Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

43

Makary był skupiony na tym co powinien zrobić i nieco przerażony jak bardzo Błażej jest nieobecny. Zastanawiał się nawet czy nie zaciągnąć go siłą do szpitala. Po tym jak pierwszoroczny zasnął, stwierdził, że po prostu będzie monitorował sytuację na bieżąco i zareaguje, gdyby coś się działo. Pozmywał i zadzwonił do Moniki z informacjami.

- Zabiję go – powiedziała kuzynka Błażeja, gdy dowiedziała się, co stało za brakiem kontaktu i jej zmartwieniami. – Skoro mówisz, że jest z nim tak kiepsko, to może wrócę jutro rano.

- Ja się nim zajmę – odpowiedział Makary z pełnym przekonaniem. – Nie zmieniaj planów.

- Jesteś pewny, że to nie będzie dla ciebie problem? Nie wiem, jak ci się za to odwdzięczę – Monika niemal płakała wzruszona jego postawą.

- Poradzę sobie i dopilnuje, żeby wyzdrowiał i odpoczął.

- Powodzenia – zaśmiała się młoda kobieta. – Dopiero się przekonasz, jaki potrafi być uparty. Informuj mnie tylko na bieżąco.

Makary po tej rozmowie w końcu miał czas rozejrzeć się po małym dwupokojowym mieszkaniu, które Błażej wynajmował ze swoim przyjacielem. Maleńka kiepsko wyposażona kuchnia, w której nie czuł się zbyt swobodnie, aż nad wyraz wskazywała, że mieszka tutaj dwójka młodych studentów. Zajrzał do lodówki i ciężko westchnął nad jej kiepskim zaopatrzeniem. Wiedział, że będzie musiał nad tym popracować.

Wrócił do pokoju Błażeja, wziął krzesło stojące przy biurku, postawił je obok łóżka i usiadł, wpatrując się w twarz chorego. Okrył go kocem, ciesząc się, że to ten, który mu sprezentował. Biurko, na którym pracował Błażej, było małe i zagracone. Stała na nim tablica korkowa z miesięczną rozpiską i mnóstwem przypiętych do niej karteczek. Stos książek na blacie również oznakowany był różnokolorowymi zakładkami, Makary był niemal pewien, że każdy kolor miał swoje znaczenie.

W kącie stała większa szafa na ubrania, a przy niej kartony, z których wystawał nieco znajome mu rzeczy. Wstał i przyjrzał się im z bliska, przypomniał sobie, że widział coś podobnego w pasmanterii, którą odwiedził raz z Błażejem. Zmarszczył brwi, uświadamiając sobie, że prawdopodobnie nie chodziło wtedy o żadne guziki. Jeden z kolorów włóczki był identyczny z tym, które miały ozdoby świąteczne, które dostał od Błażeja. Zacisnął pięści, usilnie próbując odepchnąć myśli o kłamstwie. Poprosiłby o wytłumaczenie, gdyby nie to, że nie potrafiłby się zdobyć na męczenie i tak już chorego ukochanego.

Na środku pokoju stał jeszcze stolik, leżały na nim dziwne przedmioty z metalowymi, zakrzywionymi końcami. Nie wiedział, do czego służą i nie ruszał ich, ale chciał zapytać o to Błażeja, gdy tylko się obudzi. Wrócił na krzesło i pozwolił opaść głowie w dół, martwił się, jednocześnie pozwalając sobie na nieco złości. Uspokoił się, gdy spojrzał na chorego i dotknął jego czoła, by sprawdzić, czy gorączka nieco osłabła na sile.

- Co robię nie tak, że nie chcesz mi zaufać - zapytał cicho, wiedząc, że nie ma sensu, aby oczekiwać odpowiedzi.

Nastał późny wieczór, w międzyczasie zrobił listę zakupów, pooglądał jakieś głupie filmiki w Internecie i próbował czytać jedną z książek, które leżały na biurku, ale ona skutecznie go uśpiła. Makary przebudził się, kiedy usłyszał Błażeja. Udawał jednak, że tak się nie stało, gdy przy poświacie ulicznych lamp zza okna, zobaczył, jak jedną ręką zasłania sobie oczy i się cicho śmieje.

- A jednak to mi się nie śniło. Najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego poznałem, siedzi przy moim łóżku, kiedy jestem chory i czuję się wrak człowieka – powiedział ochryple. – Dobrze, że śpisz. Chciałem cię przeprosić. Może, jak to zrobię, to potem będę w stanie powiedzieć prawdę. Teraz nie ma sensu niczego ukrywać?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro