Synchronizacja III
11 kwietnia 1912 rok, Cherbourg.
-Jak tu pięknie!- zachwycał się Charles, patrząc na francuskie wybrzeże.
Do burty Titanica zbliżał się jakiś o wiele mniejszy statek.
Właśnie przy tej okazji, większość pasażerów zwróciła uwagę na to, jak gigantyczny w stosunku do innych okrętów jest Titanic.
-Nomadic- powiedział mężczyzna, patrząc na nazwę napisaną na burcie.
W tym samym czasie, podeszła do niego Pauline.
-Co tu się dzieje?- zapytała.
-Zabieramy pasażerów z tego statku- wskazał na Nomadica.
Z mniejszego parowca wysunęły się trapy, które połączyły go z Titaniciem. Już chwilę później, zaczęli po nich wchodzić ludzie. Ze względu na płytkie wody, Titanic nie mógł przycumować przy nabrzeżu, więc Nomadic, jako tender, dowiózł pasażerów.
*Zejdź do pokładu D, tam są windy. Pora się rozejrzeć wśród nowych pasażerów.
Charles przeszedł przez pokład słoneczny, mijając gapiów i udał się do klatki schodowej znajdującej się tuż za ostatnim kominem.
Zszedł na dół i zobaczył na ścianie napis ,,Pokład D" (ang. ,,D- Deck").
Przed mężczyzną ukazały się pięknie nakryte stoły do posiłku, ze względu na przypadającą wieczorną porę.
Przechodząc przed siebie, zobaczył dwie windy, z których zaczęli wychodzić ludzie z bagażami.
*Spójrz tam, na tę kobietę.
Między tłumem, zaczęła się przeciskać ,,potężna" kobieta o średniej długości czarnych włosach spiętych w kok. Ubrana była w ciemną suknię i szal z futra norki.
*To Margaret Brown.
Charles podszedł bliżej i zauważył, że kobieta jest w bardzo dobrym humorze.
-Szanowna pani, może pomogę?- zapytał szarmancko, zwracając uwagę na bagaże.
-Jak nalegasz, synu- uśmiechnęła się.
Mężczyzna podniósł jej torby i poszli przed siebie.
-Co panią niesie do Ameryki?- zapytał.
-Och... mów mi Meggy, nie lubię, jak ktoś mi mówi per pani...- zachichotała.
-No... Meggy, pewnie musisz mieć jakiś cel tej podróży?- powtórzył Charles.
-Wracam do chorego wnuka, do Stanów. A ty, młodzieńcze? Swoją drogą, jak ci na imię? - uśmiechnęła się.
-Jestem Charles, płynę do Nowego Jorku, żeby zaczerpnąć trochę świata za oceanem- odparł, zmyślając cel podróży.
Ich rozmowa toczyła się dobre parę minut. Meggy i Charles wymieniali się swoimi zdaniami na temat otaczającego ich świata, gdy już znaleźli się przy apartamencie kobiety.
-Miło było cię poznać, Meggy- ucieszył się Charles.
-To zabrzmiało, jak pożegnanie... to duży statek, ale sądzę, że jeszcze się spotkamy!- kobieta puściła oczko.
Nagle, o Charlesa otarł się jakiś mężczyzna ubrany w biały strój stewarda. Kątem oka mężczyzna zobaczył na jego palcu pierścień z przypominającym czerwony krzyż emblematem.
-Przepraszam bardzo- powiedział steward.
-Nic się nie stało...- zawiesił się Charles, myśląc o symbolu z pierścienia.
-No, ja udam się już na spoczynek- wtrąciła się Molly.
-Tak, tak... zapewne jesteś bardzo zmęczona, miłego wieczoru!- pożegnał się Asasyn.
Kobieta zamknęła za sobą drzwi, a Charles wrócił przez korytarz do windy, którą udał się na górny pokład.
-Czy to był Templariusz... A może to tylko symbol White Star...- myślał Charles.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro