6
Pracownik sklepu nie spodziewał się, że jego głos zabrzmi tak szorstko, zwłaszcza gdy zobaczył na twarzy swojego rozmówcy smutny wyraz odrzucenia. Makary uciekał wzrokiem, tak jakby chciał rzucić się w popłochu w kierunku drzwi, obwiniał się za propozycję, którą rzucił, żałując, że nie ugryzł się w język. Błażej poczuł się głupio i chciał jak najszybciej naprawić sytuację, chociaż wiedział, że to nie ma najmniejszego sensu. Spieprzył wszystko już na samym początku i był na siebie zły, nie lubił być nieuprzejmy dla ludzi, jeśli nie miał ku temu naprawdę dobrego powodu.
- W sensie nie trzeba - mruknął Błażej, marszcząc czoło. - Najważniejsze, że maskotka się znalazła i Tymek będzie z tego powodu szczęśliwy. Dziękuję, że ją pan oddał, naprawdę niczym więcej nie musi się pan przejmować. - Chłopak spojrzał na zegarek. - Muszę już iść, ale jeszcze raz bardzo dziękuję.
Makary obserwował, jak się oddala i stał jeszcze przez chwilę w miejscu, zanim nie dotarło do niego, co się właściwie stało. Na jego twarzy pojawił się rumieniec, więc szybko wyszedł ze sklepu i gdy tylko wsiadł do samochodu, poprosił brata, aby jak najszybciej wrócili do domu. Chociaż Mirek chciał wyciągnąć z niego, co się właściwie stało, to Makary nie pisnął ani słowa, co starszy z rodzeństwa skwitował tylko ciężkim westchnieniem. Uczucie zmartwienia nie zniknęło ani na chwilę.
Błażej czuł się źle, czując, że kogoś skrzywdził i kiedy wrócił do szatni, uderzył kilka razy pięścią w swoją szafkę. Był wściekły na całą sytuację, bo nie rozumiał, czemu jeszcze dostał zaproszenie na kawę. Nie potrzebował pakować się w żadne kłopoty, był niemiły to prawda, ale przecież grzecznie podziękował za oddaną zabawkę. Czemu zatem odczuwał w sercu piekący ból?
Od tamtego spotkania minęło parę miesięcy i żaden z nich nie sądził, że spotkają się kiedykolwiek ponownie, ale w ich przypadku los postanowił być nieco uparty i dał im kolejną szansę.
Makary odebrał z rana telefon i nie zdążył się odezwać, a już usłyszał w słuchawce zdyszany głos koleżanki z roku.
- Masz na dzisiaj jakieś plany? - zapytała Sandra.
- Nie, a co chodzi?
- Dobra, to ogarniaj swoją piękną buźkę i rusz tyłek na targi! - krzyknęła. - Zadzwoń do mnie, jak będziesz już na miejscu.
- Sandra, ale nie rozumiem, o co chodzi, do czego jestem tam potrzebny?
- Ten dureń Alan nas wystawił i brakuje mi jednak osoby na stanowisko wydziału - dziewczyna odsapnęła ciężko, jakby zrzuciła z barków wielki ciężar. - Pomyślałam o tobie, bo możesz przyciągnąć nieco więcej dziewczyn.
- Wiesz, że się do tego nie nadaje - westchnął cicho Makary, przerażony tym, że pewnie ostatecznie i tak pójdzie pomóc, chociażby miało go to kosztować zbyt dużo nerwów.
- Proszę Makary - powiedziała. - Hanka i Ela też proszą. - Podstawiła telefon swoim koleżankom.
- Ładnie prosimy.
- Co będę musiał tam robić? - zapytał Makary, szukając już w międzyczasie odpowiedniego stroju.
- Czarować publikę oczywiście.
- Sandra...
- Masz się tylko uśmiechać,rozdawać ulotki i odpowiadać na pytania młodzieży, to wszystko. Tylko się wmiarę pośpiesz - powiedziała poważnie przewodnicząca samorządu studenckiego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro