Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXI

"W każdej stracie jest zysk.
I w każdym zysku jest strata.
A z każdym końcem przychodzi nowy początek."

***

Przez cały czas miałam nadzieję, że Zacka naprawdę nie będzie, a ja w spokoju wytrwam w tym pokoju z przyjaciółmi, ciesząc się ostatnim wpólnym wieczorem. Aż tu nagle pojawia się on i wszystkie moje marzenia znikają niczym bańka mydlana. Czy ja wymagałam aż tak dużo? Nie sadzę.

Chwilę później drzwi pokoju się otworzyły, wyrywając mnie z zamyślenia, a do pomieszczenia wparował Zack, który ciężko dyszał. Biegał czy był właśnie po jakimś szybkim numerku? Najpierw spojrzał na naszych znajomych, którzy ciagle wpatrywali się we mnie i także przeniósł na mnie swój wzrok. Miał smutne oczy, ale po jego wyrazie twarzy mogłam stwierdzić, że jest zdeterminowany i ma jakiś plan.

- Zostawię was samych, żeby Zack mógł wam wszystko wyjaśnić - powiedziałam, ruszając w stronę drzwi, ale przypomniałam sobie o czymś i zatrzymałam się przy łożku. - Strasznie się cieszę, że przyszliście dziś tu wszyscy, żeby się ze mną pożegnać, ale nie mogę przebywać tutaj z nim - dodałam, wskazując palcem na Zacka. - Pamiętajcie, że was kocham i napiszę do was, gdy będę już w Nowym Yorku.

Przytuliłam jeszcze każdego z przyjaciół (Van najdłużej z nich wszystkich). Po policzkach dziewczyn spłynęły łzy, świadczące o tym, że będą tęsknić, przez co od razu zrobiło mi się smutno, że to spotkanie musi skończyć się w ten sposób, a nie inny, ale musiałam postąpić właśnie tak. Nie mogłabym siedzieć tutaj z Zackem. To, że mogłam w ogóle na niego patrzeć było dużym sukcesem.

- Vicky, posłuchaj...

- Nie Zack, ty posłuchaj. Nie sądziłam, że będziesz w stanie zrobić mi coś takiego. Nawet rękę bym sobie za to dała uciąć. Wiedziałeś, że twoja dziewczyna dosypała Niallowi jakieś narkotyki? - spytałam, zatrzymując się przed drzwiami i splatając ręce pod biustem. Zagryzłam zęby i spojrzałam na chłopaka, który patrzył na mnie z niedowierzaniem. Nasi przyjaciele natomiast przenosili wzrok ze mnie na Zacka i tak w kółko, nie mając pojęcia o co w ogóle chodzi i co tutaj się właśnie dzieje.

- Co? Jak? Ona miała go upić i udowodnić ci, że Niall jest w stanie cię zdradzić.

Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem, słysząc jak Zack wypowiada te słowa. Mówił o tym tak bez problemu i otwarcie, jakby nic się nie stało.

- Jesteś żałosny - odparłam, mruknęłam, przekraczając próg drzwi. Już byłam pewna, że wyjdę z resztkami spokoju z tego domu, ale oczywiście coś mnie musiało powstrzymać. - Puść mnie - syknęłam, bo Zack złapał mój nadgarstek, gdy znajdowałam się już na korytarzu. Ten tylko spojrzał na mnie błagalnie, ale wykonał to, co kazałam. - Zapamiętaj ten dzień, bo właśnie dziś widzisz mnie po raz ostatni - dodałam jeszcze z zaciętą miną, ale w środku byłam zrozpaczona.

Odwróciłam się i szybko zbiegłam po schodach, wychodząc z domu przyjaciółki. Chwilę później byłam już w samochodzie. Spojrzałam na swoje odbicie w lusterku i zorientowałam się, że z prawego oka popłynęła mi jedna łza. Czyli jednak umiałam się rozpłakać. Szybko ją wytarłam, bo nie chciałam pokazać nawet przed samą sobą jak bardzo słaba i wyniszczona jestem. Mimo, że potrafiłam zgrywać bezduszną sukę to teraz - gdy byłam sama i spotkało mnie tak wiele - nie umiałam tego robić. Było mi tak cholernie przykro, że Zack się tak zachowywał i rozwalił mój związek w taki okropny sposób, że nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Miałam ochotę zniknąć - tak po prostu zapaść się pod ziemię albo przeprowadzić się na inną planetę, z dała od ludzi i tego wszystkiego. Nie wiedziałam już jak sobie z tym wszystkim poradzić. Nie wiem czy dobrze zrobiłam, mówiąc Zack'owi, że widzi mnie po raz ostatni, ale chciałam żeby chociaż w połowie poczuł się tak źle jak ja. I miałam nadzieję, że usłyszenie tych słów zabolało go tak bardzo jak mnie wypowiedzenie ich. Tak naprawdę nie chciałam urywać z nim kontaktu i tracić tego, co zbudowaliśmy przez te wszystkie lata, ale nie umiałam na niego normalnie patrzeć i rozmawiać. Nie mogłam wybaczyć mu tego, co zrobił i prawdopodobnie już nigdy nie będę w stanie tego zrobić. A myśl ta dobijała mnie jeszcze bardziej.

Zacisnęłam ręce na kierownicy i pozwoliłam łzom swobodnie płynąć po moim policzku i rozmazywać moj makijaż. Próbowałam sie uspokoić, ale nie mogłam. Z trudem łapałam powietrze. Nie wiem ile tak siedziałam i oddychałam, ale ocknęłam się z tego stanu dopiero wtedy, gdy usłyszałam jak drzwi samochodu się otwierają. Już miałam zacząć się wydzierać na Zacka i kazać mu zniknąć, gdy okazało się, że miejsce obok zostało zajęte przez Matta. Spojrzałam na chłopaka przez łzy, więc obraz nie był zbyt wyraźny, ale dostrzegłam na jego twarzy smutek.

- Boże Vicky, jest mi tak cholernie przykro - powiedział i niespodziewanie zamknął mnie w sowim niedźwiedzim uścisku. Wtuliłam się w niego mocniej opierając czoło na jego ramieniu, przez co po chwili jego koszula była już cała mokra i zapewne ubrudzona moim tuszem.

- To nie tobie powinno być przykro - zaszlochałam.

- Nie wierzę, że ci to zrobił. Gdybym tylko o tym wiedział, powstrzymałbym go.

- Nie masz wpływu na jego decyzje - stwierdziłam i oderwałam się od chłopaka, opierając się plecami o fotel. Głowę natomiast przekręciłam tak, aby mieć idealny widok na zmartwioną twarz Matta.

- Ale mogłem coś zrobić, mogłem się domyślić - wydukał, chowając twarz w dłoniach. Położyłam rękę na jego ramieniu, aby dodać mu otuchy i uśmiechnęłam się delikatnie poprzez łzy.

- Nie obwiniaj się. To nie twoja wina. Tak właściwie to powinnam ci podziękować, bo to ty byłeś ze mną przez ostatnie trzy miesiące i gdyby nie twoja obecność i słabe żarty to prawdopodobnie nigdy potrafiłabym się znowu uśmiechać - powiedziałam. Chłopak podniósł głowę i spojrzał mi głęboko w oczy, ponownie mnie przytulając.

- Będę za tobą strasznie tęsknić - stwierdził, pociągając nosem. - Obiecaj mi, że nigdy o mnie nie zapomnisz.

- Obiecuję - odparłam.

- I że przyjedziesz tutaj w wakacje, przynajmniej na kilka dni.

- Tego ci nie mogę obiecać, bo zbyt dużo rzeczy tutaj mnie rani, ale zawsze ty możesz odwiedzić mnie.

- Jeśli się to uda to z chęcią, dziękuję.

- To ja powinnam ci dziękować za to wszytko, co dla mnie robisz - odparłam, odsuwając się od chłopaka na długość ramion.

- W końcu od tego są przyjaciele.

- Nigdy nie sądziłam, że ktoś mi zastąpi Zacka - stwierdziłam, odwracając twarz w stronę szyby.

- Ja nie chce ci go zastępować, bo wiem że i tak by mi się to nie udało. On zajmuje zbyt dużą cześć w twoim sercu i umyśle - powiedział, a ja aż odwróciłam głowę z wrażenia i spojrzałam na niego. Skąd on o tym wiedział? - Chce po prostu, abyśmy byli przyjaciółmi, takimi na dobre i złe.

- Masz rację, nie zastąpisz mi go, ale i tak potrzebuje twojej obecności w moim życiu - uśmiechnęłam się, a chłopak szturchnął mnie w bok.

- No widzisz. W takim razie do zobaczenia Vicky. Mam nadzieję, że wszystko ci się ułoży w Nowym Yorku i zawsze będziesz pamiętać o znajomych z Miami - dodał i pocałował mnie w policzek, tym samym powodując uśmiech na mojej twarzy i ciepło rozlewające się po całym moim ciele. Do tej pory myślałam, że moim prawdziwym przyjacielem jest Zack. Tymczasem okazuje się, że na to miano o wiele bardziej zasługuje Matt.

- Do zobaczenia - powiedziałam. Przetarłam wilgotne oczy dłonią i obdarzyłam chłopaka jeszcze jednym uśmiechem, a potem po prostu poczekałam, aż wysiądzie ze środka i odpaliłam silnik, wyjeżdzając z podjazdu. I mimo, że bolało mnie to co zrobił Zack to uśmiechałam się. I był to uśmiech szczery, bo okazało się, że dzięki temu wszystkiemu co straciłam, zyskałam jedną rzecz - Matta, na którego jak mi się wydawało, mogłam liczyć w każdej sytuacji, bo udowodnił mi to dużo razy w bardzo krótkim czasie. Podobno prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie - przekonałam się o tym na własnej skórze i teraz już mogę powiedzieć, że to prawda.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro