Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXVII

"Nie oczekujcie od dnia tego, co mogą dać jedynie lata. Ale nie zapominajcie, że lata składają się z wielu dni, dlatego postanówcie, że nie zmarnujecie ani jednego."

***

Rozmowa z Mattem, którą właśnie prowadziłam byłam naprawdę wciągająca, ale świadomość, że chłopak do tej pory nie wyjawił mi powodu naszego niespodziewanego spotkania sprawiała, że nie mogłam pozwolić sobie na to, aby pochłonęła mnie w pełni. Zżerała mnie straszna ciekawość, której towarzyszyły także obawy i wiedziałam, że jeśli ja nie zacznę tego tematu to chłopak będzie z tym zwlekał tak długo, jak tylko będzie mógł.

- Więc powiesz mi co jest celem twojej wizyty czy dalej będziesz mnie trzymał w niepewności? - zapytałam w końcu, rzucając serwetkę, którą wcześniej wytarłam usta na talerz. Czułam się pełna i nie mogłam się ruszać, ale nie żałowałam tego, bo w życiu nie jadłam lepszej pizzy.

- Tak naprawdę to nie ja miałem być tym, od którego się o tym dowiesz, ale Van nie chciała ci mówić tego przez telefon - odparł, opierając łokcie na stoliku, a głowę na dłoniach. - Ale z racji tego, że ja miałem tutaj sprawę do załatwienia to stwierdziliśmy, że ja będę tym, od którego się dowiesz.

- Matt błagam cię, przejdź do rzeczy. Od wczoraj nie mogę się na niczym skupić przez twój telefon.

- Cóż, chodzi o Zacka - mruknął, patrząc mi się głęboko w oczy. Nieświadomie wstrzymałam oddech, a moje serce stanęło, bo mimo, że zachował się jak ostatni idiota to przyjaźniliśmy się bardzo długo i dalej był dla mnie kimś ważnym, zajmując część mojego serca i wspomnień.

- Boże, co z nim? Coś się stało? - spytałam przerażona.

- Spokojnie, żyje - oznajmił, łapiąc troskliwie moją dłoń, leżąca na stoliku i prostując się na krześle. - Chodzi o to, że jest w bardzo złym stanie.

- Złym? Czemu?

- Od twojego wyjazdu zamknął się w sobie. Obwinia się, że to przez niego wyjechałaś. Nie wychodzi z domu i pije, bardzo dużo pije. Któregoś dnia poszedłem do niego, bo naprawdę się zmartwiłem, gdy po raz kolejny powiedział, że z nami nie wyjdzie i po prostu się przeraziłem, gdy go zobaczyłem... Wyglądał jak wrak człowieka. Powiedział mi o tym, co zrobił i jak słowo daję, jestem na niego równie wkurwiony jak ty, gdy się o tym dowiedziałaś, ale jest moim przyjacielem i nie mogę patrzeć na to co sobie robi.

- Ale co ja mogę zrobić? - spytałam, gdy Matt skończył swoją wypowiedź. - Dobrze wiesz, że nie mogę mu tego wybaczyć.

- Doskonale cię rozumiem, ale gdybyś mogła chociaż do niego zadzwonić i powiedzieć, że to nie przez niego wyjechałaś i żeby się w końcu ogarnął.

- Matt... - zaczęłam, wplątując ręce we włosy i spuszczając wzrok na stolik. Nie mogłam wytrzymać prześwietlającego wzroku Matta, który wręcz przyprawiał mnie o ciarki. - Nie możesz tego ode mnie wymagać.

- Wiem Vicky. Nie wymagam, abyś to zrobiła tylko proszę, abyś to przemyślała jako przyjaciel Zacka i twój - stwierdził, co spowodowało, że ponownie na niego spojrzałam. Chłopak spojrzał gdzieś za mnie jakby nad czymś myślał, chcąc odpowiednio dobrać słowa, aby po chwili otworzyć usta i kontynuować swoją wypowiedź: - Doskonale wiem, że ty też przez to cierpisz. Rozstanie z Niallem ogromnie na ciebie wpłynęło, więc wyobraź sobie, że tak samo czuje się Zack, bo przecież wiesz, że on cię ko... Że mu na tobie bardzo zależy.

Spojrzałam na Matta podejrzliwie, bo doskonale wiedziałam, że chciał powiedzieć zupełnie co innego i przypomniałam sobie coś, co uparcie wypierałam z mojego umysłu, ale wróciło do mnie właśnie w tym momencie.

- Muszę ci coś powiedzieć - odparł po chwili. Niby wydawać by się mogło, że słowa te zabrzmiały poważnie, ale uwierzcie, że w jego stanie i w połączeniu z podpitym głosem, wcale tak nie było.

- To, że jestem najlepszą i niezastąpioną przyjaciółką? - spytałam.

- Nie - mruknął tylko, szurając nogami po chodniku.

- Że będziesz za mną tęsknił jak wyjadę? - dopytywałam. W sumie spodziewałam się i byłam nawet pewna, że akurat to padnie z jego ust, bo w końcu od tygodnia powtarzał tylko te słowa, więc zszokował mnie, gdy powiedział:

- Kocham cię, Vicky.

Nie jestem pewna czy to, co powiedział mi Zack podczas tamtej pamiętnej nocy było prawdą, bo był pijany, ale przed chwilą Matt właściwie mi to potwierdził. Nie mogłam być pewna na sto procent, że chodziło mu właśnie o to, ale nie sądziłam też, aby było inne racjonalne dokończenie słowa zaczynającego się na sylabę ko. Ponadto w tym kontekście było prawie logiczne, że chodzi właśnie o to, że Zack mnie kocha.

- Zależy mu na mnie? Do prawdy Matt? To chciałeś powiedzieć? - spytałam, unosząc brew.

- Tak Vicky - odparł stanowczo, ale jego twarz zdradzała, że nie mówił prawdy, bo nie patrzył mi prosto w oczy jak przez ostatnią część naszej rozmowy.

- Skoro tak... W każdym razie, jak sam wiesz, niedawno otrząsnęłam się po rozstaniu z Niallem i nie jestem pewna czy będę umiała stawić czoła tej porąbanej sytuacji z Zackem.

- Nie możesz uciekać przed tym w nieskończoność - oznajmił i po tonie jego głosu mogłam stwierdzić, że cieszy się, że zmieniłam temat i odeszłam od tego, który był niewygodny dla niego.

Matt miał rację - nie mogłam całe życie uciekać przed problemem, którym był Zack, bo to nie miało sensu. I tak prędzej czy później musiałbym się z tym zmierzyć, ale nie wiedziałam czy miesiąc po moim wyjeździe, gdy już mniej więcej ułożyłam sobie życie i byłam szczęśliwa, umiałabym z tego zrezygnować na rzecz Zacka będącego aktualnie w trudnej sytuacji, na którą w gruncie rzeczy naprawdę sobie zasłużył. Ponadto jestem przekonana, że doskonale zdawał sobie sprawę, jakie będą konsekwencje jego czynu, gdy wyjdzie on na światło dzienne - chyba że myślał, że nigdy nie poznam prawdy.

- Póki co narazie świetnie mi to wychodzi - stwierdziłam, ale doskonale wiedziałam, że dzisiejsza rozmowa i to, czego się dowiedziałam wpłynie na mnie i będę miała poczucie winy, że to przeze mnie obwinia się i nie wychodzi z domu, gdy to tak naprawdę ja jestem tą, która powinna być załamana i czuć się okropnie.

- Nie okłamuj mnie.

- Nie kłamię.

- Przecież wiem, że teraz to ci nie da spokoju i będziesz o tym myśleć, dlatego po części jest mi trochę głupio, że ci to powiedziałem, bo przeze mnie masz tylko dodatkowy problem na głowie - stwierdził smutno, spuszczając głowę.

Westchnęłam cicho, zdając sobie sprawę, że niestety chłopak ma rację, ale nie chciałam tego po sobie pokazać, bo czułabym się źle wiedząc, że się obwinia podczas gdy zachował się jak prawdziwy przyjaciel i powiedział mi najgorszą prawdę.

- Matt... - zaczęłam, siląc się na delikatny uśmiech. - Jest w porządku. Dobrze, że mi o tym powiedziałeś.

- Niech ci będzie. Ale obiecaj mi, że przemyślisz to wszystko - poprosił.

Matt najwyraźniej doskonale zdawał sobie sprawę, że do niczego mnie nie przekona, bo znał mnie naprawdę długo i wiedział, że nie należę do osób, które łatwo do czegoś przekonać.

- To akurat mogę ci obiecać.

***

Do apartamentu dotarłam przed jedenastą w nocy, co sprawiło, że uświadomiłam sobie, że znowu się nie wyśpię i przeklnęłam się w myślach za bycie taką idiotką. Jednakże spotkanie z Mattem sprawiło, że poczułam się jakbym znowu była w Miami, za którym momentami tęskniłam, więc godzina snu mniej nie robiła w sumie aż takiej różnicy i gdybym tylko mogła to z wielką ochotą powtórzyłabym ten dzień jeszcze raz. I nawet to, o czym mi powiedział nie sprawiło, że panował między nami dystans i było sztywno, bo po wyjściu z pizzerii chłopak rozkazał mi, abym pokazała mu jakąś ciekawą cześć miasta, która mnie urzekła i takim oto sposobem znaleźliśmy się na Brooklynie, chodząc po jego ulicach i rozmawiając tak jak zawsze - na luzie z głupimi podtekstami, głównie ze strony chłopaka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro