Rozdział 52
- Czy możesz mi w końcu powiedzieć, gdzie idziemy? - spytałam naburmuszona, rozglądając się dookoła.
Blondyn jedynie uśmiechnął się tajemniczo, mocniej ściskając mnie za rękę.
- No, weź! Jesteś mi to winien za wczorajszą akcję na koncercie! - krzyknęłam i dałam Jankowi kuksańca w bok.
Jaś parsknął śmiechem i objął mnie ramieniem. Następnie na moim czole pozostawił mokry pocałunek.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. To była najbardziej romantyczna rzecz, na jaką wpadłem w życiu. Wszystkim się podobało.
- Bałam się, że mi się oświadczysz - mruknęłam z niezadowoleniem.
- To jest plan na kolejny koncert. Gdańsk brzmi dobrze.
Popatrzyłam na niego z przerażeniem, ale nic nie odpowiedziałam. Minęliśmy grupę znajomych grających w siatkówkę plażową. Zarówno ja, jak i Janek mieliśmy na sobie czapki z daszkiem i okulary przeciwsłoneczne. Dodatkowo założyłam na siebie ciemną bluzę chłopaka, wieczór, mimo lata, był całkiem chłodny. Delektowałam się spacerem, na który zabrał mnie Janek. Skorzystaliśmy z dnia wolnego i pojechaliśmy do Świnoujścia, by zobaczyć morze. Chłopak wiedział, jak bardzo je uwielbiam. I dlatego też teraz stąpaliśmy po mokrym piasku na boso, w dłoniach trzymając buty, oglądając powolny zachód słońca. Co kilka minut mocniejsza fala dotykała moich stóp, co było wprost cudownym uczuciem.
- Piotrek był bardzo zadowolony z mojej pracy - oznajmiłam nagle radosnym tonem.
- Nawet mnie to specjalnie nie dziwi, jesteś specjalistką w swojej dziedzinie.
Uśmiechnęłam się lekko.
Po kilku kolejnych minutach wolnego spaceru w końcu dotarliśmy na miejsce. Otworzyłam usta szeroko ze zdziwienia.
- O Mój Boże!
- Kiedyś mówiłaś, że marzysz iść o wesołego miasteczka. Mówisz, więc masz - oznajmił Janek.
Przytuliłam go mocno, a potem klasnęłam w dłonie. Zafascynowana oglądałam niewielkie miasteczko pełne atrakcji oraz wszystkie, kolorowe, świecące światełka.
- Na co pójdziemy najpierw? Może na samochodziki? Albo nie, chodźmy na diabelski młyn! O, o, a kupimy watę cukrową? A może pójdziemy też na kolejkę?!
Janek wybuchnął głośnym śmiechem, potem złapał mnie za rękę i przybliżył moją twarz do swojej.
- Uspokój się, bo ci żyłka na szyi pęknie. Pójdziemy na wszystko, co tylko chcesz.
Nim zdążyłam zareagować, blondyn pocałował mnie mocno. Mruknęłam ledwo słyszalnie zadowolona, a następnie zarzuciłam dłonie na jego kark, chcąc przybliżyć go do siebie jeszcze bardziej.
Gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie, z szerokim uśmiechem złapałam chłopaka za rękę i ruszyliśmy do wesołego miasteczka. O dziwo, nie było tu wielu ludzi. Zapewne przez środek tygodnia i późną porę. Jaś kupił nam mnóstwo żetonów, żebyśmy mogli skorzystać ze wszystkiego. Od razu zgodził się na samochodziki, gdy rzuciłam takową propozycję. Wybrałam różowe autko i szybko wsiadłam. Nie zdążyłam nawet dobrze ruszyć, kiedy chłopak w niebieskim pojeździe we mnie wjechał z impetem.
- Hej! - krzyknęłam - to nie fair!
- Nie dogonisz mnie! - wrzasnął chłopak, odjeżdżając ode mnie.
Bite kilka minut potrwało, zanim nauczyłam się obsługiwać samochodzik, a potem próbowałam dogonić chłopaka. Ganialiśmy się po ogromnym, kwadratowym polu, manewrując dookoła siebie. Łzy płynęły mi po twarzy ze śmiechu. Kątem oka dostrzegłam, jak młody ochroniarz robił nam zdjęcia, ale nawet się tym nie przejęłam. Bawiłam się zdecydowanie zbyt dobrze.
Po okołu pół godzinie zakończyliśmy nasze własne wyścigi. Janek podał mi dłoń, by pomóc wyjść z autka. Następnie przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czoło.
- Totalnie nie nadajesz się do samochodu - oznajmił poważnym tonem, a ja wysłałam mu spojrzenie spod przymrużonych powiek.
- Nieprawda! Jestem absolutnie wybitnym kierowcą! Chodźmy teraz na kolejkę górską!
Palcem wskazałam nieduże, ale wysokie tory z czerwoną, błyszczącą kolejką. Blondyn jednak uśmiechnął się szeroko w innym kierunku, a potem złapał mnie mocno za rękę.
- Mam lepszy plan - rzucił, ciągnąc mnie ze sobą.
Minęliśmy grupkę młodych dziewczyn, a potem stanęliśmy przed dużą budką na kółkach. W środku wisiało kilkadziesiąt kolorowych pluszaków, o różnej wielkości i różnym kolorze. Chłopak obsługujący obiekt właśnie układał puszki w niewielką piramidkę.
- Kiedyś zawsze w to wygrywałem - oznajmił Janek.
Podał chłopakowi kilka żetonów, a potem pocałował moją rękę. "Na szczęście", jak powiedział. Korzystając z okazji, wyciągnęłam telefon oraz nagrałam szybką relację. Nie spodziewałam się po blondynie wybitnych umiejętności, ale jednak bardzo się myliłam. Strzelił w trzy piramidki, zwalając wszystkie puszki w czerwonym kolorze. Otworzyłam szerzej oczy z zaskoczenia. Pisnęłam uradowana i zaczęłam głośno klaskać. Pocałowałam ukochanego w policzek.
- Mówiłem. - Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
Bez pytania mnie o zdanie wybrał nagrodę w postaci ogromnego, różowego, pluszowego pieska. Miał długą sierść, wystający język, a także długie uszy. Chłopak dobrze mnie znał. Przytuliłam mocno pluszaka, a Janek objął mnie ramieniem.
- Różowa wata cukrowa? - Uniosłam szeroko brwi.
- Hell yeah!
- Fun fact! - rzuciłam, w palcach gniotąc małą kulkę z kolorowej chmurki - uwuelbiam patrzeć na watę cukrową, uwielbiam jeść watę cukrową, ale nigdy nawet nie zjadłam całej. Wystarczy mi mały kawałek i się totalnie zapycham - dodałam z pełnymi ustami.
- To bardzo interesujące, biorąc pod uwagę twoją insulinooporność i zamiłowanie do cukru w każdej postaci - stwierdził chłopak. Wymierzyłam mu kuksańca w bok, ale przewidział to i odsunął się w bok.
Jedząc, spacerowaliśmy dookoła wesołego miasteczka. Zostało nam raptem pół godziny do zamknięcia, czas leciał zdecydowanie zbyt szybko. W końcu przystanęliśmy przed ogromnym diabelskim młynem. Kręcił się powoli dookoła własnej osi, a wszystkie jego części były oświetlone kolorowymi światełkami. Przytuliłam się mocniej do Jasia, a następnie podałam mu patyk z wyjedzoną do połowy watą cukrową. Blondyn przewrócił oczami, jednak nie skomentował tego. Przyjął ją i naraz wsadził do swoich ust. Oblizał swoje wargi, uważnie patrząc mi w oczy.
- Nie umiem powiedzieć, czy mnie to obrzydza, czy podnieca - oznajmiłam zgodnie z prawdą, śmiejąc się głośno.
- Chodź. Ostatnia atrakcja i wracamy do domu - powiedział, kierując się do wejścia.
Pognałam za nim. Janek wymienił nasze ostatnie żetony, a następnie usiedliśmy na niedużej, metalowej ławce. Mimowolnie zadrżałam. Ochroniarz zapiął metalowe zabezpieczenie, a ja przysunęłam się bliżej ukochanego. Po chwili ruszyliśmy, a ja mogłam podziwiać cudowne widoki. W oddali widziałam małe statki na morzu, które były jedynie świecącymi punktami. Zaś z drugiej strony widniało rozświetlone miasteczko.
- Coś pięknego - wyszeptałam oczarowana.
Położyłam głowę na ramieniu Janka, a ten objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej. Poczułam jego usta na swoich włosach.
- Kupię ci domek na plaży, tuż nad brzegiem morza - oznajmił cicho, a ja parsknęłam śmiechem.
- Pewnie. I różowego jednorożca do tego poproszę!
Nastała między nami spokojna cisza, którą przerywało jedynie delikatne skrzypienie kręcącego się koła.
- Obiecujesz, że wrócimy tu jeszcze w wakacje? - spytałam, czując smutek na myśl o powrocie do Warszawy.
- Obiecuję.
- Na mały paluszek? - Uśmiechnęłam się, wyciągając dłoń w stronę chłopaka.
- Na mały paluszek.
***Od autorki****
Dobry wieczór, dzień dobry! Coś tutaj ostatnio jakoś cicho, co trochę mnie martwi :(
Jakieś komentarze, opinie, wrażenia?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro