V
" Przyjaźń jest niezbędna. To ważne mieć kogoś, kto podnosi cię z podłogi, włącza muzykę, polewa kolejnego kieliszka, obejmuje cię i siedzi z tobą aż do rana, po prostu słuchając jak miotasz przekleństwami na wszystko, co cię otacza. "
***
- Nie chce tam iść - oświadczyłam, splatając ręce pod piersiami.
- Vicky, kurwa! Nie zachowuj się jak małe dziecko - burknął Matt, ciągnąc mnie za rękę. Jedyną moją reakcją było pokazanie mu języka, co spotkało się z jego bezradnym spojrzeniem na resztę przyjaciół.
- Wiem, że twoje urodziny są jutro, ale chyba lepszą opcją jest świętowanie ich w klubie niż z książką w domu - stwierdziła Van.
- Nie powiedziałabym.
Nie oszukujmy się, ale w ostatnim czasie tak wiele swojej uwagi poświęciłam czytaniu oraz nauce, że perspektywa zamknięcia się w swoim pokoju z książka i herbatą była dla mnie bardziej kusząca niż pójście do klubu pełnego pijanych, wulgarnie tańczących ludzi. Ponadto nie byłam na żadnej imprezie - mimo, że moi przyjaciele często gdzieś chodzili i próbowali mnie wyciągnąć z domu wszelkimi sposobami - od czasu rozstania z Niallem i nie byłam pewna, czy będę znowu umiała wczuć się w ten imprezowy klimat, bawić się i pić do upadłego. Tego właśnie obawiałam się najbardziej, bo nie chciałam psuć zabawy swoim przyjaciołom moim niezadowoleniem ze wszystkiego wokół i fałszywym uśmiechem na twarzy. Byłam pewna, że bawiliby się o wiele lepiej beze mnie, mimo że to ja kiedyś byłam tą osobą, która zaliczała wszystkie zabawy po kolei i umiała je rozkręcić. Teraz natomiast, po tym wszystkim co przeszłam, całkowicie straciłam zapał do jakichkolwiek wyjść ze znajomymi chociażby do parku czy na lody, nie mówiąc już o wyjściach do klubu. Czasami miałam nawet wrażenie, że moi przyjaciele tęsknią za dawną mną. Właściwie to byłam nawet pewna, że zrobiliby wszystko, aby ta szalona i wiecznie pozytywna Vicky do nich wróciła. Nikt jednak nie powiedział mi tego prosto w oczy, prócz Zacka, który kilka razy dobitnie mi to zasugerował. Nigdy jednak nie powiedział tego dosłownie i wprost. Być może po prostu bali się, że jeśli to zrobią to dobiją mnie jeszcze bardziej lub całkowicie stracą, bo poczuję się źle i urwę z nimi kontakt. Cóż, prawdę mówiąc, to tak faktycznie mogłoby by być, bo zaczęłabym się obwiniać o ich złe samopoczucie w moim towarzystwie i koniec końców nie chciałabym, aby źle się przeze mnie czuli i w końcu zamknęłabym się w sobie i unikałabym ich jak tylko bym mogła.
- 18 urodziny ma się raz w życiu. Możliwe nawet, że to ostatnie takie urodziny, które spędzamy wszyscy razem, więc z łaski swojej rusz ten tyłek z tej niewygodnej kanapy...
- Ejejejejej. Wara od mojej kanapy. - Van walnęła Zacka w ramię, na co on posłał jej obojętne spojrzenie.
- Mniejsza o twoją kanapę - mruknął, a po chwili z powrotem spojrzał na mnie. - Chodź do tego klubu ten jeden ostatni raz i się dobrze baw - powiedział stanowczo Zack, wstając. Wszyscy poszli za jego przykładem i także się podnieśli, ustawiając się wokół mnie. Przeskanowałem twarz każdego z przyjaciół w celu znalezienia jakiejś wymówki lub chociaż wsparcia z czyjejś strony, ale nie znalazłam nic, co pomogło by mi pomóc wykręcić się w jakikolwiek sposób z tej sytuacji. Cała piątka patrzyła na mnie poważnym, zdeterminowanym wzrokiem.
- Dobra. Poddaje się - mruknęłam niezadowolona, także wstając. Jak na zawołanie, na twarzach moich przyjaciół zagościł uśmiech. Pokręciłam głową i ruszyłam w stronę wyjścia z domu Van. - Ale ja nie piję.
- Oczywiście - zaśmiał się Matt, dźgając mnie palcem w bok. Gdybym go nie znała to pomyślałabym, że bez problemu zgodził się na mój warunek i nie będzie mnie zachęcał do spożywania alkoholu. Znałam go jednak bardzo dobrze i wiedziałam, że pod tym jednym, głupim słowem kryje się więcej niż można by sobie wyobrazić.
Naprawdę nie wierzyłam, że zgodziłam się na tą imprezę, ale przyjaciele mieli w pewnym sensie rację, że to mogą być moje ostatnie urodziny, które spędzimy wszyscy razem, co jednak było dość przekonującym, ale i smutnym argumentem. Poza tym doskonale zdawałam sobie sprawę, że Matt jest nieugięty jeśli chodzi o coś takiego i prędzej czy później i tak by mnie przekonał lub zmusił do wyjścia. W takim wypadku po prostu lepiej było szybciej ulec i nie marnować zbędnego czasu, bo odwlekanie tego w nieskończoność było bez sensu. A jeśli szybciej pójdziemy, to możliwe, że i szybciej wrócimy.
***
- Nie chce więcej - powiedziałam stanowczo, odsuwając od siebie kieliszek z kolejnym shotem.
- No weź. Ze mną się nie napijesz? - zapytał Matt, przysuwając mi z powrotem kieliszek. Pokręciłam głową, na co chłopak zrobił maślane oczka i patrzył się tak na mnie przez dobrą minutę. Odwróciłam wzrok w stronę parkietu, na którym tańczyli ludzie albo raczej wykonywali jakieś ruchy na wzór tańca, gdyż byłam pewna, że jeśli tego nie zrobię, to mu ulegnę. Kątem oka widziałam jednak, że nadal się na mnie lampi i dodatkowo złożył jeszcze ręce jak do modlitwy.
- No dobra, ale to już ostatni - mruknęłam, wypijając jednym haustem alkohol. Poczułam w gardle przyjemne pieczenie, które po chwili ustało, gdy alkohol dotarł już do żołądka. Moje zachowanie zdziwiło, ale bardzo ucieszyło Matta. No tak, przecież ja nigdy się tak łatwo nie poddawałam i zawsze z nim negocjowałam.
- Dobra dziewczynka - skwitował i także wypił swój alkohol. Następnie wstał i pociągnął mnie za rękę w stronę tańczących par, a ja nie miałam nawet tyle asertywności, aby sprzeciwić mu się w jakikolwiek sposób. Co ten alkohol robi z człowiekiem...
Udaliśmy się na sam środek parkietu i zaczęliśmy się poruszać w rytm jakiejś szybko lecącej piosenki. Chłopak wziął mnie za ręce i po chwili zaczął mnie obrać, przez co kręciło mi się w głowie, ale oczywiście mówienie mu, aby przestał nic nie pomogło.
Po jakiś pięciu piosenkach i moim narzekaniu w końcu udało mi się go przekonać do powrotu do stolika. Zgodził się, ale naprawdę bardzo niechętnie i byłam pewna, że tego wieczoru i tak wyciągnie mnie jeszcze na parkiet . Chyba, że się jakoś wykręcę, w co jednak bardzo wątpię, bo jeśli o to chodzi, to Matt jest nieugięty.
- Ja pierdole. Mam dosyć - stwierdziłam, zajmując miejsce na kanapie obok Zacka.
- Aż tak cię chłopak wymęczył? - Zack zaśmiał się, przez co dostał ode mnie w ramię.
- Chodzi mi o to wszystko. Nie potrzebuję tego. Najchętniej wróciłabym do domu.
- Mogłabyś się raz dobrze bawić albo chociaż udawać.
- Myślisz, że nie próbuje? - zapytałam złośliwie, nawet na niego nie patrząc.
- Mogłabyś próbować bardziej. Nie wychodziłaś nigdzie od dwóch miesięcy. Korzystaj póki możesz.
Zack promieniował pewnością siebie i brakowało mu empatii. Nie poznawałam go. Kiedyś taki nie był, albo to po prostu ja byłam zbyt oddaną przyjaciółką, żeby to zauważyć. Cóż, kiedyś wszystko było inne. Szkoda tylko, że to już nie wróci. Zack natomiast nie próbował zrobić nic, aby naprawić naszą relacje, więc ja też z tego zrezygnowałam. Bo niby czemu miałam ratować coś na czym jemu już nie zależało? To przecież bezsensu, aby tylko jedna osoba się starała.
- Łatwo ci mówić, bo ciebie nikt nie zdradził - mruknęłam i gwałtownie wstałam ze swojego miejsca.
Zack mnie wkurwił. I to bardzo. Mam wrażenie, że od mojego zerwania z Niallem strasznie się od siebie oddaliliśmy. A to dziwne, bo powinno być odwrotnie. Skoro teraz mam więcej czasu dla przyjaciół to nasze relacje zdecydowanie powinny się poprawić. Nie wiem czy to ze mną jest coś nie tak czy z nim, ale utrzymujemy wobec siebie taki dystans, że aż mnie to przeraża. Chłopak ciągle robi mi jakieś wyrzuty i rzuca się o to, że nie mam ochoty na imprezy i najchętniej to siedziałabym w domu. Prawdziwy przyjaciel powinien raczej akceptować moje wybory i to jaka jestem, a nie zmuszać mnie do czegoś na siłę i wbrew mojej woli. Nie był w mojej sytuacji i nie zawalił mu się cały świat, a jego serce nie zostało rozerwane na wszystkie strony, ale mógłby mnie chociaż zrozumieć w jakimś stopniu i wspierać, a nie zachowywać się jak jakiś jebany egoista i samolub. Naprawdę nie wiem co mu się stało, bo kiedyś taki nie był. Wiem natomiast, że jeśli dalej będzie się tak zachowywał to nasza przyjaźń stoi pod wielkim znakiem zapytania.
Powiem szczerze, że teraz to Matt stał się moim najlepszym przyjacielem, bo to on był ze mną, gdy zerwałam z Niallem i spotykał się ze mną, gdy byłam wrakiem człowieka. Tak naprawdę to czasami tylko ze mną siedział i patrzył w ścianę, bo byłam w tak złym stanie, że nie miałam nawet ochoty na rozmowę, ale on mimo to nie olał mnie i po prostu ze mną był. Jego obecność wystarczyła, abym poczuła, że nie jestem sama i mam kogoś, komu jeszcze na mnie zależy.
Podobno prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. W takim razie okazuje się, że Van i Matt są moimi prawdziwymi przyjaciółmi, a Zack to tylko jakaś cholerna, pierdolona fikcja, bo inaczej tego określić nie umiem.
- Chodź Matt. Idziemy się napić - powiedziałam stanowczo do chłopaka, który tylko słysząc te słowa, uśmiechnął się i od razu wstał.
- Czekajcie, idę z wami - rzuciła Jen.
We trójkę udaliśmy się do baru po kolejną kolejkę shotów. Zack wyprowadził mnie z równowagi i jedyną rzeczą, która mogła mnie teraz uspokoić i przywrócić do poprzedniego stanu była duża dawka alkoholu.
- Sześć shotów! - krzyknęłam do barmana, gdy usiedliśmy na wysokich stołkach. Mężczyzna skinął głową i zniknął, aby przygotować nasze zamówienie.
- Widzisz podwójnie? Nas jest tylko troje - powiedziała Jen ze śmiechem.
- Wiem, ale wypijemy po dwa. Co będziemy sobie żałować. W końcu to moje urodziny - powiedziałam.
- Widzisz, moja szkoła - powiedział dumnie Matt, wskazując na siebie.
- A czyja by inna. Tylko ty nie umiesz odmawiać alkoholu - skomentowała dziewczyna, tym samym zamykając buzię Matta.
Po chwili barman wrócił z sześcioma kieliszkami, które postawił przed nami.
- To co? Chluśniem, bo uśniem - stwierdziłam, co wywołało śmiech moich przyjaciół. Chwycili jednak szklane naczynia i wypili ich zawartość. Poszłam za ich przykładem i już po chwili oba kieliszki każdego z nas były puste, a nasze humory poprawiły się jeszcze bardziej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro