Rozdział 100
Tygodniowy pobyt na ranczu coś we mnie zmienił. Do pełna naładowałam baterie, byłam pełna nowych pomysłów, a przede wszystkim zyskałam nową, nieograniczoną pewność siebie.
- Co robisz? Czemu nie ma cię w łóżku? - zapytał zaspany Janek, podchodząc do mnie.
Spojrzałam na niego przelotnym spojrzeniem, uśmiechnęłam się delikatnie. Chłopak, ubrany jedynie w czarne, obcisłe bokserki stanął obok, zaglądał mi przez ramię. Miał nieułożone włosy, śpiocha na oku oraz kilkudniowy zarost na twarzy. A mimo to, nadal niesamowicie mnie kręcił. Pochylił się nade mną, po czym pocałował mocno w głowę. Objął mnie ramionami, a ja oparłam się o jego tors.
- Nic istotnego. No wiesz, planuję najbliższy tydzień - oznajmiłam, pokazując mu swój nowy kalendarz - pamiętasz Martynę, którą poznałam kiedyś przy hostessowaniu? Prowadzi firmę, która robi kalendarze, i, choć kontakt mamy znikomu przez brak czasu, to i tak co roku wysyła mi spersonalizowany dziennik. Zawsze robi w różowym kolorze, ze wszystkimi potrzebnymi mi zakładkami i dodaje jakieś śmieszne sentencje od siebie. Przyszedł jak nas nie było, właśnie odebrałam go z paczkomatu. Więc planuję.
- Serio, zapisujesz nawet to, żeby poprasować? - spytał ze śmieechem blondyn, a ja mimowolnie wywróciłam oczami.
- No bo o tym zapomnę! - rzuciłam, udając oburzoną - jedziesz dzisiaj do studia?
- Nie byłem umówiony, a Solar od rana się nie odzywał. Pisałem z Bedoesem, mówił, że cały zarząd SB widział jego relację. Ale nikt tego nie skomentował - oznajmił - zostaw sobie puste miejsce na dzisiejszy wieczór.
Odwróciłam głowę w jego stronę.
- Co będziemy robić? - spytałam zaciekawiona.
- Mówiłem, że mam dla ciebie niespodziankę. Korzystajmy z czasu wolnego, póki go mamy. Pisałem też z Kacperczykami, pdobno Solar się zgodził na dwutygodniowy wyjazd do Azji.
Uśmiechnęłam się szeroko, a potem zarzuciłam chłopakowi ręce na szyję i podniosłam się. Ten złapał mnie w talii w tym samym momencie, gdy ja oplotłam go nogami w biodrach.
- To cudownie! - pisnęłam uradowana.
Blondyn wybuchnął śmiechem, zaskoczony moim napadem entuzjazmu, ale cały czas śiskał mnie mocno. Opuszkami palców lekko pogładziłam go po policzku.
- Chciałbym, żebyś poleciała z nami. Nawet jeśli ten idiota się nie zgodzi, to możesz wziąć urlop - dodał.
- Nie wiem, czy mam jeszcze jakikolwiek urlop. Poza tym, myślę, że lepiej będzie, jeśli polecicie sami. No wiesz, męski wypad.
- Chłopaki chcą w to wciągnąć jeszcze Fukaja, ale on twierdzi, że musi to przemyśleć. Idę o zakład, że ten pantofel musi poprosić o zgodę swoją dziewczynę - stwierdził ze śmiechem.
- Tym bardziej lećcie beze mnie, spędź miło czas. Naprawdę tego potrzebujesz.
- Nie będzie tak miło bez ciebie - stwierdził i, nie czekając na moją odpowiedź, złączył nasze usta w długim pocałunku.
Przyciągnęłam go bliżej do siebie, a dłonie przesunęłam na jasne włosy ukochanego. Pociągnęłam za nie mocno, a ten jęknął cicho prosto w moje wargi. Uśmiechnęłam się mimowolnie, gdy on przesunął swoje ręce na moje pośladki i złapał je mocno w ramach odwetu. Oderwał się ode mnie tylko na sekundę, by spojrzeć mi głęboko w oczy.
- Na blacie czy na łóżku? - spytał, dysząc cicho.
- Na blacie jest rozsypana mąka. Robiłam skyrowe naleśniki na śniadanie - odpowiedziałam.
Jankowi to nie przeszkadzało. Jakbym ważyła tylko piórko, podniósł mnie wyżej, a potem położył na wysepce kuchennej. Od razu wyczułam zmianę jego nastroju. Pociągnął mocno za moje szare dresy, mało co ich nie rozrywając. Rozstawiłam szerzej nogi, gdy ten spuścił swoje bokserki do kolan. Jego kutas wszedł we mnie jednym, mocnym ruchem. Złapał mnie mocno za pierś, a ja krzyknęłam. Wbijał się we mnie coraz mocniej oraz szybciej, oczy mu całkiem pociemniały. Dyszał głęboko, patrząc na mnie wygłodniałym wzrokiem. Przeszywał mnie spojrzeniem, wprawiając w nagłe poczucie zakłopotania. Oddychałam głośno, co i rusz pojękując. Chłopak sprawiał mi ból, ale było to wręcz przyjemne.
Nagle w mieszkaniu rozległ się głośny dźwięk domofonu, jednak Janek nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi, jakby wcale go nie słyszał. Dopiero za drugim razem podniósł gwałtownie głowę, odwrócił głowę wyraźnie zirytowany.
- Kurwa, kto to?! - warknął głośno, wysuwając się ze mnie.
Podniosłam się szybko, obciągnęłam koszulkę i założyłam spodnie, podczas gdy blondyn zakładał swoje bokserki. Domofon zabrzmiał po raz kolejny, tym razem dłużej i natarczywiej, a po chwil ktoś zaczął głośno, nieprzerwanie pukać. Jaś skierował się w stronę sypialni. Wrócił po niecałej minucie już ubrany, ale na jego twarzy gościł grymas.
- Wrócimy do tego. - Podszedł do mnie i pocałował przelotnie w usta.
Zeskoczyłam z blatu, poprawiłam ubranie, a wierzchem dłoni wytarłam usta. Usiadłam na stołku barowym, czując charakterystyczne pulsowanie między udami. Kiedy Janek otwierał drzwi, sięgnęłam po szklankę pełną zimnej wody i przyłożyłam ją do policzka, by pozbyć się mocnych rumieńców.
Zerknęłam w stronę niespodziewanego gościa, prawie zakrztusiłam się śliną. Odchrząknęłam głośno, gdy Janek zamykał drzwi za Solarem. Jeśli pierwszy z nich miał grymas na twarzy, to mogłam śmialo stwierdzić, że ten drugi emanował grymasem na dwa kroki wprzód.
- Wiem, co zamierzacie robić - oznajmił na wstępie, nawet się nie witając.
Od razu się napięłam, a dłonie mimowolnie zacisnęłam w pięści. Mocno wbijałam długie paznokcie w skórę, ale nawet tego nie czułam. Janek bacznym spojrzeniem obserwował Karola, gdy ten stanął po drugiej stronie wyspy kuchennej, tuż naprzeciwko mnie. Przełknęłam ślinę, a potem wysoko uniosłam podbródek. Uniosłam brwi, udając zdezorientowanie.
- Co masz na myśli? - spytałam - coś się stało?
Karol prychnął głośno. Rozstawił szeroko dłonie na blacie, tym samym zaznaczając swoją wyższą pozycję. Janek natomiast stanął za mną, położył mi dłoń na plecach, a kciukiem rysował na nich kółka.
- Co wam odjebało, żeby spotykać się z Bedoesem, co? - warknął Poziemski, najwyraźniej tracąc cierpliwość. Odetchnęłam z ulgą. Nie wiedział nic. - Chcecie się przenieść do jego wytwórni? Chcecie więcej pieniędzy?
- Stary, o co ci chodzi? - zaczął Janek spokojnym tonem - Bedoes zaprosił nas na ranczo, bym mógł trochę odpocząć. Nowa płyta nieźle dała mi w kość i potrzebowałem zmiany otoczenia. No wiesz, szukanie inspiracji i inne głupoty. Muszę trochę odpocząć przed trasą koncertową, naładować baterie.
Karol zmarszczył brwi, najwyraźniej nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Wiedziałam, że chłopak był sprytny, ale nie że aż tak. Od razu podejrzewał spisek, musieliśmy go uspokoić, uśpić jego czujność. Taki był plan Bedoesa. Uderzyć, kiedy nikt się tego nie spodziewał.
- Mogliście sobie wybrać inne miejsce na odpoczynek. Nie będę tolerował zadawania się z naszymi wrogami. To może źle wpłynąć na reputację SB. Postawiliśmy jasne stanowisko w sprawie 2115 i musimy się tego trzymać - oznajmił chłopak.
Powstrzymałam się od wywrócenia oczami na te bzdury. Inaczej nie mogłam tego nazwać. Teraz nie mogliśmy zadawać się z nikim? Już otworzyłam usta, by odnieść się do braku zapisu takiego punktu w umowie, którą podpisałam, jednak Jaś mnie uprzedził.
- Uspokój się, stary i zjedz snickersa, bo zaczynasz gwiazdorzyć - stwierdził luźnym tonem i, choć stał za mną, to byłam pewna, że uśmiechnął się szeroko.
Na twarzy Karola zagościło coś w rodzaju uśmiechu. Blondyn spuścił głowę, a potem westchnął cicho. Ruszył w stronę drzwi.
- Przyjdź jutro do biura, obgadamy szczegóły trasy - rzucił, a potem, bez pożegnania, wyszedł.
Po moich plecach spłynęła strużka potu, odetchnęłam głęboko, jakbym przez cały ten czas wstrzymywała powietrze. Nawet nie zauważyłam, kiedy dłonie zaczęły mi drżeć. Jaś objął mnie mocno, a ja, oparta o jego tors, przymknęłam powieki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro