Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 113

Ziewnęłam przeciągle, obserwując, jak budowlańcy tworzyli mój przyszły dom. Próbowałam rozumieć, co mówił do mnie kierownik budowy, ale połowa jego słów wpadała do mojego jednego ucha, a wylatywała przez drugie. Kompletnie nie rozumiałam, o co mu chodziło, a moje słowa "zróbcie tak, żeby było dobrze" do niego nie trafiały. Dzisiaj towarzyszył mi Flexy, który próbował ogarnąć cały ten rozpierdol. Sam nie był znawcą tematu, ale od razu zaproponował mi swoją pomoc. Przyjęłam ją bez wahania, bo naprawdę potrzebowałam pomocy. Miałam łzy w oczach, gdy tylko słyszałam nieprzyjemny ton kierownika. Nieprzyjemny to za mało powiedziane. Wprost mi oznajmił, że nie powinnam brać się za budowę domu, jeśli się na tym kompletnie nie znałam, po czym dodał, że "z blondynkami zawsze tak jest" Myślałam, że rzucę w nim tym pustakiem leżącym obok. Moja wściekłość na Janka jeszcze bardziej wzrosła. Miał wrócić za trzy dni, a od naszej ostatniej kłótni w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy. Obydwoje byliśmy zbyt uparci, by się odezwać. Starałam się nie myśleć o nim ani o tym, jak bardzo mnie wprowadził z równowagi. Musiałam się skupić na sobie i tym pierdolonym domu, który blondyn sobie wymyślił. 

Zrobiłam kilka kroków w stronę wylanych niedawno fundamentów, w tle dalej rozbrzmiewały podniesione głosy dwójki mężczyzn. Założyłam ręce na piersi, zagryzłam wargi, próbując się skupić. Choć moje myśli w ogóle nie powędrowały w stronę budowy, wręcz przeciwnie - poleciały prosto do Maćka. W ciągu tych ostatnich czterech dni spędziliśmy ze sobą dosłownie całe dnie, wracałam do domu dopiero późnym wieczorem. Próbowałam zrobić wszystko, by ocieplić jego wizerunek w mediach, zwłaszcza że po ostatnich doniesieniach jego zasięgi spadły niemal o 40%, już nie wspominając o reputacji. Widziałam, jak Bedoesowi zależało na ogarnięciu tej sytuacji, więc na ten moment było to moje najważniejsze zadanie. Poza tym naprawdę go polubiłam. Był taki spokojny oraz opanowany, choć widziałam, jak bardzo przejmował się swoją reputację. Miałam wrażenie, że był tak zdeterminowany, by ją naprawić, tylko ze względu na Borka. Sam nie wyglądał na specjalnie przejętego. A może miał taki luźny styl bycia. A może przedawkował ashwagandę. Była to miła odmiana od wiecznego chaosu w moim życiu. 

Solar, odkąd 2115 wypuściło mój diss, nie odzywał się. Bedoes uważał, że go zmietliśmy z planszy, a ja martwiłam się, że to jeszcze nie był koniec. Dostałam swoją pensję wraz z nawiązką za wcześniejsze rozwiązanie umowy i marzyłam, by przeznaczyć to na kilka dni w spa z Martą. Ale jednak z tyłu mojej głowy nadal był Karol i jego kolejny krok, którego nie mogliśmy przewidzieć. Choć zapewne Borys miał rację i nie było czym się obawiać. W końcu Poziemski miał ważniejsze sprawy na głowie, gdy połowa jego wytwórni odeszła. Na samą myśl o tym na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. 

Odwróciłam się gwałtownie, ponownie skupiając się na rzeczywistości. Spokojnym krokiem, starając się omijać duże kałuże pełne błota, podeszłam do mężczyzn. Położyłam dłoń na ramieniu Flexy'ego. 

- Panie kierowniku - zaczęłam pogodnym tonem - dostaliśmy nowe informacje. Bardzo proszę o kontaktowanie się tylko i wyłącznie ze zlecającym budowę, którego podpis jest na pańskiej umowie. I z nikim innym. 

Budowlaniec spojrzał na mnie z tępym wyrazem twarzy. Na twarzy Flexy'ego pojawił się szeroki, znaczący uśmiech, zapewne zrozumiał wszystko. 

- Ale... - zaczął zdezorientowany budowlaniec - to co my mamy robić? - spytał. 

- Nie wiem. - Wzruszyłam ramionami, trzymając dłonie w kieszenie kurtki. Odwróciłam się na pięcie, ruszając w stronę samochodu. - Proszę kontaktować się z szefem! - krzyknęłam na odchodne. 

Chłopak od razu ruszył za mną, a potem otworzył mi drzwi do auta. Wpakowałam się tam od razu, po czym odpaliłam ogrzewanie na maksa. 

- Kurwa, Lili - zaczął ze śmiechem Maciej, odpalając samochód - zakładam, że nie było to rozporządzenie szefa? 

Spojrzałam na niego z uśmiechem pełnym kpiny. Uniosłam wysoko brew. 

- Nie mam zamiaru się pierdolić z tym, niech Janek, jako szef, się tym zajmie - mruknęłam niezadowolona. 

- Odwieźć cię do domu, czy gdzieś indziej? - spytał, zmieniając temat. 

- Jak to nie problem, to do domu. Plus mógłbyś wpaść, może w końcu udałoby nam się nagrać jakąś sensowną rolkę na Instagrama. Bedoes powiedział, że musisz coś wrzucić do jutra - przypomniałam koledze, a ten jedynie prychnął. 

Chłopak nie skomentował mojego postanowienia, ale widziałam, że się zirytował. Odwróciłam głowę w stronę okna. Rozumiałam, że był wkurzony z powodu całej tej nagonki, która się wokół niego pojawiła. Dla mnie straszne było czytanie tych komentarzy, a co dopiero dla niego? Mimo wysłania pozwu o zniesławienie oraz o ustanowienie ojcostwa, syf już się rozniósł. Przerażało mnie to. Te zasięgi. Nie chciałam przyznawać Jankowi racji, ale w jakimś stopniu zaczynałam rozumieć jego zachowanie. Chciał mnie przed tym uchronić od samego początku. 

Nim się zorientowałam, zajechaliśmy już pod odpowiedni blok. W ciszy wysiedliśmy z auta, a potem skierowaliśmy się do mojego mieszkania. Flexy nucił jakąś piosenkę pod nosem, a ja bacznie go obserwowałam. 

- Dzięki, że dzisiaj pojechałeś tam ze mną - oznajmiłam nagle - bez ciebie bym tego nie ogarnęła i chyba bym się tam po prostu rozpłakała - dodałam z delikatnym uśmiechem. 

Maciek parsknął śmiechem, choć obydwoje wiedzieliśmy, że było to bardzo prawdopodobne. 

- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć - odparł, a gdy winda stanęła na odpowiednim piętrze, przepuścił mnie - na mnie i na całe 2115. 

- No wiem, wiem - mruknęłam - ale i tak dziękuję. Janek wraca pojutrze i mam nadzieję, że się tym, kurwa zajmie, bo ja oszaleję. 

Otworzyłam drzwi, a potem weszliśmy do środka. Zrzuciłam z siebie płaszcz i od razu ruszyłam w kierunku kuchni, by zaparzyć ciepłą herbatę. 

- Może powinnaś zmienić kierunek studiów i się przebranżowić na kierownika budowy? Każdy by wyszedł zadowolony z tego rozwiązania - stwierdził Flexxy, rozsiadając się na kanapie. Popatrzyłam na niego ironicznie, obydwoje wybuchnęliśmy głośnym, niepohamowanym śmiechem. - Kurwa, kupilibyśmy ci taką różową, odblaskową kurtkę, do tego różowy kask i możesz pustaki przestawiać!

Teraz śmiałam się jeszcze głośniej. Jedna łza spłynęła mi po policzku, gdy niosłam dwa gorące kubki. Usiadłam obok chłopaka, a ze stolika kawowego zgarnęłam służbowego laptopa. 

- Sprawdźmy twoje zasięgi, bo zaraz się okaże, że będziesz musiał studiować razem ze mną - stwierdziłam, a mój komentarz spowodował kolejną karuzelę śmiechu. 

Szybko włączyłam analizę danych kont w social mediach Maćka, a ten pochylił się, by lepiej je widzieć. Od razu rzuciła mi się w oczy pierwsza tabelka. Wskazałam na nią palcem, lecz nie zdążyłam nawet zacząć mojego monologu. Do moich uszu od razu dotarł charakterystyczny dźwięk klucza w zamku. Zmarszczyłam brwi, odwracając się w stronę drzwi. Otworzyły się szeroko, a ja zobaczyłam Janka z ogromną walizką. Moje serce wykonało fikołka, mimowolnie przełknęłam ślinę. Miał wrócić dopiero pojutrze, nie teraz. Moje poddenerwowanie wzrosło, nie byłam gotowa na konfrontację z nim. A już na pewno nie teraz, gdy Flexy siedział obok mnie. Posłałam mu jedno, przelotne spojrzenie. Był bardziej zdziwiony niż ja. 

Janek wszedł do środka, od razu zdjął buty. Nie zauważył nas na początku. Zrobił kilka kroków w przód, uniósł głowę, a nasze spojrzenia się spotkały. Dostrzegłam jego zmęczenie na twarzy, zapewne po wielogodzinnej podróży. 

- Hej - rzucił niepewnie, trochę zdezorientowany, jakby nikogo się tu nie spodziewał. Przesuwał wzrokiem to po mnie, to po Maćku. 

Nastała dziwna, niezręczna cisza, nie wiedziałam, jak długo trwała, dla mnie całą wieczność. W końcu Flexy podniósł się niechętnie. 

- Będę się zbierał i tak poświęciłaś mi dużo czasu ostatnio - stwierdził, a potem odchrząknął. Zgarnął swoją kurtkę, zatrzymał się przy Janku, by zbić z nim niemrawą piątkę. - Do zobaczenia jutro, Lili - dodał. 

Odprowadziłam go wzrokiem do wyjścia. Drzwi zamknęły się cicho, a ja spojrzałam na Janka, który nadal stał nieruchomo. Nie potrafiłam nic wyczytać z jego twarzy. Nie zamierzałam odzywać się pierwsza. Zamknęłam laptopa i odłożyłam go na blat. Blondyn w końcu ruszył w moją stronę, usiadł na kanapie obok. Patrzył przed siebie na ciemność za oknami. Westchnął głęboko. Złapał moją rękę, a potem ścisnął ją mocno. 

- Jestem skończonym idiotą - oznajmił zachrypniętym głosem. 

Pokiwałam głową twierdząco. 

- Ale idiotą szaleńczo w tobie zakochanym - dodał, patrząc na mnie, a ja nie mogłam powstrzymać się od charakterystycznego wywrócenia oczami. 

Powoli przesunął swoje dłonie w stronę mojej talii. Gdy nie usłyszał żadnych protestów, przybliżył się i położył swoją głowę na moim ramieniu. Odetchnął głośno, wdychając moje perfumy. Oparłam się o niego, moje uczucia do niego były silniejsze niż złość, którą w sobie nosiłam z jego powodu. Czując jego dotyk na sobie, jego zapach tuż obok nie mogłam się powstrzymać. Tak cholernie za nim tęskniłam. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro