Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Szwedzka katastrofa"/ Metallica

- Kiruś, zostaw mnie już.- wzdycha z pobłażaniem Lars i wyrywa mi kosmyk swoich włosów, który od jakiegoś czasu usilnie próbuję zapleść.

- Nie mów tak na mnie, Ulrich.- prycham.- Nie jestem jakimś dzieckiem, wiesz?

- Pewnie. Pan Hammett- starszy, wykształcony...- ironizuje Lars.

- Ale słodki, kiedy się denerwuje.- wturuje mu James i obaj wybuchają śmiechem.

Wywracam oczami. Śmieją się ze mnie, bo mam (w przeciwieństwie do nich) wykształcenie muzyczne. Nie mam pojęcia co w tym takiego zabawnego, ale pewnie po prostu mi zazdroszczą.

Czy coś.

- Ej, ode mnie wcale nie jest starszy.- wtrąca Cliff, który do tej pory siedział cicho, popalając papierosa.

Chłopaki ignorują jego uwagę i wracają do naśmiewania się ze mnie.

- Grać to on się pewnie uczył na nutach.- Lars ledwo powstrzymuje wybuch śmiechu.

Fajnie, że ma w dupie fakt, że wykształcenie muzyczne zdobyłem w '82, czyli jakieś pięć lat po tym, jak nauczyłem się grać. Ulrich doskonale o tym wie, ale chyba woli udawać, że jest inaczej.

- Tylko Kirk...- mówi James ze sztucznym przejęciem.- Pamiętaj, żeby chować kciuk za gryf.

Wtedy wszyscy, łącznie z Burtonem wybuchają śmiechem. Ja tylko spoglądam na nich z zażenowaniem.

- Kretyni... Jak tak wam się nie podoba moje granie, to zadzwońcie sobie po Dave'a.

Po tych słowach wstaję z miejsca i mijając niewzruszonego Cliffa przesiadam się na tył autobusu. Wyciągam fajki i już mam zapalić, ale dociera do mnie, że zgubiłem gdzieś zapalniczkę. Cudownie... Wszystko przeciwko mnie.

- No Kirk!- słyszę głos Hetfielda.- Żartujemy przecież! Nie obrażaj się!

Jedyne na co jestem w stanie się zdobyć to pokazanie mu środkowego palca. Chłopaki czasem tak mnie wkurwiają, że mam ochotę ich zamordować. Generalnie się dogadujemy, przyjaźnimy i tak dalej, ale odkąd z nimi jestem mam wrażenie, że traktują mnie z góry. Skoro ten cały Mustaine był taki świetny, to po co go tak właściwie wywalali? Nie rozumiem.

W pewnej chwili nachodzi mnie nagła potrzeba porozmawiania z Sarah. Chciałbym usłyszeć jej głos, mówiący coś, co by mnie pocieszyło. Nie wiem kiedy będzie kolejny postój, ale muszę dorwać telefon na jakiejś stacji i do niej zadzwonić.

- Hammett, wracaj!- tym razem słyszę krzyk Burtona.

Chyba się przejął. W sumie nie wiem dlaczego. Przecież też świetnie się bawił, kiedy tamci się ze mnie nabijali.

- Dajcie mi spokój!- wołam, kładąc nogi na oparciu siedzenia przede mną.

W tej samej chwili na piętro autobusu wchodzi John- technik gitarowy. Patrzy na nas z mieszaniną rozczarowania i czegoś w rodzaju "wiedziałem, że tak będzie".

- Do spania, bo jutro nie wstaniecie.- mówi, ściąga z półki pojedynczą poduszkę i rzuca nią Jamesowi w twarz.

Lars wybucha szyderczym śmiechem, za co Hetfield obdarza go tym samym, czym jego przed momentem Marshall.

- Nie będzie postoju?- pytam, bo nagle wraca do mnie chęć zamienienia kilku słów z Sarah.

- Będzie, ale wtedy Ty będziesz słodko spał.- mówi z uśmiechem John.- A tak właściwie to czemu się tak izolujesz?

- Bo mam dość tych kretynów.- tłumaczę, na co James i Lars zaczynają posyłać mi "buziaczki".
- Take another little piece of my heart now, baby. Oh, oh break it!- zaczyna drzeć się Hetfield, a ja tylko wywracam oczami, odwracam głowę i wbijam wzrok w przestrzeń za oknem.

Czuję swego rodzaju niepokój. Jest nietypowy i niczym nieuzasadniony, ale prawie namacalny.

Mam wrażenie, że dziś stanie się coś złego.

Bardzo złego.

Kątem oka spoglądam na chłopaków. Cliff jest rozłożony na dwóch sąsiadujących fotelach, a Hetfield i Ulrich próbują zasnąć na siedząco obok siebie.

Niech śpią. Nie zauważą, że wyszedłem i nie będą wypytywać. Kiedy tylko kierowca się zatrzyma, mam zamiar wysiąść i znaleźć jakiś telefon. Sarah nie powinna być zła, że dzwonię w środku nocy.

Jedziemy jakieś pół godziny, zanim autobus w końcu się zatrzymuje. Natychmiast schodzę na dół i mijając przysypiających członków ekipy opuszczam autokar. Na zewnątrz stoi już kierowca. Rozmawia przez telefon i popija piwo. Fajnie... Fajnie, że będzie nas wiózł wcięty koleś.
Ignoruję go i po cichu przemykam do stacji benzynowej, znajdującej się nieopodal. W środku siedzi tylko jedna kobieta w zielonej sukience. Czyta gazetę i od czasu do czasu wypija łyk kawy z filiżanki. Gdybym nie miał Sarah, a tamta urocza blondynka nie byłaby (najprawdopodobniej) Szwedką pewnie bym do niej zagadał. Ostatecznie jednak mijam ją z pozoru obojętnie i podchodzę do wiszącego na ścianie aparatu telefonicznego.

- Pengar.- słyszę głos faceta za ladą i natychmiast odwracam głowę.

Wyciąga do przodu otwartą dłoń. No jasne... kasa. Wygrzebuję z kieszeni jakieś tutejsze drobniaki i daję mu je. Mężczyzna z uznaniem kiwa głową.

Delikatnie się uśmiecham i wybieram numer do dziewczyny. Mam nadzieję, że odbierze od razu, bo nie mam zbyt wiele czasu.

- Kirk?- w pewnej chwili do mojego ucha dociera zaspany głos Sarah.

Na sam ten dźwięk poprawia mi się nastrój.

- Cześć kochanie.- mówię i opieram się plecami o ścianę.

- Cześć... Jak tam? Dajecie radę?

- Tak. Chyba wszystko jest w porządku, ale chciałbym już wracać. Jeżdżenie po tej Skandynawii mnie męczy.

- Chciałbyś wrócić do mnie, co?- ton głosu Sarah staje się kokieteryjny.
Jak ja to uwielbiam.

- Tęsknię.- jednym słowem odpowiadam na jej pytanie.

- Ja też. Wracaj do mnie jak najszybciej.

- Wiesz co, Sar?- postanawiam podzielić się z nią moimi obawami.

- Co?

- Boję się.- mówię.- Mam wrażenie, że coś złego się stanie. Nie wiem co, ale to przeczucie jest strasznie silne.

- W takim razie uważaj na siebie.- ostrzega dziewczyna.- Będziesz uważał?

- Tak.

- Obiecujesz?

- Tak. Ale nie będę Ci już przeszkadzał. Pewnie masz rano pracę. Dobranoc, Sarah.

- Dobranoc Kirk.

Odkładam słuchawkę i opuszczam stację tak szybko, jak się na niej zjawiłem. Ta krótka rozmowa bardzo podniosła mnie na duchu. Sarah jest jak jakiś dziwny rodzaj ukojenia. Między innymi za to ją kocham.

Kiedy wchodzę do autobusu, kierowca wciąż przechadza się po parkingu. Mam szczęście, że nie pojechali beze mnie. Na dole ekipa wciąż śpi, podobnie jak chłopaki na piętrze. Dobrze, że udało mi się wyjść, nikogo nie budząc, bo to wiązałoby się z tłumaczeniem i odpowiadaniem na głupie pytania w stylu: "Gdzie to się łazi po nocach?".

Ostatni raz rozglądam się dookoła, jakby coś mogło czaić się na mnie w ciemności, a potem kładę na dwóch siedzeniach, podobnie jak Cliff. Różnica jest taka, że wybieram lewą stronę autobusu, jak Lars i James.

Sen zmaga mnie naprawdę szybko.

***

Budzę się gwałtownie i zaczynam rozglądać. To, co dzieje się wokół mnie jest naprawdę dziwne. Autobus buja się na wszystkie strony, trzęsie. Nie mam zielonego pojęcia co się dzieje, ale kiedy tylko podnoszę się ze swojego miejsca przewracam się na podłogę. Mam wrażenie, że się unosi się z jednej strony do góry. Oprócz tego wszystkiego do moich uszu dociera straszny hałas; różne niezidentyfikowane dźwięki. Dudnią mi w głowie z taką siłą, że wszystko inne słyszę niewyraźnie; jakby ktoś wołał mnie z oddalonego miejsca.

Cały pojazd przechyla się na prawo, co powoduje, że przesuwam się po podłodze i uderzam plecami o siedzenia z drugiego rzędu. Próbuję wstać, ale jakaś niewidzialna siła momentalnie przyszpila mnie do podłogi.

Wtedy słyszę najgłośniejszy ze wszystkich dźwięków- dźwięk tłuczonej szyby. Usilnie próbuję unieść głowę i dostrzec, co się stało, ale w tym samym momencie autobus z głośnym hukiem się przewraca. Uderzam o coś głową, dlatego obraz przed moimi oczami natychmiast się rozmazuje. Czuję tylko strużkę ciepłej krwi, która spływa po moim czole.

- Kirk!- słyszę krzyk Hetfielda.

Po kilku sekundach chłopak w jakiś sposób się do mnie przedostaje i pomaga się podnieść.

- Co się stało?- pytam i przykładam dwa palce do głowy.

Są zakrwawione.

- Nie wiem.- odpowiada James i spogląda na okna z lewej strony autobusu, które atualnie znajdują się prawie pionowo nad naszymi głowami. Wszystkie szyby są wybite.- Musimy jakoś stąd wyjść.

- Gdzie chłopaki?

Jeśli mam być szczery, perspektywa wydostawania się przez nie na zewnątrz mnie przeraża.

- Lars już wyszedł.- mówi Hetfield, a na jego twarzy maluje się niepokój.- A Cliff... Gdzie jest do kurwy Cliff?

Nic nie mówię, bo nie mam pojęcia. Mimo to, myśl, że coś mogłoby mu się stać wywołuje u mnie zawrót głowy. Cała ta sytuacja, ten wypadek to jakiś chory koszmar, z którego mam wielką nadzieję się obudzić.

- Nieważne.- James zaczyna nerwowo kręcić głową.- Podsadź mnie, to potem cię wciągnę.

Bez słowa sprzeciwu wykonuję jego polecenie. Kiedy Hetfield jest już na zewnątrz wyciąga do mnie obie ręce i pomaga się wydostać. Dookoła autobusu stoją już Lars, John, kierowca, Bobby i reszta ekipy. Widzę wszystkich, poza Cliffem. Znów nachodzi mnie myśl, że mógł ucierpieć, przez którą mało co ponownie się nie przewracam.

- Dobrze, że nic wam nie jest.- mówi Marshall, kiedy stawiamy stopy na jezdni.- Zaraz będzie karetka. Wszystko okey?

Jego głoś drży; John jest przerażony, ale mimo to pyta co u nas. To imponujące. Jeśli chodzi o mnie; nie mam pojęcia. Jestem tak głęboko zszokowany, że pewnie nie czułbym nawet, gdyby urwało mi rękę.

- Chłopaki, gdzie Cliff?- pyta Lars, kurczowo trzymający się za palec jednej ręki.

- Właśnie...- odzywa się Bobby. Mam wrażenie, że ma przetrącony bark.- Co z nim?

W tym samym momencie przypomina mi się dźwięk tłuczonego szkła. Dochodził mniej więcej z miejsca, gdzie wcześniej spał Burton, co oznacza, że Cliff musiał wypaść przez okno. Wypaść na tę część jezdni, na którą pół minuty później runął autobus.

Najpierw zamieram w bezruchu, a potem zaczynam się krztusić. James łapie mnie za ramiona i spogląda w oczy.

- Widziałeś go?- pyta.

Nie jestem w stanie wydusić z siebie słowa.

- Kirk!- wokalista podnosi głos.- Co z Cliffem?! Widziałeś coś?!

Wtedy po moich policzkach spływa kilka łez. Nie mam nawet siły, żeby próbować je powstrzymywać.

- On chyba nie żyje, James...

***************************************

Hej, hej ;) Mam nadzieję, że moje kolejne "dzieło" wam się podobało. Dziś nie rocznica śmierci Cliffa, ani nic takiego, ale po prostu miałam ochotę napisać o Metallice, a nie byłabym sobą, gdyby to nie było coś dramatycznego.

Layne'a zostawię już tam gdzie jest, ale od dziś wszelkie muzyczne one shoty będą się pojawiać tutaj.

Do następnego ;)

P.S. Okładka jeszcze prawdopodobnie ulegnie zmianie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro