87
Makary starał się nie okazywać pewnego rozgoryczenia, które pojawiło się w nim i nie chciało opuścić przez długi czas, gdy Błażej poinformował go, że jednak nic nie wyjdzie z ich wstępnych planów. Zaczęły dręczyć go koszmary i nieprzyjemne myśli, które nie dawały mu spokoju. Nie chciał dopuszczać do siebie myśli, o tym, że to już kryzys na tak wczesnym etapie związku, ale dobijały się do niezwykle uparcie.
Cały czas miał w głowie, że od tego zaczynał się rozpad jego wszystkich poprzednich relacji, od braku czasu i wątpliwej jakoś spotkań. Nie potrafił się wtedy powstrzymać od myślenia o tym, jak bardzo chce być dla kogoś priorytetem. Czy prosił o tak wiele, skoro sam tak właśnie postępował? Potem karcił się za myślenie w ten sposób, przecież Błażej nie mógł jednak przewidzieć, że profesor nie odwoła zajęć, a ich pomocnik zrezygnuje.
Nawet to, że udało im się znaleźć trochę czasu na wspólny obiad na mieście, nie pomógł mu pozbyć się tego uczucia niepokoju. Zmartwił się, jednak kiedy zobaczył, jak bardzo jest wykończony i przestraszył się, że znowu doprowadzi siebie na skraj i się rozchoruje.
- To tylko ten tydzień – powiedział Błażej, prosząc, aby się o niego nie martwił. – Wezmę sobie jeszcze kawę, chcesz coś?
Makary zaprzeczył, obserwując, jak mimo wszystko grymas bólu przemknął przez twarz jego ukochanego. Miał wyrzuty sumienia, że nieświadomie zarzucał mi brak czasu. Jeszcze bardziej, kiedy zobaczył, że wstając Błażej, potrącił swój planer, który wyciągnął na chwilę z torby i położył na stoliku, szukając portfela. Notatnik upadając, otworzył się na tamtym tygodniu i piwnooki musiał upewnić się, czy to właściwa przedział czasu. Jeszcze na początku tygodnia to wyglądało zupełnie inaczej.
Wiedział, jak bardzo Błażej nie lubił zmian i pewnie niezbyt się cieszył, kiedy musiał kreślić, nadpisywać i oznaczać wszystko innymi kolorami. Zdążył się już trochę zapoznać z systemem, jaki stosował pierwszoroczny, nie zdając sobie sprawy, jak niemal cały wolny czas ma zakreślony jako pracę. Zmarszczył brwi, nie podobało mu się to.
Jego wzrok jednak powędrował do planów na weekend, gdzie odkrył jeszcze bardziej zadziwiającą rzecz. Sobotnie popołudnie ewidentnie było podpisane jako 'randka z Makarym', a za tym stało małe serduszko. Rozczulił się na ten widok i dotarło do niego, że pewnie trudno było mu to wyprosić w pracy.
Tak, pierwsza randka już jako oficjalna para, sam powinien o tym pomyśleć. Zastanawiał się nad szczegółami. Zakładając, że Błażej będzie chciał mu zrobić niespodziankę, to nie zdradzi mu żadnych detali, a wypadałoby się dostosować. Makary wiedział, że kończy mu się czas, a nie śmiał grzebać w rzeczach ukochanego. Dostrzegł jednak coś kolorowego, wystającego z końca notatnika. Delikatnie wysunął to nieco mocniej i zobaczył bilet do zoo z sobotnią datą. Uśmiechnął się i odłożył wszystko na miejsce. A więc tak ma się sprawa, pozostało mu tylko śmiać się ze swojej głupoty i próbować znaleźć sposób, na to, żeby Błażejowi to wynagrodzić.
- Miałem pecha, że przede mną był jakiś straszny maruda, współczuje obsłudze dzisiaj – westchnął Błażej, wracając do stolika. – Coś się stało? – zapytał, widząc dziwnie rozradowaną minę Makarego.
- Nic, po prostu dotarło do mnie, jak bardzo się cieszę, że mogliśmy spotkać się, chociaż na chwilę. Tęskniłem za tobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro