"Gdzie jesteś? Kiedy wracasz?"/ Guns N' Roses
- Dobra, skończmy już te żarty, okey?
- Jakie żarty? Ja już dawno przestałem sobie żartować.
- Proszę cię...
- Nie proś mnie. Już nigdy o nic mnie nie proś. Mam dość tego twojego "proszenia". Nie będę już na każde twoje zawołanie.
- Ale to nie miało tak wyglądać! Uwierz mi. Jesteś moim przyjacielem.
- Ale ty pierdolisz. Przyjaciel nie zachowuje się tak jak ty. To, co ty robisz to skurwysyństwo.
- Przecież nic złego nie robię!
- Jesteś zaborczy. Myślisz, że nie wiem? Chcesz, żeby ten zespół był identyfikowany tylko i wyłącznie z tobą. Nie liczy się już dla ciebie granie, tylko rozgłos. Chcesz, żeby świat znał twoje imię, wielbił je. Masz w dupie nas i dziwię się, że chłopaki jeszcze tego nie dostrzegli. Po co ja ci jestem potrzebny? Znajdziesz sobie milion innych gitarzystów, którzy świetnie mnie zastąpią i nie będą robić problemów.
- Wcale, że nie! Nikt cię nie zastąpi! Co z tymi pierdolonymi czternastoma latami?! To już nic dla ciebie nie znaczy?!
- Dla ciebie nie znaczy i chyba nigdy nie znaczyło.
- Nieprawda.
- Ciągle mnie wykorzystujesz i nie mów, że nie. Myślisz, że wywołasz u mnie wyrzuty sumienia tym desperackim gadaniem, ale się mylisz! Ta era już się kończyła.
- Jaka era?! O czym ty mówisz?!
- O czym? Zastanów się. Już milion razy chciałem odejść, ale nie zrobiłem tego przez te twoje: "Nie możesz! Jesteś moim najlepszym przyjacielem! Proszę, nie odchodź! Obiecuję, że wszystko się zmieni!". No i nie odchodziłem, bo liczyłem, że rzeczywiście tak będzie. Ale nic się nie zmieniło... Wciąż jesteś takim samym pieprzonym egoistą jak wcześniej. Kiedy to się stało? Kiedy? Powiedz mi.
- Nie wiem... Jestem przecież taki sam jak zawsze... Jak czternaście lat temu i jeszcze wcześniej.
- Nie. Wtedy byłeś lepszym człowiekiem. Wtedy wszystkich nie lekceważyłeś, myślałeś o innych. Teraz widzisz tylko czubek własnego nosa. Kiedy coś ci nie wyjdzie musisz szukać winnych, bo nie dostrzegasz, że problem leży po twojej stronie. Jesteś hipokrytą. To co mówisz i to co robisz, to dwie różne rzeczy. Uważasz, że wszystko co robisz jest świetne, doskonałe, nie przyjmujesz krytyki. Pamiętasz ten koncert, kiedy spóźniłeś się trzy godziny, a cała wściekłość widzów spadła na nas? To było podłe. Musieliśmy oddać im kasę, kilka osób pozwało nas do sądu, a to wszystko przez twoje durne fanaberie. Mam tego dość.
- Przecież nie mogłem wyjść na scenę, kiedy nie byłem gotowy! Nie mogłem ich rozczarować!
- Dlaczego miałbyś to zrobić? Zawsze im się podoba jak śpiewasz; nieważne czy boli cię gardło, czy dzieje się z tobą cokolwiek innego. Dlaczego tak nagle coś miałoby ci się nie udać?
- Po prostu wtedy tak czułem. Nie możesz tego zrozumieć?
- Nie! Rozumiem tylko, że przez te twoje "odczucia" nam dostawało się po dupach. Może teraz mi powiesz, że wcale nie jesteś egoistą?
- Może i jestem, ale nie wmówisz mi, że nie robię niczego dobrego! Zawsze tylko was zawodziłem i wykorzystywałem tak? Martwiłem się! Cały czas się martwię o to wasze ćpanie, o...
- Widzę. O ćpanie Stevena tak się martwiłeś, że postanowiłeś wywalić go z zespołu. Wydawało ci się, że to wszystko załatwi?! On sobie nie radzi i mam wrażenie, że niedługo zejdzie przez to, że nie ma wsparcia.
- To mu uniemożliwiało granie.
- To może mi też uniemożliwia, co? A może nie tylko mi?
- Przecież już nie bierzesz. Zostań. Jesteś potrzebny.
- Ja nie biorę, ale Duff? On się żywi koksem, zmieszanym z wódką. To ci nie przeszkadza? Nie przeszkadza ci, że przewraca się na scenie, że nie pamięta ani jednego dnia z miesięcznej trasy? Może jego też wywal jak Adlera i niech oboje się zaćpają na śmierć!
- Przestań!
- Nie przestanę! Ktoś w końcu powinien powiedzieć ci prawdę! Wiesz dlaczego nikt do tej pory cię nie krytykował? Wiesz czemu?
- Czemu?
- Bo wszyscy się ciebie boją! Boją się tych twoich napadów wściekłości, boją się, że za jedno złe słowo rzucisz się na nich z pięściami albo wywalisz na zbity pysk. Ja też się bałem. Przestałem ci ufać. Ale wiesz co? Mam już w dupie twoje zdanie, bo ono jest nic nie warte. Nawrzeszcz teraz na mnie, wyzwij, czy co tam chcesz, bo tylko to potrafisz. To twoja jedyna linia obrony i wiesz co? Teraz widzę, że jest słaba. Nic ci to wszystko nie da; no może oprócz jeszcze większej ilości nienawiści.
- ...
- Co? Nic nie powiesz?
- Nienawidzisz mnie...?
- Nie. To nie miało tak zabrzmieć.
- Ale zabrzmiało! Zabrzmiało, jakbyś stwierdził, że mnie nienawidzisz po tylu latach przyjaźni! Liczą się dla ciebie tylko złe rzeczy, które robiłem, a dobre masz w dupie! Masz w dupie czasy Lafayette, nasze początki, pisanie piosenek, wspólne wypady, na których mogliśmy się śmiać i dobrze bawić. Rozpamiętujesz tylko kłótnie i moje błędy! Jesteś niesprawiedliwy!
- Mów i myśl sobie co chcesz. Ja mam tego dość. Odchodzę i nie zatrzymuj mnie już.
- Będę! Masz mi powiedzieć, o co chodziło z tą nienawiścią! Natychmiast! Jeśli się teraz rozłączysz, przyjadę do ciebie i inaczej sobie pogadamy!
- O to, że swoim zachowaniem odpychasz od siebie ludzi. Zaczynają darzyć cię niechęcią, tracisz ich... Pamiętasz jeszcze Erin? Pamiętasz, co jej zrobiłeś?
- To kłamstwa! Nigdy jej nie zgwałciłem! Nie zamykałem jej, nie wiązałem, nie głodziłem! Znów wierzysz obcym ludziom, a nie mi!
- Może i tego nie robiłeś, ale nie zaprzeczaj, że ją biłeś. Zmusiłeś ją, żeby za ciebie wyszła, pamiętasz? Zagroziłeś, że się zabijesz, jeśli tego nie zrobi. Nie na tym polega miłość, wiesz? Miłość nie polega na strachu. Zawsze oddzielałeś od siebie te dwa pojęcia i uważałeś, że powinno wybrać się pomiędzy nimi, bo nawzajem się wykluczają. Dokonałeś tego wyboru i nie wybrałeś miłości. To smutne...
- Pierdolisz... Nic nie wiesz. To ona nie kochała mnie tak jak należy.
- Nie. Ona była normalną dziewczyną, której zniszczyłeś życie. Chciała cię pokochać, ale na normalnych warunkach. Ty oczekiwałeś od niej uwielbienia. Jak od wszystkich innych zresztą. Była w ciąży, ale tak ją zlałeś, że poroniła. Dlaczego to zrobiłeś?
- To nie była moja wina... Czymś mnie wtedy wkurzyła... Nie chciałem skrzywdzić własnego dziecka... Nie chciałem... Wydaje ci się, że o tym nie myślę? Myślę o tym codziennie, bez przerwy. Żałuję. Naprawdę żałuję, ale ona też nie była bez winy.
- Nie wiem. Może i ona nie była, ale twoje dziecko tak.
- Zamknij się już! Nie chcę o tym słuchać!
- Czujesz wyrzuty, co? Tak. Tak właśnie jest, kiedy wybiera się strach. Ale Erin nie była jedyna. Nawet Kurt. Tak go lubiłeś, a on odmówił jednej trasy i już stał się wrogiem? Nie dziw się, że cię znienawidził, skoro nazywałeś go śmieciem, a jego żonę szmatą. To wszystko zaczęło się od ciebie.
- I co? Chcesz mi powiedzieć, że jesteś następny, tak? Że ciebie też "odstraszyłem"?
- W pewnym sensie. Ale z mojej strony to już raczej bezsilność. Naprawdę nie wiem, jak ci pomóc. Próbowałem- nie wyszło, więc odpuszczam. Muszę w końcu zająć się sobą, a nie cały czas przejmować się tobą. Mam swoje życie.
- Myślałem, że zespół to część twojego życia.
- A więc się myliłeś. Nie jest, nie był i nie będzie. Ta sława przyniosła mi więcej kłopotów niż korzyści, a wiele z nich z twojego powodu. Dość. Jeśli kiedyś się opamiętasz, możesz znów do mnie zadzwonić.
- A wtedy wrócisz?
- Nie. Ten zespół już jest ruiną, która rozpada się cegiełka po cegiełce. Pierwszą był Steven, ja drugą, a Slash i Duff pewnie odejdą razem, kiedy w końcu dojdą do wniosku, że coś jest nie tak jak trzeba.
- Nie. Nie zostawią mnie tak jak ty.
- Zostawią. Nie są głupi. Mam tylko nadzieję, że zanim to zrobią, nie wyrządzisz im jakiegoś świństwa, którego będziesz potem żałował. Oni na to nie zasługują. I tak już napsuli sobie przez ciebie krwi.
- Izzy, proszę cię... Nie mów tak. Nie mów tego wszystkiego. To nie jesteś ty. Przemawia przez ciebie gniew. Przemyśl to, błagam. Nie możesz tak zaprzepaścić tego, co razem osiągnęliśmy. Jesteśmy sobie potrzebni. Proszę... Zastanów się. Nie chcę grać bez ciebie. To już nie będzie to samo. Nikt nie będzie w stanie ciebie zastąpić. Proszę... Jesteś moim przyjacielem. Zawsze będziesz. Musisz to jeszcze przemyśleć... Musisz... Izzy... To jest nasz zespół. Twój i mój. Nie zostawiaj mnie. Nie możesz mi tego zrobić... Nie możesz, słyszysz?! Nie pozwolę ci na to, Izzy...
- Axl, skończ. To nic nie da.
- Proszę! Nie rób mi tego! Jesteś zajebistym współpracownikiem i zajebistym przyjacielem! Nie możesz zrezygnować z tego wszystkiego! Nie dam sobie bez ciebie rady, słyszysz?!
- Nie Axl... Nie... Nigdy więcej nie stosuj na mnie tych swoich gierek. Nigdy więcej.
**********************************
No. Ogólnie wygląda to jak wygląda. Mam nadzieję, że taka forma wam się podoba, bo byłam zbyt leniwa (Tak, MasterOfPuppets13- jestem strasznym lenieeem xD), żeby napisać to normalnie.
Generalnie, tę "uroczą" historyjkę dedykuję sleepyclementine, bo z tego co pamiętam, to ona chciała "coś" o Gunsach. Nie byłabym sobą, gdyby nie miało to jakiegoś negatywnego wydźwięku, więc jest o tym, o czym jest xD
Jeśli pomyliłam jakieś fakty, czy ramy czasowe, naprawdę przepraszam.
Do następnego ;*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro