6.
Podjechaliśmy do białej lini, gdzie miał się zacząć wyścig. Przemek zaczął krzyczeć.
"Uwaga 3, 2, 1...
Shemek opuścił flagi które trzymał w rękach na dół. Oznaczało to zaczęcie biegu. Równo wyruszyliśmy z białej lini.
Cały czas jechaliśmy ramię w ramię, nie odstepujac się na krok. Mieliśmy do przejechania 3 kółka. Będąc na połowie pierwszego okrążenia, wyskakując przy tym w górę pomachałam Piotrkowi i popędziłam do przodu. Czułam, że Piotrkowi to się nie spodobało.
Kiedy byłam już prawie przy mecie. Czułam już to zwycięstwo. Chciałam znowu zobaczyć tą smutną minkę Piotrusia. Byłam metr od końcowej lini gdy...
Motor mi zgasł. Stanęłam czując przejeżdżającego Pitera obok mnie. Nie wiem co się stało. Ściągnęłam gogle i przykucnęłam by zobaczyć co jest nie tak.
*Oczami Przemka*
Od samego początku, byłem pewien że Zuza wygra. No i tak by się stało, gdyby nie motor.
Kiedy Piotrek zjechał, pobiegłem do
Zuzy. Zabrałem cross z toru, by sprawdzić co jest nie tak. Zuza szła obok mnie.
*Oczami Zuzy*
-Wiesz co jest? Bo na moje to... - powiedziałam klękając przy Crossie.
-Na moje też - podeszli do nas Maciek i Piotrek.
-I co? Panna "wszystko umiejąca"? Ktoś Cię tu pokonał - zaczął swój monolog. Chciał mnie poniżyć. Ale halo halo, masz tu do czynienia z mistrzem ciętej riposty.
-Kochanie, coś Ci nie pykło... -zaczęłam się śmiać razem z chłopakami.
-No brat okularki ci kupić? - nabijał się z niego Przemek.
-Przez cały wyścig prowadziła Zuza. Chyba o jakieś pół okrążenia... gdyby nie motor to by to wygrała - wytłumaczył Maciek. Panu szczęśliwym który wygrał z dziewczyną.
-No właśnie, a tak chciałam zobaczyć tą twoją smutną minkę jeszcze raz - oznajmiłam.
-Eee, nie ważne. Ale ważne jest to że pierwszy dojechałem na metę. I to właśnie ja wygrałem - założył kask i odjechał.
My wybuchliśmy śmiechem. Mieliśmy z niego beke. Po dość długim obgadywaniu Pana "najlepszego" bo tak go właśnie nazwaliśmy poszłam się wykąpać i przebrać. Kiedy doszłam do naszego domku nikogo tam nie zastałam "Gdzie je wszystkie wywialo?" Powiedziałam cicho sama do siebie. Kiedy wyszłam już wykąpana i odświeżona. Nadal nie było dziewczyn. Postanowiłam ich poszukać. Zabrałam telefon próbowałam się dodzwonić do Juli, lecz nie odbierała. No cóż jestem zdana sama na siebie. Wyszłam na dwór. Chodziłam wszędzie, lecz jej nie było. Pozostało mi jeszcze jedno pomieszczenie. Postanowiłam również i do niego zajrzeć. Otworzyłam powoli drzwi, wszędzie było ciemno. Ale cóż zdecydowałam się wejść w głąb pomieszczenia. "Raz się żyje Zuza" powiedziałam sobie po cichu. I pewnie zrobiłam pierwszy krok. Nagle światło się zaświeciło. Było tam pełno ludzi trzymających balony i prezenty, śpiewających "sto lat". Między nimi stała Julia z wielkim tortem.
-Czekaj czekaj, który dzisiaj jest? - Spytałam patrząc w stronę Juli.
-Dzisiaj jest 3 lipiec, czyli twoje urodziny - podała tort Przemkowi i podeszła do mnie.
-O jejku zapomniałam. Dziękuję wam! - poleciały mi łzy, jeszcze nikt nigdy nie zrobił czegoś takiego dla mnie.
-A więc Zuzka, wszystkiego najlepszego, zdrówka, szczęścia miłości tej z panem "M" - zaczęłyśmy się śmiać.
-Jezu, ty jesteś głupia. Żeby mnie do takiego stanu doprowadzić. Ale jesteś mega kochana - przytuliłam się do niej.
-A no i w ogóle dziękuję wam wszystkim, nie musieliście tego robić, a tym bardziej jeśli chodzi o mnie - powiedziałam, a łzy płynęły strumykiem po moich policzkach. Byłam bardzo szczęśliwa. Uświadomili mi to, że jestem jednak dla kogoś ważna. Nie dostałam tej świadomości w dzieciństwie, a teraz mam najlepszą przyjaciółka pod słońcem, która mi pokazuje jak to jest być kimś dla kogoś. Kocham ją mocno i nie oddam za nic w świecie.
Po chwili wszyscy przychodzili i składali mi życzenia. Przemek, Maciek, Grzesiu, Klaudia no i Piotrek.
-Julia kiedy wyście to przygotowali i skąd oni wiedzą że mam urodziny? - zdawałam dużo pytań.
-Po pierwsze mamy swoje sposoby. A po drugie to im powiedziałam - uśmiechnęła się.
-Czekajcie czekajcie, czyli ten wyścig to tak specjalnie był? - zapytałam kierując wzrok na każdego z siedzących przede mną. Czyli ich trio.
-Niee, nooo gdzie... to co tam u Was? - Przemek próbował zmienić temat.
-Eej, ze mną nie jest tak łatwo mówcie o co tu chodzi - nie odpuszczałam.
-Bo to było tak. Wczoraj Julia przyszła do mnie i poprosiła mnie, żebym Cię czymś zajął, coś zrobił Powiedziałem jej, że ma Cię zaprowadzić do tego pomieszczenia z motorami. Mówiła, że je kochasz. No i wtedy weszłam ja. I tak dalej... - Przemek wszystko mi powiedział.
-Aaa... Piotrek? To też było zaplanowane?
-Nie to akurat nie. Ale Piter wiedział, że masz urodziny - uśmiechnęłą się, a mój wzrok skierowałam na głupszego z braci.
-No co? Uznajemy, że to był mój taki mały, niecny plan - zaczą się śmiać.
-Tak, tak. Ciekawa jestem czy jakbyś przegrał to też byś tak mówił i był taki szczęśliwy - śmiałam się z niego.
Piotrek udał obrażonego. Ale po chwili przestał i poszliśmy wszyscy tańczyć. Około godziny 23:30 siedziałam na boku. Patrzyłam jak moi znajomi się bawią. Momentami było naprawdę śmiesznie. Nagle ktoś usiadł się obok mnie. Odwróciłam głowę w stronę osoby. Był to Maciek.
-Zuza..?
-Tak?
-Pamiętasz co mi obiecałaś? - zapytał spoglądając w moją stronę.
-Pamiętam - zwróciłam oczy na jego twarz.
-Może choćmy teraz? - Powiedział i złapał moją rękę. Poczułam się tak dziwnie. Zaczęło mi się robić cieplej. Uśmiechnęłam się lekko. No cóż jeden dotyk, a tak cieszy.
-Jasne, choćmy - wstałam i poprawiłam włosy. Wyciągnęłam prawą dłoń w jego stronę. Maciek podał mi swoją i wyszliśmy na zewnątrz.
-To gdzie idziemy? Przepraszam, ale ja nie znam tu żadnych okolic - powiedziałam nie śmiało.
-Nie martw się, ja znam tu prawie każdy zakątek. Tu, nie daleko jest takie fajne miejsce. Chodź... - Oznajmił i lekko mnie podciągnął.
Szliśmy z jakieś 15 minut. Maciek powiedział, że zakryje mi oczy, żeby zrobić mi niespodziankę. Zgodziłem się... Parę minut później przystaneliśmy.
-Okey, jesteśmy - po czym ściągnął mi chustę z oczu. Zobaczyłam tam...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro