Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 63

- Lili, to naprawdę nie jest problem, Janek może się u nas zatrzymać. Przecież pokój gościnny jest duży - zapewniła mnie po raz kolejny Kasia, ja natomiast jedynie pokiwałam przecząco głową. 

- Przestań, Kasia, nie chcę nadużywać twojej gościnności, i tak robisz dla mnie bardzo dużo - odpowiedziałam słabym tonem. 

- Myślę, że obydwoje będziecie czuć się lepiej, jeśli będziecie obok siebie - stwierdziła, a ja musiałam przyznać jej rację. Nie powiedziałam jednak tego na głos. - Poza tym, zrobimy sobie miły wieczór we czwórkę, jest piątek, odprężymy się, napijemy czegoś, pogadamy. Będzie fajnie, zobaczysz. 

Kobieta poklepała mnie delikatnie po ramieniu. 

- Niech ci będzie, ale w poniedziałek wyjeżdżamy. Nie możemy tu siedzieć cały czas, to nie rozwiąże naszych problemów - mruknęłam słabo. 

- Przecież wiesz, że możesz siedzieć tyle, ile chcesz - odpowiedziała.

Obserwowałam ją w ciszy, gdy ta dopijała swoją kawę. Odstawiła kubek do zmywarki, uśmiechnęła się do mnie, a następnie opuściła kuchnię. Westchnęłam głęboko i podniosłam się by wyjść na balkon i zapalić. 

Słońce raziło mnie przyjemnie w twarz, a nikotyna drapała moje gardło. W wielkim napięciu czekałam na przyjazd Janka do Gdańska. Od kilku dni prawie w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy, a zdążyliśmy się ostro pokłócić dwa razy. Nie chciałam, by przyjeżdżał, ale ten w ogóle nie chciał słuchać moich argumentów. Uparł się, że musi być ze mną i koniec. Mówiłam mu, że nie było takiej potrzeby, że powinien wrócić do Warszawy, zając się kończeniem swojej płyty oraz pracą, ale był głuchy na moje prośby, co wkurzało mnie jeszcze bardziej. Nie potrafiłam go powstrzymać, a jakoś nie miałam ochoty na spędzanie z nim czasu. Nie mogłam znieść jego zmartwionych oczu i wściekle zaciśniętej szczęki. Nie pomagało mi to. 

- Lili, ja już wychodzę - rzuciła Kasia, wystawiając głowę przez drzwi balkonowe - pewnie wrócę po szesnastej. 

- Pewnie, leć, Janek i tak za chwilę przyjedzie - odparłam, posyłając przyjaciółce sztuczny uśmiech. Zaciągnęłam się jeszcze raz papierosem. 

- Powinnaś serio przestać palić, jeśli jesteś w ciąży - oznajmiła swoim charakterystycznym, matczynym tonem. 

Mimowolnie wywróciłam oczami. 

- Przestań wymyślać, nie jestem w żadnej ciąży. Jestem praktycznie bezpłodna przez mój zespół policystycznych jajników, mówiłam ci już. 

- Cuda się zdarzają - odparła. 

- Ale nie w moim życiu. Serio, nie wymyślaj - odpowiedziałam, wchodząc do środka. 

- Urodziłam trójkę dzieci, umiem rozpoznać objawy ciąży - stwierdziła z przekonaniem. 

- Jedź już do szpitala, profesor nie będzie czekał cały dzień - rzuciłam. 

Blondynka pożegnała się ze mną, a następnie zamknęła za sobą drzwi. Dwa razy sprawdziłam, czy są zamknięte, a potem rozsiadłam się na kanapie z laptopem na kolanach. W tle leciała spokojna muzyka, więc postanowiłam wykorzystać ten czas i wziąć się za pracę. 

To, że byłam załamana, to powiedzieć za mało. Naprawdę brakowało mi już sił na życie. Bardzo mocno wierzyłam w działania policji, ale ci całkowicie mnie olali. Zgłosiłam pojawienie się mojego prześladowcy, jednak oni mi nie uwierzyli. Stwierdzili, że mógł być to każdy i nie zamierzali zabierać się za jakiekolwiek poszukiwania podejrzanego. Polska policja, proszę państwa. Nie wysłali nawet jednego patrolu, absolutnie nic. Dlatego też Janek był tak wściekły i za cel postawił sobie znalezienie mi odpowiedniego ochroniarza. O to była druga awantura, bo nie miałam zamiaru paradować po mieście z cudzym cieniem. Nie potrzebowałam ochrony, ale ten ponownie nie chciał mnie słuchać. 

Myślałam, że kiedy listy przestaną się pojawiać, ja się uspokoję, ale było wręcz przeciwnie. Nie dostałam absolutnie żadnego anonimu od kilku dni i z każdą godziną bałam się coraz bardziej. Byłam przekonana, że to tylko cisza przed burzą, że wkrótce wydarzy się coś poważniejszego. Oczekiwanie było czymś strasznym. 

Po godzinie udawanej pracy poddałam się. Z głośnym trzaskiem zamknęłam klapę laptopa i odłożyłam go na stolik obok. Przymknęłam powieki, a głowę oparłam na poduszce. Nie dane mi było jednak zrelaksować się, bo po chwili usłyszałam szarpanie za klamkę drzwi. Wzdrygnęłam się, otworzyłam oczu i wstałam przestraszona. Ktoś stał pod drzwiami frontowymi. Podeszłam powoli z telefonem w dłoni, gotowa w każdym momencie zadzwonić na policję. Z szybko bijącym sercem pochyliłam się w stronę wizjera, ujrzałam twarz Janka. Położyłam dłoń na sercu, odetchnęłam z ulgą, a następnie otworzyłam szeroko. 

- Hej - rzucił blondyn. 

Od razu zobaczyłam, że był niewyspany, zapewne wstał wcześnie, by tutaj dojechać. Albo sypiał równie beznadziejnie jak ja. Patrzył na mnie swoimi dużymi, błyszczącymi oczami. Miał na sobie przetarte jeansy i luźny T-shirt, swój standardowy zestaw. 

Bez słowa otworzyłam szerzej drzwi, by wpuścić go do środka. Przy okazji rzuciłam długie spojrzenia na otaczające nad podwórko, jednak nie dostrzegłam niczego podejrzanego. 

- Wow, ten dom jest piękny - stwierdził, wchodząc do środka i rozglądając się bacznie. 

- Oj tak, dlatego tak bardzo uwielbiam tu przyjeżdżać - przytaknęłam - chcesz kawy? 

- Chcę, pod warunkiem, że przestaniesz być tak kurtuazyjna i porozmawiamy na poważnie. 

Zamarłam, słysząc poważny ton jego głos. Po kilku sekundach jednak skierowałam się do kuchni, by wstawić wodę. Następnie odwróciłam się do niego przodem, zagryzłam z nerwów wargę i posłałam mu długie spojrzenie. 

- Znalazłem ci ochroniarza, czeka już na nas w Warszawie - oznajmił. 

Mimowolnie wywróciłam oczami. 

- Janek, kurwa mać, ile razy mam ci powtarzać, że nie potrzebuję żadnego pieprzonego ochroniarza? - warknęłam wkurzona - ludzie w takich sytuacjach radzą sobie normalnie, bez ochrony. Nie rób ze mnie nie wiadomo kogo, na pewno nie będę latać po mieście z ochroniarzem!

- Fakt, nie będziesz latać po mieście - przyznał mi rację - bo nie będziesz wychodzić z domu w nieuzasadnionych przypadkach. 

Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. 

- Chcesz mnie zamknąć w domu? - krzyknęłam z niedowierzaniem - żartujesz sobie ze mnie?! 

Zacisnęłam dłonie w pięści, ostro zakończone paznokcie wbijały mi się w skórę. To już była przesada, ewidentna, pierdolona przesada. Co on sobie wyobrażał?! Że zostanę jego Roszpunką? Jego Fioną? Co z tym typem było nie tak, do cholery?

- Lili, kurwa! - wrzasnął tak głośno, że aż Prada podniosła się szybko ze swojego legowiska i warknęła na niego - czego ty nie rozumiesz?! Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z powagi tej sytuacji! Ktoś ci, kurwa, grozi! Ktoś może wyrządzić ci krzywdę, ktoś może cię porwać, ba ktoś cię może zabić! 

Słowa blondyna grzmiały w mojej głowie. Spuściłam głowę. Zdawałam sobie z tego sprawę, ale jeszcze nigdy żadne z nas nie wypowiedziało tych słów na głos. A teraz ten problem stał się jeszcze bardziej realny. 

- Janek, ale ja nie mogę przestać żyć, nie mogę siedzieć uwięziona w domu! To nie może tak wyglądać! Nie chcę tak żyć! Też mnie to przeraża, Janek, ale co mogę z tym zrobić?! Nic nie możemy z tym zrobić! Sam słyszałeś tego zjebanego policjanta! Oni kompletnie to ignorują, mają takich zgłoszeń tysiące w ciągu tygodnia! A groźba jest niczym, póki nie jest to groźba śmierci! Oni nawet nikogo na poważnie nie szukają, Janek, oni to ignorują! I my też powinniśmy tak zrobić, może wtedy ten prześladowca się odwali! 

- Lili - zaczął, siląc się o spokojny ton - jak, do jasnej cholery, mam żyć normalnie, skoro ktoś grozi mojej dziewczynie? Czego ty, kurwa, nie rozumiesz?! Blond ci go głowy uderzył?!

Janek zbliżył się do mnie wkurwiony do granic możliwości, zaczął potrząsać moimi ramionami silnie. Wyrwałam się z jego objęć, a następnie odepchnęłam go mocno. 

- Pojebało cię?! - wrzasnęłam, poprawiając koszulkę. 

Kłótnię przerwał nam sygnał mojego telefonu. Wściekła sięgnęłam po komórkę leżącą na blacie i odblokowałam, dostałam nowego smsa, zapewne od Kasi. Zmarszczyłam brwi, gdy zobaczyłam, że to obcy numer. Kliknęłam w wiadomość, jednak nie wyświetlił mi się tekst, jedynie zdjęcie. Przedstawiało mnie i Janka, kłócących się. Zdjęcie zrobiono przed chwilą, dosłownie kilka sekund temu. Ręce zaczęły mi tak drżeć, że upuściłam telefon na podłogę. Przerażona spojrzałam przez okno, jednak nikogo nie dostrzegłam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro