67
Makary skończył swoją zmianę w restauracji i śpieszył się, żeby zrobić Błażejowi niespodziankę. Umówili się, że wpadnie do niego po pracy, a kolejnego dnia ugotują razem coś na obiad. Od Walentynek oboje byli zajęci, więc nie było możliwości, by się spotkali. Postanowili, chociaż znaleźć dla siebie pół dnia i zając się czymś wspólnie. Wstępnie zakładali, że Błażej zdąży wrócić do domu po zamknięciu sklepu. Makary jednak szybko uporał się ze swoimi obowiązkami, wiec miał nadzieję, że zaskoczy pierwszorocznego, odbierając go z pracy.
Miał wyjątkowe szczęście, udało mu się złapać właściwy tramwaj i na miejscu był dziesięć minut, przed zamknięciem sklepu. Nie wszedł do środka, ale czekał w niewielkiej odległości przed drzwiami, dumny z siebie i nie mogąc doczekać się, aż znowu zobaczy ukochanego. Wieczorami temperaturo mocno spadała i szybko pożałował, że zapomniał swoich rękawiczek, która zostały w szafce w pracy.
Nie zauważył, że ktoś obserwuje go przez okno. Kobieta w średnim wieku zawołała swojego współpracownika, by sam ocenił sytuację.
- Jak myślisz? Stoi już tak od dłuższej chwili. Myślisz, że specjalnie czeka, żeby wejść w ostatniej minucie? Może chce nas napaść, chociaż na takiego nie wygląda – szeptała pracownica o imieniu Grażyna, ponaglając Błażeja, żeby sam zobaczył.
- Czemu zakładasz od razu najgorsze scenariusze? – zapytał pierwszoroczny i wyjrzał przez szklane drzwi. Chwilę zajęło mu, zanim rozpoznał postać w słabym świetle bijącym od ulicznym lamp. – Nie mamy się czym martwić.
- Jesteś pewny? Znasz go?
- Tak – odparł zarumieniony Błażej. – Pewnie czeka za mną.
- Ach tak – zaciekawiła się współpracowniczka i jeszcze raz przyjrzała Makaremu. – Gdzie złowiłeś takiego przystojniaka? To w ogóle twój chłopak? Czemu nie powiedziałeś, że masz...?
- Grażyna! – przerwał jej pierwszoroczny, czując, że może to być dłuższa seria pytań.
- No co?! – obruszyła się kobieta. – Mnie już nic ciekawego i romantycznego w życiu nie spotka, więc interesuje się życiem innym. – Wzruszyła ramiona i wróciła do sprzątania, które przerwała kiedy zauważyła Makarego przed sklepem.
Błażej spojrzał na zegarek, ciesząc się, że wybiła w końcu godzina, kiedy mogli zamykać. Rozliczył pieniądze i przygotował odpowiednie raporty. Szybko się przebrał, a Grażyna specjalnie ubierała się bardzo wolno, by go nieco podenerwować. Błażej był najmłodszy z czteroosobowej załogi i ich rodzynkiem. Uwielbiały go i często się z nim drażniły. Zanim wyszli i wbiła alarm, spojrzała na swojego młodego współpracownika i uśmiechnęła się do niego.
- Pamiętaj, że cię kochamy i jestem częścią naszej małej sklepowej rodziny. I nic tego nie zmieni – powiedziała poważnie. – Chciałam ci tylko o tym przypomnieć. A teraz czas do domu! – zarządziła wesoło.
Obserwowała, jak twarz Makarego rozpromieniła się od uśmiechu, gdy tylko zobaczył Błażeja, któremu zresztą trudno było ukryć podobną reakcję. Grażyna uśmiechnęła się i pomyślała, że miłość młodych ludzi to taka piękna sprawa. Pożegnała się szybko z Błażejem, żeby nie miał poczucia, że musi jej przedstawiać człowieka, który za nim czekał. Makary powiedział jej uprzejmym tonem dobranoc, chociaż oczy miał utkwione w powoli zbliżającym się do niego Błażeju.
- Długo czekasz? – zapytał zatroskany Błażej.
- Nie – odparł Makary, nie chcąc go martwić. – Cieszę się, że zdążyłem odebrać się z pracy.
- Doceniam to – pierwszoroczny uśmiechnął się szerzej. – Ale Grażyna podejrzewała, że chcesz jeszcze zrobić napad przed zamknięciem.
- Wyglądam aż tak podejrzanie? – zaśmiał się piwnooki. – Jedyne co chciałbym ukraść to twoje serce.
- Nie musisz, już ci je oddałem – wyszeptał Błażej.
Zanim odpowiedział coś głośniej, zauważył, że Makary wyciągnął rękę i oczekiwał, że będą wracali, trzymając się za ręce. Jego palce były nieco zaczerwienione z zimna, podejrzewał, że znowu zostawił gdzieś rękawiczki. Podał mu swoje, ale Makary nie chciał ich przyjąć. Pierwszoroczny westchnął ciężko i kazał wziąć mu przynajmniej jedną z nich. Ku zdziwieniu piwnookiego Błażej zdecydowanym ruchem chwycił jego dłoń, a drugą, pozbawioną rękawiczki schował do kieszeni. Makary zrobił to samo, zadowolony z kompromisu, na jaki początkowo niechętnie chciał się zgodzić.
- Chodź, nie chcę, żebyś więcej marznął – oznajmił pierwszoroczny i zaczął iść zdecydowanym krokiem w stronę domu.
- Krystianowi nie będzie przeszkadzała moja obecność? – zapytał piwnooki po chwili spaceru.
- Nie ma go. Jest na weekend uswoich dziadków, pomaga im przy jakimś małym remoncie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro