Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 70

- Jak się czujesz z faktem dokonania aborcji, Lili? - spytała mnie psychoterapeutka. 

Rozsiadłam się wygodnie na dużej, czarnej kanapie, która stała w gabinecie kobiety. Spojrzałam przez okno, jakby nagle zakorkowane skrzyżowanie było najciekawszym elementem dnia. Nie rozumiałam sensu tego pytania, nie chciałam w ogóle o tym mówić. Zamierzałam zapomnieć o całym wyjeździe do Austrii. 

- Zdążyłam już wrócić do siebie, na szczęście obyło się bez zbędnych komplikacji - odpowiedziałam chłodnym tonem. 

- Wiesz, że nie o to pytam - skarciła mnie delikatnie, zdążyła już poznać moje zagrywki i próby zmian tematu.

Spuściłam wzrok na swoje paznokcie. Wczoraj zrobiłam sobie świeży manicure, wybrałam oczywiście swój ulubiony różowy kolor. Długie szpony wbijałam w skórę śródręcza. 

- Zrobiłam to, co uważam za słuszne. Nie było innego wyjścia z tej sytuacji - powiedziałam dobitnie, patrząc jej w oczy. 

Doktor od razu zapisała coś w notesie, a w pokoju nastała cisza. Wróciłam do tych feralnych wspomnień, gdy dowiedziałam się o tym, że zaszłam w ciążę. Nie wierzyłam w to, nie byłam w stanie w to uwierzyć. Brałam tabletki, miałam zespół policystycznych jajników, a ginekolog w szpitalu stwierdziła, że był to cud. Pamiętałam, jak prychnęłam jej prosto w twarz. A potem zaczęłam po prostu płakać. Leżałam w szpitalnym łóżku ze wstrząsem mózgu, a ona mi mówiła, że miałam w sobie dziecko! 

- Oczywiście rozumiem twój tok myślenia, Lili. Ale nie uważasz, że Janek powinien o tym wiedzieć? - spytała delikatnym tonem. 

- Nie - rzuciłam od razu gwałtownie - Janek nie mógł i nie może się o tym dowiedzieć. 

- Dlaczego tak uważasz? Nie zaakceptowałby dziecka? Bałabyś się, że zostawi cię samą? 

Zagryzłam wargę. Ta sesja była naprawdę męcząca i trwała już nieco ponad godzinę. Nie rozmawiałam z terapeutką od trzech tygodni, teraz musiałyśmy nadrobić stracony czas. A było wiele tematów do obgadania. 

- Nie. Wiem, że by je zaakceptował. Wychowałby je. 

- Czego więc się bałaś? 

Nastała ponowna cisza. Gdy lekarz przez przypadek wykrył ciążę, od razu wiedziałam, że nie mogłam urodzić. Ta opcja w ogóle nie wchodziła w grę. Miałam dwadzieścia dwa lata, byłam za młoda na to. Nie wyobrażałam sobie siebie z dzieckiem. A Janek? Był polskim celebrytą, raperem, gwiazdą. Cała jego kariera ległaby w gruzach. Nie byłby w stanie koncertować przez całe wakacje, a jego wyjazdy nie byłyby możliwe. Nie zamierzałam siedzieć w domu i wychowywać dziecko, podczas gdy ten by koncertował. I nie zamierzałam też zabraniać mu jeździć. Żadne z nas nie było na to gotowe, nigdy nawet o tym nie rozmawialiśmy. To zniszczyło któreś z nas. Mimo pozbycia się problemu i tak byłam zniszczona. 

- Podekscytowana nową pracą? - spytała kobieta, zmieniając temat. 

- Tak, zaczynam od połowy września, więc został mi jeszcze tydzień wolnego - przytaknęłam kurtuazyjnie. 

- Lili, chcesz o czymś jeszcze ze mną porozmawiać? Widzę, że coś cię dręczy, ale nie będę nic na tobie wymuszać - powiedziała w końcu kobieta, zapewne tak samo umęczona tą konwersacją, jak i ja. 

Było wiele rzeczy, o których chciałam porozmawiać. Ale z drugiej strony nie chciałam o tym rozmawiać, nie chciałam nawet o tym myśleć. Musiałam zacząć traktować Janka jako skończony temat. On z resztą już zdążył zapomnieć, świetnie się bawił, liżąc każdą napotkaną w klubie dziewczynę. Wszędzie już widziałam ich wspólne zdjęcia, hieny z portali plotkarskich do mnie wypisywali i wydzwaniali z prośbą o komentarz. Nawet nie wiedziałam, skąd wzięli mój numer telefonu. 

Byłam tak wściekła. On zabawiał się w najlepsze, podczas gdy ja dochodziłam do siebie po aborcji. I wiedziałam, że to nie jego wina, nie potrafiłam jednak pozbyć się tego uczucia. Zapomniał o mnie, choć nawet oficjalnie nie zerwaliśmy ze sobą. 

- Nie, nie chcę rozmawiać o niczym innym - oznajmiłam z cichym westchnieniem. 

Terapeutka pokiwała powoli głową, a następnie uśmiechnęła się delikatnie i podziękowała mi za dzisiejszą sesję. Zmęczona opuściłam jej gabinet, założyłam na głowę kaptur, a na twarz duże, ciemne okulary przeciwsłoneczne. Nie miałam planów na pozostałą resztę dnia, trening brzmiał bardzo przyjemnie, ale nie wiedziałam, czy już mogłam normalnie ćwiczyć. Z Igorem też urwałam kontakt, po prostu zrezygnowałam z jego usług. Na poczekaniu wymyśliłam szybką śpiewkę o nadwyrężonym mięśniu łydki, a ten nie zadawał zbędnych pytań. Pewnie słyszał o tym wszystkim i nie pisał do mnie więcej Pozostały mi więc treningi w domu. 

Jedyna osoba, z którą miałam kontakt, był Solar. Jednak i on nie wiedział o wszystkim. Pisał do mnie prawie codziennie, ale nie wspominał o Janku. Opowiadał o Julku, codzienności w SB, koncertach. 

Wsiadłam w najbliższy autobus do domu, co jakiś czas rozglądając się dookoła. Nie potrafiłam pozbyć się tego cholernego nawyku, chociaż Janek, mój obsesyjny stalker, siedział w zakładzie psychiatrycznym. Przyznał się do wszystkiego od razu, a biegli stwierdzili u niego chorobę psychiczną. Nie musiałam się go obawiać, a mimo to na mieście pozostawałam czujna. 

Już dawno powinnam była zainwestować w samochód, jazda komunikacją miejską wręcz mnie wykańczała. Czułam na sobie spojrzenia niektórych młodych osób, zwłaszcza dziewczyn. Zapewne mnie rozpoznawały, niektóre nawet były w stanie podejść i zagadać. Prosiły nawet o zdjęcia, jednak ja zawsze odmawiałam. Nie ja byłam gwiazdą.

Wyciągnęłam komórkę, by przejrzeć najświeższe wiadomości. Od razu usunęłam wiadomości na Instagramie od Pudelka tylko po to, by po chwili wejść na ich stronę. I nie musiałam długo przewijać, by zobaczyć artykuł z Jankiem w roli głównej. Bawił się tak dobrze jak ostatnio. Pierdolony kutas. 

W moich oczach stanęły łzy, a ja wróciłam do wspomnień z naszego ostatniego spotkania. 

Leżałam na kanapie u niego w salonie, pisałam z Martą. Ustalałyśmy szczegóły naszego wyjazdu do Austrii. Przyjaciółka była najlepsza; znalazła odpowiednią klinikę i umówiła mi jak najszybszy termin. Ja nadal czułam się okropnie po wyjściu ze szpitala oraz wszystkich wydarzeniach związanych z morzem, Gdańskiem, Jankiem, tym całym stalkingiem, nie miałam siły, by myśleć o tym wszystkim. 

Wiedziałam, że Jaś lada moment wróci do domu, a ja musiałam z nim porozmawiać. Zdążyłam się już spakować w dwie ogromne walizki, choć i tak nie udało mi się upchać wszystkiego. Jedynie te najważniejsze rzeczy oraz ubrania. Serce biło mi cholernie wszystko, bałam się jego reakcji. Bałam się, że mi nie uwierzy, że mnie nie wypuści z domu. A ja musiałam wyjechać. Argument z potrzebą własnego czasu był bardzo dobry, powinien to zrozumieć, pozwolić mi na to. 

Usłyszałam otwierany zamek drzwi, a po chwili chłopak wszedł do środka. Nasze relacje już teraz wyglądały co najmniej dziwnie. Prawie ze sobą nie rozmawialiśmy, ja nie potrafiłam rozmawiać o tym, co się wydarzyło. W nocy nadal budziłam się z krzykiem, a w ustach czułam słony smak wody morskiej. Blondyn prawie w ogóle mnie nie opuszczał, wychodził tylko do sklepu. Siedział obok mnie na kanapie, głaskał mnie po plecach, gdy spałam, a nawet pukał do drzwi łazienki, gdy zbyt długo się kąpałam. Czułam się jak małe dziecko, które potrzebowało stałej opieki. 

- Hej, Lils. Co robisz? - spytał chłopak, zdejmując z siebie kurtkę. 

O razu usiadł obok mnie, a ja podniosłam się delikatnie. Spojrzałam na niego poważnym spojrzeniem, a ten zmarszczył brwi. Delikatnie dotknął mojego cały czas opuchniętego policzka. Starałam się powstrzymywać łzy, ale to było zbyt trudne. 

- Wyjeżdżam, Janek - szepnęłam drżącym głosem - potrzebuję czasu, musisz mi go dać. Muszę się uporać z tym wszystkim, co się wydarzyło. 

Chłopak cały czas milczał, był jakby zaklęty. Nie poruszył się nawet o milimetr. Pocałowałam go delikatnie w usta, a następnie podniosłam się, by wziąć z sypialni swoje walizki. Kiedy wychodziłam, nadal siedział na kanapie i patrzył w okno. Nawet na mnie nie spojrzał, gdy opuściłam mieszkanie. 

Otrząsnęłam się z bolesnych wspomnień i wyszłam z autobusu, gdy podjechał na mój przystanek. Łzy ciekły mi po twarzy, poprawiłam okulary przeciwsłoneczne. 

Chciałam do niego wrócić. Naprawdę chciałam. Ale on zdążył się już pocieszyć i o mnie zapomnieć. Więc i ja musiałam zrobić to samo. 


***Od autorki***

Nic mnie tak nie napędza do pisania, jak Wasze komentarze! Pięknie dziękuję i  liczę na jeszcze więcej gwiazdek, opinii oraz wsparcia!

Buziak!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro