Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 71

Szybko podniosłem się z łóżka i założyłam spodnie leżącego obok. Skierowałem się do wyjścia z sypialni, rzucając jeszcze krótkie spojrzenia na nadal śpiącą Karolinę. 

Głowa mi pulsowała niemiłosiernie po zbyt dużej wypitej ilości alkoholu dnia poprzedniego, więc zgarnąłem z blatu paracetamol, a elektrolity rozpuściłem w szklance wody. Włączyłem też ekspres do kawy. Za godzinę miałem pojawić się w domu Solara, chciał ze mną porozmawiać, podobnież miał świetną propozycję zawodową nie do odrzucenia. Nie miałem na to ochoty, ale nie chciałem go wystawić. Karol bardzo się starał "naprawić mnie", nie wiedział jeszcze, że to, co było zniszczone, już nie nadawało się do odratowania. 

Byłem pustką. Byłem jedną, wielką, pierdoloną pustką. Nie potrafiłem normalnie funkcjonować, zostałem całkowicie połamany na milion kawałków. Wszystko straciło już dla mnie znaczenie. Nie umiałem pisać, nie potrafiłem śpiewać, nie umiałem już zrobić nic. Lili, odchodząc, zabrała ze sobą kawałek siebie. Kawałek siebie to za mało powiedziane. 

- Hej, wcześnie wstałeś - rzuciła Karolina, pojawiając się nagle w drzwiach sypialni. 

Dziewczyna brązowe włosy związała w luźnego koka, narzuciła na siebie mój T-shirt. Zirytowało mnie to. Nie wyglądała w nim tak dobrze jak Lili. Podeszła do mnie z delikatnym uśmiechem na twarzy, zabrała mi kubek z kawą, który trzymałem, a nasze palce się zetknęły. 

Nawet nie pamiętałem, jak się z nią spotkałem wczoraj. Nie pamiętałem też, w którym momencie postanowiliśmy pojechać do mnie. Miałem tylko jakieś urywki wspomnień, kiedy uprawialiśmy seks w moim łóżku, a szatynka głośno krzyczała. 

Karolina przytuliła się do moich pleców, a ja cały zesztywniałem. Chciałem, by dziewczyna już wyszła, to był jednorazowy numerek, nic więcej. Ta, najwyraźniej, nadal coś do mnie czuła. 

- Muszę zaraz jechać do Solara - rzuciłem, odsuwając się od niej. 

Wróciłem do sypialni, nawet nie obrzucając jej spojrzeniem. Wziąłem długi, zimny prysznic, by pozbyć się zapachu dziewczyny ze swojego ciała. Miała słodkie, mętne perfumy, które drażniły mi nozdrza. Miałem nadzieję, że Karolina wyjdzie, zanim zdążę wyjść z łazienki. 

Nie potrafiłem pozbyć się złości, która cały czas we mnie buzowała. Miałem ochotę zajarać jointa, tylko to mnie uspokajało na dłużej niż chwilę. 

Ogoliłem dwutygodniowy zarost, ułożyłem włosy na żel i umyłem zęby, by pozbyć się obrzydliwego smaku wódki. W samym ręczniku wyszedłem do pokoju, zerknąłem na salon, ale dziewczyna zniknęła. Od razu odetchnąłem z ulgą. Z szafki nocnej wyciągnąłem trawkę i ruszyłem na balkon, by zapalić w spokoju. Usiadłem na jednym z leżaków, które wybrała Lili, a serce zabiło mi mocniej. 

Wczoraj wrzuciła nowe zdjęcie na Instagrama. Uśmiechała się szeroko, miała na sobie okulary przeciwsłoneczne, a w tle stała jej przyjaciółka, Marta z dużym, białym rowerem. Pisałem do Marty kilkanaście razy, ale dziewczyna zbywała mnie kurtuazyjnymi wiadomości. Nie udało mi się dowiedzieć niczego oprócz tego, że z Lili było "wszystko ok", "powoli dochodzi do siebie" i " dużo odpoczywa i chodzi do terapeutki, by poradzić sobie z tą traumą". 

Gdy zapaliłem, od razu poczułem się lepiej. Odetchnąłem głęboko, czując spokój umysłu. Nie wiedziałem, ile tak trwałem, czy pięć minut, czy może pół godziny. W końcu zebrałem się w sobie, ubrałem, ogarnąłem, a następnie wyszedłem z mieszkania. Szybko zamówiłem ubera, byłem zbyt skacowany, by prowadzić auto. 

Po pół godzinie dotarłem na miejsce. Solar mieszkał w ogromnym domu na obrzeżach Woli. Miał idealnie skoszony trawnik, na którym walały się zabawki Julka. Zadzwoniłem domofonem, a po chwili drzwi otworzył mi Solar. Pierwsze, co dotarły do moich uszu, to głośny skowyt młodego, a po chwili zobaczyłem zmęczoną, a zarazem zirytowaną twarz Solara. 

- Mamy mały kryzys - oznajmił, otwierając mi szerzej drzwi - wejdź. 

- To brzmi jak coś więcej niż mały kryzys - mruknąłem, zdejmując buty. Lubiłem dzieci, choć nigdy nie byłem wybitnie uzdolniony w zajmowaniu się nimi. Nie miałem też zbytnio z nimi do czynienia, moja starsza siostra miała dwuletnią córkę, ale widziałem ją tylko kilka razy w życiu. Z Julkiem często układaliśmy klocki, to było świetne, ale gdy tylko zaczynał płakać, cały jego urok znikał. 

- Nie przejmuj się, młody ma bunt. Ignorowanie jego płaczu to najlepsze wyjście, serio - stwierdził, prowadząc mnie do swojego gabinetu. 

W domu chłopaka byłem tylki kilka razy, najczęściej na imprezach chłopaka. Sam Solar bywał w nim stosunkowo rzadko, czasem w weekendy i gdy zajmował się synem. Ruszyłem po schodach w górę, mijając na ścianie zdjęcia z koncertów oraz festiwali. Widnieli na nich wszyscy przedstawiciele SBM, w tym również i ja. 

- Po co mnie tutaj sprowadziłeś? - spytałem, gdy blondyn zamknął za sobą ciężkie, mahoniowe drzwi. 

Pomieszczenie nie było duże, ściany udekorowane były licznymi półkami z książkami. Na środku stało potężne biurko, na nim walały się dokumenty. Solar usiadł po jednej stronie i szybko schował papiery do szuflady. Ja usiadłem naprzeciwko niego. 

- Chciałem z tobą porozmawiać, Janek. Na poważnie - zaznaczył, krzyżując dłonie. Widziałem jego poddenerwowanie na twarzy, sam się spiąłem. Mogłem się domyślić, że wizyta tutaj nie wróżyła niczego dobrego. - Zostałeś sam, Janek. Żadna wytwórnia nie chce podpisać z tobą umowy, odszedł od ciebie twój manager, PRowiec i booker eventów. Nikt nie chce z tobą współpracować, uważają cię za niestabilnego emocjonalnie, problematycznego gówniarza. Zdajesz sobie sprawę z tego, że twoja kariera wisi na włosku? 

Mimowolnie spuściłem głowę, która nadal niemiłosiernie pulsowała. Naprawdę nie chciałem kłócić się z przyjacielem, ale jego słowa sprawiały, że włosy jeżyły mi się na karku. 

Prawda była taka, że nie potrafiłem myśleć o muzyce ani o mojej karierze. Najmniej mnie to obchodziło. Nie umiałem nic napisać, odkąd Lili mnie zostawiła. Miałem złamane serce, złamane życie, a cały mój zespół interesowało tylko to, kiedy coś napiszę, na jakim festiwalu zagram, gdzie w rankingach się znajduję. Miałem to wszystko w głębokim poważaniu, co dosadnie im przedstawiłem. Wtedy dopiero posypała się lawina z wypowiedzeń. 

- Janek, proszę, porozmawiaj ze mną. Ja naprawdę się o ciebie martwię - powiedział chłopak, gdy ja cały czas milczałem, jednak wszelkie słowa utknęły mi w gardle. Poczułem łzy napływające do oczu. - Ona wróciła, Janek. Lili wróciła do Polski. I stara się żyć. I widzi to wszystko, co wyprawiasz. I ranisz ją w ten sposób. I ranisz siebie. Nie wszystko jest jeszcze stracone, Janek. 

- Co ci powiedziała? - wychrypiałem, w końcu na niego patrząc. 

Zaskoczony dostrzegłem łzy w jego oczach i dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo chłopak się o mnie martwił. Zrozumiałem, że jego też to bolało i też to przeżywał. 

- Nie musiała mi nic mówić, wystarczyło mi na nią spojrzeć. 

Od razu ogarnęła mnie niepohamowana zazdrość. On się z nią widział. Rozmawiał z nią. Z moją Lili. A ja już ledwo pamiętałem strukturę jej twarzy, pościel już dawno przestała nią pachnieć. Przełknąłem głośno ślinę, ścisnąłem mocno dłonie w pięści. 

Karol natomiast schylił się do szuflady biurkowej, a następnie wyciągnął z niej plik dokumentów. Podał mi go wraz z długopisem. 

- Co to? - spytałem głupio. 

- Twoja ostatnia nadzieja - oznajmił - długo walczyłem z Białasem, ale udało się. Wróć do SBM, Janek. 

Chłopak nie spoczął jednak i po chwili na biurku położył duży, szary album ze zdjęciami, a mi serce zabiło szybciej. 

- Znalazłem to w twoim mieszkaniu. Poukładałem zdjęcia. Powinieneś go dać Lili. 

To był prezent dla dziewczyny, którego jednak nigdy nie udało mi się podarować. Do tej pory dobrze pamiętałem jej złość, gdy znalazła podobny album pełen zdjęć moich i Karoliny. Tamtego od razu się pozbyłem, nawet nie wiedziałem, że miałem go w swoim mieszkaniu, dopóki Lils go nie znalazła. Stworzyłem więc nowy, aktualny album pełen naszych zdjęć z minionego roku. Dodałem sporo dopisków, włożyłem tam nawet tekst wiersza, który dla niej napisałem, była tam nawet ususzona róża - z bukietu, który dałem jej na naszą pierwszą oficjalną randkę. 

Delikatnie dotknąłem różowej, futrzastej okładki. Złożyłem na nią indywidualnie zamówienie, zapłaciłem krocie, ale było warto, wiedziałem, że Lili byłaby zachwycona. 

- Podpisz umowę, Janek. Możesz jeszcze to wszystko naprawić. Nie popełniaj moich błędów. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro