Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 39

Bawiłam się w miarę dobrze. Bal firmowy był lepszy, niż początkowo zakładałam. Janek mnie podwiózł, ponieważ w piętnastocentymetrowych szpilkach na platformie nie dałabym rady. Musiałam naprawdę uważać, by nie potknąć się na schodach. Zadania nie ułatwiała mi długa do stóp, czerwona suknia. Kiedy przeglądałam się w lustrze, musiałam przyznać, że wyglądałam naprawdę zjawiskowo. Zresztą... Przyznał to sam Janek wieloma swoimi słowami. W moim mieszkaniu natomiast starł mi szminkę swoimi ustami, musiałam go naprawdę powstrzymywać, by nie rzucił mnie na łóżko. A potem nawet nie chciał wypuścić mnie z auta. Bardzo mi to schlebiało, czułam się jak istna gwiazda. Już nie wspominając o czerwonym dywanie, który czekał na mnie przed wejściem do Capitolu.

- Dziuniu, dopijaj tego drinka, idziemy na parkiet! - krzyknęła mi prosto do ucha Natka, pojawiając się znikąd. 

Nogi doskwierały mi niemiłosiernie, ale postanowiłam się tym nie przejmować. Dobijała północ, więc chciałam wykorzystać ostatnie chwile na imprezie. Na jeden łyk dopiłam swój rum z colą, a potem ruszyłam za nią. Akurat leciała latynoska piosenka, jedna z moich ulubionych, więc zaczęłyśmy szaleć. Kompletnie nie przejmowałyśmy się naszymi managerami stojącymi z boku. Nie interesowało mnie nawet to, że na parkiecie byłyśmy prawie same. Po chwili dołączył do nas George, nasz przyjaciel. Miał zatyczki w uszach, ponieważ nie znosił głośnej muzyki. To nie były też jego klimaty, ale mimo to tańczył razem z nami.

Ze swoim zespołem, Klaudią, Krystianem czy Gabi, nawet zbytnio nie rozmawiałam. Minęliśmy się kilka razy, pochwaliłam sukienki dziewczyn (choć moja była o wiele lepsza), ale nie miałam nawet ochoty wchodzić z nimi w głębsze dyskusje. Nie potrzebowałam tego, nie potrzebowałam ich. 

Czas mijał nieubłaganie, impreza powoli dochodziła do końca. Byłam już tak zmęczona, że marzyłam już o swoim łóżku. To był kolejny, ciężki tydzień w pracy. A w weekend miałam zajęcia, plus Solar pisał do mnie już od kilku dni z prośbą o pomoc. Nie miałam nawet dla niego czasu. Połowę tygodnia spędziłam na wyjazdach służbowych, Warszawa, Gliwice, Kraków. Istna masakra. 

- Dziuniu, ja się będę zbierać! - oznajmiła nagle Natka. 

Wiedziałam, że jest zmęczona jeszcze bardziej niż ja. Odkąd została monitorem, była stale przemęczona i większość naszych rozmów spędzałyśmy na klnięciu na naszą firmą. 

- To chodźmy jeszcze na jednego szota i też będę się zbierać!

Złapałam przyjaciółkę za ramię i ruszałyśmy do baru, gdzie było trochę ciszej. W oddali dostrzegłam Klaudię, która patrzyła na mnie wyczekująco, ale zignorowałam ją. Zamówiłam dwa kieliszki z tequilą. 

- Idziemy, dziunia, jutro na jakieś śniadanie? - zaproponowała.

- Mmm, kusząca propozycja! Ale nie wcześniej niż jedenasta, nie zwlokę się z łóżka - zastrzegłam.

- Dziunia, o tej porze, to się śniadania kończą! To ja przyjadę do ciebie i zjemy w Piasecznie, git? - zapytała, a ja pokiwałam twierdząco głową. 

Złapałyśmy za kieliszki i wypiłyśmy jednym haustem aż do dna. Alkohol palił moje gardło, ale przyjemnie trafiał do żołądka. 

Natka zaczęła kaszleć, a ja wybuchnęłam głośnym śmiechem. 

- Kurwa, co to jest?! - krzyknęła na cały regulator, że aż nawet barman się uśmiechnął. 

- Tequila! - odpowiedziałam takim samym tonem, nie potrafiąc powstrzymać się od głupkowatego śmiechu. 

Złapałam ją za dłoń i znowu pociągnęłam na parkiet. Oddałam się całkowicie muzyce, wyrzucając z głowy pracę i to wszystko. Nawet nie zwracałam uwagi na baczne spojrzenia mojego managera, koleżanek z pracy, ani nikogo. Ponownie dołączył do nas Gregory, chwycił moją rękę i zaczął obracać mnie wokół własnej osi. Starałam się nie potknąć, ale nie udało mi się to. Greg złapał mnie w ostatniej sekundzie, a ja śmiałam się jak szalona. 

Odkąd zaczęłam terapię, prawie w ogóle nie piłam alkoholu. Miało to negatywne skutki, ale dzisiaj bawiłam się cudownie. Zaczęliśmy skakać i głośno krzyczeć do jakiejś starej piosenki, chociaż ledwo stałam na nogach. George wyciągnął z kieszeni małpki, upił łyk, a następnie podał mi cytrynówkę. Przyjęłam ją, upiłam trochę i mu oddałam. Czułam delikatne zawroty głowy, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało. 

Nagle poczułam na swoich ramionach mocny ścisk. 

- Chodź, Lili, tobie też już wystarczy. 

Odwróciłam się z uśmiechem, słysząc głos mojego przyjaciela. Kuba był mocno pijany, od razu to zauważyłam w jego oczach. Wyglądał niezwykle przystojnie w smokingu, który idealnie pasował do brązowych tęczówek oraz brody. Traktowałam go jako starszego brata, który zawsze miał mnie na oku. 

- Oj, Kuba, no weź... Zatańczmy jeszcze! - krzyknęłam, zarzucając mu ręce za szyję. 

Od razu złapał mnie w talii, a potem skierował do schodów. Zrobiłam naburmuszoną minę, co jeszcze bardziej go rozbawiło. Nie pożegnaliśmy się z nikim, choć mijaliśmy Klaudię i resztę. W szatni odebrałam swój płaszcz, a w międzyczasie napisałam do Janka. Nie chciałam wracać do domu, chciałam się bawić. Bawić się z moim chłopem. 

- Lili, zamówiłaś już ubera? - spytał Kuba gdy już dotarliśmy na zewnątrz. 

Wyciągnął papierosa, a następnie podał mi paczkę bez słowa. Przyjęłam ją z wdzięcznością. Podpalił mi szluga, a ja od razu się zaciągnęłam. 

- Kolega po mnie przyjedzie - odpowiedziałam z uśmiechem. 

- Kolega?- Uniósł wysoko brwi. - Zaufany ten kolega?

- Jeszcze jak, nie musisz się martwić. - Poklepałam go po ramieniu. 

Chwilę później pożegnaliśmy się szybkim buziakiem w policzek, a chłopak wsiadł do taksówki. Dopaliłam papierosa, delektując się smakiem nikotyny. Delikatnie zachwiałam się na nogach. 

- Hej, Lili, już idziesz? Idziemy na after do klubu. 

Spojrzałam na Krystiana, który pojawił się znikąd. Podszedł do mnie blisko, oparł się o kolumnę. Na tych niebotycznych szpilkach prawie dorównywałam mu wzrostem. Patrzył mi głęboko w oczy, przez co poczułam się niezręcznie. 

- Odpuszczę sobie, jestem zmęczona - rzuciłam, odwracając wzrok. 

Ponownie się zachwiałam, a brunet od razu złapał mnie w talii. Położyłam mu ręce na piersi. 

- Dzięki - mruknęłam.

Zrobiłam krok w tył, ale Krystian nadal mocno mnie trzymał. 

- Pięknie dzisiaj wyglądasz, Lils - powiedział. 

- Muszę już iść, Krystian. 

Szarpnęłam się, a chłopak złapał mnie za nadgarstki. Nim się zorientowałam, nachylił się. Odwróciłam twarz, unikając pocałunku. 

- Puść mnie, kurwa mać! - krzyknęłam, odpychając go z całej siły. 

Chłopak uderzył o kolumnę, a ja zrobiłam jeszcze parę kroków w tył, natrafiając na kolejną. Spanikowanym spojrzeniem rozejrzałam się dookoła, jak na złość nikogo nie było na zewnątrz. Byliśmy sami. 

- Pojebało cię, czy co? - warknęłam i poprawiłam płaszcz. 

- Oj, przestań, Lili, przecież wiem, że ci się podobam. Wiem, że wymyśliłaś swojego chłopaka, żebym był zazdrosny. I wiesz co? Udało ci się. 

Krystian był pijany. Pijany to za mało powiedziane. A jego słowa o moim chłopaku tylko mnie jeszcze bardziej wkurwiły. Za kogo on się uważał, do cholery?! Za jakiegoś Boga? 

- Jesteś nikim, w życiu bym na ciebie nie poleciała - syknęłam. 

Brunet znowu się do mnie zbliżył, a ja zacisnęłam pięści. Prawy sierpowy, prawy sierpowy, musiałam o tym pamiętać. I dobrze wycelować. 

Uratowały mnie światła podjeżdżającego samochodu. Krystian nachylił się nade mną, a ja wtedy spoliczkowałam go. Wściekły odepchnął mnie, a ja całkowicie straciłam równowagę. Poleciałam na brukową kostkę, mało co sobie nie skręcając kostki. Audi obok nas zaparkowało, a ja od razu zobaczyłam wściekłego do granic możliwości Janka. 

- Co tu się odpierdala!? - wrzasnął, podbiegając do nas. 

Nie zwrócił jednak na mnie większej uwagi, od razu rzucił się na Krystiana. Nie dorównywał mu wzrostem, nie był też wybitnie umięśniony, ale gdy się zamachnął, bałam się, że zabije mojego współpracownika. Krzyknęłam przerażona, od razu się podnosząc. 

- Janek! 

Krystian stracił równowagę, ale szybko doszedł do siebie. Zamachnął się na Janka, oddając cios. Na blondynie nie zrobiło to jednak wrażenia. Lewą pięścią uderzył bruneta w brzuch, aż Krystian upadł. Potem dosłownie rzucił się na niego i zaczął okładać pięściami. To wszystko działo się tak szybko, nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że cały czas wrzeszczałam jak opętana. Obok nas szybko pojawił się Szymon, mój manager, zaczął rozdzielać chłopaków. Za nim stało kilka osób, zrobił się ogromny harmider. Ci młodsi wiekiem dostrzegli Janka, bez problemu go rozpoznali. Zaczęli robić zdjęcia. Dostrzegłam też Klaudię, która stała równie zszokowana co ja. Szymon, z pomocą drugiego managera w końcu ich rozdzielili. Krystian leżał na chodniku, jego twarz była cała we krwi, nawet pluł krwią. Podbiegłam do Janka, miał rozciętą wargę, czerwona ciecz płynęła po jego brodzie i uchu. 

- Trzymaj się od niej z daleka, bo cię, kurwa, zabiję następnym razem - warknął Jaś. 

Z jego oczu biła wściekłość, istna wściekłość. Nigdy nie widziałam go w takim stanie, nie spodziewałam się nawet, że był zdolny do takich rzeczy. Nie przypuszczałam nawet, że potrafił się bić. Flesze telefonów rozświetlały nasze twarze, wszyscy to nagrywali albo robili zdjęcia. Krystian powoli, z pomocą Klaudii, podniósł się. Bez słowa minęli resztę, ruszyli do środka. 

Szymon natomiast spojrzał na mnie znacząco, a ja już wiedziałam, że będą problemy. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego, jak duże będą te problemy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro