Synchronizacja IX
14 kwietnia 1912 rok, Ocean Atlantycki.
Dzień upłynął bardzo spokojnie.
Było już dobrze koło godziny 23.00.
-Pauline... może lepiej, jak zostaniesz tutaj, w apartamencie?- zaproponował Charles.
-Czemu tak sądzisz?- zapytała.
-Żeby nic ci się nie stało...- odparł zatroskany Charles.
-Uwierz mi, poradzę sobie- zapewniła.
Asasyni wyszli z apartamentu, po czym udali się w kierunku wejścia do wielkiej klatki schodowej.
Charles wziął Pauline pod rękę.
-A to dlaczego tak?- zdziwiła się kobieta.
-No wiesz... jak będziemy udawać parę, to raczej nikt nie zgadnie, jakie są nasze prawdziwe zamiary- wyjaśnił.
-Niech ci będzie... ale nie licz na nic więcej- zaśmiała się, całując mężczyznę w policzek.
-No... tak... tak...- Charles zaciął się, nie wiedząc, co powiedzieć.
Asasyni podeszli do drzwi, które otworzył im jeden ze stewardów w czarnym garniturze.
-Może zaczniemy jakiś temat?- szepnął Charles.
-Jakaż piękna pogoda!- powiedziała z uśmiechem Pauline.
-Ale jest noc... a my jesteśmy w pomieszczeniu...- zauważył mężczyzna.
-To może pomińmy ten temat?- zaproponowała.
Charles przytaknął.
Udali się oni bliżej figury anioła, trzymającego lampę na poręczy.
-To chyba oni- szepnęła, zwracając uwagę na kilku mężczyzn, ubranych w garnitury i rozmawiających ze sobą.
-Skąd masz pewność?- popatrzył Charles.
-Spójrz na rękawy tamtego- szepnęła.
Asasyn popatrzył na wskazany punkt i zobaczył malutki szczegół, który upewnił go przy stwierdzeniu swojej towarzyszki.
Otóż, na rękawach mężczyzny były malutkie, czerwone zapinki w kształcie równoramiennych krzyży.
Ludzie przy zegarze skinęli głowami, po czym wszyscy udali się na górę i wyszli na pokład.
-Śledzimy ich- powiedział Charles.
Asasyni wzięli się za ręce i wyszli w większym odstępie od Templariuszy.
Idąc wzdłuż pokładu z szalupami, Asasyni i Templariusze przechodzili między pasażerami zażywającymi nocnego spaceru na świeżym powietrzu. Właśnie to pomogło w tym, że spiskowcy nie wykryli Asasynów.
Templariusze weszli do klatki schodowej na rufie i udali się schodami w dół. Przechodząc między korytarzami, weszli do jednego z apartamentów, zostawiając uchylone drzwi.
Asasyni ukradkiem stanęli przy wejściu.
Charles spojrzał w szczelinę między drzwiami, a futryną.
-Nie ma wszystkich- usłyszał.
Templariusze rozsiedli się w fotelach i zapalili cygara.
-Nie ma, ponieważ musiałem jednego zlikwidować, bo chciał zdezerterować- powiedział mężczyzna z zapinkami w rękawach.
Jego twarz o mocnych rysach twarzy skrzywiła się.
-Nadal brak jeszcze jednego z nas- zauważył jeden z Templariuszy.
-I właśnie w tej sprawie się spotkaliśmy, moi drodzy. Mam swoje przypuszczenia, że na statku jest Asasyn- powiedział.
-Wiedzą, że tu jesteśmy- wyszeptał Charles.
-No, ale jest jeszcze jeden powód, dla którego was tutaj zebrałem- powiedział, wstając z fotela i udając się w stronę komody.
Na meblu stał ciężki sejf, do którego podszedł Templariusz. Pokręcił on pokrętłem parę razy, wstukując kod, po czym sejf otworzył się.
-To, z czym mamy tutaj do czynienia, ma zostać pomiędzy nami- powiedział, wyjmując z wnętrza sejfu jakiś niewielki przedmiot, zawinięty w kawałek materiału.
Mężczyzna odwinął to i oczom Templariuszy ukazała się złota kula z czarnymi paskami.
-To, moi drodzy, jest Rajskie Jabłko- wyjaśnił.
Miny Charlesa i Pauline zbladły na widok artefaktu.
-Skąd... Jak... Dlaczego...- zachodzili w głowę.
Nagle, Asasyni poczuli lekkie drganie, które zaniepokoiło także i Templariuszy.
-Co jest, do cholery?- zdenerwował się jeden ze spiskowców.
Słyszalny był także pisk, który był bardzo niepokojący, więc Asasyni szybko pobiegli schodami na górę i podeszli do prawej burty.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro