Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

- Lil, zlituj się, błagam. Nie możesz brać takich leków, nie wiadomo co to jest - rzucił Janek już zirytowany moimi pomysłami. 

Jako że nastał marzec, spacerowaliśmy po parku na Woli, tuż obok mieszkania chłopaka. Dziś był wyjątkowo słoneczny dzień, chociaż nadal chłodny. Trzymaliśmy się za ręce, kompletnie nie przejmując się otoczeniem. Fakt, musiałam długo namawiać na to blondyna, bo cały czas wykręcał się brzydką pogodą. W końcu przekonałam go faktem, że Igor kazał mi robić 10 tysięcy kroków dziennie. 

- Ale Jasiu, wiesz, że pracuję w badaniach klinicznych i otaczam się wśród farmaceutów. Marta mówi, że mogę spróbować. To nie jest żaden bullshit, suplement diety, czy coś. Sprawdziłam. To jest lek przebadany kliniczne i zarejestrowany w Polsce. Można go kupić z receptą w każdej aptece. - Próbowałam go jakoś przekonać. 

- Lili, stop. Zaczęłaś gadać językiem badaniowym - powiedział, a ja parsknęłam śmiechem - Lil, trenujesz od trzech tygodni, daj sobie czas. Ja dostrzegam, że schudłaś - stwierdził, zerkając na mnie. 

- No ale moja waga twierdzi co innego - mruknęłam niezadowolona. 

Botkiem kopnęłam mały kamyk. Musiałam przyznać, że moja motywacja do schudnięcia spadła prawie do zera. Nie widziałam absolutnie żadnej różnicy w swojej wadze bądź też procentowej ilości tłuszczu. Marta doradziła mi leki na receptę,które powodują chudnięcie i zapragnęłam tego spróbować. Przecież to nie był problem, by zdobyć receptę w Internecie, ba, nawet Marta mogła mi ją wystawić. Ale Janek był ewidentnie przeciwny brania niepotrzebnej chemii. 

Nastała cisza, a ja już nie miałam ochoty drążyć tego tematu. Chłopak miał w jakimś stopniu rację, wiedziałam to. Ale ja byłam zbyt zestresowana. 

- Idziemy już do domu? Muszę się jeszcze ogarnąć na wyjście z Karoliną, a ty przecież też się spieszysz - oznajmiłam. 

Chłopak złapał mnie za rękę i w ciszy, delektując się słabym słońcem, wróciliśmy szybko do jego mieszkania. 

Nie mieszkałam u blondyna, ale spędzałam w jego domu znaczną ilość czasu. Miałam już własną szufladę i kawałek szafy. W łazience trzymałam swoją szczoteczkę do zębów. Pod prysznicem walały się moje odżywki do włosów, już nie wspominając o zastawionej półce na kosmetyki. Mogłam śmiało twierdzić, że teraz byliśmy prawdziwą, poważną parą. 

- Jesteś głodna? - zapytał, gdy zdejmowałam kurtkę. 

- Nie, pójdę od razu pod prysznic - odparłam z lekkim uśmiechem. 

Mimo to weszłam do kuchni, by nalać sobie soku. Janek objął mnie od tyłu, a ja oparłam głowę o jego tors. Zamruczałam cicho. Blondyn delikatnie odsunął moje włosy, a następnie zaczął składać mokre pocałunki na mojej szyi oraz karku. 

- Lil - zaczął poważnym tonem - jesteśmy ze sobą już trochę czasu, prawda? 

Przytaknęłam głową, nie wiedząc, do czego zmierza chłopak. 

- Tak naprawdę to znamy się już pół roku. Mieliśmy małe przerwy i górki, ale przetrwaliśmy to, prawda?

- Prawda. Ale boję się tego, na jakie tory sprowadzasz naszą rozmowę. 

- Można więc stwierdzić, że tworzymy poważny i przyszłościowy związek, prawda?

- Jak tak to nazywasz, to muszę się zastanowić. - Parsknęłam śmiechem mimowolnie. 

- Uznam to za odpowiedź twierdząco. Skoro obydwoje myślimy tak samo, to uważam, że pora wejść na kolejny etap - oznajmił nagle, a ja podniosłam wysoko brwi. 

- Nawet nie próbuj mnie przekonywać do zaręczyn albo wspólnego mieszkania. - Odwróciłam się gwałtownie do chłopaka i pogroziłam mu palcem. 

Blondyn uśmiechnął się delikatnie, złapał moją dłoń, a następnie pocałował moje knykcie. 

- Chciałbym poznać twoją rodzinę. 

Popatrzyłam na niego szerokimi oczami szczerze zdumiona. Wiedział, że bardzo tego unikałam, choć nie znał szczegółów. A ja nie chciałam go przedstawiać, bo bałam się późniejszego rozstania. Do tej pory pamiętałam, jak moja mała siostrzenica cały czas się mnie pytała o Kacpra, mojego ostatniego byłego. Nie potrafiłam nawet powstrzymać łez, gdy słyszałam te pytania. Nie przeżyłabym tego ponownie. 

- Co? Po co? - spytałam, trzęsąc głową. 

- Myślę, że to już najwyższa pora. No, chyba że ty się mnie wstydzisz. 

Nie chciałam go urazić, ale ta wizja kompletnie mi się nie podobała. Co miałam powiedzieć mojej mamie? Że mój chłopak był raperem. Ona nawet nie znała definicji rapera. A mój szwagier? Zaraz by się z niego nabijał. Ale z drugiej strony... Nie chciałam odmawiać Jankowi, miał trochę racji. 

- Zastanowię się nad tym. Może w przyszły weekend uda się coś zaaranżować - odparłam, choć nie zamierzałam z własnej woli wracać do tego tematu - a teraz lecę się wykąpać. 

- Mogę do ciebie dołączyć? - Uśmiechnął się szeroko, a w jego oku zauważyłam ten charakterystyczny błysk. 

Wskoczyłam na jego plecy, nogami oplotłam go w pasie, a on ruszył pędem do łazienki. Tam posadził mnie na blacie i zaczął namiętnie całować. Złapałam go za kołnierz koszulki, przyciągając go bliżej. Blondyn szybko pozbył się mojej luźnej bluzy, od razu też rozpiął mi stanik. Nieudolnie zdjęłam jego bluzkę. Gwałtownie przerwał nasze namiętności, by rozpiąć swoje jeansy, ja w międzyczasie zdjęłam sportowe legginsy i stringi. Jako pierwsza wskoczyłam pod prysznic, szybko odkręciłam wodę. Uwielbiałam kabinę chłopaka, była ogromna i bardzo funkcjonalna. Podobnie widywałam tylko w luksusowych hotelach. Gorąca woda oblała moje włosy oraz całe ciało. Jaś dołączył do mnie. Oparłam się o chłodne, szare kafelki i oddałam się całkowicie pocałunkowi. Po chwili jednak przerwał. Wycisnął mój szampon, delikatnie wmasował mi go we włosy. Potem mi je dokładnie spłukał. Byłam cholernie podniecona. Od razu skierowałam swoje usta w stronę jego torsu, schodząc coraz niżej. Na klęczkach zbliżyłam się do jego nabrzmiałego członka, zaczęłam go bardzo szybko ssać, a każdy jęknięcie blondyna było dla mnie jak miód na serce. 



Byłam pijana. To, że pijana, to za mało powiedziane. Z Karoliną wypiłyśmy już dwa drinki, przeszłyśmy cały Nowy Świat, walnęłyśmy sobie około czternastu shotów, a teraz siedziałyśmy, relaksując się z cuba libre oraz sziszą. Było mi tak dobrze zrelaksować się po całym tygodniu ciężkiej, upierdliwej pracy. 

- Stara, ale mówię ci. Ta jego koleżanka z pracy jest jakaś pojebana - twierdziła Karolina, a potem mocno się zaciągnęła.

- Jesteście razem cztery lata, a ty jesteś zazdrosna dopiero teraz? Daj spokój! - Wybuchnęłam głośnym śmiechem. 

Zerknęłam na ekran wyświetlacza, który nagle się podświetlił. 

Janek: Wszystko ok? Zamówić ci ubera?

Mimowolnie się uśmiechnęłam, on tak bardzo o mnie dbał. 

Lili: Dam radę, skarbie 

- Czy ty wyrwałaś kolejnego typa z tindera? - spytała z pobłażaniem.

Odłożyłam komórkę, popatrzyłam brunetce głęboko w oczy. Nie potrafiłam powstrzymać się od szerokiego uśmiechu, a moje policzki natychmiastowo oblał rumieniec. 

- Nie gadaj! Znowu?! - krzyknęła głośno, aż kilku Arabów siedzących obok spojrzało na nas nieco zbyt długim spojrzeniem. 

Zaczęłam się głośno śmiać moim charakterystycznym pijackim śmiechem. Złapałam się za klatkę piersiową, próbując się uspokoić. Bezskutecznie. 

- Stara, ale nie byle kogo - zaczęłam, cały czas się śmiejąc - Janka Rapowanie!

- Co ty pieprzysz? Ile ty tego wypiłaś? - zapytała oszołomiona, po czym wybuchnęła śmiechem razem ze mną. 

Odblokowałam telefon i weszłam do galerii. Wyszukałam kilka ostatnich zdjęć, a następnie oddałam jej komórkę. Brunetka momentalnie przestała się śmiać, patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale zaraz je zamknęła. Zmarszczyła brwi, podniosła je wysoko, potem znowu marszczyła. A ja tylko się śmiałam. 

- Gdzie ty spotkałaś Janka? I kiedy zrobiłaś takie fotomontaże? Przecież ty nie umiesz w grafikę!

- Prawie że codziennie go spotykam! U mnie w mieszkaniu, u niego, na siłowni, na mieście, stara, wszędzie! - odparłam, bujając nie wiadomo gdzie.

Zaczęłam nucić piosenkę, która akurat leciała, kompletnie nie przejmując się tymczasowym zawałem mojej przyjaciółki.

- Zaczynam łączyć fakty - oznajmiła poważnym tonem, a ja prawie zakrztusiłam się drinkiem - ale... To coś poważnego? Serio? Spotkałaś go na tinderze?

Z uśmiechem zaczęłam opowiadać Karolinie całą naszą szaloną historią. Od pierwszych kłamstw, poprzez pierwsze spotkanie, kłótnie, zerwania, rozstania, awantury, wyjazdy, aż po obecną sielanką.

Dziewczyna patrzyła na mnie w oszołomieniu, powoli analizując każde moje słowo. Po kilkunastu minutach nastała kompletna cisza, a ja dopiłam alkohol w szklance.

- Zbieramy się już? Dochodzi druga - spytałam w końcu, bo chyba nadaremno czekałam na reakcję dziewczyny.

Karolina nigdy nie zaakceptowała żadnego z moich chłopaków. Nigdy. Po kilku miesiącach przekonała się do Kacpra, ale potem i tak go znienawidziła. Tak jak i ja. Dlatego też bardzo czekałam na jej słowa, akceptację, krytykę, cokolwiek.

- Masz rację, Janek mnie znowu opierdzieli. - Kiwnęła głową.

Podniosłam rękę, a po chwili obok nas pojawił się kelner z rachunkiem. Jeszcze raz mocno zaciągnęłam się sziszą, aż zakręciło mi się w głowie. Niezdarnie podniosłam się z wysokiego krzesła, o mało nie przewracając stolika. Znowu zaczęłam się śmiać, a brunetka wraz ze mną. Powoli, niekoniecznie prosto, ale ruszyłyśmy w stronę metra.

- A chociaż dba o ciebie? - spytała nagle.

Spojrzałam na nią z uśmiechem.

- Nikt nigdy tak o mnie nie dbał - stwierdziłam.

Dziewczyna przytuliła się do mnie, a ja objęłam ją ramieniem. Musiałyśmy naprawdę dziwnie wyglądać, ja wysoka, ona niska, obydwie pijane, ledwo trzymające się na nogach.

- Muszę go jak najszybciej poznać i ocenić - oznajmiła, a potem znowu wybuchnęłyśmy śmiechem nie wiadomo z czego.

Nim się obejrzałam, już dotarłyśmy do metra. Pojechałam z nią na Świętokrzyską, by potem przesiąść się do M2. Mocno przytuliłyśmy się na pożegnanie, a potem poleciałam na ostatnie metro w nocy.

Kamień spadł mi z serca, kiedy opowiedziałam jej wszystko. Była moją najlepszą przyjaciółką od liceum, pisałyśmy razem praktycznie codziennie o totalnych głupotach albo zwykłej codzienności. Czasem nawet pisałyśmy ze sobą maile ze służbowych kont w trakcie pracy. Ciężko mi było cokolwiek przed nią ukryć, zwłaszcza coś tak ważnego w moim życiu. Nie mogłam się doczekać, aż oni się spotkają. Czekałam na jej aprobatę tak bardzo, jak za każdym razem prosiłam managera o możliwość pracy zdalnej.

Coś mi się ewidentnie pomyliło, bo dojechałam do końcowej stacji. Zmarszczyłam brwi. Cholera jasna! Przegapiłam Wolę! Zirytowana ruszyłam na górę, by zamówić ubera. Był dziwnym trafem bardzo drogi, więc zagłębiłam się w osiedlowe uliczki, by złapać coś tańszego. W końcu się udało. Stanęłam więc przy ulicy, a w pobliskim monopolowym kupiłam przy okazji colę. Byłam ciekawa, czy Janek już dotarł do domu. Nie odpisywał mi na wiadomości, więc wywnioskowałam, że pewnie usnął. Na szczęście dał mi zapasowy klucz, więc nie musiałam go budzić.

Słuchałam głośno muzyki, gdy do moich uszu dotarły jakieś krzyki. Zainteresowana od razu się odwróciłam i wyłączyłam muzykę. Pod sklepem była jakaś grupka ludzi, trzech chłopaków, starsza kobieta, matka jednego z nich oraz jej facet. Po drugiej stronie stał jakiś mężczyzna, nie udało mi się ustalić, kim był. Wyzywaliśmy się, gdy nagle ten obcy mężczyzna rzucił się na jednego z chłopaków. Od razu polecieli na chodnik w moją stronę, facet zaczął bić młodego po twarzy, po brzuchu, wszędzie gdzie się dało. Stałam tak zamurowana, pierwszy raz w życiu widziałam prawdziwą bijatykę. Matka zaczęła się drzeć, próbowała ich rozdzielić, dwójka chłopaków do niej dołączyła.

O dziwo, nie czułam żadnej adrenaliny, nie byłam przerażona ani nic. Byłam ciekawa. Ktoś z balkonu po drugiej stronie ulicy zaczął krzyczeć po angielsku, grożąc policją. Kiedy w końcu ich oddzielili, zobaczyłam twarz młodego chłopaka, z której lała się krew. Matka zaczęła grozić facetowi, szturchać go, wyzywać, byłam pewna, że całe miasto to słyszało. Co się działo na tym pieprzonym Bemowie? Gdzie ja byłam? I gdzie był mój uber, do cholery?!

Cała grupa, nie licząc pobitego blondyna, oddaliła się, nadal krzycząc. Pijany chłopak stał, jakby oszołomiony, kompletnie nie kontaktował. Wolnym krokiem ruszył w stronę całej ekipy.

- Hej, poczekaj! - krzyknęłam do niego, podbiegając od razu. Nie potrafiłam wyjaśnić mojego zachowania.

Spojrzał na mnie obojętnie. Złapałam go za ramiona, z bliska zobaczyłam pokiereszowaną twarz. Miał rozciętą wargę, urwane dwie jedynki. Z jego łuku brwiowego lała się krew, podobnie jak z nosa, a oko powoli siniało.

- Nie idź tam, bo tylko pogorszysz sprawę - dodałam - ma pani chusteczki? - rzuciłam do sprzedawczyni, które również przyglądała się wielkiej aferze.

Wyciągnęłam z torebki nawilżone chusteczki, powoli zaczynałam wycierać jego twarz, jednocześnie próbowałam zatamować krwawienie. Kobieta podała mi papierowy ręcznik. Od razu oderwałam kilka listków, przyłożyłam do jego brwi. A on tak po prostu stał, obserwując moje działania. Po chwili jego wzrok przeniósł się dalej, poza moje ramię. Nie potrafiłam zatrzymać napływającej krwi.

- A ty co, kurwa, odpierdalasz?! - krzyknął ktoś za moimi plecami.

Odwróciłam się przez ramię, nadal uciskając rany. W naszą stronę stał partner matki chłopaka.

- Wypierdalaj stąd, słyszysz? - wrzasnął, zbliżając się, aż się zlękłam.

Dopiero po sekundzie zorientowałam się, że mówił do mnie. Ale było już za późno. Facet obrócił mnie, po czym z całej uderzył mnie pięścią w twarz. Krzyknęłam z bólu, straciłam równowagę, głową z całej siły uderzyłam w szybę stojącego obok samochodu, aż ta się rozbiła. Mój kręgosłup obił się o tył auta, straciłam oddech, opadłam na podłogę. Czułam ból wszędzie, absolutnie wszędzie, nawet nie wiedziałam, że tak się dało. Próbowałam łapać oddech, zamgliło mnie, leżałam, nie wiedząc, co się działo. Słyszałam krzyki, wrzaski, w pewnym momencie chyba nawet syreny policji, już sama nie wiedziałam. Moja głowa leżała na chodniku, nie potrafiłam się podnieść, czy chociaż otworzyć oczu. Mogłabym tak leżeć w nieskończoność.

- Hej, wszystko w porządku?! - Ktoś zaczął potrząsać moim ramieniem, co powodowało jeszcze większy przeszywający ból.

Próbowałam coś odpowiedzieć, ale nie miałam na to siły. W końcu mi się udało. Nade mną nachylał się młody chłopak, miał ciemne włosy i prawie że czarne oczy. Nie wiedziałam, skąd on się wziął, reszta grupy zniknęła.

- Dasz radę wstać? - spytał, łapiąc mnie za rękę.

Podniosłam się powoli, a moja orientacja w terenie wróciła.

- Nieźle ci przywalili. Zadzwonię po karetkę - oznajmił.

- Nie, nic mi nie jest - jęknęłam - żadnego szpitala, absolutnie nie.

- Ale możesz mieć wstrząs mózgu albo wylew. Cokolwiek. Musisz jechać do szpitala na badania.

- Nie - zaprzeczyłam gwałtownie - zadzwonię po mojego chłopaka, on po mnie przyjedzie.

Podniosłam torebkę z powierzchni, wyciągnęłam telefon, zadzwoniłam do Jasia. Jeden raz, drugi, a potem trzeci i czwarty. Zero odpowiedzi. Z Maćkiem Kacperczykiem było to samo. Z Solarem też nie było żadnego kontaktu. Jęknęłam. Pewnie wszyscy już spali.

- Nie odbiera? Zabiorę cię do siebie - oznajmił - chodź, pomogę ci wstać.

Delikatnie uniosłam się na nogach, kość policzkowa niezmiernie mnie bolała, czułam też smak krwi w jamie ustnej. Wiedziałam, że na głowie wyrośnie mi wielki guz.

- Nie, nie pojadę do ciebie - powiedziałam - zawieź mnie do szpitala, ale nie karetką. Nie chcę siać paniki.

- Zamawiam ubera - oznajmił mężczyzna, przytrzymując mnie w pasie. 



*** Od autorki****

Dłuższy czas przerwy wynagradzam długim rozdziałem ;)

Dum, dum, dum, dum, czekam na komentarze, opinie, spekulacje i wszystko!

PS Połowa tej historii zdarzyła mi się w ostatnią sobotę ( na szczęście obyło się bez bicia)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro