Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Janek już do mnie nie przyjechał przez ostatmie trzy dni, był zajęty pracą, a w weekend pojechał do Poznania na jakiś festiwal hip-hopowy. Fakt, stale pisał i dzwonił, ale mi jakoś nadal było przykro po tamtej kolacji. Chociaż starałam się tym nie przejmować i rozmawiać z nim normalnie, to jednak coś nie grało i blondyn chyba to wyczuwał. 

Musiałam dzisiaj iść do pracy, w końcu przytoczył się znienawidzony poniedziałek. Stresowałam się jak nigdy, bałam się wrócić do tej rzeczywistości, chociaż od środy stale robiłam wszystko, byleby nie leżeć w łóżku i nie użalać się  na sobą. Musiałam z tym koniecznie skończyć i całkiem nieźle mi to szło. Powoli czułam powrót mojej dawnej siły. 

Zablokowałam też numer ojca, Martyna mi tak doradziła, a pani psycholog nie widziała żadnych przeciwwskazań. Usunęłam wszystkie wiadomości od niego i już nie musiałam się martwić. Byłam spokojniejsza, leki zapewne też robiły swoje. 

Założyłam na siebie nową zieloną marynarkę i czarny, cienki golf, do tego postawiłam na jeansy. Wyglądałam dobrze. Na całość przyodziałam nowy płaszcz do kostek, wykonany z imitacji skóry, w którym czułam się jak Kylie Jenner. Postawiłam też na mocny makijaż oka. 

Jako że nasi managerowie zwrócili nam uwagę na to, iż nie siedzimy w biurze osiem godzin, to teraz zaczęłam pracować od siódmej rano. Przynajmniej o piętnastej mogłam wyjść. 

Napisałam do Janka smsa z życzeniem miłego dnia, a następnie weszłam do biura. Lubiłam tę poranną ciszę. Od razu odpaliłam laptopa i wzięłam się za spam maili. 

Nim się obejrzałam, przyszła Marta, a tuż za nią rozchichotana Cela wraz z Krystianem. Od razu poczułam ukłucie zazdrości. Rzuciłam luźne "hej", ale nawet mi nie odpowiedzieli, tak zafascynowani rozmową. Zmarszczyłam brwi i znacząco popatrzyłam na Martę, ta jednak nie rozumiała, o co mi chodzi. Odpaliłam Teamsa. 

Lilianna: Od kiedy to są tacy przyjaciele?

Marta: Nie wiem, ale też zauważyłam, że każdą wolną chwilę spędzają ze sobą

Było mi przykro, jeszcze ze dwa tygodnie temu trzymaliśmy się wszyscy razem, a teraz? Teraz nic.

- Jak się czujesz, Lili? Wszystko okej? - spytała troskliwie Cela, jakby w końcu mnie zauważyła. 

Popatrzyłam na nią przelotnie

- Tak, ale sporo roboty - odparłam chłodno. Nie potrafiłam inaczej. 

Dziewczyna nie drążyła tematu, toteż zapadła cisza. Krystian siedział naprzeciwko mnie wpatrzony w ekran, nie zwracał na mnie absolutnie żadnej uwagi, co bolało mnie jeszcze bardziej. Zerkając na niego, nie czułam już żadnych romantycznych uczuć, jakby wszystko zniknęło za pomocą czarodziejskiej różdżki, jaką był Janek. Lecz nadal chłopak sprawiał mi ból, już jako kumpel, dobry kolega. Wcześniej gadaliśmy o wszystkim, opowiadałam mu nawet o swojej popieprzonej rodzinie, a nie robiłam tego z byle kim. Co się zmieniło od czasu imprezy? 

Musiałam też przyznać, że tęskniłam za Jankiem. Nie widziałam go raptem kilka dni, ale bardzo przyzwyczaiłam się do jego ciągłej obecności i przytulania. I robił takie dobre tosty francuskie, dałabym się za nie pokroić. 

- Magda mi właśnie powiedziała, że będą rozmowy o awans! Potrzebują dwóch osób i mają z każdym z nas przeprowadzić rozmowy! - krzyknęła Gabi, siadając do biurka z laptopem. Jej oczy błyszczały jasno, ruda marzyła o awansie, odkąd tylko dołączyła do firmy. 

Zagryzłam wargę, by powstrzymać uśmiech. Też chciałam awans, by zarabiać dwa razy więcej, mieć służbowe auto i po prostu by się rozwijać. Monitor badań klinicznych miał za zadanie sprawdzanie dokumentów w ośrodkach, co wiązało się z delegacjami i podróżami po całej Polsce. Gdy mnie któryś monitor zabierał, cieszyłam się jak dziecko, zwłaszcza że to firma płaciła za wszystko, nawet za jedzenie. Cudowne. 

Wiedziałam jednak, że dopiero teraz rozpocznie się tutaj prawdziwy wyścig szczurów. Nas była piątka, a miejsca tylko dwa. 

- Kiedy? Trzeba się przygotować - rzuciłam luźno. 

Gabrysia zmierzyła mnie spojrzeniem od góry do dołu. 

- Ty? Pracujesz pół roku, nie masz nawet na co liczyć - stwierdziła. 

Oczy zawęziły mi się w małe szparki, a szczęka zacisnęła się. Głupia zołza. Marta popatrzyła na mnie zszokowana. Pięść mnie świerzbiła, ale przełknęłam ślinę i usiadłam na swoim miejscu. 

- Nie bądź tego taka pewna, Gabi - odparłam przyjemnym tonem, nie mogłam dać jej tej satysfakcji. 

Dlatego właśnie nie lubiłam rudej. Uważała się za wszystkowiedzącą, przez co była zarozumiała i wredna, zwłaszcza dla mnie. 

Krystian parsknął złośliwym śmiechem. 

- Jesteś zbyt zjebana, by cię chcieli na monitora. Nie masz nawet studiów skończonych! 

Popatrzyłam na niego z bólem w oczach. Nie rozumiałam tej wypowiedzi. Jak można komuś powiedzieć coś takiego? Fakt, nie byłam po żadnej pieprzonej farmacji, a socjologię dopiero kończyłam, ale...? 

- Nie masz prawa się tak do mnie odzywać, rozumiesz? - wysyczałam przez zęby. 

Nikt się nie odezwał, nikt nie stanął w mojej obronie. Jakby on mógł tak do mnie mówić. 

Założyłam słuchawki na uszy, włączyłam muzykę, by się uciszyć. Z całej siły powstrzymywałam się od płaczu. Nie dowierzałam, że on to właśnie powiedział. Fakt, często się przedrzeźnialiśmy, ale to? To nie było zabawne, to nie było śmieszne. To było obrzydliwe. 

Janek: Hej, tobie również miłego dnia, jak praca?

Lili: Do dupy. Powstrzymuję się od płaczu, bo tutaj każdy to cham. Chcę już do domu. A jak u ciebie?

Janek: Ojej, to bardzo niedobrze :/ Wracaj jak najwcześniej, zamów MC, jestem pewien, że od razu ci się poprawi :) U mnie dobrze, powoli się zbieramy do podróży, ale muszę przyznać, że jestem padnięty. Robimy jeszcze ostatnie zdjęcia. 

Lili: Nie mogę się doczekać, aż je zobaczę na instagramie 

Janek: A ja nie mogę się doczekać, aż zobaczę Ciebie ;)

Serce znowu zabiło mi szybciej, uśmiechnęłam się mimowolnie. 

Nie odpisałam już nic na to, nie wiedziałam do końca, co sensownego mogłabym napisać. Odłożyłam komórkę i wzięłam się za drukowanie dokumentów, by nie zwracać uwagi na otoczenie. Przy biurku wypiłam melisę, a nawet zjadłam ubogie śniadanie. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. 

Miałam zamiar pracować dwa razy ciężej i dowiedzieć się wszystkiego, by mnie awansowali. Wiedziałam, że jestem dobra. Potrzebowałam tylko jeszcze większej dawki wiedzy. Może było najmniej inteligentna, ale za to byłam najmądrzejsza i najsprytniejsza, a moja praca najbardziej efektywna. Wiedziałam, że dam radę. Potrafiłam. Nie mogłam się tylko załamać. 

Nim się obejrzałam, dobiła piętnasta. Podnioslam się więc i zadowolona wyłączyłam laptopa. Pracowity dzien. Przede mną czekał jeszcze lekarz i szybka odwiedzina u mamy, chociaż marzyłam jedynie o łóżku. 

Zajęta swoimi rozmyślaniami nie zauważyłam, kiedy Krystian stanął naprzeciwko mnie. Był o wiele wyższy ode mnie, więc musiałam zadrzeć głowę, by popatrzeć mu w oczy. 

- Czegoś potrzebujesz? - zapytałam kulturalnie, podnosząc wysoką lewą brew. 

- Liliś, wyluzuj... - zaczął, a jego dłoń zaczęła głaskać mnie powoli po ramieniu. W normalnych okolicznościach bym zmiękła, nogi by się pode mną ugieły, ale teraz? Nie czułam nic, tylko wściekłość. - To tylko żarty, musisz trochę wyluzwać.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Uśmiechał się łobuzersko, bez krzty pokory, nie widział żanego błędu w swoim zachowaniu. Strzepnęłam jego dłoń. 

- Nie dotykaj mnie - wycedziłam stanowczo zdenerwowana - Nie odzywaj się do mnie, nie masz żadnego prawa tak się wobec mnie zachowywać. Zostaw mnie w spokój. Nie dotykaj, nie odzywaj się o mnie. 

- Mam się w ogóle do ciebie nie odzywać? - spytał wkurzony, chyba nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. 

- Tak, w ogóle się do mnie nie odzywaj, bo jesteś zwykłym chamem! - krzyknęłam, próbując powstrzymać łzy. 

Założyłam szybko kurtkę, szalik narzuciłam na siebie. Starałam się robić wdechy i wydechy, jak psycholog przykazała. 

- Dobrze, nie będę się odzywał. 

Wzięłam swoją torbę, rzuciłam oschłe pożegnanie do wszystkich i pędem ruszhłam do wyjścia. Łzy leciały po moich  policzkach, nie potrafiłam ich ukryć. Ruszyłam na pociag, ciągle płacząc i chlipiąc cicho. Ludzie zerkali na mnie zatroskani, ale kompletnie nie zwracałam na nich uwagi. Odwołałam wizytę u lekarza, mamę również przeprosiłam, ale nie nadawałam się o funkcjonowania. 

Naprawdę nie roumiałam tego, jeszcze wczoraj się przyjaźniliśmy, a dzisiaj? Jedyne, co mi powiedział to to, że jestem zjebana. Wiedział, że się leczę, wiedział, że jestem niestabilna. To po co to powiedział? Dlaczego? Pieprzony idiota, cham, burak. 

Kiedy wróciłam do domu, byłam już spokojniejsza. Nie płakałam, ale czułam się bardzo zmęczona. Napisałam do mojego managera z prośbą o pracę z domu następnego dnia, zgodził się bez problemu. 

Przebrałam się w dresy, włosy związałam i zamówiłam jedzenie. Oczywiście padło na McDonaldsa, jakżeby inaczej? 

Następnie wzięłam leki uspokakające, a potem nasenne i położyłam się do łóżka. Pochlipiwałam cicho, oglądając Barbie

Potem musiałam chyba na dłuższy czas usnąć, zbudziły mnie dopiero jakieś bliżej nieokreślone dźwięki, ale czułam się zbyt przymulona, żeby się podnieść. Ktoś położył się obok, dopiero wtedy podniosłam się przerażona. 

- Hej, spokojnie, to ja - powiedział Janek, uśmiechając się troskliwie, a ja odetchnęłam z ulgą. 

- Jak tutaj wszedłeś? - spytałam zdezorientowana, próbując otworzyć szerzej oczy - Która godzina? 

- Dwudziesta. Pisałem i dzwoniłem, ale bez reakcji. A drzwi od mieszkania zostawiłaś otwarte, proszę, pamiętaj by zamykać je na klucz - oznajmił. 

- Dobrze - westchnęłam i nastała cisza. 

Patrząc na niego, w te piękne, niebieskie oczy, cały mój żal zniknął. 

- Tęskniłam - wypaliłam, czując jak moje policzki oblewają się czerwienią. 

- Ja też - odpowiedział. 

Zagryzłam wargę. Chciałam mu opowiedzieć o Krystianie, ale z drugiej strony w ogóle nie chciałm się skupiać na tym idiocie. Teraz liczył się dla mnie Janek. Serce biło mi jak oszalałe, kiedy tak patrzyliśmy sobie w oczy. Mogłam zmienić pracę, pozbyć się Krystiana i Celi, to było rozsądne roozwiązanie. Albo dostać awans, to było jeszcze rozsądniejsze rozwiązanie. Janek był taki cudowny. Przyjechał tu do mnie, dla mnie. A był taki zmęczony po koncercie. A nadal myślał o mnie. 

- Jesteś głodny? - spytałam, ale on jedynie nieznacznie pokiwał głową, cały czas na mnie patrząc, co sprawiło, ze poczułam się jeszcze bardziej zmieszana. 

Oddychałam ciężko, patrzyliśmy się na siebie, z tych oczu mogłam wyczytać absolutnie wszystko. Nasze usta złączyły się ze sobą, nawet nie zarejestrowałam kiedy. Złapał mnie delikatnie za głowę, uważał na włosy i naparł na mnie. Jęknęłam cicho. Miał tak delikatne i miękkie usta, całował tak czule, troskliwie, z uczuciem. Powoli, jakby się tym delektował. Zarzuciłam mu ręce na szyję, przysunęłam się bliżej, a on usadził mnie na swoich kolanach. Oplotłam go nogami w pasie, nie przefywając pocałunku. Palcami delikatnie ciągnęłam blond końcówki włosów. 

 Boże, ja się w nim zakochałam.


***Od autorki***

Zgadnijcie, kto ma na głowię mnóstwo roboty, licencjata, egzamin dyplomowy, a leży w łóżku z gorączką? No tak, tylko ja tak potrafię...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro