Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II

"Przypadek, że Cię spotkałam, wielki błąd, że pokochałam."

***

Ból.

Tęsknota.

Smutek.

Rozczarowanie.

Niedowierzanie.

Pustka.

Rozgoryczenie.

Nienawiść.

Bezsilność.

Wszystko to towarzyszyło mi cały czas i nie mogłam się tego wyzbyć w żaden sposób. Najsmutniejsze i najbardziej dobijające było jednak to, że zdawałam sobie sprawę, że nawet jeśli bardzo bym chciała to i tak szybko się tego nie pozbędę.

Od razu po powrocie do domu rzuciłam się bezsilnie na łóżko i zaczęłam płakać. Nie wiedziałam co innego mogę zrobić, by ukoić ból. Niestety płacz w niczym nie pomógł. Wtedy nadeszła fala złości i wkurwienia. Gwałtownie zeskoczyłam z łóżka, zaskakując samą siebie przypływem energii i zaczęłam zrzucać z szafek wszystko, co związane było z Niall'em. Wszystkie zdjęcia razem z ramkami wrzuciłam do kosza, przez co moje ściany i szafki stały się niemal puste, gdyż będąc z chłopakiem pochowałam większość zdjęć z przyjaciółmi, aby zrobić miejsce na nasze wspólne fotografie. Nie mogłam jednak patrzeć się na tą pustkę, więc powyciągałam pochowane fotografie, aby ponownie powróciły na swoje stare miejsca. W ten sposób, chociaż w pewnym sensie odciągnęłam swoje myśli od chłopaka i patrzenie na ściany nie sprawiało mi takiego bólu.

Następnym krokiem jaki poczyniłam było rozwalenie misia, którego dostałam od chłopaka któregoś tam dnia. Wzięłam nożyczki i brutalnie powbijałam je w maskotkę tak, że po chwili wysypała się z niej cała zawartość, która następnie wylądowała w koszu. Zrobiło mi się smutno, że niszczę misia, którego tak uwielbiałam - w końcu nie miał nic wspólnego z czynem chłopaka, ale za bardzo mi o nim przypominał, więc musiałam postąpić tak, a nie inaczej.

Gdy pozbyłam się wszystkich wspomnień o chłopaku w przestrzeni pokoju, zdałam sobie sprawę, że została mi jeszcze jedna rzecz - bransoletka na moim prawym nadgarstku, którą dostałam na walentynki. Nie mogłam jednak wyrzucić jej tak po prostu, do kosza. Wiedziałam, że muszę zrobić coś gorszego. Szybko wybiegłam z pokoju i popędziłam na dół. Całe szczęście, że moja mama miała dziś wrócić późno do domu, bo gdyby zobaczyła mnie w tym stanie to pewnie dostałaby zawału. Wzięłam tylko kluczyki od samochodu, po czym zamknęłam jeszcze dom i pobiegłam do auta. Nie byłam pewna czy prowadzenie w tym stanie to dobra opcja, ale zdałam sobie sprawę, że po moich policzkach nie płyną już łzy, a oczy są tylko szkliste, co wzięłam za dobry znak.

Gwałtownym ruchem odpaliłam silnik i wyjechałam z podjazdu, kierując się prosto w stronę parku. Na miejscu byłam niecałe siedem minut później. Opuściłam samochód i ruszyłam w stronę jeziorka, które niegdyś pokazał mi Niall. Wiedziałam, że jeśli wyrzucę bransoletkę akurat tam, to zostanie ona tylko w mojej pamięci. To jeziorko i polana była początkiem naszej miłości, miejscem, które kojarzyło mi się tylko z chłopakiem. Było nasze. Wiedziałam jednak, że teraz, po tym co się dowiedziałam już nigdy nie będzie dla mnie symbolem szczęścia, wyciszenia. Miało się stać czymś, co zawsze będzie mi się kojarzyć z rozczarowaniem i bólem. A ja nie miałam na to wpływu.

Po kilkunastu minutach byłam już prawie na miejscu. Prawą ręką odsunęłam gałąź, która była jedyną rzeczą dzielącą mnie od fali wspomnień, która prawdopodobnie mnie zaraz zaleje. Wzięłam głęboki oddech i zrobiłam jeden duży krok do przodu. Spojrzałam przed siebie i zdałam sobie sprawę, że nic się tutaj nie zmieniło. Drzewo, pod którym kiedyś zrobiliśmy sobie piknik, dalej stało w tym samym miejscu. Woda w małym jeziorku miała niebieski, niezmącony odcień i odbijały się w niej konary oraz zielone, obsypane liśćmi gałęzie drzew. Zamknęłam oczy i usłyszałam te same odgłosy ptaków, które słyszałam zawsze, ilekroć przychodziłam tu z Niall'em. Miejsce to wydawało się takie piękne. Idealne dla pary, która marzy o tym, aby spędzić czas we dwoje, z dala od innych ludzi.

Poczułam jak pod moimi zaciśniętymi powiekami ponownie dzisiejszego dnia zbierają się łzy, więc otworzyłam je i wytarłam rąbkiem mojej błękitnej koszulki. Musiałam szybko zrobić to, po co tu przyszłam, bo zdawałam sobie sprawę, że nie wytrzymam w tym miejscu zbyt długo. Kilkoma dużymi krokami pokonałam odległość dzielącą mnie od jeziorka i stanęłam najbliżej wody jak tylko mogłam, byleby tylko nie zamoczyć moich butów. Podniosłam prawą rękę do góry i chwilę szamotałam się z zapięciem bransoletki. Gdy już ją odpięłam, delikatnie położyłam ją na dłoni i chwyciłam w dwa palce małe serduszko.

Gdy bransoletka znajdowała się już na mojej dłoni, Niall dotknął palcem serduszka, które dopiero teraz zauważyłam.

- To serduszko jest naszym symbolem. Symbolem naszej miłości i tego, że nasze serca są połączone w jedno całe.

- Boże Niall, to takie słodkie - odparłam, patrząc na chłopaka ze wzruszeniem. Zaraz się tu rozpłacze.

- I chce abyś wiedziała, że gdziekolwiek będziesz to ja zawsze będę z tobą. Jeśli nie ciałem, to duchem. I zawsze będę cię kochał. Bez względu na wszystko.

Pokręciłam głową, aby jak najszybciej pozbyć się tego wspomnienia z głowy. Niestety to nic nie pomogło. Do moich oczy napłynęły łzy i po chwili cała moja twarz oraz koszulka były już mokre. Z gniewem cisnęłam bransoletkę do wody. Spojrzałam tylko w miejsce, w którym utworzyły się okręgi i odwróciłam się na pięcie. Chciałam stad uciec jak najszybciej. Ruszyłam przed siebie, idąc praktycznie na oślep. Moje oczy zasnuła mgła, spowodowana ciagle lecącymi łzami. Naprawdę byłam zdziwiona, gdy zdałam sobie sprawę, ze z powrotem znajduję się w parku i nie zgubiłam się nigdzie po drodze.

Otarłam łzy, co niewiele jednak dało, gdyż do oczu napływały kolejne, ale chciałam wyglądać chociaż odrobinę lepiej, gdyby jednak okazało się, że kogoś spotkam. Nie zdążyłam jeszcze dobrze pomyśleć o tym, jakbym się zachowała, gdy poczułam jak zderzam się z czyjąś klatką piersiową.

Błagam, żeby to nie był Niall. Każdy, ale nie on.

- Kurwa, Vicky, to ty? - zapytał jakiś głos. Skąś go znałam, ale w tym stanie, nie wiedziałam do kogo należy. Pociągnęłam nosem i podniosłam głowę, spotykając się z przenikliwym spojrzeniem brązowych oczu. Lepiej być nie mogło.

- Ja pierdole. Czemu ze wszystkich ludzi musiałam wpaść akurat na ciebie? - wycedziłam sarkastycznie, mijając chłopaka i ruszyłam przed siebie. Nie dane mi jednak było przejść zbyt dużo, gdyż silna ręka chłopaka złapała mój nadgarstek, odwracając mnie w swoją stronę.

- Co ci się stało? Mogę jakoś pomóc? - zapytał wyraźnie przejęty, widząc mnie w takim stanie.

- Zejdź mi z oczu i pozwól wrócić do samochodu - mruknęłam, ponownie próbując odejść w swoją stronę.

- Chyba śnisz, jeśli wydaje ci się, że pozwolę ci prowadzić w takim stanie - odparł poważnie. Przekręciłam oczami.

Znalazł się troskliwy braciszek.

- W takim razie pozwól mi wrócić do domu piechotą.

- Nie ma opcji, chodź to cię odwiozę.

Spojrzałam na niego niechętnie, ale jego oczy miały w sobie coś takiego, co sprawiło, że skinęłam głową i po prostu ruszyłam z nim w stronę samochodu. Wyglądał na przejętego i zdruzgotanego. Nie wiem czy naprawdę był zmartwiony moim stanem czy chciał zachować pozory i dobrze wypaść przed moją mamą i swoim ojcem, ale to naprawdę było miłe z jego strony. Po tym jak mi wszystko wytłumaczył, przeprosił i próbował się nawet ze mną dogadać, a ja dalej byłam dla niego chamska i oschła, to właśnie ten gest sprawił, że byłam bliżej tego, aby jednak zmienić się i nie zachowywać w stosunku do niego tak ozięble, mimo tego, co teraz czułam i jak bardzo miałam ochotę zapaść się pod ziemię i zniknąć raz na zawsze. Potrafiłam pomyśleć o czymś innym niż Niallu. Nie wiem czy myślenie o Chrisie było czymś o czym marzyłam, ale zawsze była to jakaś lepsza opcja.

Będąc przy samochodzie, rzuciłam Chrisowi kluczyki, które zwinnie złapał i zajęłam miejsce pasażera. Nie chciałam się z nim nawet kłócić o to, aby dał mi prowadzić. Po prostu oparłam głowę o szybę i wpatrywałam się w obraz za oknem. Wszystko wokół było pełne barw, takie żywe i kolorowe. Ludzie szli ulicą i się uśmiechali. Kiedyś też taka byłam. Właściwie to jeszcze wczoraj. Umiałam się uśmiechać i cieszyć z życia. Teraz jednak nie miałam już powodu, aby być szczęśliwą. Całe moje szczęście odeszło wraz z Niallem. Nieświadomie zamknęłam oczy, próbując uformować mój niespokojny oddech. Moje oczy dalej łzawiły, ale nie przejmowałam się tym. To było nic, a w pewien sposób pomagało wyzbyć mi się wszystkich negatywnych emocji.

***

Otworzyłam oczy, czując jak moje ciało styka się z czymś miękkim. Spojrzałam w bok i zobaczył, że dotykam czyjegoś ciała. Wzdrygnęłam się i spojrzałam w górę, spotykając się z oczami Chrisa.

O co kurwa chodzi?

- Przepraszam, że cię dotknąłem, ale usnęłaś w samochodzie i nie chciałem cię budzić, więc stwierdziłem, że cię tu przyniosę - odparł. Zrobiła się lekko niezręcznie, ale wysilałam się na uśmiech, chociaż chyba bardziej przypomniał on grymas.

Jeszcze wczoraj wydarłabym się na Chrisa za to, że w ogóle śmiał mnie dotknąć. Teraz jednak nie miało to znaczenia. Byłam mu nawet wdzięczna, że nie zostawił mnie na pastwę losu i się mną zajął. Zatroszczył się o mnie, mimo, że nie miał najmniejszego powodu, aby to robić.

- Ja... Dziękuje, naprawdę - wydusiłam z siebie, podnosząc się do pozycji siedzącej.

- Cóż, nie ma za co. Może lepiej będzie jak ja już pójdę - odparł, kierując się w stronę drzwi. - Potrzebujesz coś?

- Nie - powiedziałam, patrząc jak chłopak naciska na klamkę i jedną nogą jest już za drzwiami.

Zrób to teraz albo stracisz okazję.

- Chris?

- Tak? - Odwrócił się, unosząc brew.

- Dziękuje, nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczna, że mnie tam nie zostawiłeś.

Chłopak uśmiechnął się tylko i wyszedł z mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Spojrzałam w tamtym kierunku, a następnie po prostu oparłam się o poduszkę i przymknęłam oczy. Nie wiem jakim cudem mi to się udało, ale chwile później po prostu odpłynęłam. Prawdopodobnie dlatego, że byłam tak bardzo wyczerpana i zmęczona wydarzeniami dzisiejszego dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro