Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 74

Byłem przekonany, że ją widziałem. Byłem pewien w stu procentach, że to była właśnie ona. Wszędzie rozpoznałbym jej krótkie, jasne włosy, które delikatnie się kręciły w wilgotnym powietrzu. Widziałem ją przez raptem ułamek sekundy, jak przechodziła przez drzwi. Zaraz za nią poszedł ten barista, a potem wrócił sam, ona została w środku. Mimowolnie się wkurwiłem, widząc jego szeroki uśmiech przy wyjściu. Od razu spojrzałem na Solara, jednak ten unikał mojego spojrzenia. Skupił się na swoim czarnym espresso. 

- Specjalnie mnie tutaj przyprowadziłeś? - syknąłem do niego cicho. 

Buzowało we mnie milion różnych emocji, od wściekłości, po radość, że ją zobaczyłem. Choć szczerze nie dowierzałem, że tutaj pracowała. Poczułem się winny, po raz kolejny. Gdyby nie ja, dalej pracowałaby w badaniach klinicznych, gdyby nie to wszystko, byłaby szczęśliwa. A teraz robiła kawę? Nie rozumiałem tego wszystkiego. 

- Miałem nadzieję, że trochę otrzeźwiejesz, gdy ją zobaczysz - oznajmił w końcu Karol. 

Miał rację. To było dla mnie jak kubeł zimnej wody, a uczucia, których z taką zawziętością starałem się pozbyć, po prostu wróciły dwa razy mocniejsze. Serce biło mi jak oszalałe, chciałem wstać i do niej pójść, jednak nogi miałem jak z waty. Tysiące różnych myśli przelatywało mi przez głowę. Poczułam niepohamowaną ochotę poczuć jej usta na swoich jeszcze raz, dotknąć jej delikatnej, miękkiej skóry. 

Upiłem łyk gorącej kawy, by się uspokoić, jednak to nie podziałało. 

- Co ona tu robi? - spytałem cicho, jakby konspiracyjnie, pochylając się w stronę Solara. 

Ten westchnął głęboko niezadowolony. 

- Pracuje - rzucił krótko - próbuje stanąć na nogi. Ale porozmawiajmy o tobie, Janek. Zdajesz sobie sprawę z tego, że wróciłeś do SB pod pewnymi warunkami, prawda?

Od razu się najeżyłem, chłopak znowu wracał do najmniej przyjemnego tematu. Rozmowa o pracy to było ostatnie, o czym chciałem z nim dyskutować. Interesowała mnie tylko Lili, spojrzałem ponownie w stronę lady, jednak jej nadal nie było.

- Musisz wydać nową nutę, Janek. Wiesz, że ja cię poprę zawsze i wszędzie, ale nie tylko ja zasiadam w zarządzie. Reszta się niecierpliwi - dodał, a ja wiedziałem, że chodziło tu o Białasa. On był na mnie cholernie cięty od dłuższego czasu i byłem pewien, że wynikało to z całej tej sytuacji związanej z Lili. Ona atakowała każdy aspekt mojego życia, wdzierała się do niego, mieszała we wszystkim, co się dało. 

Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, w końcu jednak uległem. 

- Dobrze - mruknąłem - dajcie mi tydzień, coś się pojawi, muszę tylko nabrać wiatru w żagle. 

Blondyn odetchnął głęboko z ulgą, a ja nie spuszczałem wzroku z baristy robiącego kawę. Zastanawiałem się, jak dobrze zna Lili, co mu opowiedziała, o czym rozmawiali. Rozmyślałem nad tym, co działo się w jej życiu, na Instagramie prawie nic nie publikowała, co było dla mnie nowością. Wcześniej prawie codziennie było nowe zdjęcie, story, post, cokolwiek. Teraz się wycofała. 

- Przestań tam cały czas patrzeć. Przyprowadziłem cię tutaj, byś ją zobaczył, a nie molestował wzrokiem wszystkich pracowników - warknął Solar i złapał mnie za rękę, a ja od razu wyszarpałem się z jego uścisku. 

Ogarnęła mną niekontrolowana wściekłość, najchętniej bym wstał i stłukł ten durny uśmieszek z twarzy baristy. Czułem na sobie jego spojrzenie, wiedziałem, że mnie obserwował. Nasze oczy się spotkały, a ten uśmiechnął się jeszcze szerzej. I wtedy zrozumiałem. Znał mnie, wiedział, kim jestem. Nie było to specjalnie trudne, wystarczyła jedna moja piosenka, bym lansował się na pierwszych stronach gazet. Ale wiedział też, kim byłem dla Lili. 

Niechętnie odwróciłem się do Solara, próbowałem skupić się na słowach, które wymawiał w moją stronę, jednak po mojej głowie cały czas biegała Lili. Przez ten rok stała się dla mnie najbliższą osobą, opoką, inspiracją. Czułem, jakbym cofnął się w czasie i znów był tym wiecznie pijanym, agresywnym nastolatkiem. To przez nią się taki stałem. 

- Janek, czy możesz zacząć mnie słuchać, bardzo cię proszę? - zapytał kulturalnie Karol, jednak z jego oczu biła czysta irytacja. 

Mimowolnie wywróciłem oczami. Chłopak podsunął mi plik kolorowych kartek, a ja zmarszczyłem brwi. 

- Co to? - mruknąłem. 

- Propozycje twojej najbliższej trasy koncertowej, zagrasz w dziesięciu miastach, wybierz to, co ci najbardziej odpowiada - oznajmił. 

Zapadła niezręczna cisza. Zacisnąłem wargi w wąską linię. 

- Jaka, kurwa, trasa koncertowa? - warknąłem głośnym tonem, przez co kilka osób z sąsiednich stolików spojrzało na nas. Nie przejąłem się tym. 

- Janek, masz zrobić trasę koncertową. Musimy doprowadzić cię do porządku. I nie kłóć się ze mną, bo to bezcelowe. I dobrze o tym wiesz - syknął cicho, ale dosadnie blondyn.

Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, jednak brakowało mi słów. Odszedłem z wytwórni, żebym mógł być niezależny, sam decydować o sobie oraz o swojej karierze. Teraz znowu czułem się związany, gdy Solar stawiał przede mną coraz to nowsze i bardziej wymyślne warunki. Dobrze wiedział, że byłem wrakiem człowieka, a oczekiwał ode mnie pierdolonych koncertów?! Jak miałem śpiewać te durne piosenki o miłości, w które już sam nie wierzyłem?! Przecież to wszystko było jednym, wielkim kłamstwem. 

- Serio, kurwa? Serio, Solar? - rzuciłem, podnosząc się gwałtownie - do reszty cię popierdoliło?

- Podpisałeś umowę, Janek. Nie masz innego wyjścia - odpowiedział spokojnym tonem - usiądź i się uspokój, obgadamy wszystko. 

- Nie mam zamiaru nic obgadywać, nie mam zamiaru tutaj, kurwa, siedzieć, a przede wszystkim nie mam zamiaru grać pierdolonych koncertów! - krzyknąłem, zwracając na siebie uwagę całej kawiarni. 

Czułem, jak pulsowały mi wszystkie żyły, oddychałem ciężko wkurwiony do granic możliwości. Nawet się nie zorientowałem, gdy kopnąłem stolik, a resztka kawy z niedużej filiżanki wylała się na papiery. Karol od razu wstał i złapał mnie za ramiona. Próbowałem mu się wyszarpać, ale był ode mnie silniejszy. 

- Janek, kurwa mać, uspokój się, co ty odpierdalasz? - warknął na mnie. 

Kątem oka dostrzegłem tego pierdolonego barmana, szedł w naszą stronę poddenerwowany. Dopiero gdy stanął obok, zauważyłem, jak wysoki i umięśniony był. Chciałem go uderzyć, wiedziałem jednak, że nie miałem z nim najmniejszych szans. Solar, który znał mnie doskonale, mocniej zacisnął palce na mojej nagiej skórze ramion. 

- Panowie, proszę się uspokoić, w innym wypadku będę musiał państwa wyprosić - oznajmił kulturalnym głosem chłopak. 

- Bardzo przepraszamy, kolegę trochę poniosło - uśmiechnął się Solar nieśmiało, a barista odszedł. 

- Mnie trochę poniosło, serio, kurwa, mnie? - warknąłem na przyjaciela, gdy tylko ten mnie puścił. 

- Janek, bardzo cię proszę, usiądź, uspokój się i porozmawiajmy - poprosił po raz kolejny Solar, ale ja jedynie pokiwałem przecząco głową. 

- Nie uspokoję się, chyba cię pojebało - rzuciłem przez zaciśnięte zęby. 

Szarpnąłem się mocniej, w końcu uwalniając się z uścisku przyjaciela. 

- Wiesz co? Przyprowadziłem cię tu, licząc, że się ogarniesz, jak ją zobaczysz. Teraz mam pierdoloną nadzieję, że zostawisz ją w spokoju, bo jesteś naprawdę popierdolony. Nie dziwię się, że miała cię dosyć!

Poczułem gwałtowny ucisk w piersi, jak tylko dotarły do mnie jego słowy. Spojrzałem na niego z bólem, a następnie obróciłem się na pięcie, skierowałem się w stronę wyjścia. Krew we mnie wrzała, całe ciało pulsowało wściekle, ręce drżały. Nie potrafiłem się opanować, słowa chłopaka raniły moje uszy, mózg, serce. Miałem ochotę go uderzyć za to, co powiedział. Pierdolony chuj. Chociaż wiedziałem, że powiedział to w złości i wcale nie miał tego na myśli, bolało jak cholera. Pewnie dlatego, że podświadomie zdawałam sobie sprawę z tego, że Solar mógł mieć rację. Byłem popierdolony tak bardzo, że nie potrafiłem utrzymać jej przy sobie. Nie potrafiłem jej zatrzymać, choć kochałem ją do szaleństwa i nie umiałem normalnie bez niej funkcjonować. Miłość do niej mnie napędzała, a jednocześnie wykańczała. 

Odwróciłem się przy drzwiach, posłałem mu jeszcze jedno wściekłe spojrzenie, a wtedy natknąłem się na jej przestraszony wzrok. 

Wyszedłem, głośno trzaskając za sobą drzwiami. 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro