Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To mogłeś być ty...



~ Rozwinięcie sceny z odcinka 2 x 8 (The Crown), w której Elżbieta mówi Filipowi o śmierci Kennedy'ego. ~

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ze snu wyrwało go skrzypienie materaca. Filip otworzył oczy i lekko uniósł głowę.
- Nie żyje... - Usłyszał za sobą cichy głos Elżbiety. Nie odwracając się w jej stronę,  z powrotem ułożył głowę na poduszce i patrzył pustym wzrokiem przed siebie.
Głucha cisza ciążyła w pokoju. Oboje byli przejęci wiadomościami zza oceanu.
             ———————————***————————————-

Zaledwie kilka tygodni temu John Kennedy wraz z małżonką, gościli w murach Pałacu Buckingham, a dzisiejsza wiadomość o zamachu na prezydenta Stanów Zjednoczonych wstrząsnęła nimi obojga.

Filip Bawił się z Karolem i Anną, gdy zadzwonił telefon. Wszyscy w pałacu ruszyli biegiem do telewizorów i radia. Zostawił dzieci z opiekunką i sam poszedł do salonu. Kiedy wszedł do środka  prezenter w wiadomościach zaczął mówić o zamachu i bardzo ciężkim stanie prezydenta Kennedy'ego.

Czarno biały ekran wyświetlał makabryczne obrazki podziurawionego kulami samochodu i zakrwawionej tapicerki. Wszyscy w pomieszczeniu zamarli.  Właśnie w tym momencie do pokoju weszła blada Elżbieta.

Filip spojrzał w kierunku żony. Musiała być poza Buckingham, bo była ubrana w kurtkę i w  pośpiechu zdejmowała chustę z głowy. Sekretarz i służba skinęli głowami, jednak nikt nie odważył się odezwać. Elżbieta nie zwracając na nich uwagi  stanęła obok męża rzucając mu tylko krótkie, wystraszone spojrzenie i skierowała swoje oczy na ekran telewizora.

Stali tak przez dobre 20 minut słuchając relacji dziennikarzy, aż Michael - Prywatny sekretarz królowej, przerwał narastająca ciszę. - Wasza wysokość... - Zaczął niepewnie. -  Jesteśmy teraz w trudnej sytuacji politycznej, stan prezydenta Kennedy'ego raczej nie wróży nic dobrego. Musimy zwołać pilne spotkanie rady bezpieczeństwa.

Elżbieta była jakby w innym świecie i nadal wpatrywała się w obraz telewizora, nagle ocknęła się i spojrzała na swojego sekretarza.

- Oczywiście Michael. - Powiedziała lekko drżącym głosem. Filip obserwował ją kątem oka i stwierdził, że dawno nie widział jej w takim stanie. Była strasznie spięta i z trudem opanowywała swoje emocje.

Michael ukłonił się i wyszedł z pokoju, za nim cała służba. Gdy wszyscy opuściła salon, Filip delikatnie złapał Elżbietę za rękę. Ona podniosła na niego swoje niebieskie oczy i dała mu krótki, wymuszony uśmiech. Westchnęła i opuściła pokój zostawiajac księcia samego.

To spojrzenie zostało w pamięci Filipa. Było w nim coś niepokojącego, ukrytego głębiej, coś czego za wszelka cenę nie chciał pokazać...

Filip  Spędził jeszcze kilka minut, oglądając telewizję i wyszedł. Postanowił położyć się dziś wcześniej, by odpocząć od niepokojących myśli. Podczas służby na wojnie  nauczył się kontrolować swoje sny tak, by całkowicie odciąć się od swojej świadomości i mieć głowę wolną od złych myśli.  W tym czasie Elżbieta została w ich wspólnym salonie i słuchała radia. Teraz przyszła oznajmić mu najgorsza wiadomość, którą w sumie spodziewał się w końcu usłyszeć...

———— -——— ——-—***——————————

Z zadumy wyrwało go poczucie ciepłego ciała żony, która wtuliła się w jego plecy. Minęło wiele czasu, od kiedy ostatni raz dzielili łóżko, dlatego był trochę zdziwiony, gdy weszła pod jego kołdrę.

- Lilibet? - Szepnął, kiedy objęła go ręką.  Jej drobna dłoń wplotła się w jego palce, a on przycisnął ją do piersi.

Elżbieta cicho westchnęła i  przycisnęła się jeszcze bliżej do męża tak, że czuł każdą krzywiznę jej ciała, jakby była kawałkiem żelaza wtapiającym się w jego skórę. Delikatnie schowała twarz w zagłębieniu szyi Filipa. Leżeli w ciszy, wpatrując się w przestrzeń.

Ostatni raz, kiedy byli tak blisko, w ten sposób, był po śmierci Króla Jerzego. Elżbieta, którą męczyły koszmary szukała schronienia w  ramionach męża i większość nocy spędzali razem w uścisku.

Cisza stawała się nie do zniesienia, nawet złośliwie tykające zegary jakby nagle ucichły. To co  powinno wydawać się bezwzględnym spokojem i komfortem, w tej intymnej sytuacji, wcale nim nie było. Filip czuł jej ciepły, krótki oddech na szyi i szaleńcze bicie serca na swoich plecach. Wydawało mu się nawet, że usłyszał ciche, stłamszone skomlenie.

- Lilibet? - Ponownie szepnął, tym razem już zaniepokojony. Nie odpowiedziała. Wciągnęła tylko głośno powietrze. To dla niego był wystarczający sygnał. Musiał zobaczyć jej twarz.

Odwrócił się tak, że ona zsunęła się z jego pleców, wpadając pod niego. Filip oparł się na rękach wokół jej głowy i delikatnie odgarnął kosmyk włosów z jej czoła. Blask księżyca wpadający przez okno oświetlał jej bladą twarz.

- Kapusta...co się dzieje? - Zapytał. Ona przełknęła tylko ślinę i otworzyła lekko usta, jakby miała zamiar coś powiedzieć, jednak za chwile znowu je zacisnęła.  Filip z troską wpatrywał się w jej niebieskie oczy...

Te oczy, które go oczarowały swoim blaskiem, które radośnie pobłyskiwały, z których czasem leciały iskry złości, które czasem mroziły go spojrzeniem. Teraz te oczy zazwyczaj są bez wyrazu, zgrabnie ukrywając emocje, jednak on przebija się przez tą kurtynę i potrafi dostrzec, co się za nią kryje.

Elżbieta leżała pod nim lekko drżąc i obserwując go. Twarz Filipa skrzywiła się w małym grymasie. W jej oczach widział jawny strach, nawet nie próbowała go ukryć. Wnętrzności Księcia Edynburga  się zagotowały. Zdawał sobie sprawę, że Elżbietę zaszokowała śmierć Kennedy'ego ale, czy to doprowadziłoby ją do takie stanu? Królową, która niemal perfekcyjnie, zawsze potrafi być opanowana?

- Elżbieto, Lilibet... kochanie, proszę powiedz mi co się dzieje? - Powiedział z desperacją w głosie.

- Jestem tu przy Tobie, wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć... - Te słowa zadziałały jak punkt zapalny.

W jednej chwili oczy Elżbiety stały się mokre, zacisnęła zęby próbując pohamować łzy. Patrzyła wprost na męża i pękła. Szloch wyszedł z jej ust.

- Boże, kochanie! - Sapnął Filip i zaczął ocierać spływające po jej policzkach łzy.

Położył się przy niej i przycisnął ją do swojej piersi. Nie obchodziło go, że będzie miał całą mokrą koszulę. Łagodnie gładził ją po ramieniu, mając nadzieję, że atak paniki zaraz minie. Po chwili oddech Elżbiety zdawał się zwalniać. Kiedy wrócił do normalnego tempa, chwyciła go za rękę.

- Przepraszam... - Wymamrotała w jego koszulę. - Kochanie, nie możesz kumulować w sobie tyle emocji, to nie jest zdrowie... - Odpowiedział z troską Filip owijając ciaśniej ramiona wokół jej talii. Leżeli chwilę w ciszy, aż Elżbieta uniosła głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.

- Ja... po prostu... to wszystko... - Zacinała się.
- Nie wiem co bym zrobiła, gdybym Cię straciła...

- Łzy znowu napłynęły do jej oczu. Położyła głowę z powrotem na piersi męża, by usłyszeć spokojne bicie jego serca. Filip westchnął delikatnie przeczesując splątane loki żony.

- To jest przerażające, kiedy myślę, że to mogłeś być Ty... - Powiedziała drżącym głosem.

-  Oh, Lilibet... jestem tu i nie zmierzam nigdzie uciekać od mojej pięknej żony. - Odparł spokojnie.
- Nawet mając wokół siebie takie urodziwe i atrakcyjne kobiety jak Jackie Kennedy? - Zapytała z nutą zazdrości w głosie.

Nadal miała w pamięci obraz jej męża prowadzącego „ożywioną" rozmowę z tą kobietą.

Elżbieta zacisnęła zęby przypominając sobie, to okropne ściskanie żołądka, kiedy widziała ich razem, tak dobrze dogadujących się, podczas gdy ona i Filip prawie każdy dzień spędzali na kłótniach.

Filip zauważył tą nagłą zmianę w zachowaniu żony, która zdawała się budować wokół siebie kolejny mur.

- Może była ładna... - Szepnął jej do ucha. - Ale nic nie może równać się twoim wdziękom... - Powiedział jednocześnie przesuwając swoją rękę w dół, po krawędzi jej ciała. Mrugnął w jej stronę i złożył pocałunek na czubku jej głowy.

Elżbieta wzdrygnęła się, czując szorstką dłoń męża na swojej skórze. Dawno już nie dotykał jej w taki sposób. Przygryzła dolną wargę i uniosła głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Miał uniesione brwi i obserwował ją z tym swoim „głupim" wyrazem twarzy.

Elżbieta to zignorowała i poważnie powiedziała: - Jest też dużo mądrzejsza ode mnie, potrafi rozmawiać na wiele tematów, jest spontaniczna i olśniewająca i... - Tak. - Przerwał jej Filip.

- Jest bardziej „rozrywkowa" niż ty, ale pamiętaj jaką rolę pełnisz...Mamy swoje zasady, a olśniewająca i spontaniczna możesz być kiedy skończysz godziny pracy. - Mruknął, przyciskając dla zabawy palec do czubka jej nosa, a ona wywróciła oczami.

- Poza tym... - Dodał. - Gadać potrafi na wiele tematów, fakt... jednak jestem przekonany... - Zatrzymał się na chwilę, jakby studiował swoją  wypowiedz. - Nie... JA TO WIEM, że twoje usta potrafią lepsze rzeczy...

- Odpowiedział ze złośliwym uśmieszkiem i zanim zaskoczona Elżbieta zdążyła go zbesztać, chwycił jej usta swoimi i zamknął je w namiętnym pocałunku. Złapał jej twarz w dłonie i docisnął do siebie, tak że starcia równowagę i pociągnęła go za sobą.

Elżbieta pisnęła i przeturlali się do krawędzi łóżka.  Kiedy oderwali się od siebie, łapiąc ciężko powietrze, uśmiechnął się do niej. Elżbieta westchnęła i lekki uśmiech zaczął wspinać się po jej wargach.

- Filip... - Powiedziała lekko się rumieniąc. - Jesteś absolutnie niepoprawny i niemożliwy.

- Filip zmrużył oczy przekręcając głowę i patrzył się na nią przez chwilę. Ona wzięła kosmyk swoich włosów i zaczęła nerwowo zawijać je na palec. Czuła lekki dyskomfort pod jego przenikliwym spojrzeniem. W końcu przerwał niezręczną ciszę.

- To ja byłem cholernie zazdrosny kochanie, kiedy ten afrykaniec poprosił Cię do tańca - Powiedział udając urazę w głosie.

Przygryzła dolna wargę, próbując powstrzymać śmiech.  - Och, przepraszam Waszą Wysokość, że sprawiłam, że poczuł się zazdrosny. - Odpowiedziała rozbawiona Elżbieta.

Filip cieszył się, widząc uśmiech na twarzy żony, jego działania były zamierzone, chciał by jej umysł przestał myślec o dzisiejszych smutnych wydarzeniach.

- Ach, tak...? Czy Wasza Królewska Wysokość żałuje tego czynu? - Zbliżył się do niej tak, że czuła jego oddech na twarzy. Droczył się z nią. Elżbieta zachichotała.

- Chyba muszę Ci to jakoś wynagrodzić...? - Powiedziała z wesołym błyskiem w oku.

- Tak - Odparł stanowczo Filip. - Musisz mi to wynagrodzić. - Mówiąc to poderwał się z materaca, chwycił żonę w ramiona i jednym ruchem wyciągnął ją z łóżka.

- CO!? FILIP!? CO TY ROBISZ!? - Krzyknęła zdezorientowana Elżbieta, kiedy zaczął wirować z nią po pokoju. Złapała go za szyję.

- Cii, zaraz wszystkich obudzisz Lilibet! - Odpowiedział ze śmiechem i wpadł na wieszak z ubraniami. Pochylił się do przodu, ledwo zachowując równowagę.

- Filip! -  Elżbieta pisnęła, a on zaczął głośno się śmiać.

- Tańczymy kapusta! - Zawołał i zrobił krok do tyłu. - Jest 2 w nocy! - Zdążyła tylko powiedzieć, bo chwilę później wpadł na komodę, która z głośnym szurnięciem przesunęła się po podłodze. Elżbieta wzięła głęboki oddech.

- Boże, uważaj! -  Krzyknęła, gdy zobaczyła zbliżające się drzwi. Filip obrócił się w bok i uderzyli w drewnianą płytę, odbili się od niej, a głuchy łoskot rozszedł się po korytarzach pałacu.

- Filip! - Zawołała ponownie, aż w końcu wylądowali razem na kanapie. Leżeli na sobie, śmiejąc się.

- Jesteś durniem... - Powiedziała, ze śmiechem. - Wiem. - Odpowiedział i pocałował ją namiętnie i głęboko. Przygryzł jej dolną wargę, a ona oddała mu pełen pasji pocałunek.

Elżbieta znów poczuła się tak jak wtedy, kiedy mieszkali na Malcie. Kiedy byli beztroskimi młodzieńcami, zwykłym zakochanym w sobie małżeństwem,  po prostu Elżbietą i Filipem.

Gdy w końcu puścili swoje usta odetchnęli głęboko. Filip pogładził ją po twarzy i chwycił poduszkę, by wepchnąć ją pod jej głowę
- Dziękuję, Dżentelmenie... - Powiedziała szczerze się śmiejąc, a w jej oczach znów pokazał się zapomniany blask.  Filip odwzajemnił uśmiech.  - Tak dawno nie słyszał jej swobodnego, czystego śmiechu.

Obserwowali się nawzajem ciesząc się tą beztroską chwilą. Książę potarł jej czerwone, spuchnięte od pocałunku usta i rozkoszował się widokiem leżącej pod nim żony.

Nawet po 16 latach małżeństwa był w niej zakochany do szaleństwa. - Cholera...Jej niebieskie oczy, czerwone usta i te plączące się wiecznie loki wyglądały tak zachęcająco...

- Jest już późno kochanie. - Powiedziała spokojnie. Filip został wyrwany ze swoich myśli. - Tak, chwila po drugiej...  - Odparł, spoglądając na zegarek i znowu skierował swoje oczy na Elżbietę.

- Masz jeszcze jakieś plany na dzisiaj, że Ci się tak śpieszy Kapusta? - Powiedział unosząc jednoznacznie brew i przesunął zmysłowo kciukiem po jej wargach.

Elżbieta rozchyliła lekko usta ale nic nie odpowiedziała. Była zaskoczona propozycją Filipa. Naprawdę nie pamietała, kiedy ostatni raz się kochali. Było to tylko raz, czy dwa po narodzinach Andrzeja. Potem wrócili do swoich starych zwyczajów, kłótni i spania w osobnych sypianiach.

Filip bawił się jej koronkowym brzegiem koszuli nocnej czekając na odpowiedz, podczas gdy ona tonęła w swoich myślach. Gdy ta nie nadchodziła zniecierpliwiony Filip przesunął swoją dłoń po jej udzie i wsunął ją pod jej piżamę. Oczy Elżbiety szeroko się otwarły i głośno westchnęła. Zamrugała kilka razy

- Och, kochanie... - Szepnęła  zaciskając rękę na jednej z poduszek. - Mam rozumieć, ze to znaczy „Tak". - Odpowiedział Filip i zaatakował pocałunkami jej szyję. Elżbieta wygięła swoje plecy, wypuszczając z płuc powietrze. Dłonie Filipa wędrowały po całym jej ciele, dotykając jej najbardziej intymne miejsca.

- Lilibet... - Wysapał jej do ucha, a ona zadrżała. - Nawet nie wiesz jak bardzo Cię pragnę...

- Powiedział ochrypniętym głosem. Policzki Elżbiety płonęły, jej całe ciało płonęło.

Zatrzymała go na chwile, by spojrzeć mu w oczy. Były ciemne i zamglone z pożądania. Oddychał ciężko, oblizując parę razy usta.
Elżbieta przełknęła ślinę. Jej serce biło jak oszalałe, lęki właśnie odeszły. Widziała, że jej mąż naprawdę jej pragnie i to nie był sen.

- Filip, proszę... - Zaczęła niepewnie. Nie musiała długo czekać na odpowiedź. Momentalnie pochwycił jej wargi, smakując jej języka, a jego ręce zajęte były odpinaniem guzików z koszuli nocnej żony.

Nie pozostała mu dłużna. Szybko uporali się z jego koszulą, którą zrzucił w międzyczasie na podłogę. Podczas walki ich języków Elżbieta, śledziła dłonią zarys mięśni jego klatki piersiowej. Odszedł od jej ust, dając upragnioną chwilę na złapanie oddechu. W między czasie udało mu się odpiąć ostatni guzik piżamy, trzymającej jej piękne ciało w ukryciu.

- O tak... - Powiedział widząc jej piersi. Elżbieta zachichotała. Dobrze wiedziała, że to była jego ulubiona część jej ciała... - Tęskniłem za tym...- Oznajmił rozmarzonym głosem. Elżbieta zarumieniła się. Wyglądał zupełnie jak Karol, oglądający prezenty pod choinką.

- Filip... - Powiedziała, łapiąc go za włosy, gdy zaczął lizać i całować jej klatkę piersiową. Jej oddech przyspieszył i gęsia skórka wstąpiła na jej ramiona.

- Uwierz mi Lilibet... - Ciężko wydyszał pomiędzy pocałunkami. - Nie mam zamiaru i nie chce oglądać się za innymi... - Szepnął, ściskając w dłoniach, jej dwie idealne piersi. - Ona zdołała go tylko chwycić za twarz, by popatrzeć mu w oczy zanim rozpłynęła się w rozkoszy.

Książę zbliżył się do jej ust, by wyszeptać do nich słowa: - Kocham i pragnę tylko Ciebie Elżbieto... - Przesunął językiem po jej spuchniętych wargach, by przypieczętować swoje słowa.

Jej serce chciało eksplodować w tym momencie. Pocałowała go najgłębiej, jak tylko potrafiła, wlewając w niego całą swoją miłość. Brakowało jej tchu, ale nie obchodziło jej to. Mogła teraz umrzeć, tu w jego ramionach.

Filip przerwał ten szaleńczy pocałunek i wrócił do powolnego zsuwania z niej materiału nocnej koszuli, składając pocałunki na coraz to niższych partiach ciała. Cichy jęk wyszedł z jej ust. Czuła jego twardość na udzie, kiedy opierał się o nią. To sprawiło, że stała się cała mokra. Chciała go teraz.
Złapała za krawędź jego spodni i delikatnie pociągnęła w dół. Filip przestał ją całować i trzymając w ręce jej piżamę uśmiechał się złośliwie.

- Ktoś tu jest niecierpliwy... - Uniósł zawadiacko brew. -  Oh, dalej... - Odpowiedziała i chwyciła go za krocze. Książę zaskomlał i rzucił jej koszule nocna w kąt pokoju. Jego oczy rozbłysły dziwnym blaskiem, szybko zdjął swoje spodnie. Wziął je i zwinął w kulkę, niedbale rzucając na stół.

Niestety źle wycelował i materiał uderzył z impetem w wazon z kwiatami stojący na szafce.  Wazon upadł i z hukiem rozbił się na kawałki. Oboje spojrzeli się w tamtą stronę. Kilka sekund wpatrywali się w drobiny szkła na dywanie.

- To nic. - Powiedział Filip i ruszył w jej stronę.  Upadł na nią, przyciskając ją swoim ciałem do sofy.

- Co chcesz żebym Ci zrobił? - Chytry uśmiech nie schodził z jego twarzy. Chwycił jej ręce i przycisnął nad głową.

- Ty wiesz. - Odpowiedziała zirytowana Elżbieta.
- Hmmm, chce usłyszeć to z ust mojej żony...
- Odparł Filip prawie muskając jej usta.

Elżbieta spojrzała w sam środek jego źrenic
- Po prostu mnie rżnij. - Powiedziała, a jej oczy pociemniały z pożądania.

- Język wasza wysokość! - Zaśmiał się i nie męcząc jej już dłużej wszedł w nią jednym ruchem.

Powietrze wyszło z jej ust z głośnym jękiem, zanim zaczęła głęboko oddychać. Filip obsypywał ją lawiną pocałunków. Przyjemne tarcie zamgliło jej umysł. Nawet nie myślała, że tak bardzo tęskniła za tym uczuciem. Powolne ruchy Filipa doprowadzały ją do szaleństwa. Czuła się tak dobrze...

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. - Wasza wysokość, Czy wszystko w porządku? - Usłyszeli głos strażnika za drzwiami. - Słyszeliśmy dźwięki uderzeń i przesuwania mebli. - Zakomunikował z obawą w głosie mężczyzna.

Elżbieta spojrzała  na drzwi i chwile póżniej obróciła głowę w stronę męża. Miała przed sobą oczy Filipa, które zdawały się, że zaraz wylecą mu z twarzy, przez  powstrzymywanie śmiechu.

Chciała odpowiedzieć, że „tak", ale gdy tylko otwarła usta, zamiast zamierzonej odpowiedzi, wyleciał z nich głośny jęk. Momentalnie jej policzki oblały się czerwonym rumieńcem. Filip parsknął śmiechem widząc jej twarz w kolorze buraka. Specjalnie nie przestawał pchać, tylko bezczelnie patrzył się prosto w jej oczy.

Zmarszczyła wściekle czoło, ale prawie w tym samym momencie przeszła ją kolejna fala przyjemności. Wbiła paznokcie w plecy księcia i straciła na moment ostrość z oczu. Złapała łapczywie powietrze.

- Filip... - Wycedziła zła przez zęby. - Kapusta, twój ochroniarz czeka na odpowiedz. - Powiedział z miną zgrywusa, przyspieszając tempo.

- Och... - Sapnęła i posłała mu zabójcze spojrzenie. Zacisnęła zęby i skupiła całą swoją energię na uspokojeniu oddechu, co nie było proste zwłaszcza, że Filip robił wszystko, by jej na to nie pozwolić.

- W...Wsz..Wszystko w.. porządku. - Zdołała z siebie wydusić i zakryła swoje usta ręką, powstrzymując kolejny jęk.

- Uchmm, Oczywiście, Wasza Wysokość. - Usłyszeli nerwowe chrząknięcie strażnika i szybkie kroki oddalające się od ich prywatnych pokoi.

Elżbieta wypuściła ze świstem powietrze. Miała ochotę go udusić. Filip chichotał, obserwując jej zawstydzoną, wściekłą twarz. Oddychała ciężko zastanawiając się czy uderzyć go w prawy czy lewy policzek. Cichy pomruk Filipa sprawił, że wróciła na moment ze swojej głowy.  Zauważyła, że coś zmieniło się w jego oczach... Pociemniały jeszcze bardziej.

- To go podnieca. - Pomyślała.

Jakby w odpowiedzi na to, Filip chwycił jej udo, uniósł je lekko zmieniając pozycje pozwalając wepchnąć się w nią jeszcze głębiej. Gardłowy jęk opuścił ich usta.  Jej paznokcie zostawiały krwawe ślady na jego plecach.

Wypełniał ją tak dobrze...

Elżbieta wciąż była na niego zła. Jednak to, co z nią teraz robił nie pozwalał jej się na tym skupić.

Cholera. - Przeklnęła w myślach. - Później się z nim policzy.

-  Przyjemne dreszcze zaczęły przechodzić coraz częściej jej ciało. Złapała jego usta, czując, że jest blisko. Filip również spodziewał się rychłego uwolnienia. Docisnął się do niej maksymalnie jak mógł, ich oddechy, tak jak ich ciała  się zsynchronizowały.

- Boże, Filip! - Elżbieta krzyknęła, a on zakrył jej usta swoimi, by stłumić szczytowy jęk. Poczuła w sobie przyjemne ciepło jego nasiania, nie zdając sobie sprawy, że 9 miesięcy później, będzie trzymała w ramionach owoc ich wspólnej nocy.

Upadli na kanapę ciężko dysząc. Dali sobie parę minut w ciszy, by adrenalina odparowała z ich ciała. - Zabije Cię za to... - Powiedziała wpatrując się w sufit. Filip uśmiechnął się i złożył pocałunek na jej spoconym czole.

- Na twoim miejscu bym się nie śmiała...- Odparła całkowicie poważnie.

- Dobrze kapusta, rano będzie na to czas. - Powiedział, całując ją w usta.

- Jednak przed wykonaniem wyroku proszę o możliwość ostatniego snu z żoną w ramionach. - Spojrzał na nią oczami niewiniątka. Oboje cicho zachichotali.

Filip wziął ją w ręce i zaniósł do łóżka.

                                 THE END

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro