Część 7
Zapowiadał się bardzo upalny dzień. Razem z innymi najadami stanęłyśmy na piasku w pięknych sukienkach, mieniących się wszystkimi kolorami tęczy. Wolnym krokiem ruszyłyśmy w kierunku lasu.
Najady są bardzo podobne naturą do wilkołaków. Jednak to co je wyróżnia to niesamowicie puste i głęboko niebieskie oczy. Wyglądające tak jakby bóg włożył do nich najpiękniejsze morza świata.
Moje były inne. Niekiedy czarne jak węgiel a innym razem srebrne lub złote, jedno było pewne. W najmniejszym stopniu nie mieszały się z błękitem mórz.
Udałam że nie widzę ich rozbawionych spojrzeń gdy nieudolnie próbowałam za pleść sobie warkocz.
Dziewczyny nie były rozmowne. Mimo pięknej sylwetki, głos miały zachrypnięty i zduszony. Nie stworzono ich aby rozmawiały, ale by śpiewem mogły zabić każdego kto zblirzy się do ich terytorium.
Po około godzinie marszu, dotarłyśmy nad wodospad w samym centrum lasu. Tam miałyśmy spędzić kilka kolejnych dni. Dziewczęta nie czekając na żaden znak z mojej strony, wskoczyły pod taflę jeziora pozwalając sobie na odpoczynek. Ja natomiast usiadłam pod drzewem i obserwowałam mieniącą się w słońcu wodę.
Po jakimś czasie, oczy same zaczęły mi się zamykać, nie zwróciłam uwagi na to kiedy zasnęłam.
-Na co się gapisz?
-Nie tak głośno.. Usłyszy nas
-I tak nie zapamięta.. -niski głos rozbrzmiewał w mojej głowie
-Nie mamy czasu na durne gadanie, musimy ją ostrzec.
-Za późno, jak zwykle wszystko zepsułaś. Ona się budzi. Już nie mamy czasu.
Nagle głosy ucichły.
Przetarłam zaspane oczy a wszystko było takie samo. Najady dalej pływały w jeziorku a ja leżałam pod starym, spróchniałym drzewem.
--od autorki--
Chciałabym bardzo podziękować
DarkGirlAvalon
Za motywację do pisania i komentarze <3 dedykuję jej ten rozdział ponieważ to właśnie ona sprawiła że tu z wami jestem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro