Rozdział 91
- Czyś ty do reszty oszalała, Lili? - krzyknął wściekły Janek.
Podniosłam na niego wzrok znad kubka kawy. Czułam się jak zombie, jeśli nie gorzej. Przez całą noc, a raczej tę część, którą przespałam, śniły mi się obrzydliwe koszmary. Główną rolę grał w nich oczywiście Solar. A Janek pojawił się przed moimi drzwiami już przed dziewiątą rano, choć dobrze wiedział, iż w weekend była to dla mnie godzina ciszy. Ten jednak był najwyraźniej przestraszony moim nocnym smsem.
Westchnęłam głęboko, a potem przetarłam dłońmi oczy, które piekły mnie z powodu niewyspania się.
- Po co napisałaś do Bedoesa? Co ty chcesz zrobić? - pytał wkurwiony chłopak.
Faktem było to, że nie przewidziałam jego reakcji. Ba, w ogóle o tym nie pomyślałam, po prostu zaczęłam działać.
- Muszę się odciąć od SB, Janek. My musimy się odciąć - warknęłam zirytowana po raz kolejny, bo póki co tylko na te słowa było mnie stać.
- Ale po co? Przecież jest dobrze, mamy pracę, mamy pieniądze, nic więcej nam nie potrzeba - rzucił chłopak z głośnym westchnięciem, a następnie usiadł obok mnie na kanapie.
Podciągnęłam kolana po brodę.
- Jest dobrze? - powtórzyłam z kpiną w głosie - żartujesz sobie?! Wciągnąłeś mnie na siłę do SB, byłam tylko warunkiem, być wrócił do SB! Po chuj, Janek? Tak bardzo chciałeś mnie odzyskać? Tak bardzo zależało ci na nas? Żeby zmusić Solara, by mnie z powrotem zatrudnił?! - krzyknęłam sfrustrowana, czując napływające do oczu łzy. Zamrugałam kilkakrotnie, by się ich pozbyć.
Najbardziej bolał mnie fakt, że naprawdę myślałam, że w końcu jestem w czymś dobra. Że czułam się w jakiś sposób wyjątkowa, gdy sam Karol Poziemski prosił mnie o powrót do wytwórni. Byłam jak gwiazda, prawdziwa gwiazda, która potrafiła rozwalić system, zrobić niemożliwe, osiągnąć wszystko. Miałam zapał, pomysły, inspiracje, wszystko. I cała ta moja bańka mydlana po prostu pękła. Byłam nikim, nie znaczyłam dla Solara nic, nie znaczyłam dla wytwórni nic. Byłam zwykłym środkiem do celu, nie liczyła się moja wiedza, umiejętności, czy też doświadczenie. Zwykła dziewczyna, z którą trzeba było coś zrobić. I to bolało mnie najbardziej. Jedyna rzecz, w której czułam się naprawdę dobrze, zniknęła.
- Chciałem po prostu, żebyś miała dobrą pracę, Lili. Chciałem, żebyś była szczęśliwa i mogła się dalej rozwijać. Wiedziałem przecież, że nie byłaś szczęśliwa w kawiarni, widziałem to. Chociaż tyle mogłem dla ciebie zrobić - odpowiedział nagle spokojnym, opanowanym tonem.
Popatrzyłam na niego, a nasze oczy się spotkały. Zmarszczyłam brwi, czując, jak moje serce topniało. Jak on to robił? Jakim cudem tak na mnie działał, a każdy mój wybuch wściekłości zamieniał w jeszcze większe pokłady miłości?
Delikatnie dotknęłam jego dłoni, a następnie ścisnęłam ją mocniej. Wysłałam mu delikatny uśmiech, a ten go odwzajemnił.
- Janek, ja nie mogę pracować dla Solara. Nie mogę pracować w tej wytwórni. Nie będę pracowała dla kogoś, kto zatrudnił mnie tylko dlatego, że chciał ciebie. Nie chcę być cały czas w twoim cieniu. Wolę zarabiać mniej, zacząć od zera, ale zrobić to sama - oznajmiłam poważnym, aczkolwiek opanowanym głosem - i ty też nie możesz dla niego pracować, nie jesteś nawet szczęśliwy tam. Twoja kariera rapera się po prostu skończyła, a Solar po prostu ciągnie cię, by jak najwięcej na tobie zarobić. Jesteś jego maszynką do robienia złotówek.
- Nie, Lili. Nie wpłynę na twoją decyzję, ale ja nie zostawię Solara. Nie mogę - odpowiedział od razu, najeżając się.
Zrobiłam głęboki, charakterystyczny wdech, a potem, równie głośno, wypuściłam powietrze. Czułam, jak moje spojrzenie mordowało blondyna. Bardzo mocno się pilnowałam, by nie wybuchnąć, by nie powiedzieć nic, co mogłoby go zranić. Jednak słowa same parły mi na język. Tak bardzo chciałam mu powiedzieć o niemoralnej propozycji od Solara, ale z drugiej strony tak bardzo nie chciałam go zranić. I, choć wiedziałam, że nie byłam temu winna, to czułam się za to odpowiedzialna.
- Janek, zacznij rozdzielać relacje służbowe od tych prywatnych. Solar zrozumie to, że chcesz odejść.
Wiedziałam, że to nieprawda. Bo Karol już nie był tą osobą, za którą go uważałam jeszcze kilka miesięcy wcześniej.
- Lili, daj mi, kurwa spokój. Ja się nie mieszam w twoją karierę, to ty przestań się mieszać w moją. I odwołaj spotkanie z Bedoesem, bo nie pozwolę ci ściągnąć Solara na dno. Odbiło ci? To nie jest jakaś twoja kolejna książka na kindlu, czy serial na Netflixie. To jest rzeczywistość, prawdziwe życie, które możesz komuś zniszczyć swoimi nierozsądnymi, infantylnymi decyzjami!
Podniosłam się gwałtownie, a wraz ze mną chłopak. Mimowolnie zacisnęłam dłonie w pięści, wbijając długie, pomarańczowe paznokcie w skórę. Słowa chłopaka podziałały na mnie jak płachta na byka. Otworzyłam usta, by mu odpowiedzieć, lecz zaraz je zamknęłam. Parsknęłam wściekła, zaczęłam wymachiwać dłońmi jak oszalała, próbując się uspokoić.
- Dlaczego ty się nim tak przejmujesz, kiedy on kompletnie nie przejmuje się tobą? Trzyma cię w SB tylko dla hajsu, nie dla jakichś przyjaźni, kurwa, Janek, zrozum to, do cholery! - krzyknęłam.
- Przejmuję się nim, bo on jako jedyny przejmował się mną, kiedy odeszłaś - warknął.
Atmosfera w pokoju od razu zgęstniała. To był temat, którego omijaliśmy jak ognia. Jakby to się nigdy nie stało.
- Przejmował się tobą? - Parsknęłam śmiechem, a mój głos przepełniony był czystym jadem. - Przejmował? No, kurwa, nie wątpię. Chłop się tobą w chuj przejmuje, zwłaszcza jak mi proponuje sto tysięcy za to, bym do ciebie nie wróciła, bo twoje zasięgi są lepsze, gdy jesteś singlem!
Już w momencie, gdy to powiedziałam, cholernie tego pożałowałam. Mimowolnie przyłożyłam dłoń do ust, a w myślach głośno wyklinałam się od idiotek. Od razu jednak przepełniło mnie uczucie ulgi, że w końcu to się wydało. Blondyn otworzył szerzej oczy z zaskoczenia, a ja dostrzegłam w nich czysty ból.
- Co ty powiedziałaś? - spytał zimnym jak lód tonem, aż przeszły mnie dreszcze.
- To, co słyszałeś, Janek - odparłam cicho.
Przez kilkanaście, a może kilkadziesiąt sekund mierzyliśmy się spojrzeniami. Potem Janek obrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia mieszkania, po drodze zgarniając swoją bluzę z kanapy.
- Janek, poczekaj, porozmawiajmy! - rzuciłam za nim, jednak ten kompletnie na to nie zareagował.
Głośno trzasnął za sobą drzwiami, a ja warknęłam sfrustrowana. Zmęczona, a zarazem zirytowana wyszłam na balkon, by zapalić papierosa. W międzyczasie również napisałam do chłopaka, ale nie dostałam odpowiedzi. Stwierdziłam, że zapewne wolał sam to wszystko przemyśleć, wróciłam więc do łóżka. Próbowałam zasnąć, jednak co i rusz przekręcałam się z boku na bok. A kiedy w końcu zasnęłam do dźwięków serialu, zbudził mnie non stop brzęcząca komórka. Wkurwiona, a jednocześnie zaspana zgarnęłam telefon z parapetu, by go wyciszyć. Liczne powiadomienia od razu przykuły moją uwagę.
- Kurwa mać - mruknęłam z niedowierzaniem, od razu się wracając do rzeczywistości.
Dwójka topowych raperów zatrzymana przez policję za bójkę na ulicy!!!
******Od autorki******
Wiecie, jak beznadziejnie się pisze z półmetrowymi tipsami? Dramat.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro