Rozdział 105
Zostałam zwolniona. Po raz pierwszy w życiu zostałam zwolniona, a Solar zachował się okropnie w stosunku do mnie. Nie baczył na żadne słowa, wprost powiedział, że trzymał mnie w tej firmie tylko ze względu na Janka, bo nic innego do niej nie wnosiłam. To był dla mnie prawdziwy cios, czułam się jak ostatnie gówno. Chyba nikt nigdy mnie tak nie poniżył jak Karol, gdy siedziałam w sali konferencyjnej z nim, Białasem oraz Kasią z HR. Ledwo powstrzymywałam łzy napływające mi do oczu. Dałam im upust dopiero wtedy, gdy wyszłam.
Chciałam odejść z SB, chciałam odciąć się od Solara, ale nie w taki sposób. To ja miałam się zwolnić, a nie on mnie, przy okazji tak obrażając. Od razu mnie powiadomił, że nie da mi żadnych referencji i nie mam nawet co liczyć na odprawę, choć to mnie najmniej interesowało.
Buzowały we mnie wszystkie emocje, od złości, przez smutek, aż po ogromne zażenowanie. Miałam całą czerwoną twarz ze zdenerwowania, a w uszach huczały mi słowa Solara o tym, że zatrudnił mnie tylko ze względu na Janka. I, choć było to irracjonalne, byłam też wściekła na Janka. Nie wiedziałam dlaczego. Tak po prostu obarczałam go winą za całą tę sytuację. Czułam się uzależniona od niego i wykorzystana, to doprowadziło mnie do istnego szału.
Zamówiłam ubera, ale nie kierowałam się do domu. Z włączoną na ful muzyką na słuchawkach jechałam do Marty. Wiedziałam, że tylko ona była w stanie mnie uspokoić. Wyciszyłam telefon, bo nie miałam ochoty na pisanie czy rozmawianie z kimkolwiek. Delikatnie, by nie zniszczyć makijażu, otarłam łzy. Musiałam się opanować i to jak najszybciej. Nienawidziłam w sobie tej wrażliwości, którą od lat próbowałam ukrywać. Potrzebowałam się uspokoić, chociażby na chwilę.
Solar w ciągu niecałej godziny zniszczył całą pewność siebie, którą budowałam przez ostatnie kilka miesięcy. Znowu czułam się jak mała dziewczynka, gówniara, która trafiła do firmy przez przypadek i nie nie umiała. Podobnie jak w badaniach klinicznych, gdzie pracowałam jeszcze pół roku temu.
Dopiero głos taksówkarza wybudził mnie z zamyślenia. Rozejrzałam się zaskoczona, że ta szybko dotarliśmy na miejsce. Podziękowałam mu cicho, a następnie wysiadłam. Zaszłam jeszcze do najbliższej Żabki, by zaopatrzyć się w najpotrzebniejsze rzeczy, a już po kilkunastu minutach pukałam do drzwi przyjaciółki.
Chociaż spodziewała się mojej wizyty, i tak wydawała się zaskoczona, widząc mnie na klatce schodowej. Nie dziwiłam się jej. Miałam opuchnięte, zaczerwienione oczy, cała też dygotałam, i to wcale nie z zimna.
Wpuściła mnie bez słowa, a ja zdjęłam buty i zrzuciłam z siebie kurtkę, niedbale rzucając ją na kanapę. Z papierowej torby wyciągnęłam i położyłam na blacie najpierw butelkę wódki, potem tequili, a na końcu grzanego wina. Brunetka obserwowała mnie bacznie, cały czas coraz wyżej podnosząc brwi.
- Nie wiedziałam, na co masz ochotę - rzuciłam z grymasem na twarzy.
- Lili, jest szesnasta, a ja powinnam jeszcze pracować - oznajmiła poważnym tonem.
- No cóż... - zaczęłam, wzruszając ramionami - gdzieś na świecie na pewno jest już wieczór.
Dziewczyna wywróciła oczami, a potem skinęła mi głową z delikatnym westchnieniem. Odwróciła się do szafki, by wyjąć kieliszki, a ja byłam jej za to cholernie wdzięczna. Choć nie lubiła moich poczynań, w pełni je tolerowała i akceptowała, ba, nawet mnie w nich wspierała.
- Chcesz mi opowiedzieć, co się stało? - spytała delikatnym tonem, a ja spojrzałam na nią spode łba.
- Absolutnie nie - mruknęłam, nalewając alkohol.
Jednym łykiem opróżniłam kieliszek, krzywiąc się przy tym niesamowicie. Wypuścułam głośno powietrze, marszcząc brwi. Od razu wyciągnęłam swojego elektryka i zaciągnęłam się głęboko.
- Jaki masz plan na dzisiaj? - spytała dziewczyna.
- Najebać się. A potem idziemy na kluby - oznajmiłam stanowczym głosem. Brunetka już otwierała usta, by zareagować, ale podniosłam dłoń. - Nie przyjmuję żadnych protestów - dodałam.
I w ten sposób, już po pięciu godzinach wchodziłyśmy do jednego z największych klubów w Warszawie. Nie spodziewałam się dużej ilości ludzi, w końcu był wtorek, ale na Mazowieckiej kręciło się mnóstwo studentów oraz typowych, bananowych dzieciaków. Marta co i rusz posyłała mi mordercze spojrzenia, ale ja się tylko uśmiechałam z przymrużonymi oczami. Nie miałam pojęcia, ile wypiłyśmy, ale miałam problem, by ustać prosto na nogach. Kompletnie mi to nie przeszkadzało, czułam, że potrzebowałam co najmniej kilku godzin, by odpłynąć. Bite dwie godziny spędziłam, płacząc na kanapie przyjaciółki, wyrzuciłam z siebie chyba wszystko, co leżało mi na sercu i teraz czułam się lekka, wolna. Niesamowite uczucie.
Złapałam brunetkę za rękę i pokierowałam w stronę parkietu. Przepychałyśmy się obok spoconych, młodych chłopaków, którzy skakali oraz krzyczeli głośno. Po chwili, słysząc piosenkę OIO, dołączyłam do nich. Marta kiwała się na prawo i lewo, próbując złapać rytm.
Byłam pewna, że kiedy zakończę współpracę z SB Maffiją, to przestanę się bać. A teraz bałam się jeszcze bardziej. Wiedziałam, że Bedoes tylko czekał na to, by powitać mnie w swojej wytwórni, a ja zastanawiałam się, w jakim stopniu to było szczere. Może on też chciał mnie tylko ze względu na Janka? Kolejna rzecz w życiu mi nie wyszła, a moje CV wyglądało beznadziejnie. Tak naprawdę co dwa miesiące zmieniałam pracę, byłam tym już za bardzo zmęczona. Nie miałam na siebie absolutnie żadnego pomysłu, to mnie tylko frustrowało. I nawet Marta, która zawsze miała zbyt wiele do powiedzenia, nie umiała mi nic doradzić.
Dłonią pokazałam dziewczynie gest kolejnej dawki alkoholu, a ta jedynie przewróciła oczami.
- Ja już nie mogę, Daniel mnie zabije, jak wrócę nawalona do domu - krzyknęła mi do ucha, a ja wydałam z siebie głośny jęk.
Machnęłam na nią dłonią, a potem sama ruszyłam w stronę baru. Oparłam się łokciem o ladę, gdy barman robił mi drinka. Śpiewałam głośno jakąś rapową piosenkę, której tytułu nie pamiętałam. Zerknęłam na chłopaka stojącego obok mnie, który również czekał na zamówienie z baru. Też nucił pod nosem piosenkę. Nasze spojrzenia skrzyżowały się. Uśmiechnął się szeroko, nie przestając śpiewać, a już po kilku sekundach głośno krzyczeliśmy razem.
- Szoty? - zapytał, gdy piosenka dobiegała końca, a ja ochoczo pokiwałam twierdząco głową.
Pstryknął dwoma palcami na barmana, który szybko wlał nam alkohol. Obstawiałam, że nieznajomy musiał być tutaj częstym gościem, skoro pracownik podszedł do niego tak szybko. Stuknęliśmy się kieliszkami, a potem wypiliśmy po dwa z rzędu. By zabić ognisty smak wódki, popiłam wszystko drinkiem, co zapewne było bardzo głupim pomysłem.
- Jak masz na imię? - zapytał prosto do mojego ucha.
- Lili - wybełkotałam.
Musiałam mocniej przytrzymać się baru, by nie upaść. Mojego nogi były jak z waty, a świat wokół mnie zaczynał powoli wirować. W tym momencie nie przejmowałam się już absolutnie niczym. Ogarnął mnie błogi stan, na który tak długo czekałam. Chciałam tylko tańczyć i bawić się tak jak kiedyś. I nie czuć nic. Po prostu wyłączyć myślenie.
- A więc Lili, idziemy tańczyć, czy masz ochotę się jeszcze napić? - spytał, uśmiechając się szeroko.
Nawet nie zauważyłam, kiedy palce chłopaka zacisnęły się na moim biodrze, przyciągając mnie bliżej do nieznajomego.
- Tańczymy! - pisnęłam, unosząc dłonie w górę. Wybuchnęłam głośnym śmiechem, choć nie miałam pojęcia, co tak właściwie mnie rozbawiło.
Brunet złapał mnie za rękę, a potem pociągnął w stronę parkietu. Dopiero teraz zaczęłam mu się lepiej przyglądać. Był młody, na pewno młodszy ode mnie. Zapewne nie ukończył jeszcze liceum. Wyglądał jak typowy bogaty chłopak w jasnej bluzie i podobnego koloru spodniach. Na nogach dostrzegłam niewyobrażalnie drogie jordany.
Nagle poczułam na swoim ramieniu mocny ucisk. Zatrzymałam się gwałtownie, wpadając na osobę, która trzymała mnie z tyłu. Chłopak odwrócił się w moją stronę, przesunął wzrokiem po mnie, a następnie nieco wyżej i zmarszczył brwi wyraźnie niezadowolony.
- Tej pani już wystarczy, możesz stąd spieprzać - warknął dobrze znany mi głos.
Podążyłam za nim powoli, Janek patrzył na mojego nowego kumpla z mordem w oczach.
- Sorry, stary, ale ona jest już... - zaczął brunet, lecz nie dane było mu skończyć.
Janek zrobił krok w przód, zasłaniając mnie swoim ciałem, a potem mocno popchnął tego drugiego. Następnie odwrócił się do mnie, złapał mocno za ramiona, prawie mną potrząsając.
- Co ty odpierdalasz, Lili? - rzucił, a jego palce ściskały mnie coraz bardziej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro