47
Makary momentami miał ochotę udusić Błażeja. Zrozumiał, co miała na myśli Monika, kiedy ostrzegała go przed tym, jak uparty potrafi być jej kuzyn. Domyślił się, że już dawno, że jest tym typem człowieka, który musi cały czas być czymś zajęty. Rozmyślał nad tym, kiedy stał w kolejce i przysłuchiwał się, jak jakiś klient wylewa swoją frustrację na kasjerkę, bo jego zdaniem rzuciła owocami, które kupował i doprowadziła do ich obicia.
Pracownica marketu w średnim wieku była zmęczona, a z jej oczu dało się wyczytać głęboki smutek. Makary był pewien, że nie zrobiła nic takiego, a przynajmniej nie specjalnie i po prostu produkty omsknęły jej się z ręki. Chciałby stanąć w jej obronie, ale przytłaczała go presja innych ludzi w kolejce, jakby szeptali mu do ucha, że ma się pośpieszyć, że czemu robi takie duże zakupy, oceniali, co wyłożył na taśmę. Swoje relacje z kasjerami ograniczał do dzień dobry, dziękuję, do widzenia. Pomyślał, że Błażej też dorabia sobie w sklepie i zastanawiał się, czy zdarzają się tacy, którzy wyżywają się również na nim.
Obserwował, jak kasjerka mimo wszystko uśmiecha się delikatnie i przeprasza klienta, który wpadł w jeszcze większą złość, jakby domagał się, żeby błagać go o wybaczenia na kolanach. Zaczął żądać kierownika, obrażać kobietę, sugerując, że jest za głupia nawet na tak prostą pracę. Słuchała tego, nie mogąc się bronić. Słyszał szepty klientów za nim, że facet przesadza, ale wszyscy mieli skierowane głowy w dół. Makary dostrzegł łzy w oczach kobiety i przez chwilę wyobraził sobie na jej miejscu Błażeja, wtedy poczuł w sobie nagły przypływ odwagi.
- Niech pan się już zamknie i sobie idzie! – wyrzucił z siebie, jednym tchem, donośnym głosem. – To kobieta ciężko pracuje i wykonuje swoje obowiązki. A głupkiem to jest pan, skoro nie potrafi tego uszanować, a jest w dodatku prostakiem i chamem.
Mężczyzna już chciał coś odpowiedzieć, ale usłyszał, że Makarego popierają inni klienci. Nagle pojawiła się kierowniczka, po którą wcześniej zadzwoniła kasjerka, zgodnie z jego żądaniem. Groził jeszcze, na odchodnym, że napiszę na nich wszystkich skargę.
- Dziękuję za wstawienie się – zwróciła się w stronę Makarego kobieta z wyższym stanowiskiem.
- Nie ma problemu – powiedział cicho Makary, czując, że opuszcza go cała odwaga, którą czuł przed chwilą.
- W porządku? Nie chcesz, żeby cię na chwilę zastąpić?
- Nie, poradzę sobie – odpowiedziała kasjerka i zaczęła kasować produkty piwnookiego.
Starał się je sprawnie pakować, ale pomyślał o czymś, kątem oka widząc świeże, małe bukiety kwiatków. Co prawda to nie był na nie sezon, ale czego sklepy nie potrafią ściągnąć.
- To wszystko dla pana?
- Nie, poproszę jeszcze te dwa bukiety – powiedział, podając jej dwa najładniejsze jego zdaniem.
Zapłacił i wręczył jeden z nich zdziwionej kasjerce. Poprosił tylko z uśmiechem, żeby przyjęła go, życząc jej miłego dnia. Wychodząc ze sklepu, był z siebie dumny, nie dlatego, że podarował kwiaty tej kobiecie, mając nadzieję, że choć trochę to poprawi jej humor, ale że stanął w jej obronie. Był świadomy, że gdyby nie pomyślał wtedy o Błażeju, to pewnie by nie zareagował, w przestrzeni publicznej nie potrafił wydobyć z siebie krzty pewności siebie. Przyśpieszył kroku, chciał mu o tym opowiedzieć, usłyszeć pochwałę i wręczyć drugi bukiet kwiatów.
Oczy pierwszoroczniaka otworzyły się ze zdziwienia, gdy Makary wręczał mu prezent z czarującym uśmiechem. Błażej zaśmiał się, że nie ma nawet wazonu i że to pierwsze kwiaty, które dostał w życiu. Podziękował i później przy obiedzie wysłuchał opowieści Makarego.
- Cieszę się, że tam byłeś – odpowiedział Błażej i chwycił dłoń piwnookiego, trzymając ją przez chwilę, jakby chciał powiedzieć, że sam rozumiejąc aż za dobrze trudy tej pracy, dziękuję za wsparcie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro