XLI (KONIEC)
Koniecznie przeczytajcie notkę pod rozdziałem!!! ⬇️⬇️⬇️
4 lata później
Poprawiłam swoje włosy i odrzuciłam je do tyłu, aby swobodnie układały się falami, spływając po moich nagich plecach. W ciągu tych czterech lat naprawdę sporo mi odrosły od momentu, w którym ścięłam je do ramion. W ostatnim czasie lekko je także rozjaśniłam, gdyż zdecydowanie potrzebowałam jakiejś zmiany, a nie chciałam pozbawić ich naturalnego koloru w pełni.
Chwyciłam z szafki srebrną bransoletkę, zapinając ją sprawnie na nadgarstku, a do uszu włożyłam kolczyki, które były razem z nią w komplecie. Pociągnęłam usta krwistoczerwoną szminką i stanęłam przed lustrem, dokładnie przyglądając się swojemu odbiciu. Miałam na sobie granatową sukienkę sięgającą do samej ziemi z długimi, koronkowymi rękawami i rozcięciem z jednej strony, które sięgało ponad prawe kolano. Plecy natomiast były całe odkryte, ale jak wcześniej wspominałam, zasłaniały je moje długie włosy. Na nogach miałam srebrne szpilki na platformie, dzięki czemu byłam wyższa i czułam się pewniej.
- Wyglądasz zabójczo - usłyszałam za sobą, a po chwili poczułam silne ramiona obejmujące mnie w talii i usta błądzące po mojej szyi.
Odwróciłam się z szerokim uśmiechem w stronę mojego chłopaka, kładąc ręce na jego ramionach. Złączyłam je za jego szyją, przyciągając go bliżej siebie. Do moich nozdrzy dotarł zapach perfum chłopaka, które dostał ode mnie na urodziny. Doskonale wiedział, że mam do nich słabość, więc używał ich codziennie. Szczególnie dużo ich zawartości wylewał na siebie, gdy wiedział, że idziemy na jakieś przyjęcie lub imprezę, aby mnie dodatkowo dręczyć.
- Ładnie pachniesz - stwierdziłam, cmokając go delikatnie w usta.
- Cóż za komplement - stwierdził ze śmiechem, przyciskając mnie jeszcze bliżej swojego ciała.
Spojrzałam mu głęboko w te piękne, niebieskie oczy. Nie miałam z tym najmniejszego problemu, bo w swoich szpilkach byłam o wiele wyższa niż bez nich i nie musiałam zadzierać głowy do góry.
- Tak bardzo nie chce mi się tam iść - mruknęłam, wyplątując się z objęć chłopaka. Po raz kolejny spojrzałam w lustro, upewniając się, że na pewno wyglądam zabójczo, tak jak to określił wcześniej Austin i nie muszę niczego poprawiać.
- Ja też sto razy bardziej wolałbym zostać tutaj - mruknął mi cicho do ucha, przyprawiając mnie o ciarki. - Z tobą. W łóżku.
- To później, kotku - stwierdziłam, na co posłał mi smutne spojrzenie. - Chodźmy.
Chłopak podał mi swoje ramię, które chwyciłam i z uśmiechem na ustach skierowaliśmy się w stronę wyjścia z mojego apartamentu. Zamknęłam drzwi na klucz i wrzuciłam je do mojej srebrnej kopertówki.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz, poczułam na skórze zimne, grudniowe powietrze, więc w środku skakałam ze szczęścia, że przed wyjściem narzuciłam na ramiona czarny płaszcz. Austin otworzył mi drzwi taksówki, która już na nas czekała i gdy upewnił się, że siedzę już w środku i moja sukienka nie przytnie się w drzwiach, zajął miejsce obok mnie. Podał kierowcy adres i złapał moją dłoń, splatając ją ze sobą. Następnie ułożył ją na swoim udzie i westchnął cicho, prawie niezauważalnie. Spojrzałam na niego kątem oka. Jego twarz była całkowicie poważna, ale miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Nie wiedziałam tylko co.
Po około pół godzinnej jeździe taksówką, zajechaliśmy pod elegancko wyglądający hotel, w którym miał odbyć się bal bożonarodzeniowy organizowany co roku przez firmę mojego ojca, której już niedługo miałam zostać właścicielką.
Austin zapłacił kierowcy i wyszedł z samochodu, podając mi dłoń, za co podziękowałam mu szerokim uśmiechem. Ponownie wziął mnie pod rękę i razem ze mną skierował się w stronę wejścia do budynku. Dość szybko pokonaliśmy schody, mijając po drodze pięknie wyglądające kobiety i dostojnych mężczyzn. Z niektórymi osobami musiałam wymienić krótkie przywitania, gdyż znałam je już z innych takich przyjęć i tak wypadało - w końcu nie chciałam, żeby ludzie potem obmawiali mojego tatę, mówiąc, że jego córka nie szanuje innych i jest zarozumiała.
Wraz z przekroczeniem głównej sali, w której miał odbyć się bal zaparło mi dech w piersiach. W pomieszczeniu dominowały trzy kolory: czerń, biel i czerwień. Z sufitu zwisały kryształowe żyrandole, które musiały kosztować fortunę. Przy ścianie naprzeciwko wejścia stało kilkadziesiąt dużych stolików, przy których wszystkie miejsca były przeznaczone dla zaproszonych gości. Na każdym ze stołów stał bukiet zrobiony z czerwonych róż i bogato wyglądająca zastawa oraz kilka rodzajów przystawek. Trochę na lewo umieszczona była dość spora scena, na której już znajdowało się kilku mężczyzn, grających jakiś powolny utwór. Reszta sali służyła jako parkiet, na którym tańczyło kilka par.
Poczułam lekki szturchnięcie z prawej strony, więc od razu spojrzałam na Austina, która stał z wzrokiem utkwionym we mnie i głupio się uśmiechał, przez co uniosłam pytająco brew.
- Już myślałem, że nigdy nie zamkniesz tej buzi - odparł ze śmiechem.
- Nie śmieszne - burknęłam, ruszając przed siebie. Powoli stawiałam każdy krok, aby nie potknąć się i nie zaliczyć bliskiego spotkania z tą lśniąca podłogą, bo zapewne nie wyszłabym z tego za dobrze.
- Cześć tato - odparłam, podchodząc do mężczyzny, który stał do mnie tyłem obok sceny i rozmawiał z Madison. Słysząc mój głos, odwrócił się i uśmiechnął się, rozkładając ramiona.
- Pięknie wyglądasz, córciu - skomplementował mnie, gdy znajdowałam się w jego objęciach.
- Dziękuje. Ty także prezentujesz się przyzwoicie - stwierdziłam z uznaniem, gdy oderwałam się od mężczyzny. Miał na sobie ciemny dopasowany garnitur i tak jak kiedyś wspominałam, mimo swojego wieku w dalszym ciągu wyglądał młodo.
Następnie podeszłam do Madison, którą także uściskałam, komplementując jej strój. Kątem oka dostrzegłam, że podczas uścisku ręki mój tata i Austin wymienili między sobą jakieś dziwne spojrzenie i odeszli na chwilę na bok. Rozmawiali ze sobą tak cicho, że nawet gdybym bardzo się wysiliła to nie dałabym rady tego usłyszeć, dlatego skupiłam się na rozmowie z Madison, która właśnie mówiła coś o ważnych gościach, którzy zaszczycą nas dzisiaj swoją obecnością. Nie bardzo jednak zrozumiałam o kogo chodzi, bo w pewnym momencie odleciałam myślami na inną planetę. Ocknęłam się dopiero wtedy, gdy Austin splótł swoją dłoń z moją i porwał mnie na parkiet, aby ze mną zatańczyć.
Mniej więcej w połowie jednej z piosenek poczułam jak dłoń Austina puszcza moją, a miejsce chłopaka zajmuje Zack.
- Odbijany - mruknął cicho, obejmując mnie w talii.
- Co ty tu robisz? - spytałam z niedowierzaniem i przytuliłam chłopaka.
- Cóż, twój tata robił jakieś interesy z moimi i zaprosił ich na to przyjęcie, więc i ja się załapałem - odparł z szerokim uśmiechem i przyciągnął mnie do siebie, abyśmy mogli dostosować się do melodii i poruszać w wolnym tańcu.
- Świetnie, że tu jesteś. Już myślałam, że to będzie kolejne nudne przyjęcie - stwierdziłam.
- Jak zwykle muszę cię ratować - Pokręcił głową z dezaprobatą, śmiejąc się pod nosem.
- Chcesz może spróbować szampana za pięć tysięcy dolarów? - spytałam cicho, choć doskonale wiedziałam, że nie będę musiała długo przekonywać chłopaka. Zack pokiwał głową z uśmiechem i pociągnął mnie w stronę stołów, wymijając tańczące pary.
Wzięliśmy po kieliszku szampana i udaliśmy się w jeden z kątów sali, aby słyszeć siebie nawzajem i móc w spokoju porozmawiać.
Nie widziałam Zacka od jakiś pięciu miesięcy, jak nie dłużej, więc jego obecność na tym przyjęciu zdecydowanie poprawiła mi nastrój. Zazwyczaj nudziło mi się na tego typu imprezach, na które musiałam teraz uczęszczać coraz częściej, a moim jedynym towarzyszem był Austin, dlatego pojawienie się Zacka było wspaniałą niespodzianką, bo w życiu bym się go tutaj nie spodziewała. Gadaliśmy jak za dawnych czasów, gdy chodziliśmy jeszcze do liceum i wspominaliśmy przeszłość, co chwilę wybuchając śmiechem. Mimo tylu lat i kłótni, które przeżyliśmy dalej byliśmy przyjaciółmi i mieliśmy ze sobą nawet dobry kontakt. A to naprawdę dziwne, bo nasze drogi na studiach w pewnym sensie się rozeszły po to, aby spotykać się znowu co jakiś czas.
Nasza rozmowa trwałaby pewnie w nieskończoność, gdyby nie głos mojego taty, który usłyszałam w głośnikach. Szybko odstawiłam kieliszek na stół, oznajmiając Zackowi, że chce podejść bliżej, a następnie skierowałam się w kierunku sceny, przy której stał już Austin. Stanęłam obok chłopaka, całując go w policzek, a on objął mnie ramieniem, więc wtuliłam się w jego bok.
- Panie i panowie! Bardzo dziękuje wszystkim za przybycie! Nawet nie wiecie jak miło mi tutaj gościć was wszystkich. Jestem naprawdę szczęśliwy, że prawie wszyscy zaproszeni się tutaj zjawili - powiedział mój tata do mikrofonu z szerokim uśmiechem. - Nie chcę jednak przedłużać i nudzić was moim gadaniem, dlatego chciałbym wam wszystkim życzyć jeszcze wesołych świat i szczęśliwego nowego roku!
Ludzie zaczęli bić brawa, a ja razem z nimi. Mój tata wyglądał na naprawdę szczęśliwego i zastanawiałam się jak może cieszyć się z tego, że przez następne kilka godzin będzie musiał tu siedzieć, tańczyć i rozmawiać z tymi wszystkimi ludźmi. Dla mnie to raczej nie był powód do szczęścia - bardziej do płaczu. Ponadto te przyjęcia były strasznie męczące i po powrocie do domu zawsze padałam na łóżko i szłam prosto do łóżka.
- Na koniec chciałbym jeszcze oddać głos Austinowi Sherwoodowi. Austin, chodź do mnie - zawołał mój tata, przez co odsunęłam się od mojego chłopaka i spojrzałam na niego ze zdezorientowaniem.
O co chodzi?
Chłopak posłał mi swój cwaniacki uśmieszek i nic nie mówiąc, poszedł w kierunku mojego ojca, który poklepał go po ramieniu i szepnął coś na ucho, a następnie odszedł w kierunku Madison. Spojrzałam na niego, ale stał tyłem do mnie, więc nie mogłam odczytać nic z jego wyrazu twarzy. Widziałam tylko jak rozmawia o czymś z kobietą, która szeroko się uśmiecha.
- Przepraszam, że wam przerywam, ale mam naprawdę coś ważnego do powiedzenia - zaczął Austin, gdy wszyscy na sali wlepili w niego zaciekawione spojrzenie. - Victorio, mógłbym cię poprosić do siebie?
Spojrzałam na chłopaka z jeszcze większym zaskoczeniem niż wcześniej i ruszyłam w jego kierunku, uważając, aby po drodze się o nic nie potknąć, bo upadek wśród takiego tłumu byłby nie lada kompromitacją.
Gdy już znalazłam się na scenie, stanęłam naprzeciw chłopaka, uśmiechając się niepewnie w jego stronę. Austin wziął głęboki oddech i włożył rękę do kieszeni spodni, z której wyciągnął jakieś bordowe pudełeczko.
O mój Boże! To chyba nie jest to co myślę, prawda?
Widząc moje szeroko otwarte oczy i wyraz twarzy, zaśmiał się cicho i uklęknął na jedno kolano, sprawnie otwierając pudełeczko. Następnie przyłożył mikrofon do ust i powiedział:
- Vicky, od dnia w którym cię poznałem nie mogę przestać o tobie myśleć. Zawładnęłaś moim sercem i umysłem już w momencie, gdy oblałaś mnie drinkiem na imprezie. Kocham cię najbardziej na świecie i dlatego chciałbym zadać ci najważniejsze pytanie, które może zadać mężczyzna ukochanej kobiecie w całym swoim życiu - powiedział praktycznie na jednym wdechu, po czymś wziął drugi głęboki, podczas gdy do moich oczu zaczęły napływać łzy spowodowane wzruszeniem i radością. - Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Słysząc te słowa, moje serce się zatrzymało, a ja nie byłam zdolna zrobić jakiegokolwiek ruchu. Stałam tam, wpatrując się w chłopaka ze łzami w oczach i niedowierzaniem. Mój mózg kilkakrotnie odtworzył słowa Austina w głowie, a ja dalej nie wierzyłam w to, co się przed chwilą stało.
- Tak, oczywiście, że tak! - krzyknęłam w końcu, nie chcąc trzymać chłopaka dłużej w niepewności, a przestraszony Austin wypuścił z płuc nagromadzone powietrze i obdarował mnie jednym z piękniejszych uśmiechów. Ludzie w sali zaczęli bić brawa i gwizdać, czego w życiu bym się nie spodziewała. Austin wstał i założył mi na palec pierścionek, a ja od razu przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. - Kocham cię. Najbardziej na świecie - szepnęłam cicho i wpiłam się w jego usta.
Gdy już się od niego oderwałam i wytarłam dłonią łzy, bo zdałam sobie sprawę, że prawdopodobnie wszyscy się na mnie patrzą, a ja nie lubię tego uczucia, gdy jest się w centrum uwagi, spojrzałam na mojego tatę, który szeroko się uśmiechał, pokazując mi dwa kciuki w górę. Zaśmiałam się pod nosem i przeniosłam wzrok w miejsce, w którym stał wcześniej Zack. Mój przyjaciel stał sztywno, z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała, a jego twarz nie wyrażała nic innego jak smutku. I nawet z tej odległości mogłam zobaczyć w jego oczach rozczarowanie wymieszane ze złością i żalem. W tej właśnie chwili z mojej twarzy zniknął uśmiech. Musiałam z nim pogadać i to koniecznie, ale głupio było mi teraz odejść od Austina, więc najzwyczajniej w świecie pociągnęłam go za rękę, aby w końcu móc zejść ze sceny i uwolnić się od części spojrzeń. Oczywiście drogę zagrodził mi mój ojciec i Madison, którzy zaczęli nam składać gratulacje. Po nich robiły to kolejne osoby, których nawet nie znałam. I nim się zorientowałam ile to tak naprawdę trwało, okazało się, że minęła prawie godzina. Szybko przeprosiłam Austina, który był trochę zdezorientowany moim dziwnym zachowaniem, ale oznajmił, że potem mnie znajdzie i odszedł w kierunku stołów z alkoholami, bo stwierdził, że musi wznieść toast z moim ojcem za swoją cudowną narzeczoną.
Okrążyłam praktycznie całą salę, ale nigdzie nie znalazłam Zacka. Istniało prawdopodobieństwo, że już dawno opuścił hotel, a szansa, że spotkam się z nim i porozmawiam kiedy indziej była nikła.
Zmęczona poszukiwaniami i nadmiarem wrażeń z jednego wieczoru postanowiłam zaczerpnąć świeżego powietrza, więc wyszłam na dwór i głęboko odetchnęłam. Wzdrygnęłam się, gdy poczułam zimne powietrze na swojej skórze i przeklęłam się w myślach, że zostawiłam swój płaszcz w środku.
Austin zaskoczył mnie jak nikt inny w całym moim życiu i byłam naprawdę szczęśliwa, że mi się oświadczył. Szczerze powiedziawszy to do dzisiaj nie miałam stu procentowej pewności czy zależy mu na mnie tak jak mi na nim i czy naprawdę kocha mnie tak samo mocno, ale już teraz to wiedziałam i pozbyłam się wszelkich wątpliwości. Świadomość, że będę dzielić z chłopakiem resztę życia sprawiała, że miałam ochotę skakać ze szczęścia, ale maniery niestety mi na to nie pozwalały.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i w pewnym momencie odwróciłam na lewo. Nie spodziewałam się jednak, że akurat tam zobaczę Zacka, siedzącego na schodach i palącego papierosa.
Od kiedy on pali?
Wzięłam głęboki oddech, dziękując losowi, że daje mi drugą szansę i podeszłam do chłopaka, zajmując miejsce obok niego. Spotkanie z zimnym cementem nie było zbyt przyjemne, ale musiałam to zrobić. Zack uniósł głowę, patrząc na mnie tymi swoimi oczami, które w tym momencie były naprawdę smutne - nie wiem czy kiedykolwiek w całym swoim życiu wyrażały aż tak wielki ból. Ponadto były lekko zaczerwienione i wyglądało to tak, jakby chłopak płakał.
- Masz jeszcze jedną fajkę? - spytałam, chcąc zacząć temat. Skinął głową i wyjął opakowanie, wręczając mi je wraz z zapalniczką. Wyjęłam ostrożnie jednego papierosa i podpaliłam go, aby po chwili się zaciągnąć, a następnie oddałam opakowanie chłopakowi.
- Nie powinnaś być z narzeczonym? - spytał w końcu, przerywając panująca pomiędzy nami od kilku minut ciszę.
- Powinnam - odparłam.
- Więc dlaczego nie jesteś?
- Bo chciałam zobaczyć czy z tobą wszystko w porządku.
- W jak najlepszym - burknął, patrząc na mnie. Jego spojrzenie nie wyrażało teraz smutku tylko złość - było lodowate i mogło zamieniać w kamień.
- Zack, proszę...
- Zerwij zaręczyny - rozkazał.
- Co? - spytałam z niedowierzaniem, szeroko otwierając oczy.
- Wiesz, że cię kocham od dawna i ze mną możesz być o wiele bardziej szczęśliwa niż z nim - powiedział, sprawiając, że moje serce na chwilę przestało bić. Od kilku lat wiedziałam, że Zack nie traktuje mnie tylko jako przyjaciółki i darzy jakimś silniejszym uczuciem. Nie mogłam jednak nic z tym zrobić, bo mi nie zależało na nim w ten sam sposób. Kochałam Austina.
- Zack, co ty mówisz?
- Kocham cię, Vicky - wyznał cicho i złapał w swoje ciepłe dłonie moje zimne ręce, które natychmiast wyrwałam.
- Nie. Nie możesz mnie kochać. Jesteśmy przyjaciółmi - oznajmiłam, wstając.
- Najwyraźniej mogę.
- Wiesz, że to nie możliwe. Ja też cię kocham, ale jak brata. Nigdy nie będziemy razem - odparłam ostro i spojrzałam na dłonie chłopaka, które były zaciśnięte w pięści.
- W takim razie to koniec. Przykro mi Vicky - szepnął cicho, odsuwając się ode mnie dwa kroki w tył.
- Szkoda, że tak to się kończyło, ale skoro tego właśnie chcesz to proszę bardzo - odpowiedziałam, odwracając się i ruszyłam w stronę wejścia do hotelu.
Po moich policzkach spłynęły dwie łzy, więc szybko je starłam. Nie mogłam teraz płakać. Nie teraz, gdy okazało się, że mężczyzna, którego kocham, publicznie przyznał się do tego, że chce spędzić ze mną resztę swojego życia. Zachowanie Zacka nie mogło przysłonić mojego szczęścia. Wiedział doskonale, że nie możemy być razem i nigdy nie będziemy, bo mówiłam mu to już kilka razy. Nie mogłam zrezygnować ze swojego szczęścia i spędzić reszty życia z kimś, kogo kocham jak brata.
To on podjął tą decyzję.
Ja tylko muszę się z nią oswoić.
I żyć dalej.
***
Witam Was wszystkiem pod ostatnim rozdziałem tego opowiadania. Cóż, nie sądziłam, że ten czas zleci tak szybko, a to opowiadania skończy się właśnie tak. Gdy zaczęłam pisać "To Tylko Przyjaciele" nie łudziłam się nawet, że osiągnie ponad milion wyświetleń i teraz gdy je czytam to zastawiam się jak to w ogóle możliwe. Osobiście nie jestem z niego jakoś zadowolona, bo gdy patrzę jakim stylem było pisane i jak bardzo oklepaną fabułę miało to aż ręce mi opadają. Jeśli chodzi natomiast o drugą część "To Tylko Wrogowie" to z niej jestem o wiele bardziej dumna. Możliwe, że wielu z Was stwierdzi, że była nudniejsza, bo mniej się nie działo, a ja nawet temu nie zaprzeczę, bo zdaje sobie z tego sprawę, ale cieszę się, że napisałam je właśnie tak. Widzę w nim ogromną poprawę mojego stylu pisania i używania różnorodnego słownictwa, które jednak czasami się powtarzało, ale nie tak jak w pierwszej części. Jestem z siebie cholernie dumna i cieszę się, że zaczęłam swoją przygodę z pisaniem.
Oczywiście wielkie podziękowania należą się Wam - moim czytelnikom, bo bez Was tak naprawdę nie odniosłabym tego wielkiego sukcesu. To właśnie Wy czytaliście to opowiadanie, czekaliście na dalsze rozdziały i swoimi komentarzami zachęcaliście mnie do dalszego pisania. Wiem, że w pewien sposób Was zawiodłam, bo chcieliście, aby Vicky była z Zackem. I uwierzcie mi na słowo, że początkowo tak właśnie miało być. Gdy wpadłam na pomysł opowiadania "To Tylko Przyjaciele" to postanowiłam, że za wszelką cenę ta dwójka w końcu będzie razem. I trzymałam się tego przez naprawdę długi czas, ale w końcu doszłam do wniosku, że wtedy fabuła będzie zbyt oklepana. No bo czemu zawsze musi być szczęśliwe zakończenie i najlepsza przyjaciółka musi się zejść z tym przyjacielem, w którym jest zakochana? W prawdziwym życiu może i zdarzają się takie rzeczy, ale nie dzieje się tak zawsze, a ja chciałam to pokazać. Możecie mnie wyklinać ile chcecie i nienawidzić, ale nie żałuję, że opowiadanie zakończyłam właśnie w ten sposób i nawet gdybym mogła to nie zmieniłabym tego.
Jeśli chodzi o trzecią część, o którą pytaliście już dawno temu, a szczególnie w większości pod ostatnim rozdziałem to muszę Was zawieść, ale nie - TRZECIEJ CZĘŚCI NIE BĘDZIE. Jeszcze jakiś czas temu zastanawiałam się nad jej napisaniem. Napisałam już nawet pierwszy rozdział, ale przyszło mi do głowy pare innych pomysłów odnośnie drugiej części i po napisaniu jej stwierdziłam, że trzecia nie ma już sensu. Poza tym nie mam na nią pomysłu i nie wiedziałabym o czym pisać, a tworzenie czegoś na siłę jest naprawdę męczące i mogę Was zapewnić, że nie podobałoby się to ani mi ani Wam. Jedno jest jednak pewne - nawet jeśli powstałaby następna część to Vicky i tak nie była by z Zackem. Może i wyjdę na wredną, ale takie zakończenie naprawdę by mnie nie usatysfakcjonowało. Przepraszam, że pogrzebałam Wasze nadzieje odnośnie tego, że jeszcze kiedykolwiek będą razem.
Pod poprzednim rozdziałem napisałam, że mam dwa pomysły na następne opowiadania. Tak, to prawda, ale po przygodzie z tą historią nie jestem pewna czy mam wystarczająco sił, aby pisać dalej. To męczące, bo chciałabym dodawać rozdziały często, ale już za półtora tygodnia zaczyna się szkoła (nie zabijajcie mnie za to, że Wam o tym przypomniałam), a ja idę do drugiej liceum. To dla mnie praktycznie najważniejszy rok i najwiecej nauki, więc nie wiem czy znajdę czas na pisanie - to właśnie jeden z powodów, dla których chciałam ukończyć "To Tylko Wrogowie" jeszcze w wakacje. Muszę się skupić na nauce, której będę miała od groma i nawet jeśli zdecyduję się na pisanie innego opowiadania to nie gwarantuję, że rozdziały będą pojawiały się często. Jeśli jednak się na to zdecyduje to powiadomię Was o mojej nowej historii.
Cóż, dalej nie wierzę, że to już koniec tej historii i Wy pewnie też nie możecie w to uwierzyć, ale trzeba spojrzeć prawdziwe w oczy. Podsumowując, jestem dumna ze swojej pierwszej historii i jeszcze raz chce podziękować za Wasze wsparcie bez którego nie dałabym rady. Za bardzo krytyczne opinie i hejty też dziękuje, bo w sumie czasami naprawdę miło poczytać wypowiedzi osób, które robią problem z byle czego, a szczególnie najmilej wspominam ogromną ilość komentarzy w pierwszym rozdziale historii "To Tylko Przyjaciele" pod wypowiedzią Van i tym, że wyciągnęła swojego IPHONE'a w celu napisania wiadomości. Do tej pory śmieję się z tego, że tak wiele osób miało problem odnoście tego, że nie napisałam po prostu "telefon". Jeśli natomiast chodzi o krytykę (oczywiście mam na myśli tą, która miała jakiekolwiek podstawy, a nie czepianie się mnie o to, że moje opowiadanie jest słabe, bo Vicky nie jest z Zackem) to też za nią dziękuje, bo ona także wiele mi dała i pomogła poprawić się na lepsze, co zapewne wskazuje wielka różnica pomiędzy pierwszą częścią i drugą.
To chyba wszystko, co chciałam powiedzieć. Mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze w innym opowiadaniu mojego autorstwa, które napewno się kiedyś ukaże i że mimo wszystko wybaczycie mi, że Vicky nie jest z Zackem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro