XXI
"W każdej stracie jest zysk.
I w każdym zysku jest strata.
A z każdym końcem przychodzi nowy początek."
***
Przez cały czas miałam nadzieję, że Zacka naprawdę nie będzie, a ja w spokoju wytrwam w tym pokoju z przyjaciółmi, ciesząc się ostatnim wpólnym wieczorem. Aż tu nagle pojawia się on i wszystkie moje marzenia znikają niczym bańka mydlana. Czy ja wymagałam aż tak dużo? Nie sadzę.
Chwilę później drzwi pokoju się otworzyły, wyrywając mnie z zamyślenia, a do pomieszczenia wparował Zack, który ciężko dyszał. Biegał czy był właśnie po jakimś szybkim numerku? Najpierw spojrzał na naszych znajomych, którzy ciagle wpatrywali się we mnie i także przeniósł na mnie swój wzrok. Miał smutne oczy, ale po jego wyrazie twarzy mogłam stwierdzić, że jest zdeterminowany i ma jakiś plan.
- Zostawię was samych, żeby Zack mógł wam wszystko wyjaśnić - powiedziałam, ruszając w stronę drzwi, ale przypomniałam sobie o czymś i zatrzymałam się przy łożku. - Strasznie się cieszę, że przyszliście dziś tu wszyscy, żeby się ze mną pożegnać, ale nie mogę przebywać tutaj z nim - dodałam, wskazując palcem na Zacka. - Pamiętajcie, że was kocham i napiszę do was, gdy będę już w Nowym Yorku.
Przytuliłam jeszcze każdego z przyjaciół (Van najdłużej z nich wszystkich). Po policzkach dziewczyn spłynęły łzy, świadczące o tym, że będą tęsknić, przez co od razu zrobiło mi się smutno, że to spotkanie musi skończyć się w ten sposób, a nie inny, ale musiałam postąpić właśnie tak. Nie mogłabym siedzieć tutaj z Zackem. To, że mogłam w ogóle na niego patrzeć było dużym sukcesem.
- Vicky, posłuchaj...
- Nie Zack, ty posłuchaj. Nie sądziłam, że będziesz w stanie zrobić mi coś takiego. Nawet rękę bym sobie za to dała uciąć. Wiedziałeś, że twoja dziewczyna dosypała Niallowi jakieś narkotyki? - spytałam, zatrzymując się przed drzwiami i splatając ręce pod biustem. Zagryzłam zęby i spojrzałam na chłopaka, który patrzył na mnie z niedowierzaniem. Nasi przyjaciele natomiast przenosili wzrok ze mnie na Zacka i tak w kółko, nie mając pojęcia o co w ogóle chodzi i co tutaj się właśnie dzieje.
- Co? Jak? Ona miała go upić i udowodnić ci, że Niall jest w stanie cię zdradzić.
Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem, słysząc jak Zack wypowiada te słowa. Mówił o tym tak bez problemu i otwarcie, jakby nic się nie stało.
- Jesteś żałosny - odparłam, mruknęłam, przekraczając próg drzwi. Już byłam pewna, że wyjdę z resztkami spokoju z tego domu, ale oczywiście coś mnie musiało powstrzymać. - Puść mnie - syknęłam, bo Zack złapał mój nadgarstek, gdy znajdowałam się już na korytarzu. Ten tylko spojrzał na mnie błagalnie, ale wykonał to, co kazałam. - Zapamiętaj ten dzień, bo właśnie dziś widzisz mnie po raz ostatni - dodałam jeszcze z zaciętą miną, ale w środku byłam zrozpaczona.
Odwróciłam się i szybko zbiegłam po schodach, wychodząc z domu przyjaciółki. Chwilę później byłam już w samochodzie. Spojrzałam na swoje odbicie w lusterku i zorientowałam się, że z prawego oka popłynęła mi jedna łza. Czyli jednak umiałam się rozpłakać. Szybko ją wytarłam, bo nie chciałam pokazać nawet przed samą sobą jak bardzo słaba i wyniszczona jestem. Mimo, że potrafiłam zgrywać bezduszną sukę to teraz - gdy byłam sama i spotkało mnie tak wiele - nie umiałam tego robić. Było mi tak cholernie przykro, że Zack się tak zachowywał i rozwalił mój związek w taki okropny sposób, że nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Miałam ochotę zniknąć - tak po prostu zapaść się pod ziemię albo przeprowadzić się na inną planetę, z dała od ludzi i tego wszystkiego. Nie wiedziałam już jak sobie z tym wszystkim poradzić. Nie wiem czy dobrze zrobiłam, mówiąc Zack'owi, że widzi mnie po raz ostatni, ale chciałam żeby chociaż w połowie poczuł się tak źle jak ja. I miałam nadzieję, że usłyszenie tych słów zabolało go tak bardzo jak mnie wypowiedzenie ich. Tak naprawdę nie chciałam urywać z nim kontaktu i tracić tego, co zbudowaliśmy przez te wszystkie lata, ale nie umiałam na niego normalnie patrzeć i rozmawiać. Nie mogłam wybaczyć mu tego, co zrobił i prawdopodobnie już nigdy nie będę w stanie tego zrobić. A myśl ta dobijała mnie jeszcze bardziej.
Zacisnęłam ręce na kierownicy i pozwoliłam łzom swobodnie płynąć po moim policzku i rozmazywać moj makijaż. Próbowałam sie uspokoić, ale nie mogłam. Z trudem łapałam powietrze. Nie wiem ile tak siedziałam i oddychałam, ale ocknęłam się z tego stanu dopiero wtedy, gdy usłyszałam jak drzwi samochodu się otwierają. Już miałam zacząć się wydzierać na Zacka i kazać mu zniknąć, gdy okazało się, że miejsce obok zostało zajęte przez Matta. Spojrzałam na chłopaka przez łzy, więc obraz nie był zbyt wyraźny, ale dostrzegłam na jego twarzy smutek.
- Boże Vicky, jest mi tak cholernie przykro - powiedział i niespodziewanie zamknął mnie w sowim niedźwiedzim uścisku. Wtuliłam się w niego mocniej opierając czoło na jego ramieniu, przez co po chwili jego koszula była już cała mokra i zapewne ubrudzona moim tuszem.
- To nie tobie powinno być przykro - zaszlochałam.
- Nie wierzę, że ci to zrobił. Gdybym tylko o tym wiedział, powstrzymałbym go.
- Nie masz wpływu na jego decyzje - stwierdziłam i oderwałam się od chłopaka, opierając się plecami o fotel. Głowę natomiast przekręciłam tak, aby mieć idealny widok na zmartwioną twarz Matta.
- Ale mogłem coś zrobić, mogłem się domyślić - wydukał, chowając twarz w dłoniach. Położyłam rękę na jego ramieniu, aby dodać mu otuchy i uśmiechnęłam się delikatnie poprzez łzy.
- Nie obwiniaj się. To nie twoja wina. Tak właściwie to powinnam ci podziękować, bo to ty byłeś ze mną przez ostatnie trzy miesiące i gdyby nie twoja obecność i słabe żarty to prawdopodobnie nigdy potrafiłabym się znowu uśmiechać - powiedziałam. Chłopak podniósł głowę i spojrzał mi głęboko w oczy, ponownie mnie przytulając.
- Będę za tobą strasznie tęsknić - stwierdził, pociągając nosem. - Obiecaj mi, że nigdy o mnie nie zapomnisz.
- Obiecuję - odparłam.
- I że przyjedziesz tutaj w wakacje, przynajmniej na kilka dni.
- Tego ci nie mogę obiecać, bo zbyt dużo rzeczy tutaj mnie rani, ale zawsze ty możesz odwiedzić mnie.
- Jeśli się to uda to z chęcią, dziękuję.
- To ja powinnam ci dziękować za to wszytko, co dla mnie robisz - odparłam, odsuwając się od chłopaka na długość ramion.
- W końcu od tego są przyjaciele.
- Nigdy nie sądziłam, że ktoś mi zastąpi Zacka - stwierdziłam, odwracając twarz w stronę szyby.
- Ja nie chce ci go zastępować, bo wiem że i tak by mi się to nie udało. On zajmuje zbyt dużą cześć w twoim sercu i umyśle - powiedział, a ja aż odwróciłam głowę z wrażenia i spojrzałam na niego. Skąd on o tym wiedział? - Chce po prostu, abyśmy byli przyjaciółmi, takimi na dobre i złe.
- Masz rację, nie zastąpisz mi go, ale i tak potrzebuje twojej obecności w moim życiu - uśmiechnęłam się, a chłopak szturchnął mnie w bok.
- No widzisz. W takim razie do zobaczenia Vicky. Mam nadzieję, że wszystko ci się ułoży w Nowym Yorku i zawsze będziesz pamiętać o znajomych z Miami - dodał i pocałował mnie w policzek, tym samym powodując uśmiech na mojej twarzy i ciepło rozlewające się po całym moim ciele. Do tej pory myślałam, że moim prawdziwym przyjacielem jest Zack. Tymczasem okazuje się, że na to miano o wiele bardziej zasługuje Matt.
- Do zobaczenia - powiedziałam. Przetarłam wilgotne oczy dłonią i obdarzyłam chłopaka jeszcze jednym uśmiechem, a potem po prostu poczekałam, aż wysiądzie ze środka i odpaliłam silnik, wyjeżdzając z podjazdu. I mimo, że bolało mnie to co zrobił Zack to uśmiechałam się. I był to uśmiech szczery, bo okazało się, że dzięki temu wszystkiemu co straciłam, zyskałam jedną rzecz - Matta, na którego jak mi się wydawało, mogłam liczyć w każdej sytuacji, bo udowodnił mi to dużo razy w bardzo krótkim czasie. Podobno prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie - przekonałam się o tym na własnej skórze i teraz już mogę powiedzieć, że to prawda.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro