Rozdział 28
- Lili, do cholery, musisz wymienić zamki! Wyglądamy jak złodzieje! - szepnął zirytowany Janek, kiedy zawzięcie walczyłam z otwarciem drzwi do mojego mieszkania.
To fakt. Dziwnym trafem naraz zepsuły mi się obydwa zamki. Do jednego w ogóle nie potrafiłam wsadzić klucza, do drugiego natomiast potrzebowałam siły Pudziana, żeby go otworzyć. W końcu jednak się udało. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, a następnie weszliśmy do środka.
Jako że następnego dnia wzięłam pracę zdalną, pozwoliliśmy sobie na późny powrót do domu. Te kilka dni były naprawdę cudowne i magiczne. Może oprócz samej pracy, bo tam naprawdę rozpętałam rewolucję. Zgłosiłam oficjalnie Łukasza do naszej dyrektorki międzynarodowej, machina bardzo szybko się rozkręciła. W biurze szybko zaczęli się pojawiać niespodziewanie nasi managerowie. I to przychodzili z samego rana, w okolicach 8. Ja zazwyczaj zaczynałam od 7 jako jedyna, więc znajdowali mnie samą rozmawiającą przez telefon z Jankiem albo słuchającej muzyki. Rozmawiali ze mną, wypytywali o Łukasza, sprawdzali, o której realnie przychodził do biura. Potem znikały, pojawiały się po południu, sprawdzając naszą obecność. Łukasz oczywiście się nie popisał, bo raz był, raz go nie było. Mój manager, Szymon, był naprawdę kochany. Pozwolił mi pracować z domu, kiedy tylko chcę, byleby się nie spotykać z Łukaszem. Traktowałam to jako niemały luksus.
Po pracy natomiast większość czasu spędzałam z Jankiem. W poniedziałek pojechaliśmy do Igora, mojego nowego trenera personalnego. Ćwiczyliśmy u niego w piwnicy, tam miał całkiem niezły asortyment. Na początku się go bałam, jakoś trochę negatywnie do tego podchodziłam, ale chłopak naprawdę mi zaimponował. Wyczuł mój charakter i nastawienie, dlatego też był wspierający, miły, nie podnosił głosu, motywował mnie, kiedy byłam blisko granicy. Janek mi towarzyszył, robiąc ten sam trening. Wczoraj było podobnie. Igor przyjechał do Piaseczna, żebym nie musiała nigdzie jeździć. Janka już nie było. Nie chciałam wiedzieć, jak dużo chłopak wydawał na mojego trenera personalnego, ale z tymi dojazdami do mnie, to na pewno nie mało.
A dzisiaj? Poszliśmy do kina. Do prawdziwego kina. Fakt, że Janek miał na sobie bluzę z zaciągniętym na głowę kapturem i unikał ludzi, mi kompletnie nie przeszkadzał. Wybrał późną godzinę, by nie natknąć się na jakichś jego fanów. Wybraliśmy thriller, był świetny! Przez cały seans trzymałam chłopaka za rękę, szeptałam do niego własnego komentarze, a ten, co i rusz wybuchał śmiechem. Jedliśmy popcorn, piliśmy colę zero, a ja czułam się jak w bajce. W końcu było tak, jak powinno być i chyba blondas też to powoli zaczynał rozumieć, bo koniecznie chciał się ze mną wybrać w niedzielę do mojej ulubionej restauracji w Piasecznie. W końcu przestaliśmy ze sobą walczyć i staliśmy się sojusznikami. Ale ile nas to kosztowało?
- Idziesz? - zapytał Jan, wychodząc z łazienki.
Miał na sobie tylko markowe bokserki, a z jego jasnych kosmyków spływały krople wody. Stałam przy blacie, łykając po kolei wszystkie tabletki, a było ich sporo. Musiałam je sobie dzielić na cztery partie. Chłopak podszedł do mnie i stanął tuż za mną. Moje plecy dotykały jego ogolonej klatki piersiowej.
- Idę jeszcze zapalić - odpowiedziałam cicho, delektując się jego dotykiem.
Jaś złapał moje włosy, odsłaniając kark. Palcami delikatnie przesunął po moim tatuażu w kształcie stokrotki, a ja mimowolnie zadrżałam. Mruknęłam cicho z przyjemności. Usta chłopaka szybko znalazły się na mojej nagiej skórze. Włożyłam do ust ostatnie trzy tabletki i popiłam wodą. Następnie powoli się odwróciłam, stając oko w oko z ukochanym. Przesunęłam rękoma po jego klatce oraz umięśnionym brzuchu. Stanęłam na palcach, by złożyć na jego ustach krótki pocałunek. Blondyn jednak przytrzymał mnie dłużej, łapiąc mocno za kark. Jan podsadził mnie, łapiąc moje pośladki. Zaczęłam całować go namiętniej, a ten szybko przeniósł mnie do sypialni, rzucił delikatnie na łóżko.
- A mój papieros? - zapytałam niezadowolona, kiedy ten całował moje piersi. Nawet nie zorientowałam się, kiedy pozbył się mojego nowego szlafroku w panterkę.
- Jebać te papierosy, ty jesteś o niebo lepsza - rzucił zachrypniętym głosem.
I on też był lepszy od papierosów. Nie zdążyłam jednak tego powiedzieć na głos, gdyż chłopak mocno podgryzł mój sutek. Pisnęłam głośno zaskoczona, a następnie wybuchnęłam śmiechem.
*************
Już na początku naszego spotykania się dowiedziałam się, że Janek zdecydowanie nie należał do rannych ptaszków. W przeciwieństwie do mnie, bo ja już o 7 rano włączyłam służbowego laptopa, rozsiadłam się z kawą na fotelu, okryłam się kocem i włączyłam dla odmiany Kuchenne rewolucje.
Powoli przestawałam nadążać za moimi mailami. Ogarnęłam jeden, to pojawiały się kolejne cztery do zrobienia. Zaczynało mnie to mocno denerwować, zwłaszcza że tylko ja miałam tyle roboty. Musiałam nadrobić jeszcze raport z ostatniej wizyty w Gdańsku, a w przyszłym tygodniu jechałam natomiast do Lublina i też musiałam się przygotować. Zadzwoniłam do mojej nowej psiapsi, Natki, tzw. Dziuni, która pracowała jako monitor, ale dla innego sponsora. Kolegowałyśmy się przez prawie dwa lata, od samych moich początków w tej firmie. Wcześniej była asystentem badań, jak ja, natomiast w zeszłym miesiącu dostała awans. Obecnie codziennie ze sobą rozmawiałyśmy na FaceTime, zwłaszcza gdy ja również pracowałam zdalnie. Omówiłyśmy nasze sprawy bieżące w życiu, a potem zaczęłyśmy opowiadać anegdotki badaniowe i narzekać na pracę. To był nasz standard.
Praca, jak to zawsze w domu, szła mi bardzo produktywnie. Działałam o wiele szybciej niż w biurze, gdzie każdy mnie rozpraszał rozmową lub też pytaniami.
Kiedy powoli kończyłam archiwizację dokumentów w specjalnym systemie, usłyszałam odgłosy z sypialni, a po chwili pojawił się Janek. Zarzucił na siebie koszulkę. W ciszy usiadł na kanapie tuż obok mnie i bacznie obserwował moje działania na laptopie.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się do niego delikatnie. - Zaimponowałeś mi wczoraj.
- Dzień dobry - rzucił, a następnie ziewnął - czym takim zaimponowałem? - spytał z błyskiem w oku, a ja mimowolnie się zarumieniłam.
- Twoimi umiejętnościami ręcznymi - powiedziałam, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Spokojnie, niedługo to powtórzymy. Jest coś na śniadanie? - dodał, podnosząc się z kanapy.
- Ja jadłam kanapki, ale są też płatki, mleko i jajka - odparłam, gapiąc się w ekran laptopa.
Blondyn w ciszy robił śniadanie, a ja zawzięcie pracowałam, co chwilę jednak na niego zerkając. Był taki cudowny, przystojny i sympatyczny. Uśmiechał się do siebie, nucąc coś pod nosem.
- Co to za piosenka? - zapytałam.
- Stworzyłem coś na szybko wczoraj z Kacperczykami. Musisz mi poradzić, czy to jest dobre. Mogę ci to odpalić, jak się ogarnę?
- No pewnie! - rzuciłam z ogromnym entuzjastem - a co z waszą podróżą po Azji?
Blondyn westchnął ciężko. Usiadł na kanapie, w dłoniach trzymając kubek z gorąco kawą oraz talerz pełen kanapek.
- Ciężki temat - oznajmił - nie chciałem ci o tym mówić, nie chciałem cię martwić. Ostatnio jest bardzo słabo w SB. SOLD OUT agencja zakończyła współpracę z nami, nieoficjalnie chodzi o relację Magdy i Solara. Są w trakcie rozwodu. Beteo został wywalony, wyszło o nim parę nieciekawych informacji. Bardzo mocno spadliśmy w rankingach, zwłaszcza odkąd 2115 wydało płytę. Trochę wszystko się sypie i sam zastanawiam się nad odejściem. Więc wyjazd nie jest aktualny.
Patrzyłam na chłopaka szeroko otwartymi oczami, nie wierząc w to, co usłyszałam.
- Jeju, biedny Solar - wykrztusiłam w końcu - przecież on wszystko wsadził w wytwórnię.
- Teraz to trochę tonący statek, z którego trzeba uciekać jak najszybciej. Kocham chłopaków jak własnych braci, ale ja się muszę ratować.
- Przejdziesz do innej wytwórni?
- Raczej będę działał solo.
Janek ponownie westchnął głośno, ewidentnie krążyło mu to po głowie, dobrze, że w końcu mi o tym powiedział. W celu wsparcia dotknęłam jego ramienia. Blondyn natomiast odstawił talerz, a następnie położył się na kanapie. Przeniosłam rękę na jego włosy, delikatnie masując głowę.
- W tym temacie nie doradzę ci, bo się nie znam. Ale niezależnie od tego, jaką decyzję podejmiesz, będę cię wspierać. Myślę, że możesz działać solo, zrobiłeś pod sobą dobry grunt.
Nastała cisza, a ja zmartwiłam się o blondyna.
- Pewnie masz rację - rzucił w końcu - jesteś mądra.
- Dziękuję, staram się. - Parsknęłam śmiechem.
Mój telefon zawibrował, więc zerknęłam na niego mimowolnie i od razu zmarszczyłam brwi. Ktoś do mnie napisał na Tinderze. Ja jeszcze posiadłam tę aplikację?! Myślałam, że już dawno ją usunęłam.
Janek: Może się spotkamy, przegadany dawne czasy?
Kurwa mać. To był ten debil, z którym spotykałam się przed Jasiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro