Synchronizacja VI
12 kwietnia 1912 rok, Ocean Atlantycki.
Nazajutrz, Titanic opuścił wybrzeże Irlandii, a przed nim rozciągał się już tylko ocean.
-Czy mogę się przysiąść?- zapytał Charles, do siedzącej przy stoliku w kawiarni Pauline.
-Tak, nawet wiedziałam, że przyjdziesz, więc poprosiłam o kawę dla ciebie- odparła z uśmiechem, wskazując na filiżankę.
Mężczyzna usiadł.
-Udało ci się ustalić coś nowego?- zapytał.
-Nadal nic. Podsłuchiwałam trochę tych dwóch mężczyzn, ale nie dowiedziałam się nic na temat- spojrzała na ludzi przy stoliku obok.
-Z resztą, sam posłuchaj- dodała.
Charles popatrzył się i spostrzegł znajomą mu twarz Bruce'a Ismaya w towarzystwie kapitana Edwarda Smitha.
-...Prasa zna już wymiary Titanica... A co, jeśli zaskoczylibyśmy ich prędkością?- zasugerował Ismay.
-Nie sądzę, aby to było konieczne- powiedział kapitan.
-Jak sądzę, jest to pański ostatni rejs?- zapytał Bruce.
-Tak, po nim odchodzę na emeryturę- odparł Smith.
-A gdyby tak podsunąć gazetom temat? ,,Pożegnanie z morzem w wielkim stylu"?- zachęcał Ismay.
-Tak, to doprawdy nie na temat- powiedział Charles.
W tym samym momencie, w kawiarni zjawiła się Margaret Brown.
-Meggy!- zawołał Charles.
-Mogę się dołączyć?- zapytała miło Brown.
-Oczywiście- odparł mężczyzna.
-Pauline- przedstawiła się Asasynka, podając kobiecie rękę.
-Meggy Brown- odpowiedziała Margaret.
-Ta Meggy Brown? Tak dużo o pani słyszałam!- zachwyciła się Pauline.
-Oh... Mam nadzieję, że same dobre rzeczy?- upewniła się Molly.
-Ależ oczywiście!- uśmiechnęła się Pauline.
Charles wziął łyka kawy.
-Wiesz Meggy, trochę denerwuje mnie to, jak każdy tutaj przechwala się o swoim bogactwie- powiedział.
-To nic nowego. Musisz udawać, że masz kopalnie złota, inaczej jesteś nikim- odparła.
-Cóż... Może zechcą się ze mną panie przejść na mały spacer?- zapytał.
Kobiety zgodziły się, po czym wraz z Charlesem wstały od stolika i wyszły na pokład spacerowy.
-Ale dzisiaj ładna pogoda!- zachwycała się Meggy.
-Meggy!- zawołał ktoś z tyłu.
-Astor!- ucieszyła się Brown.
Przed Asasynami stanął mężczyzna w średnim wieku, ubrany w drogi garnitur, trzymający cygaro w ręce.
-Pozwolicie, że przedstawię wam Jana Jakuba Astora IV- powiedziała Molly.
-Charles Collins- mężczyzna podał rękę.
-Pauline Novak- powiedziała, wystawiając rękę w kierunku Astora.
Mężczyzna szarmanckim gestem pocałował jej dłoń.
-A państwo jesteście... parą?- zapytał niepewnie Astor.
-Bardzo dobrymi przyjaciółmi- zaśmiała się Pauline.
-Oh... przepraszam... nie wiedziałem...- zawiesił się Jan Jakub.
-Nic nie szkodzi- zapewnił Charles.
-A gdzie Madeleine?- zapytała Meggy.
-Została w apartamencie. Boli ją głowa- odparł Astor.
-Biedaczka... Taki piękny dzień, a jej dolega migrena...- zasmuciła się Meggy.
-Pójdę już. Miałem ją zaraz odwiedzić- dodał Astor.
-Pozdrów ją od nas- poprosiła Brown.
-Tak zrobię- zapewnił Astor, po czym odszedł dalej pokładem.
Pauline spojrzała na Meggy.
-To ten Astor?- dziwiła się.
-Tak, najbogatszy z pasażerów...- potwierdziła Meggy.
-A Madeleine to jego żona?- zapytał Charles.
-Druga... Są tutaj na podróży poślubnej. Wracają z Afryki... Z resztą jego żonka jest już w ciąży- zaśmiała się Meggy.
-A więc, szykuje się kolejny spadkobierca fortuny- stwierdziła Pauline.
-To już tylko ich sprawa, nie mieszam się w to... A opowiadałam wam o moim byłym mężu?- zapytała Meggy.
-Nie wspominałaś o nim- odparł Charles.
-Czasami tak sobie myślę, co on by beze mnie wtedy zrobił...- stwierdziła.
-Co masz na myśli?- zainteresowała się Pauline.
-Ostatni raz stwierdził, że schowa gdzieś pieniądze... no i znalazł dobre miejsce- powiedziała.
-Co w tym złego?- chciał się upewnić Charles.
-Słuchajcie dalej. Wrócił pijany z przyjęcia i rozpalił w piecu... a wcześniej schował tam pieniądze... Dwa tysiące dolarów poszło z dymem...- Meggy powiedziała, ukrywając uśmiech dłońmi.
Charles i Pauline uśmiechnęli się do siebie i zaczęli śmiać.
-Istna pierdoła...- dodała Meggy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro