XXVIII
"Nie jestem wredna, tylko szczera. Nie jestem oziębła, tylko boję się, że znowu ktoś mnie skrzywdzi. Nie jestem egoistyczna, tylko znudziło mi się o tych, którzy mają mnie głęboko w dupie."
***
Kolejne dni minęły w mgnieniu oka z czego byłam bardzo zadowolona, bo jak nigdy miałam naprawdę dość chodzenia do pracy i uśmiechania się, co musiałam robić aby nie wyjść na jakiegoś gbura. Matt miał rację mówiąc, że cały czas będę myśleć o tym co mi powiedział, bo faktycznie nie mogłam się od tego odciąć i skupić na czymś innym, dlatego podjęłam dość nagłą i niespodziewaną decyzję - sama byłam zdziwiona tym, że się na to zdecydowałam.
W czwartek po powrocie z pracy włączyłam laptopa i pod wpływem chwili oraz kawy, która mnie pobudziła zabukowałam jeden z dwóch ostatnich biletów na lot do Miami na sobotę rano. Obawiałam się tylko, że zaaranżowanie czegoś takiego z dnia na dzień nie będzie zbyt dobrą wiadomością dla mojej pracodawczyni, dlatego najpierw musiałam stawić czoła kobiecie. Przeżyłam istny szok, gdy dała mi wolne na dwa dni, oznajmiając, że w środę chce mnie widzieć z powrotem - całą i zdrową. Byłam tak szczęśliwa, że prawie ją uścisnęłam, słysząc słowa padające z jej ust, które potwierdziły to, że pojadę do mojego poprzedniego miejsca zamieszkania. Nie zadzwoniłam ani do mamy ani do moich przyjaciół, bo chciałam im wszystkim zrobić niespodziankę. Wszystko szło po mojej myśli przez co zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem nie śnię.
W piątek wieczorem spakowałam rzeczy potrzebne mi na cztery dni tym samym odmawiając sobie spotkania z Kim, bo musiałam się wyspać aby następnego dnia być w pełni sił, a nie męczyć się - prawdopodobnie - z bólem głowy.
Następnego dnia już o czwartej trzydzieści rano byłam na lotnisku po dwóch kawach - jednej wypitej w domu i drugiej kupionej po drodze, oczekując samolotu. Cieszyłam się, że zobaczę się z mamą i przyjaciółmi, ale bałam się sytuacji, której będę musiała stawić czoła. Zdecydowałam się na ten wypad głównie ze względu na Zacka i choć trudno przyznać mi się do tego samej sobie to w głębi serca wiedziałam, że to prawda. Mimo tego co mi zrobił, dalej się o niego martwiłam i bałam się, że jeśli z nim nie porozmawiam to stanie się mu coś naprawdę złego. Mogłam do niego zadzwonić, ale powszechnie wiadomo, że rozmowa w cztery oczy może zdziałać o wiele więcej niż ta telefoniczna. Wiedziałam, że mu nie wybaczę, przynajmniej nie teraz - było za wcześnie na to, aby o wszystkim zapomnieć i udawać, że nic się nie stało. Chciałam jednak sprawdzić jak się czuje i zobaczyć na własne oczy to jak cierpi - może się to wydawać chamskie i samolubne, ale świadomość, że żałuje swojego czynu sprawiała, że czułam się lepiej. Poza tym świadczyło to o tym, że chłopakowi na mnie zależy. No i dodatkowo, choć trudno było mi to przyznać - chciałam go zobaczyć, bo za nim tęskniłam.
Cóż za ironia losu - tęsknić za kimś, kto cię zranił.
***
Wysiadałam z samolotu przez co na moją skórę od razu padły promienie słona, sprawiając, że na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech i okulary przeciwsłoneczne, które szybko wyjęłam z torebki. Jak dobrze, że założyłam na siebie krótkie spodenki i zwykły t-shirt, bo gdybym miała długie spodnie to prawdopodobnie ugotowałabym się pod wpływem panującej tutaj wysokiej temperatury. Pociągnęłam swój bagaż podręczny za rączkę i skierowałam się do wielkiego budynku lotniska. Dość szybko przeszłam przez kontrolę i już po chwili siedziałam w taksówce, podając kierowcy adres domu Johna, w którym aktualnie mieszkała moja mama.
Podróż nie trwała jakoś długo albo przynajmniej szybko mi zleciała, bo byłam zbyt zajęta podziwianiem pięknego widoku za oknem samochodu, aby patrzeć na zegarek i liczyć upływające minuty.
Podeszłam do furtki, która na moje szczęście była otwarta i tak szybko jak mogłam znalazłam się pod drzwiami, wcześniej wtaszczając po schodach walizkę. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam dzwonek. Nie zdążyłam nawet pomyśleć jak wytłumaczę mamie mój nagły, niezapowiedziany przyjazd, gdy drzwi otworzyły się. Zobaczyłam w nich ubranego w same dresy Chrisa, który zapewne spał, a ja stałam się tą, która go obudziła.
- Eeee... Cześć - mruknęłam i pomachałam do niego nieśmiało, widząc jego zdezorientowaną minę - stał z szeroko otwartymi oczami i brwiami uniesionymi tak bardzo wysoko, że zaczęłam się zastanawiać jak to w ogóle możliwe, że udało mu się tak zrobić.
- Vicky? A co ty tu robisz? - zapytał, otrząsając się z pierwszego szoku i otworzył szerzej drzwi, wpuszczając mnie do środka.
- Przyjechałam - stwierdziłam, taszcząc swoją walizkę.
- Nowy York ci się znudził? - zapytał, zabierając z mojej ręki walizkę i pokazując gestem ręki abym ruszyła za nim.
- Coś ty. Po prostu... - zaczęłam, zastanawiając się co powiedzieć, aby nie ujawnić prawdziwego celu mojej wizyty. - Mam tutaj do załatwienia pewną sprawę - dokończyłam, dobierając ostrożnie każde wypowiedziane słowo.
- Sprawę? - dopytywał, prowadząc mnie na górę po schodach. - Co takiego moja siostrzyczka ma tutaj do załatwienia?
- Błagam cię, nie mów do mnie siostro, bo czuje się mega dziwnie - mruknęłam niezadowolona, gdy chłopak otworzył drzwi jednego z pokoju, wpuszczając mnie do środka.
Zabrałam od Chrisa walizkę, którą położyłam przy ścianie, aby następnie wyjąć z niej kosmetyki, które planowałam umieścić w łazience. Najpierw jednak chciałam wziąć ciepły prysznic, aby orzeźwić się po podróży i zrelaksować przed jutrzejszym dniem, który zapowiadał się ciężko. Podczas gdy ja wypakowywałam z bagażu kolejny rzeczy, Chris usiadł na łożku i miałam wrażenie, że ciagle mi się przygląda i głęboko się nad czymś zastanawia.
- Wiesz gdzie jest moja mama? - spytałam w końcu, wstając z podłogi i mierząc chłopaka równie badawczym spojrzeniem.
- Pojechała z tatą na zakupy, ale powinni wrócić za godzinę, może dwie - oznajmił, przenosząc wzrok ze mnie na ścianę obok.
- Dobrze, w takim razie ja idę wziąć prysznic - stwierdziłam, kierując się w stronę wyjścia z pomieszczenia, aby udać się do łazienki znajdującej się na korytarzu, bo akurat pokój, w którym się znajdowałam nie posiadał własnej.
- A ja będę u siebie - powiedział Chris i razem ze mną wyszedł z pokoju z tym, że on skręcił w prawo, a ja ruszyłam na lewo.
***
Tak jak powiedział Chris, moja mama i John wrócili do domu dwie godziny później, podczas gdy ja zdążyłam wziąć długi prysznic, który sprawił, że nie byłam aż tak bardzo zmęczona po locie i rozpakowałam się. Powitałam moją rodzicielkę już na samym wejściu, gdy tylko przekroczyła próg. Kiedy mnie zobaczyła, stanęła w miejscu i obawiałam się, że zaraz zemdleje, ale w momencie, w którym mocno mnie przytuliła, przestałam się o to martwić.
- Dziecko, czemu nie mówiłaś, że przyjeżdżasz? - spytała, prowadząc mnie do kuchni, gdy w końcu po kilku minutach oderwała się ode mnie, pozwalając mi normalnie oddychać.
- Chciałam ci zrobić niespodziankę - stwierdziłam zgodnie z prawdą, podchodząc do Johna, który także mnie przytulił na powitanie.
- Strasznie się cieszę, że do nas przyjechałaś. Myślałem, że twoja matka zwariuje - ciagle mówi tylko o tobie i martwi się o to czy radzisz sobie w tym Nowym Yorku - szepnął mi mężczyzna na ucho zanim się od niego odsunęłam.
- Naprawdę? - spytałam lekko zmartwiona, ale równocześnie szczęśliwa, bo jednak dobrze wiedzieć, że ktoś się o ciebie troszczy i martwi czy wszystko z tobą w porządku.
John tylko skinął głową i wyszedł z pomieszczenia, oznajmiając, że da nam chwile prywatności na babskie ploteczki i inne takie. W tym samym czasie moja mama zapatrzyła herbatę i postawiła ją przede mną, gdy zajęłam miejsce przy wyspie kuchennej. Upiłam łyk napoju, przy okazji parząc sobie język, a następnie spojrzałam na kobietę, która przypatrywała mi się z poważną miną - dokładnie tak samo jak Chris dwie godziny wcześniej.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - spytałam w końcu, czując się niekomfortowo przez dwoje oczu wpatrujących się we mnie.
- Czemu przyjechałaś?
- Każda inna matka cieszyłaby się, że jej dziecko ją odwiedza, a ty wypytujesz o powód - stwierdziłam, kręcąc głową.
- Wiesz, że się bardzo cieszę z twojego przyjazdu. Zastanawia mnie tylko czemu nie zadzwoniłaś i przyjechałaś tak nagle - odparła, poprawiając swojego, jak zawsze idealnego koka.
- Nie chce o tym rozmawiać, ale naprawdę nie masz się czym martwić - powiedziałam, doskonale zdając sobie sprawę, że tymi słowami uspokoję kobietę i zakończę ten temat. Nie chciałam z nią rozmawiać o Zacku póki sama nie miałam pewności o co tak naprawdę chodzi.
- Dobrze, nie będę wypytywać.
- Dziękuję.
Ponownie wzięłam łyka swojej herbaty, dmuchając lekko w jej powierzchnię, aby trochę ją ochłodzić, a następnie postawiłam kubek na blacie i oparłam na nim łokcie.
- W takim razie opowiedz mi o swojej pracy - poprosiła moja mama, przez co od razu się ożywiłam, a moją twarz przyozdobił wielki uśmiech.
Po długiej rozmowie z mamą, która musiała znać każdy szczegół mojego życia od wyprowadzki z Miami, udałam się do swojego pokoju i wyszłam z niego dopiero wtedy, gdy kobieta zawołała mnie na kolację, na której drugi raz odpowiadałam na te same pytania, które wcześniej zadawała mi mama, ale tym razem skierowywał je do mnie John i od czasu do czasu Chris, który praktycznie cały posiłek dziwnie się na mnie patrzył. Nie wiedziałam czy byłam brudna, zrobiłam lub powiedziałam coś nie tak, ale w końcu zignorowałam to, dochodząc do wniosku, że może mieć po prostu zły dzień albo humor.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro