Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 77

Byłam przerażona widokiem Janka oraz jego zachowaniem. Z reguły był oazą spokoju, co tak bardzo w nim uwielbiałam, a teraz zmienił się nie do poznania. Ledwo poznawałam jego wściekłe oczy, w które się tak zawzięcie gapiłam. Nie potrafiłam się ruszyć ani oderwać od niego wzroku. Gdy Aleks leżał na chodniku, pojękiwał cicho, ten stanął nad nim i wymierzył mu ostatni cios pięścią w policzek. Chciałam podbiec do przyjaciela, ale nogi miałam jak z waty. Janek obrócił się do mnie, wkurwionym krokiem zaczął iść w moim kierunku. 

- Powiedziałem, wsiadaj, kurwa, do auta! - krzyknął, dłonią wskazując na czarny, błyszczący samochód stojący na drodze. Nawet nie zorientowałam się, kiedy podjechał. 

Gdy się nie ruszyłam, blondyn złapał mnie za ramię. Szarpnął mocno, a ja krzyknęłam, prosząc, by mnie puścił. Siłą zaciągnął mnie do swojego samochodu, zablokował drzwi, uniemożliwiając mi ucieczkę, a następnie wsiadł od strony kierowcy i ruszył z piskiem opon. 

Byłam wściekła, wkurwiona, a jednocześnie przerażona. Nie poznawałam Janka, to nie był Jaś, które znałam i w którym się zakochałam. Pobił niewinnego chłopaka, a mnie porwał. Zaczynałam się obawiać, do czego jeszcze był zdolny. Czy byłby w stanie mnie skrzywdzić? Spojrzałam na niego w milczeniu, ponieważ nie potrafiłam wykrztusić z siebie słowa, zbyt wiele ich cisnęło mi się na język. Zaraz jednak nasze spojrzenia się spotkały, a jego oczy momentalnie złagodniały. Mój żołądek wywrócił fikołka, a cały wypity alkohol podszedł mi do gardła. 

- Co to, kurwa mać, było? - wysyczałam przez zaciśnięte zęby, jednak ten nie był tak łaskawy, by mi odpowiedzieć - Janek, kurwa! - wrzasnęłam - co jest z tobą nie tak?!

Blondyn milczał, ale na jego czole dostrzegłam pulsującą żyłę. Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy. Wściekła szarpnęłam go, jednak te nawet się nie poruszył. Do oczu napłynęły mi łzy, chciałam stąd wysiąść i zostawić go w cholerę, ale z drugiej strony marzyłam, by z nim porozmawiać, przytulić, uspokoić. Od razu zdałam sobie sprawę z tego, że coś go ewidentnie dręczyło. Janek wspierał mnie przez tak długi czas, gdy sama zmagałam się ze swoimi demonami, a teraz sam się z nimi borykał. 

Wyciągnęłam telefon, czując jego wibracje. Dzwonił do mnie Aleks. Zerknęłam na Janka, bijąc się mocno z myślami, po czym wyciszyłam komórkę. 

- Janek, możesz ze mną porozmawiać? - spytałam, siląc się na spokojny ton. Odetchnęłam głęboko. - Janek, kurwa, odezwij się! - wrzasnęłam. 

- Co mam ci, kurwa, powiedzieć!? - wybuchnął w końcu, nawet na mnie nie patrząc, a jego noga przycisnęła pedał gazu - chcesz wiedzieć, co jest ze mną nie tak?! Naprawdę, chcesz, kurwa, wiedzieć?! Przez ciebie jest coś ze mną nie tak, rozumiesz?! To, kurwa, przez ciebie! Jestem taki przez ciebie! Doprowadzasz mnie do istnego szału! Nie potrafię żyć bez ciebie ani patrzeć na to, jak ty żyjesz beze mnie!

Zamilknął, a ja otworzyłam szerzej usta ze zdziwienia. To nie były słowa, których się spodziewałam. Serce zakuło mnie mocniej, a jedna łza spłynęła po policzku. Odwróciłam się w stronę szyby. Zdążyłam się już domyślić, że kierowaliśmy się do mieszkania Janka. 

Nie mógł beze mnie żyć? Serio, kurwa? Minęły prawie trzy miesiące, odkąd poprosiłam o przerwę. A on nie odezwał się do mnie ani razu, nie zadzwonił, nie napisał. Nie zrobił absolutnie nic. Chlał na każdej możliwej imprezie, podczas gdy ja leżałam w szpitalu i ryczałam z powodu usunięcia naszego dziecka. Moje hormony do tej pory nie doszły do siebie. I czego on teraz oczekiwał? Że wrócę do niego na kolanach, jakby nigdy nic się nie wydarzyło? To on zaprzepaścił ten związek. Nie uszanował mojej prośby o trochę czasu dla siebie, który mi się, kurwa mać, należał. Nie dość, że zaszłam w ciążę, to jeszcze byłam chwilę po ataku jakiegoś psychofana, który próbował mnie zabić w najbardziej absurdalny sposób. To ja musiałam się pozbierać, nie on. To ja miałam prawo cierpieć nie on. I to ja mogłam odpierdalać takie akcje, nie on. 

Gdy tylko wjechaliśmy na parking podziemny jego bloku, od razu otworzyłam drzwi, by ruszyć w stronę wyjścia. Nie miałam zamiaru z nim rozmawiać, byłam zbyt pijana, zbyt roztrzęsiona i zbyt... Po prostu zbyt wszystko. Kiedy jednak mi się wydawało, że zasuwałam w swoich nowych botkach, nawet nie zdążyłam się przetransportować o trzy metry. Janek szybko dogonił mnie oraz złapał w pasie bez słowa. Pisnęłam głośno, próbując się wyrwać, jednak ten nawet nie rozluźnił chwytu. Przyszpilił mnie do betonowego, dużego słupa. Palcami podniósł mój podbródek, zmuszając, bym na niego spojrzała. Miał szerokie źrenice, a w jego oczach widniały łzy, niektóre zdążyły już spłynąć po policzku. Moje serce od razu się roztopiło pod wpływem jego spojrzenia. Musiałam być twarda. Lili, nie rób sobie tego, błagam. 

- Ty nie możesz żyć beze mnie? - wysyczałam, czując powracająca ze zdwojoną siłą wściekłość - ty nie możesz żyć beze mnie? Kpisz sobie? - wrzasnęłam, odpychając go mocno - to ty ze mną skończyłeś, nie pamiętasz? Nie zdążyłam wziąć swoich wszystkich rzeczy, gdy ty już znalazłeś sobie tuzin nowych lasek!

Dopiero gdy wypowiedziałam te słowa, uświadomiłam sobie, że gorzko płakałam, a mój krzyk zamienił się w szloch.

Janek stał przygarbiony, jego dłonie swobodnie zwisały wzdłuż ciała. Wyglądał niczym kukiełka, miałam wrażenie, że zaraz upadnie i już się nie podniesie. 

- To ty mnie zostawiłaś, Lili. To ty wyszłaś bez słowa i nie wróciłaś. 

Mierzyliśmy się spojrzeniami. Gdyby moje oczy mogły zabijać, chłopak już dawno by leżał na zimnym betonie. 

- Nie zostawiłam cię - oznajmiłam hardo, a dłonie zacisnęłam w pięści - potrzebowałam tylko czasu, by poukładać sobie w głowie. 

- Odtrąciłaś mnie - dodał, a po jego twarzy przebiegł ból. Zaraz jednak zniknął, a zastąpiła go czysta wściekłość. 

Zmarszczyłam brwi. Nie miałam argumentu. Miał rację. Wolałam sobie poradzić ze wszystkim sama, co dla mnie było racjonalne. A dla niego najwyraźniej nie. 

- Ale nie miałam zamiaru tego kończyć - rzuciłam w końcu cichym tonem. 

- Podpisaliśmy umowę, pamiętasz? - spytał spokojnie. 

- Umowa wygasła, gdy wyruchałeś pół miasta - warknęłam. 

Nie miałam siły na tę farsę, nie mogłam tak dłużej. Złapałam zwisającą mi z boku torebkę i zrobiłam dwa kroki w stronę wyjścia, gdy ten ponownie przyszpilił mnie z impetem do ściany. Głową uderzyłam w beton. Janek, wykorzystując moje sekundowe zamroczenie, złapał mnie za nadgarstki jedną ręką, uniósł je wysoko nade mą. 

- Nie jesteś ode mnie lepsza, właśnie lizałaś się z jakimś typem. A praca w kawiarni? - prychnął, patrząc mi w oczy - jesteś na to zbyt dobra, jesteś dla niego zbyt dobra. Jesteś dla mnie zbyt dobra, ale tylko ze mną możesz być naprawdę szczęśliwa. Nie widziałem twojego uśmiechu, gdy podajesz ludziom kawę. Po prostu wróć do mnie, Lili. 

Nim zdążyłam zareagować, jego usta zaatakowały mnie, całym ciałem naparł na mnie. Całował agresywnie, wręcz brutalnie, a ja, nie myśląc zbyt wiele, oddałam pocałunek. Wspomnienia wróciły, nasze ciała zsynchronizowały się bez problemu. Płakałam, obydwoje płakaliśmy. Jego język wdarł się do mojej jamy ustnej. Jego dłoń błądziła po całym mojej ciele, aż zatrzymała się na pośladku. Przysunął się bliżej do mnie, czułam jego tors na swojej klatce piersiowej, jego wybrzuszenie w spodniach na moim podbrzuszu. Zakręciło mi się w głowie. Delektowałam się jego zapachem, jego krótkim, urywanym oddechem, jego obecnością. 

Gdy mój rozum wrócił do siebie, odepchnęłam go, dysząc ciężko. Tym razem mnie nie powstrzymał. Skierowałam się do wyjścia, nawet na niego nie patrząc. Starałam się powstrzymać płacz, jednak było to za trudne i szlochałam cicho. 

- To jeszcze nie koniec, Lils! - krzyknął do mnie, choć wcale nie musiał tego mówić. Świetnie zdawałam sobie z tego sprawę. 

To nie był koniec, to był dopiero początek. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro