Rozdział 27
Niedziela wieczór, a na telewizorze Bridget Jones. Uwielbiałam ten serial i szczerze utożsamiałam się z główną bohaterką. Z plastikowej, różowej miski wyciągnęłam popcorn. Janek otworzył szeroko usta i zjadł go.
- Czemu ona z nim po prostu nie porozmawia? Nie rozumiem tego - stwierdził, a ja zachichotałam.
- Takie są po prostu kobiety, nie zrozumiesz - odparłam i przytuliłam się do niego mocniej.
Nasz cały weekend był istną sielanką, lepiej tego nie mogłam nazwać. Byliśmy na krótkim spacerze w okolicy, jedliśmy sushi robione przez Jasia, przygotowałam dla niego sernik, cały czas uprawialiśmy seks, graliśmy w scrabble, obejrzeliśmy nowy sezon Black Mirror. Życie bajka. Niestety, jak to każda bajka, wszystko się kończyło.
- Nie chcę iść jutro do pracy, wolę zostać z tobą - mruknęłam niezadowolona.
- Przykro mi, kochanie, ale ja jutro też idę do pracy. Zawzięcie pracujemy nad nową płytą, by wydać ją jeszcze przed wakacjami - odpowiedział, a następnie pocałował mnie w czoło - ale, jeśli chcesz, mogę cię jutro odwieźć do pracy.
- Na siódmą?
- O, nie, o tej porze, to ja sobie podziękuję - zaśmiał się, a ja rzuciłam mu mordercze spojrzenie.
- Jak wygląda nasz plan tygodnia? - zapytałam, zmieniając temat.
- Jutro z Igorem zaplanujesz sobie siłownię, postaram ci się towarzyszyć tak często, jak będę mógł. W piątek spotykam się z Solarem na piwo, więc możemy spędzić razem weekend.
- W sobotę będę na uczelni i już umówiłam się z moją drużyną studencką, ale niedziela brzmi dobrze.
- To może przyjedziesz do mnie i pójdziemy wieczorem do kina? Będzie mało ludzi, niedziela niehandlowa.
Uśmiechnęłam się szeroko do blondyna ucieszona.
- Świetny plan, kochanie. - Pocałowałam chłopaka delikatnie w usta.
Głowę położyłam mu na udach, a ten zaczął bawić się moimi końcówkami włosów.
- Muszę iść do fryzjera. I koniecznie kosmetyczki - mruknęłam cicho z zamkniętymi oczami.
- To umów się w tym tygodniu, mogę ci dać namiary na mojego fryzjera, jest zajebisty - odpowiedział.
- Nie stać mnie, musiałabym wydać na to wszystko z osiem stów. Może w przyszłym miesiącu. Przez moją renowację mieszkania mocno się zadłużyłam, muszę teraz to wszystko spłacać.
Nastała cisza, a ja bardzo szybko usnęłam.
Rano obudził mnie budzik o 5.30. Leżałam w łóżku z Jankiem, zapewne chłopak musiał mnie przenieść, bo kompletnie nie pamiętałam, bym się tutaj znalazła. Zamyślona podniosłam się niechętnie i zaczęłam moją poranną rutynę.
Ostatnio moja praca, a zwłaszcza przebywanie w biurze nie sprawiała mi żadnej przyjemności, wręcz przeciwnie. Wzięliśmy udział w egzaminach na awans całą czwórką: ja, Gabi, Klaudia i ten pieprzony Krystian. Nie znaliśmy wyników, jednak z góry założono, że mi poszło najgorzej i w ogóle nie miałam na co liczyć. Łukasz, nasz senior, który był cholernie leniwy i chamski w stosunku do wszystkich, strasznie mi dogryzał. Wszystko odnosiło się do farmacji, której nie ukończyłam. Wypominał mi to, chociaż sam był po AWF. Radził mi, bym zaczęła się w końcu uczyć, czytać o badaniach klinicznych. Jakbym tego, cholera jasna, nie robiła w domu! Okropny burak, naprawdę miałam tego wszystkiego serdecznie dość. Musiałam poprosić mojego managera o pracę zdalną, żeby sobie całkowicie nie zrujnować psychiki. Mimo że, zaczynałam się czuć coraz lepiej.
Zgasiłam papierosa i dopiłam resztki kawy. Uwielbiałam przesiadywać na balkonie chłopaka i oglądać miasto budzące się do życia o poranku.
Całe szczęście, że miałam bezpośredni autobus z Woli do Mordoru. Pocałowałam Janka w usta na pożegnanie, jednak ten się nawet nie przebudził. Zostawiłam walizkę w mieszkaniu, a sama pognałam na przystanek.
Choć badania kliniczne były dla mnie ciekawe i intrygujące, czułam, że wykonywałam swoją pracę bardzo dobrze, nowy manager mnie uwielbiał, cały cas chwalił moją pracę na podstawie opinii monitorów, to jednak coraz częściej zaczynałam myśleć o zmianie branży. Studiowałam socjologię ze specjalizacją marketingu i reklamy, to mnie cholernie kręciło, a dzięki studiom miałabym większe szanse na znalezienie pracy. Ale jednocześnie nie chciało mi się zmieniać pracy, mój manager, Szymon, był cudowny i bardzo o mnie dbał, monitorki też były świetne, plus ja i Marta, moja współpracowniczka, stanowiłyśmy idealny team. Przyjaźniłyśmy się bardzo blisko ze sobą, nie mogłam zostawić jej samej w tym cyrku.
Gdy weszłam do biura, Marta już była. Powitałam ją cichym piskiem, a ta westchnęła znużona. Od razu zauważyłam, że przygotowywała dokumenty na kolejne zamknięcie ośrodka, a wokół jej biurka piętrzyły się kartony z zamówionymi wcześniej papierami.
- Mam dzisiaj trochę wolnej przestrzeni, złożyć ci kartony? - zaproponowałam od razu.
- No, to są trzy zamknięcia, w każdym po 6 kartonów. I weź zrób naklejki archwizacyjne - odpowiedziała, a potem zaczęłyśmy pogaduszki o minionym weekendzie. Przyznałam się Marcie, że jestem w związku już dawno temu, nie mówiłam jednak, kim był mój wybranek. To był nasz top secret, nikt z biura nie mógł się o tym dowiedzieć. W międzyczasie szybko napisałam do Szymona o moją pracę zdalną. Mężczyzna jednak wyczuł coś, bo od razu zapytał, z czego wynika moja ostatnia częsta praca zdalna.
- Lil, muszę ci coś powiedzieć, póki jesteśmy same - zaczęła poważnie szatynka.
Usiadła na pustym biurku tuż za mną. Przerwałam pisanie na klawiaturze, odwróciłam się do koleżanki, uniosłam wysoko brew, a następnie spojrzałam na nią wyczekująco. Po jej minie już wiedziałam, że coś było nie tak. Bardzo nie tak.
- Odchodzę z końcem lutego - oznajmiła, a mi zmroziło krew w żyłach.
- Słucham?!
- Dawno już szukałam czegoś nowego, przyjęli mnie do ICONU(*jedna z topowych firm farmaceutycznych w Polsce) - oznajmiła spokojnym tonem.
Patrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami i szczerze nie dowierzałam w to, co właśnie usłyszałam. Marta nie mogła zostawić mnie samej. Po prostu nie mogła. W moich oczach pojawiły się łzy.
- Chyba sobie kpisz - parsknęłam.
Wysłałam jej mordercze spojrzenie, ta natomiast wybuchnęła głośnym, serdecznym śmiechem, który tak uwielbiałam.
- Och, Marta, tak bardzo będę za tobą tęsknić! - Wybuchnęłam, a następnie zarzuciłam jej ręce na szyję.
Dziewczyna przytuliła mnie bardzo mocno, oparłam jej głowę na ramieniu. Stałyśmy tak w ciszy, bezruchu, dzieląc się naszym wspólnym żalem. Byłyśmy jak Christina i Meredith z moich ulubionych Chirurgów. Dwie połówki.
- Weźmy się za robotę, zanim przyjdzie reszta - szepnęła mi na ucho po kilku, a może i kilkunastu minutach.
Bez słowa odsunęłam się od niej i usiadłam przed laptopem i dwoma dużymi monitorami. Zmarszczyłam brwi zaskoczona. Mój manager chciał ze mną porozmawiać. Bez zapowiedzi. Od razu serce zabiło mi mocniej. Odłączyłam więc laptopa, uprzedziłam Martę i ruszyłam do sali, by móc na spokojnie porozmawiać.
Usiadłam zestresowana, bałam się, że coś odwaliłam. Nacisnęłam zieloną słuchawkę, włączyłam kamerę i ujrzałam mojego ulubionego managera.
- Cześć, Lili - rzucił z delikatnym uśmiechem.
Na telefonie dostrzegłam wiadomość od Janka. Złapałam mocniej mój złoty naszyjnik z piórem, który od niego dostałam.
- Hej, Szymon. Coś się stało, że tak wcześnie dzwonisz? - spytałam od razu.
Moje ręce delikatnie się trzęsły, próbowałam zapanować nad oddechem. Moja komórka znowu zapikała.
- Chciałbym dowiedzieć się, co takiego dzieje się w biurze, że wolisz pracować z domu - oznajmił spokojnym, ale jednocześnie poważnym tonem.
Dostałam przelew na tysiąc złotych. Od Janka. A do tego wiadomość.
Jaś: Jesteś najpiękniejsza dla mnie, ale chcę, żebyś była najpiękniejsza też dla siebie. Kocham cię, moja Lilio.
Zapadła cisza, a ja wzięłam głęboki wdech. Wypuściłam powietrze przez nozdrza, zagryzłam wargę i zaczęłam mówić. Mówić o absolutnie wszystkim, co się tam działo. O tym całym cyrku, którego miałam serdecznie dość. W niektórych momentach popłakiwałam, w niektórych się wściekałam. Dopiero po rozłączeniu uświadomiłam sobie, co zrobiłam. Wsadziłam kij w mrowisko.
*****Od autorki******
Dzień dobry! Pilnie potrzebuję waszych opinii i komentarzy, co sądzicie o obecnej sytuacji?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro