Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Zamknęłam za sobą drzwi, a klucze rzuciłam na podłogę. Nie miałam nawet siły ich powiesić. Drżącymi rękoma zdjęłam buty. Przetarłam oczy mocnym ruchem, by pozbyć się łez. Pociągnęłam nosem, a następnie poszłam do kuchni. Od razu wyciągnęłam swoje leki od psychiatry i połknęłam kilka tabletek naraz. Musiałam się wyciszyć, uspokoić, chociaż czułam się przebodźcowana, jak robot. Zdjęłam sweter, a następnie i stanik. Założyłam czarną bluzę i luźne kolorowe dresy od Playboya, moje ulubione. Wysmarkałam się, a potem otarłam łzy. Zaparzyłam sobie melisę. Miałam wrażenie, że byłam bardzo otumaniona, jakbym została oderwana od rzeczywistości. Nie wiedziałam nawet już, co czułam. Po głowie krążyły mi wszelkie kłamstwa, krzyki i słowa wypowiedziane przez mojego ojca. Marzyłam, żeby położyć się i usnąć, co po chwili również zrobiłam. 

Mój telefon stale wibrował, ale kompletnie mnie to nie interesowało. To pewnie Cela. Było mi strasznie głupio po tym, jak rano potraktowałam ją i Krystiana. Miałam nadzieję, że się na mnie nie obrażą. 

Po telefonie mojej siostry, byłam wściekła i zrozpaczona. Podobno mój pies, Teddy, który po rozstaniu rodziców, został na wsi z ojcem, zaginął. Tata go wziął do lasu na spacer i pobiegł za sarną. Zanim siostra zdążyła wyrazić swoją opinię, ja już wiedziałam, że to nieprawda, podłe kłamstwo. Mój rodziciel nie interesował się psem, ba, on go nawet nie lubił i traktował jak przeszkodę, problem. Zwłaszcza gdy Tadeusz zjadł jemu i kilku innym sąsiadom kury. 

Mój ojciec musiał się go pozbyć, wiedziałyśmy to. Zapłakana zadzwoniłam do mamy, która była równie poruszona i wściekła, postanowiłam od razu jechać do domu i wyjaśnić tę sytuację, wydobyć prawdę. 

Kac jakby minął, ból głowy również przestał mnie obchodzić. Musiałam dowiedzieć się, co się stało. Siedząc na zimnych posadkach w łazience, zaczęłam przeglądać strony wszystkich schronisk dla zwięrząt w okolicy w nadziei, że go znajdę. Bezskutecznie. 

Po pół godzinie w końcu się wywlokłam z łazienki. W kuchni zaparzyłam dzbanek kawy, a potem wzięłam się za śniadanie, chociaż nadal miałam odruch wymiotny. Celowo uderzałam o siebie głośno naczyniami i sztućcami, licząc, że obudzę Celę i Krystiana. Już się nie obejmowali jak gołąbeczki. 

- Boże, która godzina? Ale mam kaca - jęknęła Cela cicho. 

- Jest prawie jedenasta i musicie wstawać, bo ja za godzinę wychodzę - oznajmiłam chłodnym, bezuczuciowym tonem. Cały czas powstrzymywałam się od płaczu.

- No chyba żartujesz, nie ruszę się stąd. Ty chyba też nie jesteś w najlepszym stanie - stwierdziła przyjaciółka. 

Popatrzyłam na nią, powstrzymując się od płaczu, a ta chyba zrozumiała powagę sytuacji. Nie mogłam się znowu rozpłakać, wczoraj na imprezie już dałam swój popis. 

- Za godzinę wychodzę - oznajmiłam głośno i dobitnie, po czym wróciłam do sypialni, by się ogarnąć. 

Byłam wściekła na ojca, na rodzinę, na Celinę i Krystiana. Na wszystkich, na cały świat. 


Położyłam się do łóżka z meliską i zaczęłam głośno płakać, wspominając całą dwugodzinną awanturę z ojcem. Nie potrafiłam przestać zawodzić, byłam prawie pewna, że nawet sąsiedzi mnie słyszeli, ale naprawdę mnie to nie interesowało. Brzmiałam jak zarzynany kot, ale musiałam pogodzić się z utratą psa i taty. 

Telefon cały czas wibrował, co jeszcze bardziej mnie wkurzało. 

- Halo? - warknęłam, pciągając nosem. 

- Lili, hej. Nie odzywasz się cały dzień i bardzo się martwiłem. Kac aż tak ci dokucza? - spytała troskliwie Jagoda, a ja wybuchnęłam jeszcze głośnym płaczem, prawie się dusiłam. Próbowałam uspokoić oddech, ale nie potrafiłam. - Boże kochany, Lili, co się dzieje? Nie płacz, spokojnie, wdech, wydech, powiedz mi, co się stało. 

Łzy leciały mi po policzkach, ustach, brodzie, szyi. Były wszędzie. Czułam, jak z nosa również płynie gęsta wydzielina, więc złapałam chusteczkę i się wytarłam. Dziewczyna przez komórkę cały czas coś do mnie mówiła, prosiła, bym się uspokoiła, ale to było dla mnie awykonalne. W końcu się rozłączyła. Wszyscy już mnie zostawili. 

Nagle wyskoczyłam z łóżka jak oparzona, musiałam się napić, a po wczorajszej imprezie miałam w lodówce mnóstwo alkoholu. Pędem tam ruszyłam. Wyciągnęłam zimne wino, jakoś sobie poradziłam z korkiem i zaczęłam pić, by poczuć ulgę. 

Wróciłam z nim do łóżka, odpaliłam telefon, by umówić się do psychiatry. Wiedziałam, że nie dam rady pojawić się w pracy następnego dnia. Potrzebowałam zwolnienia na cały tydzień. 

W ciągu dosłownie kilku minut opróżniłam całą butelkę, to chyba był mój nowy rekord. Uspokoiłam się trochę, przykryłam pod kołdrą i stertą koców, włączyłam serial, a potem przytuliłam mocno pluszaka psa. 

Ojciec się nie przyznał do niczego, nadal twierdził, że nasz pies zginął w lesie, chociaż jego wersja nie zgadzała się zupełnie z tym, co powiedział siostrze kilka dni wcześniej. Wiedziałyśmy z mamą, że kłamie, zwłaszcza, że jechałam jego samochodem tydzień temu i czułam zapach psa. Wcześniej nie zwróciłam na to większej uwagi, ale teraz? Wiele to wyjaśniało. 

Najpierw naskoczyła na niego moja mama, krzyczała, ale z tym psychicznym człowiekiem nie dało się nawet normalnie rozmawiać. Wyrzucał jej jakieś wydarzenia wyssane z palca, mówił od rzeczy, jak obłąkany. Znowu groził samobójstwem, ale na nas nie robiło to już wrażenia. Znowu opowiadał, jak bardzo go skrzywdziłyśmy. Mimo licznych pytań o psa, nic nie mówił, jedynie się śmiał z naszych oskarżeń. Widziałam, że mama ledwo nad sobą panuje, więc wtedy do akcji wkroczyłam ja. Przyznałam, że się go boję, zaczęłam wrzeszczeć, że zabił członka mojej rodziny, że mu tego nie wybaczę. Wprost przyznałam się, że przez niego zaczęłam chodzić do psychologa i się leczyć, bo już nie dawałam rady. Ale on tego nie rozumiał. Nic nie rozumiał, nie widział swojej winy. Uważał, że to my go skrzywdziłyśmy. 

Kiedy rodzice się jeszcze kłócili, ja na szybko pobiegłam do swojego pokoju. Rozejrzałam się, czy nie zostawiłam jakiejś cennej rzeczy. Zabrałam obraz, który dostałam od siostry na osiemnaste urodziny i wróciłam do kuchni. Ojciec już się trząsł, wiedziałam, że zaraz dojdzie do rękoczynów, jeśli nie wyjdziemy z mamą. Jego twarz zmieniła się w istotnego potwora, nawet go nie poznawałam. To był chory psychicznie człowiek, nie mój ojciec. Nie znałam go. Zapłakana złapałam mamę za rękaw i ruszyłyśmy do wyjścia, bo naprawdę się obawiałam kolejnych wydarzeń. Od razu wsiadłam do auta, biorąc głębsze oddechy. Potrzebowałam leków. Natychmiast. 

Tata otworzył drzwi od auta. Już się zmienił. Znowu był skrzywdzonym ojcem, którego tak bardzo mi było żal. 

- Nie spodziewałem się, że moja córka taka jest, że okażesz się taka być - powiedział cichym, zranionym tonem, wywołując u mnie kolejny napad łez. 

- Ja też się nie spodziewałam - rzuciłam, nie miałam siły na kolejne słowa. 

- Skrzywdziłaś mnie - oznajmił. 

- Ty mnie też - warknęłam. 

- Ty mnie bardziej. 

Zamilkłam, bo ta konwersacja była bardziej niż bezsensowna. 

- Nie jesteś już moją córką - oznajmił i trzasnął drzwiami, a mi zmroziło krew w uszach. 

Do tej pory słyszałam te słowa w swojej głowie. 


Musiałam usnąć, bo wróciłam do rzeczywistości dopiero, gdy usłyszałam natarczywe pukanie do drzwi. Za oknem było już ciemno. Ciężko podniosłam się z łożka i odrazu zatoczyłam się na ścianę. Byłam pijana. Byłam bardziej niż pijana. 

Otworzyłam drzwi i zobaczyłam go. Wysokiego blondyna w czapce z daszkiem, chociaż było jeszcze zimno. Znałam go. Widziałam tę twarz. 

- Janek? - wybełkotałam, nieświadoma tego, co się dzieje. Zakręciło mi się w głowie i upadłam na podłogę. 

- Lili! - krzyknął przerażony chłopak i złapał mnie mocno. 

Znowu zaczęłam płakać, tego było na dzisiaj już za wiele. Jeszcze on chciał mi dokopać?! 

Janek objął mnie delikatnie, po czym zaczął kołysać i szeptać mi do ucha uspokajające słowa. Miał taki ładny zapach. Miło było wtulić się w jego zieloną bluzę. 

 - Czemu wszyscy mnie zostawili? - spytałam między pociągnięciami nosem. 

- Lili, popatrz na mnie - powiedział, przytrzymując moją twarz w dłonie. Był taki przystojny, już o tym zapomniałam. - Jestem przy tobie, rozumiesz? Jestem tutaj. I będę. Tylko uspokój się, spokojnie. 

Przytuliłam się do niego mocniej, nadal płacząc. Kołowało mi się w głowie, butelka wina to był zły pomysł. 

- Chodź, położysz się. Opowiesz mi, co się stało, dobrze? Jadłaś coś dzisiaj? Zrobię ci herbatę, uspokoisz się, dobrze? 

- Nie mam siły. 

Nie chciałam się od niego odrywać, nie mogłam. Janek podniósł mnie delikatnie i zaniósł do łóżka. Położył mnie i przykrył. Pociągnęłam go za rękaw. 

- Zostań - wychrypiałam. 

Blondyn położył się obok mnie i gładził po włosach. Miał działania uspokajające. Patrzyłam na niego, a on na mnie. 

- Liliś, co się stało? - spytał cicho, a ze mnie zaczęły się wylewać wszystkie słowa, a zarazem i emocje. 

Opowiedziałam mu o wszystkim. 



****Od autorki***

Dzień dobry! Tydzień beznadziejny, to i rozdziały problematyczne. A jak u Was?



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro