Rozdział 116
Przez połowę trasy do domu walczyłam ze sobą, czy wrócić do mieszkania, czy jechać do Janka na budowę. Naprawdę nie miałam ochoty na tę drugą opcję. Było zimno, wiało, a termometr wskazywał temperaturę poniżej 0. Jedyne, o czym marzyłam to Netflix, kocyk oraz grzane wino. Co ten typ sobie wymyślił z tą budową? Po co miałam tam być?
W ostatniej chwili skręciłam w wjazd w stronę obrzeży Warszawy. Z niezadowoloną miną nagrałam mu głosówkę, że za kwadrans powinnam pojawić się na miejscu. Oczywiście musiałam wpakować się w spory korek, a mój poziom zirytowania jeszcze wzrósł. Zadzwoniłam do chłopaka, ten jednak nie odebrał. Ziewnęłam przeciągle, a potem wybrałam numer do Marty. Ta bardzo szybko mnie odrzuciła.
- Serio? - warknęłam sama do siebie, wrzucając jedynkę i gwałtownie ruszając.
Mimo wszystko byłam zadowolona ze swojego przebiegu rozmowy z Bedoesem. Musiałam zacząć panować nad swoimi chaotycznymi myślami oraz ogromnym panikarstwem. Musiałam uzyskać tę pewność siebie, której nikt nie byłby w stanie zniszczyć. Taki był mój nowy cel. Przecież nie mogłam wyobrażać sobie zwolnienia za każdym razem, gdy wydawało mi się, że Borys był na mnie zły. To nie było normalne zachowanie.
Przyspieszyłam trochę, by szybciej spotkać się z Jankiem. Teraz spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu, chłopak spędzał w domu większość dni. Delektował się lenistwem i szukał sobie nowego zajęcia. Ostatni wywiad udzielił u Kuby Wojewódzkiego, ale za cholerę nie chciał mi pokazać zwiastuni ani nic opowiedzieć. Teraz całkowicie zniknął z mediów, a skupił się na innych rzeczach. Był wprost zafascynowany architekturą, cały czas wymyślał coraz to bardziej innowacyjne rozwiązania. Marzył, by zbudować jakiś smart dom i chciał, by światło reagowało na jego głos. Kolejna abstrakcja dla mnie. Ale cieszyłam się, że w końcu był szczęśliwy. Nigdy jeszcze nie widziałam go tak zrelaksowanego. Cały czas chodził uśmiechnięty, nucił sobie pod nosem. Dużo też rozmawialiśmy, miałam wrażenie, że jest bardziej zainteresowany moją pracą, a przede wszystkim skupiony na mnie. Wcześniej chyba tego nie widziałam. Śmiał się też, że teraz byłam jedynym żywicielem naszej rodziny.
W końcu zajechałam na działkę, dookoła mnie panowała ciemność. Nigdzie nie było samochodu Janka, co trochę mnie zdziwiło. Czyżby wrócił do domu? Wysiadłam niechętnie i opatuliłam się ciaśniej długim szalikiem. Włączyłam latarkę oraz, choć starałam się uniknąć wszelkich kałuż, szybko ubrudziłam nowe kozaki na obcasie. Przeklęam głośno, rozglądając się. Nie było tu żywej duszy. W słabym świetle dostrzegłam postawione z pustaków ściany. Musiałam przyznać, że zaczynało to całkiem nieźle wyglądać. Zawołałam Janka, jednak odpowiedziała mi tylko cisza. Wiatr zawiał głośniej, a ja nagle usłyszałam jakieś trzaski gałęzi. Serce podskoczyło mi do gardła, odwróciłam się gwałtownie, jednak nikogo nie dostrzegłam. Moje zdenerwowanie tylko wzrosło, gdzie do cholery był Janek? Czy on naprawdę wrócił do domu? Bez rozmowy ze mną?
Wyciągnęłam telefon z kieszeni płaszcza, ponownie wybrałam jego numer. Od razu włączyła się poczta głosowa, westchnęłam sfrustrowana. Wiatr zawiał mocniej, a ja ponownie usłyszałam niepokojące dźwięki zza krzaków.
O, nie, nie zamierzałam się tak bawić. Wysłuchałam wystarczająco dużo kryminalnych podcastów, by wiedzieć, że tak właśnie wygląda morderstwo albo porwanie. Kurwa, porwanie. Janek był wystarczająco bogaty, by opłacić okup. Serce prawie wyskoczyło mi z piersi, gdy to sobie uświadomiłam. Czułam się obserwowana, ba, ja byłam pewna, że ktoś mnie obserwował. Zrobiłam krok w tył, uważając, by nie wpaść w kolejną kałużę. Cała krew we mnie wprost wrzała, chyba nigdy w życiu nie byłam jeszcze tak przerażona, a dla przypomnienia, kilka miesięcy temu jakiś psychopata chciał mnie utopić. Kurwa, a jeśli to był on? Przez niego co najmniej raz w tygodniu musiałam chodzić na terapię.
Nagle usłyszałam głos kogoś wykrzykującego mojego imię, a z budynku zaraz wyłoniła się ciemna, zakapturzona postać. Przełknęłam głośno ślinę, powinnam była od razu rzucić się do ucieczki, jednak ja stałam jak zamurowana. Nie potrafiłam poruszyć się nawet o milimetr, mogłam tylko obserwować, jak ktoś się do mnie zbliżał. W końcu zaczęłam rozsądnie myśleć i skierowałam latarkę w stronę nieznanej mi osoby. Od razu odetchnęłam z ulgą, gdy dostrzegłam słabo wyraźny, ale szeroki uśmiech mojego chłopaka. Podszedł do mnie, złapał za biodra, a potem przyciągnął bliżej.
- Hej - mruknął.
- Czyś ty oszalał? - krzyknęłam, uderzając go w klatkę piersiową. Miał na sobie grubą, puchatą kurtkę w czarnym kolorze, także mogłam być pewna, że nic nie poczuł. - Wiesz, jak mnie wystraszyłeś?!
Blondyn roześmiał się cicho, zanim obdarował moje czoło delikatnym pocałunkiem. Mimowolnie przymknęłam powieki, starając się wyregulować oddech. Nawet nie zorientowałam się, kiedy zaczęłam wstrzymywać powietrze.
- Widziałam to, co chciałam. Możemy już wracać? - spytałam po chwili, jednak chłopak stanowczo pokręcił głową.
- Nie, nie, chciałbym, żebyś zobaczyła w środku, jak to wszystko wygląda. Bo majster wymyślił przesunięcie jednego okna na zachód, wtedy to by świetnie wyglądało popołudniami - dodał szybko, łapiąc mnie za rękę.
Janek poprowadził mnie w stronę pustostanu, a po drodze kompletnie się nie odzywał. Wyglądał na poddenerwowanego, domyślałam się, że pewnie znowu pokłócił się z kierownikiem budowy. Musiałam przyznać, że czerpałam niemałą satysfakcję z każdej kłótni, którą mężczyźni ze sobą prowadzili. Bawiło mnie to, bo Janka bawiła każda afera, z którą ja się bujałam wcześniej.
Blondyn złapał mnie za rękę, a potem weszliśmy do środka przez miejsce, gdzie w przyszłości miały być zamontowane duże, ciemne drzwi. Przystanęłam zaskoczona, rozglądając się dookoła. Pod każdą ze ścian stały małe świeczki, rozświetlając pomieszczenie. Nie potrafiłam ich zliczyć, ale na pewno były ich setki. Paliły się równomiernie, a mi od razu przypomniała się scena z Chirurgów. Jaś delikatnie pociągnął mnie ze sobą, a ja, z szeroko otwartymi ustami, ruszyłam za nim. Na środku pomieszczenie, które stanowić miało przestronny salon, stał ogromny bukiet czerwonych róż w białym wazonie, choć przypominał on bardziej donicę.
Janek trzymał mnie za rękę, gdy odwrócił się do mnie przodem. Przełknął cicho ślinę, a na jego twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. Poczułam łzy pod powiekami, bo, choć chłopak rzadko fatygował się tak romantycznymi gestami, zawsze robił je z pompą.
- Lili - zaczł, biorąc głęboki wdech - wiesz, że kocham cię nad życie. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, jesteś moją kochanką, najlepszą przyjaciółką, ziomalką, a czasami i mamą. I, choć z nami się nieco ponad rok, to każdego dnia pokazywałaś mi, kim jestem, wierzyłaś we mnie przez cały czas, nawt gdy ja w siebie nie wierzyłem. Zawsze myślałem, że jestem stonowany i spokojny, wręcz zimny, ale przy tobie nie da się takim być. Obudziłaś we mnie uczucia, które sprawiają, że jestem lepszy i chcę taki być do końca życia. Razem z tobą, Lils - mówił wolno, przeciągle, jakby bacznie dobierał słowa, które chciał wypowiedzieć. Nawet nie zorientowałam się, kiedy po moich policzkach zaczęły płynąć łzy ze wzruszenia, poczułam je, dopiero gdy wpłynęły mi do ust. Chłopak, nie puszczając mojej ręki, ukląkł powoli. Patrzył mi głęboko w oczy, gdy drugą dłonią wyciągnął z kieszeni kurtki małe, czerwone pudełeczko. Zawirowało mi w głowie z emocje, wypuściłam głośno powietrze z ust. - Lils, czy zostaniesz moją żoną?
Czułam, jakby świat na chwilę zatrzymał się w miejscu. Nie potrafiłam wydobyć z siebie nawet jednego słowa, więc jedynie pokiwałam twierdząco głową. Chłopak odetchnął z ulgą, uśmiechnął się szeroko, a następnie założył mi na palec złoty pierścionek z błyszczącym kamieniem w kolorze pudrowego różu. Następnie wstał i przytulił mnie, jednocześnie wybuchając śmiechem. Również zaczęłam się śmiać, nie dowierzając w tę chwilę. W tę najpiękniejszą na świecie chwilę.
- Tak, tak, tak, tak! - zaczęłam piszczeć szczęśliwa, zanim nasze usta się spotkały.
*****Od autorki******
I to właśnie był ostatni rozdział tej wattpadowej książki.
Moi mili, bardzo dziękuję za to, że towarzyszyliście mi podczas pisania tej zawiłej historii, zwłaszcza tym, którzy byli tutaj od początku. Jestem wdzięczna za każde Wasze wyświetlenie, gwiazdkę, za każdy komentarz, bo to dodawało mi siłę.
Ta historia zaczęła się dwa lata temu, kiedy byłam w bardzo złym miejscu. A teraz jestem w cholernie dobrym, podobnie jak Lili. Mam nadzieję, że to pokaże Wam, że po deszczu zawsze wychodzi słońce.
Jestem pewna, że to jeszcze nie koniec, także trzymajcie się cieplutko i do zobaczenia niebawem!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro