Rozdział 31
Mijała moja 10 godzina spędzona w tym cyrku, potocznie nazywanym biurem. Wszyscy już wyszli, jedynie gdzieś w kuchni krzątała się sprzątaczka. Byłam pewna, że połowa mojego zespołu właśnie sączyła alkohol na tarasach albo w barach. Był piątek, a ja siedziałam tutaj jak ten debil, składając resztę dokumentów w odpowiednie segregatory. Byłam zmęczona, wkurzona, głodna i zirytowana. Ostatnio naprawdę ledwo sobie radziłam. Studia, praca, studia, praca, wyjazdy służbowe. Włosy myłam dwa razy w tygodniu, bo kiedy wracałam do domu... Z trudem właziłam do łóżka. Nie miałam nawet chwili, by umówić się na trening z Igorem, co jeszcze bardziej mnie frustrowało. Bardzo zaniedbałam siebie. Znowu zaczęłam jeść fast foody i wszystko, co było szybkie. A kiedy wpadał Janek, to zwykle coś zamawialiśmy, bo jemu też się nie chciało nic gotować.
Mijał drugi tydzień w tym kompletnym chaosie, a ja naprawdę już nie dawałam rady do tego stopnia, że mój psychiatra zwiększył mi dawkę leków psychotropowych.
Na szczęście wybił kwiecień, więc pogoda za oknem się znacznie poprawiała.
A ja jednak cały czas martwiłam się Jankiem i jego ostatnim kryzysem. Blondyn mało co mówił, ale widziałam, jak się zadręczał, a ja nie potrafiłam mu pomóc. Chłopak cały czas bawił się w studiu, ale chyba nie szło mu zbyt dobrze. Zaproponowałam mu, żeby porozglądał się za czymś poza muzyką. Więc Janek teraz został twarzą reklam kilku marek, m. in. piwa i conversów. Z niecierpliwością czekałam na wyniki sesji.
Moje rozmyślania przerwał dzwonek komórki. Rozejrzałam się dookoła. Siedziałam na dywanie za biurkiem, wokół mnie leżały porozkładane dokumenty, ale telefon? Gdzieś zginął, więc na szybko odebrałam na zegarku.
- Lili, jadę właśnie do ciebie, coś kupić po drodze? - spytał wesołym tonem mój ukochany, a ja mimowolnie uśmiechnęłam się na sam dźwięk jego głosu. Wyprostowałam mocno bolące plecy. - Tak sobie pomyślałem właśnie, że może zrobimy sobie dzisiaj albo jutro jakiś fajny maraon filmowy. A w niedzielę może basen? I możemy skoczyć do twojej ulubionej knajpy. Albo zamówimy.
Jęknęłam ucieszona tą wizją.
- Ale Jasiu, ja nadal jestem w biurze - rzuciłam niezadowolona.
- To poczekaj, ja po ciebie przyjadę. Kończysz już? Poza tym miałaś już tyle nie harować! - Usłyszałam jego pouczający głos.
- Wiem, ale się po prostu nie wyrabiam. Prawie kończę, potrzebuję może z pół godziny. Gdyby ci się chciało, to możesz zajechać do Biedronki, jest ulicę dalej od mojego biura. I gdybyś odebrał mi paczkę z Reserved, byłabym bardzo wdzięczna.
- Bez problemu, wyślij mi szczegóły. Nie przeszkadzam, żebyś szybciej skończyła.
Rozłączyłam się bez odpowiedzi, chcąc od razu skupić na pracy. Bardzo przyjemna wizja, jaką zafundował mi Janek sprawiła, że podkręciłam swoje obroty do 120. Musiałam przyznać, że ostatnią partię dokumentów, pojedynczych kartek, najmniej istotnych, włożyłam tak trochę na oślep. Potem wszystkie segregatory zapakowałam w karton, zakleiłam i wyniosłam na drugą część biura, skąd kurier zabierał wszystkie przesyłki. Wróciłam i usiadłam na fotelu, odetchnęłam głęboko, zamknęłam oczy. Nawet już mi się nie chciało stąd wychodzić. Przetarłam mocno twarz rękoma, nawet już nie przejmując się makijażem. Rozpuściłam włosy, a następnie posprzątałam swoje biurko. Zapakowałam laptopa do torby wraz z kilkoma innymi dokumentami idealnymi do pracy w weekend. Wyszłam na zewnątrz, a w międzyczasie Janek napisał mi, że będzie za kwadrans. Usiadłam na ławce obok i wyciągnęłam papierosy. Nie żadne glo, snuzy, czy jednorazowki, tylko zwykłe, tanie, śmierdzące szlugi. Musiałam się zrelaksować.
Musiałam jeszcze zrobić prezentację na niedzielne zajęcia. Ale teraz moim największym marzeniem było zjeść chipsy i pograć w simsy. A potem obejrzeć Chirurgów i iść spać.
Nawet nie zorientowałam się, kiedy pewien blondym usiadł obok mnie. Objął mnie delikatnie ramieniem.
- Cześć, skarbie. Pisałem, ale zauważyłem, jak delektujesz się papierosem - oznajmił z delikatnym uśmiechem, a następnie pocałował mnie w czoło.
Bez słowa wyciągnęłam paczkę, otworzyłam i przesunęłam w jego stronę. Od razu wziął jednego.
- Mam dosyć, Janek - rzuciłam - po prostu, kurwa, mam dosyć tego burdelu.
Nastała cisza, blondyn jedynie pokiwał powoli twierdząco głową.
Moje myśli latały między pracą, studiami i pierdyliardem innych rzeczy. Wypaliłam najpierw jednego, drugiego, a potem i trzeciego papierosa, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
- Kupiłeś lody? - zapytałam nagle, odsuwając się od chłopaka gwałtownie.
Jaś popatrzył na mnie z pobłażaniem, a następnie podniósł się i wziął moją torbę.
- Pakuj się do auta, mała - rzucił, ruszając do samochodu beze mnie.
Szybko ruszyłam za nim bez słowa. Rozsiadłam się wygodnie w samochodzie, wyciągnęłam jednorazówkę o smaku arbuza z torby, po czym zaciagnęłam się mocno.
- Chyba ostatnio przesadzasz z tym paleniem - zauważyl Janek, wyjeżdżając z parkingu.
- I mówi to Jan Rapowanie - parsknęłam.
Położył swoją dłonią na moim udzie, a ja zaczęłam ją delikatnie gładzić. Podgłośniłam muzykę, w międzyczasie zaczęłam też odpowiadać na wiadomości z Messengera. W ciągu dnia trochę ich przybyło.
- Karolina i Janek chcą się z nami spotkać, co sądzisz o przyszłym weekendzie? - zapytałam po prawie kwadransie.
Blondyn jedynie wzruszył ramionami, a ja mimowolnie przekręciłam oczami. Musiał być w złym humorze, ale sam by mi o tym nie powiedział. Czekałam na odpowiedni moment, aż się otworzy, a czasem to trwało bardzo długo. Wróciłam więc do przeglądania Instagrama, gdy nagle zazwoniła jedna z moich ulubionych monitorek, Iwona. Wiedziałam, że taki telefon nie oznaczał niczego dobrego. Kobieta miała ogromną tendencję do paniki, a tylko ja potrafiłam ją w miarę uspokoić. Zaczęła mi szybko tłumaczyć, że do szpitala w Gdańsku zostały wysłane złe zgody. Była to sytuacja krytyczna, bo pacjent w baaniu klinicznym absolutnie nie mógł dostać złej zgody. Można było za to wylecieć i jednocześnie pacjent mógł pozwać całą naszą firmę. Włączyłam ją na głośnik, szybko odpaliłam laptopa, który nawet nie zdążył się dobrze ochłodzić. Nie wierzyłam, że mogłam popełnić tak kardynalny błąd, to było do mnie zupełnie niepodobne. Sprawdziłyśmy wszystko. Zrobiłam to. Zrobiłam tak poważną głupotę. Zapewniłam Iwonę, że wszystko odkręcę w poniedziałek. Potem uzgodniłyśmy szczegóły naszego wyjazdu do Bydgoszczy w następny piątek, przeprosiłam ją też kilkukrotnie.
Z impetem zamknęłam klapę laptopa. Byłam wściekła na siebie, nie mogłam uwierzyć, że naprawdę wysłałam złe zgody. Dobrze, że nikt tego nie podpisał. Oparłam głowę o szybę, a z moich oczu zaczęły lecieć łzy bezsilności, złości, wszystkich negatywnych emocji, które w sobie trzymałam.
- Okej, teraz już widzę, jak naprawdę wygląda twoja praca - stwierdził luźno, próbując rozluźnić atmosferę, ale nawet nic mu nie opowiedziałam. Jedynie westchnęłam głęboko.
Zajechaliśmy pod mój blok, Janek wziął zakupy, a ja ruszyłam na górę. Byłam tak zmęczona psychicznie oraz fizycznie, że ledwo przeplatałam nogami. W mieszkaniu czekał na mnie ogromny syf, chociaż nawet mnie to nie dziwiło. Śmieci były do wyrzucenia, po sypialni i łazience walały się ubrania wraz z bielizną, a w zlewie piętrzyły się naczynia. Było mi głupio, ale całkowicie zapomniałam o przyjeździe Janka. Przerzuciłam koc na oparcie kanapy, a nowe sneakersy przekopałam pod stolik. Od razu też otworzyłam okno, by się trochę wywietrzyło. Włączyłam telewizor, a z lodówki wyciągnęłam dwie butelki piwa. Usiadłam na kanapie i otworzyłam jedno z nich.
- Jesteś głodna? - spytał Janek, stawiając zakupy na blacie.
Pokiwałam przecząco głową, choć nie pamiętałam nawet, o której ostatnio jadłam. Głową wskazałam na kanapę, a chłopak posłusznie usiadł obok mnie.
- Lil, powinnaś pomyśleć o urlopie na poważnie.
- Po pierwsze, mam za dużo pracy, po drugie nadal jestem spłukana - stwierdziłam cicho, skacząc po kanałach.
- Teraz zastępujesz dwie osoby naraz, potem Klaudia może zastępować ciebie. A ja za tydzień lecę do Meksyku, pojedź ze mną.
Byłam tak zmęczona. że jedynie uniosłam wysoko brwi.
- Jakiego, kurwa, Meksyku? - spytałam głośno.
Byłam pewna, że sprawa została zamknięta, blondyn przez dwa tygodnie nie wracał do tego tematu.
- Na miesiąc. Z Kacperczykami. Zapłacę za cały twój pobyt, jeśli tylko się zgodzisz polecieć. Lilianna, ja naprawdę potrzebuję przerwy, tak jak i ty. Obydwoje się wykańczamy, tym samym wykańczając nas związek, kurwa. Pierdol tę pracę, ty nawet nie musisz pracować, mam wystarczająco hajsu, by nam starczyło do końca życia. Ten miesiąc nam się przyda, Lil. A ja nie chcę cię zostawiać w tym bagnie. Nie daruję sobie, jeśli stanie się coś złego. Jeśli ty sobie zrobisz coś złego.
Dobrze wiedziałam, że chłopak pił do mojej depresji, zachowań autodestrukcyjnych i niedawnych pijackich myśli samobójczych. Ale już nie miałam takich tendencji. Z drugiej zaś strony... Ja, Janek, Meksyk? Tylko my na okrągło, bez ludzi, bez sławy, bez pracy. Tylko my. Ta wizja przyprawiała mnie o szybsze bicie serca. Zasługiwałam na to.
Popatrzyłam w jego wyczekujące, cudowne oczy. Widziałam, jak bardzo mu na tym zależało. Janek od miesięcy, ba, od naszego pierwszego spotkania o mnie dbał i mnie chronił. Jak przez mgłę pamiętałam bezsilną siebie w łóżku i jego, gotującego obiady, przynoszącego mi herbatę oraz leki, a nawet męczącego się podczas Chirurgów. A teraz on był w rozsypce. Widziałam jego podkrążone oczy, suchą skórę, przygarbienie. Jakby ktoś wyssał z niego całą energię. Już nie chodził swoich sprężystym krokiem, nie usypiał mnie swoim śpiewem, a rano nie rzucał dopiero co wymyślonych wersów. Nie takiego Jasia poznałam. A tamtego Jasia potrzebowałam z powrotem. Ale praca... Nie mogłam jej tak zostawić, było tego mnóstwo. Dobrze wiedziałam, że Klaudia na pewno się do mnie przywali i długo wypominałaby, jaki ogromny problem jej sprawiłam. Ale czemu się nią przejmowałam? A bycie na utrzymaniu Janka? Zawsze uważałam siebie za silną i niezależną kobietę, bardzo często to podkreślałam.
Pogładziłam go delikatnie po policzku.
- Tydzień - stwierdziłam.
I w końcu zobaczyłam na jego twarzy szeroki uśmiech. Pisnął z radości, jak mała dziewczyna, co doprowadziło mnie do głośnego śmiechu.
- Lili, dwa tygodnie, proszę, dwa! - krzyknął, obejmując mnie.
- Tydzień i poznasz moich rodziców!
- Dwa tygodnie, a w ten weekend umówimy się z Jankiem i Karoliną! - Popatrzył mi w oczy.
- Deal. - Podałam mu dłoń, którą uścisnął. Nie potrafiliśmy przestać się uśmiechać.
***Od autorki***
Czy ja już wspominałam, że dorosłość jest totalnie do dupy? Nie? To wspominam teraz i lecę się pakować do Poznania...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro