego mocniej.
Pamiętam jak jeszcze rok temu dziewczyna zwierzyła się mi i Van, że podoba się jej David, a kilkanaście dni potem się zeszli. I popatrzcie - są razem już rok albo i dłużej. Aż mi się ciepło robi w środku, gdy widzę to, że moi przyjaciele są szczęśliwi i znaleźli swoją drugą połówkę, z którą dzielą tą radość. I mimo, że jest mi przykro, że mi nie wyszło z Niallem i także nie mam osoby, z którą chciałabym spędzić resztę życia to ich widok sprawia, że szczęście udziela się także mi i nie umiem się nie uśmiechać.
- Van? Masz może wino? - zwróciła się w pewnym momencie Kate do dziewczyny, która z uśmiechem pokiwała twierdząco głową.
- Po co ci wino? - spytał Matt.
- Żeby wypić za powrót Vicky i nasze spotkanie.
- Ale wino jest nie dobre. To taki babski alkohol - burknął z niezadowoleniem Matt, a David mu zawtórował.
- Znajdzie się i piwo dla takich marud jak wy - oznajmiła Van i wyszła z salonu. Ruszyłam za nią, bo byłam pewna, że sama nie zabierze się ze wszystkimi butelkami oraz kieliszkami i będzie potrzebna jej moja pomoc.
- Van? Mogę cię o coś zapytać? - spytałam dziewczyny, opierając się plecami blat szafki stojącej za mną. Vanessa odwróciła się w moją stronę i uniosła pytająco brew.
- Co tam?
- Dlaczego zaprosiłaś wszystkich prócz Zacka?
Świadomość tego, że Vanessa poinformowała o moim przyjeździe wszystkich naszych przyjaciół, prócz Zacka i zaprosiła ich do siebie trochę mnie zaniepokoiła. Zastanawiałam się czy przypadkiem przez ten miesiąc, kiedy mnie nie było, coś się nie zmieniło. Teraz doskonale wiedziałam w jakim stanie był chłopak i dręczyło mnie to, że może przez jego stan odsunęli się od niego przyjaciele, których wsparcia będzie teraz potrzebował, gdy po raz kolejny wyjadę i zostawię go samego z wyrzutami sumienia. To pytanie dręczyło mnie od momentu, gdy w holu ujrzałam wszystkich oprócz Zacka i prędzej czy później musiałam o to zapytać.
- Dobrze wiemy jakie są wasze stosunki, a ja nie chciałam, żebyś potem była na mnie zła, że przeze mnie musisz znosić jego obecność. Ponadto nie wiedziałam, że dziś u niego byłaś i sobie wszystko wyjaśniliście - oznajmiła, patrząc mi prosto w oczy. - Generalnie jestem tym mega zdziwiona, bo nie sądziłam, że wybaczysz mu tak szybko i przyjedziesz tutaj ze względu na niego.
- Van... - zaczęłam. - Ja mu nie wybaczyłam.
- Nie? W takim razie co mu powiedziałaś, że aż zadzwonił do Matta i mu dziękował? - spytała lekko zdezorientowana szatynka.
- Żeby się ogarnął... I że istnieje szansa, że kiedyś mu wybaczę, ale na razie jest na to za wcześnie.
- Podziwiam cię. Ja bym chyba nie umiała wybaczyć czegoś takiego na twoim miejscu i nie mówię tego, żeby cię namówić do zmiany decyzji. Po prostu jestem z ciebie strasznie dumna. Przeszłaś tak wiele, a dalej potrafisz być dobra dla ludzi. To niesamowite, naprawdę - powiedziała, przez co na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
- Chodź tutaj - odparłam, rozkładając szeroko ręce. Vanessa podeszła do mnie i przytuliła mnie. - Jesteś najlepszą przyjaciółką jaką mogłam sobie kiedykolwiek wymarzyć.
- Wiem - zaśmiała się, odsuwając się ode mnie. - A teraz bierz to, bo zaczną się niecierpliwić.
Wzięłam do ręki butelkę wina i dwa kieliszki, a Vanessa zabrała ze sobą dwie butelki piwa i korkociąg, po czym łokciem zgasiła światło w kuchni i razem ruszyłyśmy do salonu, gdzie postawiłyśmy wszystko na stole.
- Dwa kieliszki? Kto nie pije? - spytał Matt, lustrując wzorkiem to, co znajdowało się na szklanym blacie.
- Ja - oznajmiłam, biorąc do ręki szklankę z sokiem, który stał tu już od dłuższego czasu, czekając aż w końcu go wypiję. - Jestem samochodem.
- Nowy Yorku już cię popsuł - stwierdził Matt, kręcąc ze smutkiem głową.
- Żebyś się jeszcze nie zdziwił - odparłam tajemniczo i zatopiła usta w słodkim soku, podczas gdy Van otworzyła wina i nalała je do trzech kieliszków, po czymś wręczyła je dziewczynom. W tym samym czasie chłopcy otworzyli swoje piwa.
- No to może opowiecie mi co słychać w Miami? - zagadnęłam, opierając się wygodnie i oparcie kanapy.
- Matt prawie wyrwał jedną z lepszych lasek z przyszłej ostatniej klasy z naszej szkoły - oznajmił David, przez co moje spojrzenie od razu poleciało na Matta, który prawie się udławił piwem, słysząc słowa przyjaciela i posłał mu mordercze spojrzenie.
- Ale to nie ta z balu? - spytałam z nadzieją.
- Tamta to przeszłość, tam samo jak ta - mruknął szybko, co oznaczało, że naprawdę nie chciał o tym rozmawiać, a ja po prostu to uszanowałam i zmieniłam temat.
Zaczęłam opowiadać przyjaciołom o Nowym Yorku, o mojej pracy, Madison, Kim i Dylanie. Potem musiałam odpowiadać na ich niekończące się pytania, z czego niektóre były naprawdę głupie - szczególnej te od Matta i nim się zorientowałam musiałam wracać do domu, bo obiecałam Chrisowi, że oddam mu samochód o umówionej porze. Nie chciałam wykorzystywać jego uprzejmości, bo doceniałam, że pożyczył mi auto, dlatego pożegnałam się z przyjaciółmi i z wielkim trudem w końcu wydostałam się z domu, co poprzedziła niekończąca się ilość próśb o to, abym została jeszcze chociaż godzinę i seria przytulania.
To spotkanie było mi potrzebne i cieszyłam się, że Vanessa potajemnie je zorganizowała, pisząc sms'y do naszych przyjaciół, podczas gdy siedziała naprzeciwko mnie w salonie i udawała, że to Max jest tak upierdliwy, że ciągle do niej wypisuje. A ja oczywiście niczego się nie domyśliłam, więc miałam wspaniałą niespodziankę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro