Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 95

W swoim jakże długim, dwudziestotrzyletnim życiu byłam na wielu randkach z wieloma facetami. Chodziłam do teatru, kina, parku, drogich restauracji, jak i na zwykłe piwo. Również Janek stosunkowo często mnie gdzieś zabierał, ale z ręką na sercu musiałam przyznać, że ta randka przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Randka w wannie. I cho brzmiało to co najmniej banalnie, to dawno nie czułam się tak cudownie jak w tej chwili. 

Oparłam głowę o tors chłopaka, który leżał tuż za mną, a ten objął mnie mocniej. Odetchnęłam głęboko, wygrzewając się w gorącej wodzie. Nie musueliśmy ze sobą rozmawiać, po prostu każde z nas delektowało się chwilą spokoju oraz swoim własnym towarzystwem. Blondyn opuszkami palców delikatnie gładził moją nagą skórę, powodując na niej gęsią skórkę, a mnie wprawiając w drżenie całego ciała. I choć byliśmy ze sobą raptem rok, ja czułam jakby minęły całe lata od naszego pierwszego spotkania. Moje ciało jednak zdradzało nasz realny staż związku, bo Janek dalej działal na mnie jak nikt nigdy. Jego pocałunki na mojej szyi powodowały w moim żołądku całe stado motylków, od razu stawałam się cholernie napalona. I wiedziałam, że ja na niego działałam w ten sam sposób, czułam jego sztywnego członka na swoich pośladkach. 

- Dlaczego nigdy wcześniej tego nie robiliśmy? - wymruczałam cicho z szerokim uśmiechem na twarzy. 

- Bo dopiero przy tobie narodził się we mnie nieuleczalny romantyk - szepnął mi na ucho, a potem przygryzł jego płatek. 

Parsknęłam cicho śmiechem, a następnie odsunęłam się od Janka, by móc dostrzec jego uśmiech. W końcu go widziałam. Cały uśmiech obejmujące włącznie jego oczy. Dłonią sięgnęłam pod dwa kieliszki napełnione tanim, brzoskwiniowym winem, jeden podałam ukochanemu. Mimowolnie zerknęłam na zegarek, który wskazywał prawie północ. 

- Za dwie minuty zostanie wypuszczony twój nowy album. Gratuluję, kochanie - oznajmiłam - jestem z ciebie cholernie dumna. 

- Dobrze wiesz, że nie zrobiłbym tego bez ciebie. Dziękuję - odparł. 

Ciszę w łazience przerwał tylko dźwięk odbijającego się od siebie szkła, gdy wznosiliśmy toast. Upiłam łyk alkoholu, a potem odłożyłam kieliszek, uważając, by nie zrzucić z małej półki świeczek. Ułożyłam się wygodniej w ogromnej wannie, tak że mój podbródek dotykał różowej piany. Nie miałam pojęcia, jak chłopak to ogarnął, ale cała łazienka wyglądała niesamowicie. Nie ptrafiłam zliczyć ilości świeczek, które paliły się jasno, rzucając na nas przyjemne półświatło. Blondyn postarał się o każdy najdrobniejszy detal, wszędzie porozrzucane były czerwone płatki róż, a w powietrzu unosił się mocny, przyjemny zapach lawendy. 

Stopą delikatnie przesunęłam po nodze chłopaka, a ten uśmiechnął się łobuzersko. Podniósł się delikatnie tylko po to, by być bliżej mnie. Wziął do ust truskawkę, ugryzł powoli, rozkoszując się jej smakiem, a ja mimowolnie zagryzłam wargę, obserwując jego usta. Serce prawie podskoczyło mi do gardła, byłam cholernie podniecona, ale jednocześnie nie chciałam przerywać tej cudownej gry wstępnej. 

- Mówię poważnie, Lils - powiedział w końcu - nie umiem w słowach ująć tego, jak jestem wdzięczny za to wszystko, co dla mnie robisz. Dziękuję ci za to, że stoisz przy mnie wytrwale, wspierasz mnie w każdej możliwej decyzji i w każdym moim debilnym nastroju. Nie poddajesz się, tylko cały czas walczysz o mnie, o nas. Nikt nigdy wcześniej dla mnie czegoś takiego nie robił, nikt jeszcze nigdy tak głęboko we mnie nie wierzył. Wiele razy zachowywałem się jak debil, popełniłem tyle błędów, ale ty mi to wybaczyłaś - oznajmił poważnym, ale i miękkim tonem. 

W moich oczach od razu pojawiły się łzy, a serce ścisnęło mi się ze wzruszenia. Złapałam go za dłoń, a ten ścisnął moją mocno. Choć zawsze miałam zbyt wiele do powiedzenia, w tej chwili milczałam jak zaklęta. Nie istniały odpowiednia słowa, których mogłabym teraz użyć. Ale nie musiałam nic mówić, Janek dobrze znał moje uczucia i to, jak oddana mu byłam. 

- Chcę, żebyś wiedziała, że pójdę za tobą wszędzie, Lili. Nawet jak będziesz chciała ode mnie odejść, tym razem ci na to nie pozwolę. Możesz uciec na drugi koniec Polski, a ja pójdę za tobą. Jak będzie trzeba, to nawet na Marsa za tobą polecę. Obiecuję ci to. Bo bez ciebie mnie nie ma. 

Kiedyś wyśmiałabym takie słowa, uznając je za zbyt nierealne, romantyczne i po prostu żenujące. Ale teraz łzy już leciały mi ciurkiem po policzkach, spływały po brodzie, bo nigdy wcześniej chłopak mi czegoś takiego nie powiedział. A ja dobrze wiedziałam, że mówił poważnie. Bo on nigdy nie rzucał słów na wiatr, nie był spontaniczny ani porywczy. Zawsze długo podejmował decyzję, kierował się rozsądkiem. To była obietnica, którą mi składał i którą dotrzyma bez względu na wszystko. 

Nie wiedziałam, jak długo to trwało, jak długo po prostu siedzieliśmy i patrzyliśmy sobie w oczy, czy sekundy, minuty, czy może godziny. W końcu chłopak odwrócił głowę, jego wzrok powędrował w stronę półki nad wanną. Zza butelek z szamponami wyciągnął nieduże, kwadratowe pudełeczko obite czarnym, aksamitnym materiałem. Mimowolnie zmarszczyłam brwi zaskoczona, bo go tam wcześniej kompletnie nie zauważyłam. Przełknęłam ślinę przerażona, a serce od razu zabiło mi szybciej. W mojej głowie od razu pojawiła się abstrakcyjna myśl o pierścionku, zaraz jednak ją przegnałam. Przecież pudełko było zdecydowanie za duże. Poczułam coś w rodzaju ulgi pomieszanego z rozczarowaniem. Skierowałam wzrok na twarz chłopaka, a ten uśmiechał się szeroko. 

- Wiem, że nie jestem typowym chłopakiem i nie ma ze mną łatwego życia. Nie jestem fanem rozmów i nie lubię się dzielić tym, co jest w mojej głowie. Nie jestem otwarty, czuły, czy romantyczny. I nigdy nie dałem żadnej dziewczynie biżuterii w prezencie. Ale ty nie jesteś żadną dziewczyną. - Zamilknął, jakby analizując ostatnie zdanie. Po kilku sekundach parsknął śmiechem, a ja wraz z nim. - Dobra, nie zabrzmiało to najlepiej. Chciałem powiedzieć, że nie jesteś jakąś tam dziewczyną, bo jesteś Lili. Moją cudowną Lili. I, jako dowód moich wszystkich obietnic, to jest dla ciebie. 

Blondyn przesunął w moją stronę nieduże pudełeczko, a potem otworzył je jedną dłonią. Moim oczom ukazał się piękny, srebrny naszyjnik na cienkim, delikatnym łańcuszku zakończonym niedużą zawieszką. Serduszko było niewielkie, a w jego środku tkwił jasnoróżowy, błyszczący kamień.

Z wrażenia otworzyłam szerzej buzię, zaraz jednak ją zamknęłam. Ze wzruszeniem spojrzał na Janka, nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu. Brakowało mi słów. Tak po prostu, po raz kolejny. Nie chciałam nawet myśleć o tym, ile pieniędzy chłopak przeznaczył na biżuterię. 

- Chcesz go założyć? - spytał w końcu, a ja pokiwałam twierdząco głową, bo nadal nie potrafiłam wykrztusić z siebie ani słowa. 

Kiedy palce Jasia musnęły moją nagą skórę, mimowolnie zadrżałam. Musiał to dostrzec, bo na jego twarzy zauważyłam łobuzerski uśmiech. Zapiął naszyjnik, a potem odsunął się ode mnie delikatnie, tak że nasze twarzy dzieliły centymetry. Lewą ręką dotknęłam nowego prezentu, prawą natomiast skierowałam w stronę jego twarzy. Długimi paznokciami pogładziłam chłopaka po policzku, ten jednak obrócił swoją głowę i zaczął obsypywać pocałunkami wewnętrzną stronę mojej dłoni. Przyciągnął mnie do siebie, pocałował głęboko, czule, jednak już po chwili jego język dopraszał się o wejście do moich ust. Zachichotałam cicho, zarzuciłam mu ręce na szyi i odchyliłam głowę, gdy ten zaczął zjeżdżać z pocałunkami niżej, na moją szyję, a następnie piersi. 

Nigdy w życiu nie czułam się tak dobrze, tak cudownie. 


*****Od autorki *******

Łapcie coś na poprawę poniedziałku, xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro