Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 99

- Chodź, Bediemu zależało, byśmy dołączyli - rzuciłam, szarpiąc Janka za ramię. 

Blondyn leżał na łóżku z zamkniętymi oczami. Miał na sobie same bokserki, nie zdążył się jeszcze ubrać po naszym spontanicznym seksie. Ręce założył za głowę, uśmiechał się delikatnie, najwyraźniej cholernie z siebie zadowolony. I miał ku temu powody po tym, jak ogromną przyjemność sprawił mi swoim językiem. 

- Jebać Bedoesa. Na pewno zrozumie, jeśli mu napiszę, że zostajemy, by się ruchać - powiedział. 

Złapał mnie za rękę, a następnie pociągnął mocno w stronę łóżka. Straciłam równowagę, upadając na chłopaka. Wybuchnęłam głośnym śmiechem. 

- Janek! Co z ciebie za napalone zwierzę wyszło? - zganiłam blondyna, śmiejąc się głośno, gdy złapał mnie za biodra. Przekręcił nas tak, że teraz nade mną górował. 

Nie pamiętałam, kiedy ostatnio chłopak był na mnie tak napalony. Widziałam pożądanie w jego oczach w dosłownie każdym możliwym momencie dnia. Rano przy śniadaniu, w południe podczas planszówek z Roksaną oraz Bedoesem, a zwłaszcza wieczorami, gdy z maseczką na twarzy kładłam się do łóżka. Był absolutnie nieposkromiony. W jednej chwili uwodził mnie swoją czułością, a już po kilku minutach zostawiał siniaki i malinki na moim ciele. Uwielbiałam to, uwielbiałam go jak nigdy wcześniej, choć już ledwo chodziłam z powodu bólu ud. 

- Jesteś tak cholernie seksowna - wymruczał, po czym złożył pocałunek na mojej szyi, przy okazji łaskocząc mnie swoim kilkudniowym zarostem. Próbowałam mu się oprzeć, ale nie potrafiłam. - Wiem, że się nabijałem z twoich youtubowych treningów z Agatą Zając, ale, kurwa, one działają cuda. Wyglądasz niesamowicie. Chyba zacznę ćwiczyć z tobą, bo Igor nie daje mi takich efektów. 

Mimowolnie wywróciłam oczami, ale nie mogłam powstrzymać zaraźliwego chichotu. Po chwili i chłopak się również śmiał. Dobrze pamiętałam, gdy się ze mnie nabijał, kiedy to ja latałam po swoim salonie z hantlami w dłoniach albo robiłam jakieś pojebane ćwiczenia. Janek mnie cały czas namawiał, bym wróciła do Igora, ale ja byłam nieugięta. Teraz czułam ogromną satysfakcję oraz uczucie zwycięstwa, gdy przyznał mi rację. 

- Serio, chodźmy już, Janek. Jestem głodna, a tam będzie grill. To będzie ostatnia grillowana kiełbaska przed zakończeniem sezonu - powiedziałam, zmieniając temat. I, jak na zawołanie, w moim brzuchu głośno zaburczało. 

Blondyn uśmiechnął się swoim firmowym, łobuzerskim uśmiechem. 

- Kochanie, chętnie oddam ci swoją kiełbasę - dodał, puszczając mi oczko. 

Jęknęłam przeciągle, przyłożyłam ręce do twarzy. Jego dwuznaczne teksty dalej sprawiały, że rumieniłam się jak szesnastolatka. Po chwili zrzuciłam z siebie blondyna, ten jednak nadal trzymał mnie mocno. W końcu sięgnęłam po broń ostateczną. Zaczęłam mocno łaskotać chłopaka, usiadłam na nim z szerokim uśmiechem. Jaś wierzgał mocno nogami, ale nie miał ze mną najmniejszych szans. Na zmianę śmiał się oraz prosił mnie o zaprzestanie. 

- Poddajesz się?!

Dysząc, pokiwał twierdząco głową, a ja z szerokim uśmiechem puściłam ukochanego. Podniosłam się szybko z łóżka, zanim znowu by mnie dorwał. Zarzuciłam na siebie gruby, czarny sweter, a potem okryłam się jeszcze kocem. Blondyn, obserwując mnie, popukał się palcem wskazującym w czoło. Ja, w ramach odwetu, pokazałam mu język. Zgarnęłam z szafki nocnej telefon i zeszłam na dół. Nie musiałam długo czekać, gdy ukochany mnie dogonił. Objął mnie ramieniem i pocałował we włosy. 

Zachowywaliśmy się jak rozwydrzone dzieci, ale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, upajałam się każdym takim momentem. To był nasz ostatni wieczór na ranczu, musieliśmy z tego w pełni skorzystać. Bałam się wrócić do Warszawy. Bałam się tego, co nas tam czekało, a przede wszystkim bałam się Solara. Nie pokazywałam tego Jankowi, nie mogłam, jednak przepełniał mnie autentyczny strach. Blondyn miał rację - to nie była zabawa, a plan Bedoesa był naprawdę destrukcyjny i stał na granicy prawa. Za to, co zamierzaliśmy zrobić, Solar mógł nas pozwać. I to za kilka różnych aktów prawnych. Szantaż, groźby, zniesławienie, nieprawne zerwanie umowy, niewywiązanie się z punktów umowy... A nawet nie wiedziałam, czy to było wszystko. 

Kiedy zbliżyliśmy się do altanki, do naszych uszu dotarły głośne śmiechy oraz krzyki. Zmarszczyłam brwi zaskoczona, bo nie spodziewałam się nikogo oprócz naszych gołąbeczków w postacie Roksany i Bedoesa. Było już ciemno, choć bez problemu dostrzegłam kilka męskich sylwetek. 

- Kto to? - szepnęłam konspiracyjnie do Janka, ten jedynie wzruszył ramionami. 

Podeszliśmy bliżej, a ja dostrzegłam White'a z butelką wódki w dłoni. Gwałtownie coś gestykulował, wyraźnie wzbudzony, podczas gdy pozostali członkowie 2115 głośno się śmiali. Cała piątka chłopaków ubrana była w identyczne merchowe, białe bluzy Kuqe nawiązujących do wydanej ostatnio piosenki. Roksana, jak zawsze z eleganckim makijażem oraz biżuterią siedziała na skraju ławki, a Borys mocno ją obejmował. Od razu się speszyłam, oprócz Sebastiana nie poznałam żadnego z nich osobiście. Wiedziałam, że na pewno o mnie słyszeli i zapewne czytali artykuły na mój temat. Zapewne zdążyli wyrobić sobie na mój temat opinię, która nie mogła być pozytywna. I od razu nasunęło mi się durne pytanie: czy teraz za każdym razem będę się tym stresowała, gdy przyjdzie mi kogoś poznać? 

Ścisnęłam mocniej dłoń Janka, a ten posłał mi delikatny uśmiech. 

- Nie denerwuj się - mruknął, zapewne wyczuwając moje negatywne myśli. 

Już chwilę później blondyn witał się z zespołem serdecznymi uściskami. Przystanęłam z boku, nie wiedząc, jak się zachować. Uśmiechałam się nerwowo w oczekiwaniu na dobry moment, by się przedstawić, jednak ogarnęła mnie niespodziewana nieśmiałość. Obserwowałam Janka i to, jak swobodnie czuł się w towarzystwie chłopaków. Zastanawiałam się, czy lubił i tak bardzo, zwłaszcza że praktycznie nigdy o nich nie wspominał, czy po prostu był tak wyluzowany. White, najwyraźniej dostrzegając moje zakłopotanie, skierował się w moją stronę z szeroko rozłożonymi rękoma. 

- Siema, Lili, kurwa, całe wieki cię nie widziałem! Ty żyjesz! - krzyknął, zatrzaskując mnie w niedźwiedzim uścisku. 

Mimowolnie zaśmiałam się, a całe napięcie momentalnie mnie opuściło. Objęłam mocno chłopaka. 

- To ja się dziwię, że ty jeszcze żyjesz! Już się martwiłam, że Białas się zajebał i zakopał w swoim ogródku! - rzuciłam. 

Krótko obcięty blondyn wygiął usta w szerokim uśmiechu, a następnie podciągnął rękaw swojej bluzy. Napiął mocno bicepsa. 

- Widzisz te mięśnie? - spytał, a potem upił łyk wódki prosto z butelki. Bez popity. - Białas nie ma ze mną absolutnie żadnych, kurwa, szans. Chcesz dotknąć? Twój chłop może tylko o takich pomarzyć - dodał, dłonią dotykając ramienia. 

Pokręciłam głową ze śmiechem. Poczułam znajome palce na swojej talii, które zacisnęły się mocno. 

- Lepiej nie podskakuj, nadal pamiętam, jak płakałeś po swojej ostatniej porażce w walce na ręce. Chcesz to powtórzyć? - spytał Janek zaczepnie, choć uśmiech nie schodził z jego twarzy. W dłoni trzymał puszkę piwa.

Sebastian uniósł wysoko ręce w geście poddania, a potem wypił kolejny łyk alkoholu. Podał butelkę w moją stroną, a ja ją przyjęłam. Podniosłam wysoko jak kieliszek do toastu, a potem pociągnęłam zdecydowanie zbyt duży łyk. White zaczął głośno skandować moje imię, zaraz potem dołączyła do niego cała reszta. Czysta wódka paliła mnie mocno w gardło, łzy podeszły mi do oczu, zakasłałam głośno i zmarszczyłam brwi, gdy oddałam butelkę chłopakowi. 

- Osz, kurwa, jakie mocne - wysapałam, a Janek podał mi karton soku jabłkowego. 

Rozległy się głośne śmiechy. Roksana zrobiła mi miejsce na ławce, więc usiadłam obok niej, podziwiając idealny makijaż brunetki. Milcząc, obserwowałam głośno śmiejących się chłopaków, cały czas się wygłupiali i nabijali z siebie nawzajem. Nie rozmawiali o niczym sensownym, ale ich pozytywne nastroje zaraz wpłynęły i na mnie. Nie minął nawet kwadrans, gdy Kuqe zarządził freestylową bitwę. Rzucali rymy, jakby to był ich narodowy język, nie mogłam wyjść z podziwu, jak gładko im to szło. Janek, choć bardzo się starał, nie był w stanie im dorównać, co od razu zaczęli mu wypominać. Natomiast ja i Roxie wcieliły się w role jurorów. Głośno komentowałyśmy każdy wers, jaki nawinęli chłopaki, nie szczędząc krytyki. 

- Składam wniosek o usunięcie Lili z jury! Konflikt interesów! - krzyczał pijany już Blacha, gdy przyznałam więcej punktów Jankowi. 

Jaś spojrzał na niego morderczym spojrzeniem, a potem sprzedał mu mocnego kuksańca w bok. Blacha nie pozostawał dłużny i już po chwili chłopaki urządzili sobie przepychankę na trawie. Serce podeszło mi do gardła, miałam już wołać Bedoesa, by przerwał tę awanturę, kiedy dostrzegłam na twarzach chłopaków szerokie uśmiechy. 

- Mówiłem, Lili, poważnie wczoraj - rzucił w moją stronę w pewnym momencie Bedoes, jedyny trzeźwy wśród całego towarzystwa. 

Usiadł obok mnie na ławce z impetem. Podał w moją stronę papierowy talerz z grillowanym jedzeniem, więc zabrałam mu jedną kromkę chleba tostowego. Bujałam się lekko w rytm lecącej piosenki z głośnika. Otworzyłam szerzej oczy, starając się skupić na chłopaku cała uwagę, choć byłam już na to zdecydowanie zbyt najebana. 

- Naprawdę chciałbym mieć cię w swoim składzie. I złożę ci oficjalną ofertę - dodał, widząc moją zdezorientowaną minę - nie dlatego, że cię znam, ale dlatego, że cię znam i wiem, że jesteś dobra. Kurwa, to chyba nie miało większego sensu, ale wiesz, o co mi chodzi. 

Wybuchnęłam głośnym śmiechem, choć sama nie wiedziałam, co konkretnie mnie rozbawiło. Borek wyciągnął telefon i stworzył kilkosekundowe nagranie na Instagrama. Oznaczył chłopaków, mnie, a przede wszystkim Janka. 

- Pora na część pierwszą naszego planu. Niech Solar wie, z kim się teraz zadajecie - powiedział z szerokim uśmiechem, gdy ja nuciłam nutę Taco Hemingwaya. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro