Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXIX

"Jeżeli mimo tego, że ktoś Cię skrzywdził... nadal martwisz się o tą osobę i ciągle Ci na niej zależy - niestety kochasz ją naprawdę."

***

Z szybko bijącym sercem podeszłam do drzwi domu państwa Pierce'ów i drżącą z nerwów ręką nacisnęłam dzwonek. Właśnie w tej chwili do mojego umysłu napłynęły wątpliwości czy decyzja, którą podjęłam nie była zbyt pochopna. Mijały kolejne sekundy i byłam już bliska odwrócenia się i wycofania z posiadłości, gdy drzwi niespodziewanie otworzyły się, sprawiając, że zamarłam. W drzwiach stała średniego wzrostu kobieta z ciemnymi, brązowymi włosami sięgającymi ramion i równie ciemnymi oczami, szeroko się do mnie uśmiechając.

- Victoria? Co ty tu tak robisz? Podobno wyjechałaś - stwierdziła, przytulając mnie.

- Przyjechałam na kilka dni - oznajmiłam, wyswobadzając się z uścisku kobiety, ponieważ było to dla mnie trochę niezręczne.

- Proszę, wejdź - Gestem ręki zaprosiła mnie do środka, na co skinęłam głową i posłałam jej delikatny uśmiech. - Zack jest u siebie, ale muszę cię ostrzec - od jakiegoś czasu jest w bardzo złym stanie, a ja nie mam pojęcia co mu jest - dodała po chwili ze smutkiem i spuściła wzrok na podłogę, gdy zdjęłam buty i stanęłam naprzeciwko niej. Zamarłam i wstrzymałam oddech.

Czy to możliwe, że Zack nie powiedział jej, że cierpi z mojego powodu?

- Naprawdę? Co mu się stało? - spytałam.

- Nie wychodzi z domu, siedzi zamknięty w pokoju i nie pamiętam nawet kiedy ostatnio jadł z nami kolację - powiedziała, patrząc na mnie.

Widziałam w jej oczach smutek i aż ścisnęło mnie coś w środku, bo zdałam sobie sprawę, że kobieta nie zna prawdziwego powodu cierpienia syna, którym w pewnym sensie jestem ja - dla niej byłam nadzieją na poprawę jego stanu, dlatego przeraziła mnie myśl, że po mojej wizycie może mu się jeszcze pogorszyć.

- Powinnaś wiedzieć, że jest z nim źle. Przecież przyjaźnicie się już tak długo - stwierdziła, najwyraźniej zauważając, że nie zamierzam skomentować jej poprzedniej wypowiedzi.

Tego też jej nie powiedział? Serio?

- Nie miałam ostatnio bardzo czasu i z nim nie rozmawiałam - wymyśliłam szybko. - To może ja już do niego pójdę - dodałam szybko, aby nie musieć dłużej rozmawiać z kobietą. Bałam się bowiem, że w końcu wygadam się jej, a tego nie chciałam.

- Oczywiście, idź - odpowiedziała, a ja wyminęłam ją niemal natychmiast i wbiegłam po schodach na górę.

Będąc przed drzwiami prowadzącymi do pokoju Zacka ponownie dzisiejszego dnia wzięłam głęboki oddech, zapukałam cicho w drzwi wykonane z ciemnego drewna i nacisnęłam na klamkę, nie czekając nawet na jakieś proszę. Weszłam do środka i pierwsze co wpadło mi w oczy to walające się po podłodze ubrania, paczki po chipsach i puszki po piwie. Przerażona tym widokiem szybko przeleciałam wzrokiem po pokoju, aby zatrzymać się na sylwetce chłopaka siedzącego na brzegu łożku z głową schowaną w dłoniach.

- Mówiłem wam, żebyście mi dali spokój - mruknął cicho chłopak, co sprawiło, że przeszedł mnie dreszcz. Jego głos brzmiał dziwnie, inaczej niż go zapamiętał - był ponury i smutny, a nie radosny jak zawsze.

- Nie pamiętam, abyś mi to mówił - odparłam niemal od razu przez co natychmiast pożałowałam, że nie umiałam się ugryźć w język wtedy, kiedy było trzeba.

Zack, słysząc mój głos zesztywniał, a następnie powoli wyprostował swoje ciało i podniósł na mnie swój wzrok, przez co prawie wydałam z siebie okrzyk przerażenia, ale w ostatniej chwili zakryłam usta dłonią. Chłopak w ogóle nie przypomniał tego Zack'a, którego zapamiętałam, wyjeżdżając z Miami miesiąc temu. Jego oczy były podpuchnięte i wyglądały tak, jakby w ostatnim czasie płakał zbyt często, a jego twarz była tak blada jak ściana. Włosy były w kompletnym nieładzie. Ponadto miałam wrażenie, że Zack schudł, bo ubrania jakoś dziwnie na nim wisiały.

- Co ty tu robisz? - zapytał po kilku minutach wpatrywania się we mnie.

- Przyjechałam, żeby sprawdzić co się z tobą dzieje.

Zack uniósł pytająco brew i pomimo smętnego wyrazu twarzy dostrzegłam mały błysk w jego oku.

- Jak widzisz miewam się świetnie - stwierdził sarkastycznie.

- Właśnie widzę. W takim razie może powinnam wyjść? - zapytałam podobnym tonem do tego, którego on użył poprzednio.

- Nie, przepraszam, po prostu nie wierzę w to, że tu jesteś - odparł i wstał z łóżka, aby podejść bliżej mnie.

- Wytłumacz mi co ma znaczyć to co aktualnie wyprawiasz? Dlaczego nie wychodzisz z domu i jak widzę nadużywasz alkoholu? - spytałam poważnie, mierząc chłopaka wzrokiem i splatając ręce pod biustem.

- To trochę skomplikowane - stwierdził i odwrócił się, aby ponownie zająć miejsce na łożku.

- Mam czas - mruknęłam cicho i oparłam się o stojącą za mną komodę.

- Nie mogę sobie wybaczyć, że zrobiłem coś takiego - oznajmił Zack po chwili, spuszczając wzrok na podłogę.

- Cóż, też nie mogę ci tego wybaczyć - stwierdziłam zgodnie z prawdą, aczkolwiek nie jestem pewna czy dobrze postąpiłam mówiąc to, bo mogłam dopić chłopaka, a przecież przyjechałam tu po to, aby go wyciągnąć z tego dołka, w którym się aktualnie znajdował.

- Więc dlaczego tu jesteś?

- Bo się o ciebie martwię.

- Jak możesz się o mnie martwić po tym, co zrobiłem?

- Też się nad tym zastanawiam. Ironia losu, co nie? - spytałam przez śmiech, przez co chłopak spojrzał na mnie z niedowierzaniem i smutkiem.

- Najwyraźniej - burknął niemiło.

Widząc, że ta rozmowa będzie o wiele trudniejsza niż się spodziewałam, opuściłam bezradnie ręce i podeszłam do łóżka, na którym siedział Zack, a następnie zajęłam miejsce obok niego tak, aby dzieliło nas przynajmniej jakieś czterdzieści centymetrów. Targały mną chyba wszystkie możliwe emocje, bo bałam się jak zakończy się ta konfrontacja, ale musiałam stawić temu czoła. Nie mogłam teraz po prostu uciec i wrócić do Nowego Yorku, bo to nie było rozwiązaniem na dłuższą metę.

- Zack, posłuchaj... - zaczęłam, zastanawiając się, co dokładnie powiedzieć, aby chłopak nie poczuł się gorzej i w końcu się ogarnął. - Wiem, że między nami było różnie. Wiem, że czasami się nie dogadywaliśmy i kłóciliśmy. Nie ma przyjaźni, w której wszystko by było idealnie. Wiem też, że przyjaźnimy się dziesięć lat, a może nawet i dłużej. To co zrobiłeś było cóż... to było okropne i nie mogę ci obiecać, że kiedykolwiek o tym zapomnę, ale wiem też, że może kiedyś będę w stanie ci to wybaczyć, dlatego...

- Vicky, ja... - wtrącił się chłopak, przez co zgromiłam go wzrokiem.

- Nie przerywaj - mruknęłam może trochę zbyt ostro. Zack podniósł ręce w geście obronnym i nic już więcej nie powiedział. - Zależy mi na tobie jako na przyjacielu, ale póki co nie możemy wrócić do tego, co było kiedyś. Zepsułeś mi związek - o tym nie da się tak łatwo zapomnieć, ale ja też popełniłam dużo błędów. Praktycznie cię olałam będąc z Niallem, więc nie dziwię się, że mogłeś być na mnie zły i poczuć się odrzucony. Widzę, że żałujesz, co jest bardzo na twoją korzyść, bo wiem, że też dla ciebie coś znaczę. Dlatego proszę cię o jedną rzecz - weź się w garść i nie obwiniaj się o to, co się stało, bo najwyraźniej tak miało być.

Wzięłam głęboki oddech i położyłam dłoń na jego ramieniu, przez co Zack spojrzał najpierw na mnie, a potem na moją rękę z uniesioną brwią.

- Proszę o to jako twoja przyjaciółka - dodałam.

- Nie wiem ile razy będę cię jeszcze przepraszał, ale wiem, że mogę to robić do usranej śmierci, nawet po to, abyś mi wybaczyła dopiero na moim pogrzebie - powiedział to takim poważnym tonem, który zdecydowanie oznaczał, że mówi prawdę, co trochę mnie przeraziło.

- Nie mów tak - powiedziałam, zabierając rękę z jego ramienia, aby umieścić ją na swoich złączonych kolanach.

- Ale to prawda.

- W takim razie ogarniesz się i wrócisz do żywych? - zapytałam z nadzieją.

- Postaram się, ale nie mogę niczego obiecać, bo zżerają mnie wyrzuty sumienia przez to, co zrobiłem. Ponadto wspomnienia o tym, jak cierpiałaś po tym zerwaniu, które było w sumie spowodowane przeze mnie dobijają mnie jeszcze bardziej - oznajmił smutno.

- To przeszłość, zapomnij o tym.

- Jak możesz mówić o tym tak spokojnie?

- Życie dało mi kilka trudnych lekcji, więc wiem, że przejmowanie się przeszłością, której nie da się zmienić nic nie da - stwierdziłam i podniosłam się z łóżka.

- Mam mieć nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz? - spytał nagle, także wstając, przez co musiałam podnieść głowę, aby spojrzeć mu w oczy.

- Nadzieja umiera ostatnia.

- A co będzie z nami? Wiem, że narazie nie mogę liczyć na nic, a ponowne bycie przyjaciółmi wymaga czasu, ale czy moglibyśmy chociaż porozmawiać od czasu do czasu przez telefon? - spytał, a w jego oczach dostrzegłam iskierkę nadziei.

- Moglibyśmy - odparłam zgodnie z prawdą.

Widok uśmiechu, który pojawił się na twarzy Zacka był zdecydowanie czymś, co poprawiło mi humor i sprawiło, że nie żałowałam mojej wizyty w domu chłopaka. Odwzajemniłam jego uśmiech i skierowałam się do drzwi.

- Już idziesz? - zapytał, pojawiając się nagle obok mnie.

- Tak, ale zostaję tutaj do wtorku.

- Jest szansa, że się spotkamy?

- Tego obiecać ci nie mogę.

- No dobrze, odprowadzić cię do drzwi? - zapytał, gdy naciskałam klamkę i otwierałam drzwi.

- Poradzę sobie - odparłam.

- Vicky? Chciałabym ci powiedzieć coś jeszcze - dodał chłopak, gdy przekraczałam już próg, co spowodowało, że odwróciłam się w jego stronę z zapytaniem wymalowanym na twarzy. - Naprawdę dziękuje, że przyjechałaś. To mi wiele dało.

- Nie dziękuj mi tylko Mattowi. To jego zasługa i powinieneś się cieszyć, że masz takiego przyjaciela - odpowiedziałam z uśmiechem i wyszłam z pokoju Zacka, kierując się w stronę schodów, które szybko pokonałam. Pożegnałam się jeszcze z mamą Zacka, która wyleciała z kuchni, słysząc jak schodzę po schodach i opuściłam dom.

Wsiadłam do samochodu Chrisa, który chłopak zgodził mi się pożyczyć i oparłam się o siedzenie, przymykając oczy. Byłam z siebie cholernie dumna, bo stawiłam czoło problemowi i pokonałam go, sprawiając, że zarówno moje ciało jak i umysł odprężyło się i rozluźniło po tych kilku dniach stresu oraz niepokojących myśli, które dopiero teraz opuściły mój umysł, sprawiając, że nareszcie czułam się wolna... i szczęśliwa, cholernie szczęśliwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro