Rozdział 110
- Muszę przyznać, że całkiem ładnie się tutaj urządziliście - stwierdził Bedoes, zanim z impetem rzucił się na kanapę.
Położył stopy na stoliku kawowym, a następnie włączył telewizor. Kompletnie nie zwracał na mnie uwagi, jakby przed chwilą nie powiedział nic absurdalne, a jedynie stwierdził, że był dzisiaj wyjątkowo zimny dzień.
Obserwowałam go, stojąc przy wysepce kuchennej, z założonymi na piersi rękoma. Uniosłam wysoko brwi, czekając na rozwój wydarzeń, jednak chłopak nic sobie z tego nie robił. Skakał po kanałach przez trzy minuty, zanim w końcu uraczył mnie spojrzeniem.
- Zrobiłabyś mi kawy? Mocnej, bez cukru. Dbam o dietę - dodał, śmiejąc się z własnego żartu.
Mnie jednak wcale nie było do śmiechu.
- Mam, kurwa, zdissować, Solara? - powtórzyłam zirytowana jego spokojem.
- A co to za problem? To będzie zajebista bitwa freestylowa - odparł, wzruszając ramionami.
Westchnęłam głęboko, gdy Borek wrócił do oglądania jakiegoś durnego reality show. Odwróciłam się na pięcie, by wstawić wodę na herbatę.
W głowie mi się to nie mieściło, a Bedoes, odkąd się pojawił bez zapowiedzi w moim mieszkaniu kwadrans temu, tylko mnie denerwował. Może to była kwestia jego spokoju, która nie opuszczała go na krok. Miałam wrażenie, jakby kompletnie się niczym nie przejmował i wszystko stanowiło dla niego dobrą zabawę, podczas gdy ja wariowałam od środka. Gdybym go nie znała, od razu bym powiedziała, że był skuty.
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz? Jaka bitwa freestylowa? Czy ty kiedykolwiek słyszałeś, jak freestyluję? - spytałam, nawet nie maskując swojej paniki połączonej z irytacją.
- Nie, ale bardzo chciałbym to zmienić - odpowiedział, gdy usiadłam obok niego.
Podałam mu jeden z kubków, a on przyjął go ze skinieniem głową.
- Może dlatego, że jest powód, dla którego mnie nie słyszałeś? Nawet ci go podam. Ja nie freestyluję! - pisnęłam.
Nigdy nie brałam pod uwagę śpiewania, bo fałszowałam jak mało kto. Gdy tylko wchodziłam w wyższą tonację, piszczałam jak zarzynana świnia. Choć kochałam muzykę, unikałam śpiewu, jak tylko mogłam. Nawet gdy Marta zabrała mnie na karaoke, to jedynie słuchałam innych uczestników i tańczyłam do ich muzyki. Nie zamierzałam się w to teraz bawić.
- Przestań, nie wymyślaj. To będzie jednorazowa akcja, które nikt się nie spodziewa. I o to chodzi, zaskoczymy ich. Weźmiesz kilka lekcji śpiewu, raczej rapu w sumie, bo widzę to w rapowych barwach. Potem Kubi pobawi się trochę z autotune i wyjdzie zajebiście. I w ogóle wymyśliłem, żeby zrobić z tego taki ciąg dalszy mojego covidowego Hot16Challenge. Na pewno wiesz, o którym mówię, to było zajebiste. Choć Roksi go bardzo nie lubi, z wiadomych względów. - Przewrócił oczami, a potem upił łyk gorącej herbaty.
Ja natomiast patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami, bo każde kolejne słowo brzmiało dla mnie coraz bardziej absurdalnie. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, jednak zaraz je zamknęłam. Cmoknęłam niezadowolona, a chłopak wysłał mi swój popisowy uśmiech.
- Że, kurwa, co? - wysyczałam w końcu z zaciśniętymi zębami - czy ty już sobie wszystko zaplanowałeś?
- Tak. - Wyszczerzył zęby. - Na dzisiaj zaplanowałem ci dwie godziny z moim ulubionym nauczycielem śpiewu, a Kuqe i White napisali i naprawdę dobry tekst. Bez specjalnego obrażania, tylko delikatne sunięcie i parę przekleństw. Wystarczy, żebyś jutro pojechała do studia, będziemy cię nagrywać od strony mikrofonu, a całe 2115 będzie stało za tobą. I nie tylko 2115, bo Julka, Roksi, Paula i dziewczyna Kuqego też jest chętna, więc będzie to wyglądało naprawdę zajebiście.
- Bedi, oszalałeś, to jest bardzo, bardzo głupi pomysł. Poza tym Janek zabronił mi się w to bawić, a ostatnio coraz trudniej jest mi go przekonywać i przepraszać - westchnęłam, nagle przypominając sobie o chłopaku.
Dobrze wiedziałam, że się wkurzy, jak znowu się wplączę w starcie z Solarem. Janek miał inną wizję życia niż ja. On piął się do przodu, teraz jego priorytetem był dom i szukanie nowego hobby. A że miał miliony na koncie, to mógł sobie na to pozwolić. Temat SBM był dla niego całkowicie zamknięty i nie lubił do tego wracać. Nie miał w sobie żalu, a jeśli miał, to kompletnie tego nie pokazywał. Ja natomiast czułam, że a historia jeszcze się dla mnie nie skończyła i dobrze wiedziałam, że nie będę usatysfakcjonowana, dopóki nie dociągnę tego do końca. Dlatego też sama nie wiedziałam jak ani kiedy, ale prawie niezauważalnie przytaknęłam głową w stronę Bedoesa.
- Niech ci będzie - warknęłam - ale jeśli Solar znowu coś nagra, to ja już się w to nie bawię.
Długowłosy uniósł ramiona w zwycięskim geście, jednocześnie piszcząc przy tym jak mała dziewczynka. Zaraz jednak odchrząknął głośno, a ja głośno parsknęłam śmiechem.
- Zajebiście! Wypijemy herbatę i możemy jechać do Maćka, on zrobi z ciebie pierwszorzędną raperkę - stwierdził w błyskiem w oku, a ja uniosłam wysoko brwi.
- Ale mówię poważnie, Bedoes. - Pogroziłam mu palcem. - Ja już nie chcę cię w to bawić, bo Janek naprawdę urwie mi głowę albo odda mnie SB na pożarcie.
- Jest aż tak problematyczny?
- Nie jest problematyczny - westchnęłam głęboko, a następnie upiłam łyk herbaty - on jest zbyt dojrzały, by się w to bawić. I zaczyna się coraz bardziej denerwować, że ja się w to angażuję. Przynajmniej, że się w to angażuję personalnie.
- Kumam. - Pokiwał powoli głową w zamyśleniu. Podrapał się po brodzie. - Czyli musimy szybko uciąć łeb smoku. Zrobi się. Jutro ogłaszamy powstanie nowej podwytwórni. Chcieliśmy to nazwać 2115 Starter, ale chcieliśmy mieć coś bardziej oryginalnego. Ale to nie jest teraz ważne. - Machnął dłonią. - Powiedz mi lepiej, dlaczego nie masz jeszcze pierścionka na palcu? - spytał.
Bedoes, choć był facetem z krwi i kości, czasem zachowywał się jak typowa nastolatka. Uwielbiał plotki, często piszczał i żartował kosztem innych. Absolutnie to uwielbiałam.
Zmieszana jego pytaniem poczułam, jak na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Spuściłam głowę, a mój wzrok mimowolnie powędrował w stronę lewej oraz prawej dłoni. Nie wiedziałam nawet, na którym palcu nosiło się pierścionek zaręczynowy. Szczerze nigdy nie zastanawiałam się nad tym. Nie czułam takiej potrzeby, bo dobrze wiedziałam, że Janek był mi oddany jak nikt inny. A jednak osobiste pytanie Borysa trochę mnie zirytowało.
- Przebiorę się i możemy jechać, miejmy to już z głowy - rzuciłam w końcu, podnosząc się gwałtownie.
Odstawiłam kubek na stolik, a potem, nie czekając na reakcję kumpla, ruszyłam w stronę sypialni.
- Lili, no weź! Przecież budujecie dom! - krzyknął za mną, ale już nie słuchałam jego dalszej wypowiedzi.
Trzasnęłam drzwiami, cały czas zadając sobie pytanie, o co tak właściwie się wkurzyłam. To zapewne były moje hormony, a nie ja.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro