Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Synchronizacja III

11 kwietnia 1912 rok, Cherbourg.
-Jak tu pięknie!- zachwycał się Charles, patrząc na francuskie wybrzeże.
Do burty Titanica zbliżał się jakiś o wiele mniejszy statek.
Właśnie przy tej okazji, większość pasażerów zwróciła uwagę na to, jak gigantyczny w stosunku do innych okrętów jest Titanic.
-Nomadic- powiedział mężczyzna, patrząc na nazwę napisaną na burcie.
W tym samym czasie, podeszła do niego Pauline.
-Co tu się dzieje?- zapytała.
-Zabieramy pasażerów z tego statku- wskazał na Nomadica.
Z mniejszego parowca wysunęły się trapy, które połączyły go z Titaniciem. Już chwilę później, zaczęli po nich wchodzić ludzie. Ze względu na płytkie wody, Titanic nie mógł przycumować przy nabrzeżu, więc Nomadic, jako tender, dowiózł pasażerów.
*Zejdź do pokładu D, tam są windy. Pora się rozejrzeć wśród nowych pasażerów.
Charles przeszedł przez pokład słoneczny, mijając gapiów i udał się do klatki schodowej znajdującej się tuż za ostatnim kominem.
Zszedł na dół i zobaczył na ścianie napis ,,Pokład D" (ang. ,,D- Deck").
Przed mężczyzną ukazały się pięknie nakryte stoły do posiłku, ze względu na przypadającą wieczorną porę.
Przechodząc przed siebie, zobaczył dwie windy, z których zaczęli wychodzić ludzie z bagażami.
*Spójrz tam, na tę kobietę.
Między tłumem, zaczęła się przeciskać ,,potężna" kobieta o średniej długości czarnych włosach spiętych w kok. Ubrana była w ciemną suknię i szal z futra norki.
*To Margaret Brown.
Charles podszedł bliżej i zauważył, że kobieta jest w bardzo dobrym humorze.
-Szanowna pani, może pomogę?- zapytał szarmancko, zwracając uwagę na bagaże.
-Jak nalegasz, synu- uśmiechnęła się.
Mężczyzna podniósł jej torby i poszli przed siebie.
-Co panią niesie do Ameryki?- zapytał.
-Och... mów mi Meggy, nie lubię, jak ktoś mi mówi per pani...- zachichotała.
-No... Meggy, pewnie musisz mieć jakiś cel tej podróży?- powtórzył Charles.
-Wracam do chorego wnuka, do Stanów. A ty, młodzieńcze? Swoją drogą, jak ci na imię? - uśmiechnęła się.
-Jestem Charles, płynę do Nowego Jorku, żeby zaczerpnąć trochę świata za oceanem- odparł, zmyślając cel podróży.
Ich rozmowa toczyła się dobre parę minut. Meggy i Charles wymieniali się swoimi zdaniami na temat otaczającego ich świata, gdy już znaleźli się przy apartamencie kobiety.
-Miło było cię poznać, Meggy- ucieszył się Charles.
-To zabrzmiało, jak pożegnanie... to duży statek, ale sądzę, że jeszcze się spotkamy!- kobieta puściła oczko.
Nagle, o Charlesa otarł się jakiś mężczyzna ubrany w biały strój stewarda. Kątem oka mężczyzna zobaczył na jego palcu pierścień z przypominającym czerwony krzyż emblematem.
-Przepraszam bardzo- powiedział steward.
-Nic się nie stało...- zawiesił się Charles, myśląc o symbolu z pierścienia.
-No, ja udam się już na spoczynek- wtrąciła się Molly.
-Tak, tak... zapewne jesteś bardzo zmęczona, miłego wieczoru!- pożegnał się Asasyn.
Kobieta zamknęła za sobą drzwi, a Charles wrócił przez korytarz do windy, którą udał się na górny pokład.
-Czy to był Templariusz... A może to tylko symbol White Star...- myślał Charles.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro