Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XII

"Czasem przychodzi taki moment w życiu, że trzeba zrezygnować, zapomnieć, pójść na przód i nieważne jak cholernie by Ci zależało, jak trudne by to było, po prostu trzeba odejść."

***

Do ślubu został tylko jeden dzień, a w całym domu aż huczało. Jeśli sądziłam, że wcześniej moja mama była kłębkiem nerwów to naprawdę się myliłam, bo teraz było jeszcze gorzej. Latała po domu niczym petarda i wszystko ogarniała, a przecież uroczystość i przyjęcie miały się odbyć w ogrodzie za domem John'a, a nie tutaj, więc nie widziałam sensu w jej zachowaniu. Jej telefon dzwonił co chwilę, tym samym doprowadzając mnie do ciągłego rozdrażnienia. Naprawdę nie mogłam już wytrzymać. Unikałam mamy na wszelkie sposoby i nie wchodziłam jej w drogę. Praktycznie nie wychodziłam ze swojego pokoju. Opuszczałam go tylko wtedy, gdy musiałam coś zjeść i chciałam spędzić czas z Conorem lub którymś innym z członków mojej rodziny.

- Wychodzę! - krzyknęłam przekraczając próg domu. Musiałam się stąd wydostać jak najszybciej, aby nikt nie zdążył mnie zatrzymać.

Szybko zbiegłam po schodkach i podbiegłam do furtki. Obejrzałam się za siebie, ale nie zauważyłam nikogo, kto ruszyłby w pogoni za mną. Żwawym krokiem udałam się w stronę samochodu i usiadłam za kierownicą. Nareszcie udało mi się wyrwać z tego domu wariatów.

***

- Nie mogę uwierzyć, że wyjeżdzasz już za tydzień - powiedziała Jennifer, smutnie się uśmiechając. Westchnęłam głęboko i spojrzałam na przyjaciół, którzy także wyglądali na przygnębionych.

- Przecież się jeszcze zobaczymy - odparłam radośnie, chociaż zdawałam sobie sprawę, że po moim wyjeździe z Miami wszystko się zmieni.

- Zawsze się tak mówi, a potem gówno z tego wychodzi - mruknął Matt, popijając piwo.

- Nie wiem co mam wam powiedzieć, nie zmienię decyzji. Po prostu muszę stąd wyjechać.

- Obiecaj, że o nas nie zapomnisz - powiedziała Vanessa.

- Tego nie muszę obiecywać, bo was nie da się zapomnieć - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i wyniosłam toast za naszą przyjaźń. - Ale cholernie będzie mi was brakować.

U Matta spędziliśmy całe popołudnie i wieczór. Prawdopodobnie zostalibyśmy tu nawet i do rana, ale mnie wzywały obowiązki związane ze ślubem, więc musiałam wrócić o przyzwoitej porze, aby się wyspać i być pełna energii z rana. Byłam bardzo wdzięczna przyjaciołom, że wszyscy znaleźli czas i mogliśmy się spotkać w pełnym gronie. W ostatnim czasie nie było zbyt dużo takich okazji, aby po prostu w piątkę wbić do jednego domu i pogadać, tak zwyczajnie, o wszystkim i o niczym. Tęskniłam za tym tak bardzo, dlatego zależało mi, aby wyrwać się z domu i spędzić ten czas razem, bo prawdopodobnie w wakacje już się nie zobaczymy - może jeszcze z jeden raz przed moim wyjazdem, bo obstawiam, że gdzieś wyjdziemy, rozerwać się po raz ostatni. Zdaje sobie sprawę, że po mojej przeprowadzce do Nowego Yorku wszystko się zmieni. Przesiąknę tym miastem na wylot. Poznam nowych ludzi, znajdę pracę, a potem pójdę na studia. Nie będę nawet się okłamywać, że tak nie będzie, bo doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo tego pragnę, nawet jeśli nie do końca dopuszczam do siebie tą myśl. Marzy mi się odskocznia od przeszłości, rozpoczęcie nowego rozdziału w zupełnie innym środowisku. Nie mam pojęcia czy przyjadę tu jeszcze w wakacje, ale może mi się to uda. W końcu chciałabym zobaczyć się z przyjaciółmi, bo nie chce o nich zapomnieć i nawet nie biorę takiej opcji pod uwagę. Boje się jednak, że nie będę miała na to wpływu i w końcu moje najgorsze wyobrażenia faktycznie staną się prawdą.

***
Szybko wyłączyłam budzik, który brzęczał od dwóch minut, wygrywając jakąś idiotyczną melodię. Podniosłam się z mojego jakże wygodnego łóżka i zsunęłam gołe stopy na podłogę. Podeszłam do szafy, z której wyjęłam zwykle czarne szorty i białą koszulkę z krótkim rękawkiem oraz komplet czarnej bielizny. Z tymi ubraniami udałam się do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Odkręciłam kurek z gorąco wodą, która już po chwili spływała strumieniami po moim ciele. Dokładnie umyłam włosy kokosowym szamponem, a potem wtarłam w nie odżywkę o takim samym zapachu. Ciało dokładnie umyłam moim ulubionym truskawkowym żelem, który spłukałam. Ogoliłam jeszcze nogi i wyszłam z kabiny prysznicowej.Wytarłam całe ciało ręcznikiem i ubrałam się w przygotowane wcześniej ubrania, i podeszłam do lustra, która musiałam przetrzeć ręką, bo zaparowało, zresztą tak, jak cała łazienka. Dokładnie rozczesałam włosy, które teraz idealnie pachniały i splotłam je w warkocza, dzięki któremu będę miała ładne fale i nie będę musiała tracić czasu na robienie loków. Gdy wykonałam dokładnie wszystkie czynności, wróciłam do pokoju i zorientowałam się, że zajęło mi to godzinę. Coraz mniej czasu do ślubu.

Szybko zbiegłam na dół i usłyszałam jakieś głośne rozmowy dobiegające z kuchni. Udałam się w tamtą stronę i zdałam sobie sprawę, że w pomieszczeniu znajduje się cała rodzina i wszyscy coś robią, prócz dziadka i wujka, którzy w spokoju siedzą i czytają gazetę, popijając czarną kawę.

- Vicky, słonko, zaraz przyjedzie kosmetyczka, która ma mnie pomalować, więc otwórz drzwi, gdy usłyszysz dzwonek - rzuciła przelotem moja mama i wybiegła z salonu.

Zaśmiałam się cicho i podeszłam do ekspresu, nalewając sobie kawy. Zazwyczaj dolewałam do niej jeszcze mleka, bo nie lubiłam zwykłej czarnej, która była bardzo - moim zdaniem - zbyt mocna i trochę gorzka, ale czułam, że dziś potrzebuję naprawdę dużego zastrzyku energii. Ledwo upiłam kilka łyków, gdy usłyszałam dźwięk dzwonka. Westchnęłam i udałam się w kierunku drzwi, które otworzyłam. Ujrzałam przed nimi około trzydziestoletnią kobietę z blond włosami związanymi w idealnego kucyka. Gdy tylko mnie zobaczyła, uśmiechnęła się przyjaźnie.

- Ale jesteś śliczna. To przyjemność, że mogę malować kogoś takiego. Będziesz przepiękną panną młodą - zaszczebiotała radośnie, wchodząc do środka. Słysząc te słowa wybuchnęłam śmiechem i nie mogłam się opanować przez dobre dwie minuty. Kobieta natomiast patrzyła na mnie jak na idiotkę, nie rozumiejąc o co mi chodzi. Podniosła nawet brwi, co wyglądało naprawdę komicznie.

- Przepraszam za moje zachowanie - odparłam po dłużej chwili, gdy mogłam już normalnie oddychać. - Ale ja nie jestem panną młodą.

- O jej, naprawdę? - spytała, a ja skinęłam głową. - Wybacz moją pomyłkę, ale nie widziałam osobiście kobiety, która się ze mną umawiała.

- Nic się nie stało. Jestem Vicky, córka pani młodej - powiedziałam, podając dłoń kobiecie.

- Anabelle.

- Chodźmy, zaprowadzę panią do mamy. Mam nadzieję, że będzie pani miały na nią jakiś uspokajający wpływ, bo już mam jej dosyć.

Ruszyłam z kobietą w stronę salonu, w którym zapewne znajdowała się moja mama. Przynajmniej miałam nadzieję, że tam jest, bo nie miałam ochoty latać za nią po całym domu.

- To normalne, że panny młode są zestresowane przed ślubem. Spróbuje temu zaradzić.

- Będę wdzięczna.

Po tych słowach opuściłam salon, zostawiając moją mamę z Anabelle i w spokoju wróciłam do kuchni, aby zjeść śniadanie. Nasypałam sobie do miski swoich ulubionych płatków i zalałam je mlekiem, a następnie usiadłam przy stole, przy którym dalej swoje miejsca zajmowali wujek z dziadkiem.

- Czy one muszą tak wariować? - zapytał dziadek, odrywając się od swojej gazety.

- Najwidoczniej tak - stwierdził wujek, a po chwili oboje przenieśli spojrzenie na mnie. - Wytłumacz nam, czemu tak jest.

- Mnie w to nie mieszajcie, też mam ich dość - mruknęłam, a oni się zaśmiali. - Tak w ogóle to gdzie Conor?

- Śpi.

- Pora go obudzić - powiedziałam, szatańsko zacierając ręce.

***

Po skończonym śniadaniu, schowałam miskę i łyżkę do zmywarki i wyszłam z kuchni. Wstąpiłam jeszcze na chwilę do salonu, aby zobaczyć co z mamą. Anabelle była właśnie w trakcie malowania jej oczu, więc postanowiłam, że nie będę im przeszkadzać. Wystarczy, że babcia z ciocią dotrzymywały im towarzystwa.

Skierowałam się na górę, wbiegając po schodach. Podeszłam do ostatnich drzwi znajdujących się na korytarzu i cicho je uchyliłam, wślizgując się do środka. Conor leżał rozjebany na łożku jak jakiś mors na wybrzeżu i cicho chrapał. Podeszłam do łóżka i nachyliłam się nad nim, zdając sobie sprawę, że jeszcze chrapie. Zwinnym ruchem wyciągnęłam mu spod głowy poduszkę i walnęłam go nią w twarz. Chłopak podskoczył jak oparzony, rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu osoby, która go obudziła. Gdy jego wzrok zatrzymał się na mnie głupio się uśmiechnęłam i wybiegłam z pokoju z prędkością światła. Pognałam do swojego pokoju i szybko zamknęłam drzwi, opierając się o nie. Oczekiwałam, że Conor tu zaraz wbiegnie, ale usłyszałam żadnego dźwięku, który by świadczył o tym, że jest w pobliżu. Po jakiś dziesięciu minutach wstałam z podłogi i powoli otworzyłam drzwi. I to był zły wybór, bo za nimi stał Conor, który wykorzystał to i wdarł mi się do pokoju, a następnie najzwyczajniej w świecie zaczął mnie łaskotać. Zaczęłam się śmiać, krzyczeć i poszczekać jednocześnie i błagać go, żeby przestał, co jednak nie pomogło w żaden sposób, bo on tylko przybrał na twarz cwaniacki uśmiech.

- Przestań - wydukałam pomiędzy śmiechem kolejny raz i ku mojemu zdumieniu Conor zaprzestał łaskotania mnie i usiadł na łożku. Podniosłam się z podłogi i spojrzałam na niego ze zdziwieniem.

- Ta takie pouczenia. Następnym razem nie przestanę - zaśmiał się.

- Nie będzie następnego razu - mruknęłam. - Ja już nigdy nie zbliżam się do ciebie, gdy będziesz spał.

- Nawet nie wiesz jak się z tego cieszę - odparł, wstając. - A teraz wybacz, ale muszę zrobić się na bóstwo. Może ten cały John ma jakieś ładne kuzynki - stwierdził, zabawnie poruszając brwiami, za co dostał ode mnie w ramie, a potem po prostu wyszedł z pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro