111
Makary przebudził się w środku nocy, próbując zorientować się, gdzie znajduje się źródło światła, które nie pozwalało mu spać. Spostrzegł, że kryje się za tym telefon Błażeja leżący na podłodze. Rozświetlał jego twarz, która wystawała poza krawędź łóżka, kiedy leżał na brzuchu. Pierwszoroczny wzdrygnął się kiedy poczuł na plecach dłoń ukochanego, którą zaczął go czule głaskać.
– Coś cię boli? – zapytał zmartwiony piwnooki.
– Nie – odpowiedział Błażej. – Przepraszam, pewnie cię obudziłem.
– Nie o to chodzi.
Makary wtulił się w niego, podejmując ostateczną decyzję, sprzeczna do jego wcześniejszych postanowień, że wyciągnie z niego jaki jest problem. Westchnął cicho i upewnił się, że Błażej go słucha.
– Martwisz się jutrem, dlatego nie możesz spać – podjął temat. – Porozmawiaj ze mną, czegokolwiek to dotyczy.
Pierwszoroczny zablokował telefon i zamknął oczy. Cieszył się, że ciemność tym razem jest po jego stronie, a Makary nie może obserwować jego mimiki. Wyczytałby z niej całkiem sporo, a nie chciał go niepotrzebnie niepokoić, w końcu chodziło o jego rodzinę. Z jednej strony cieszyło go, że poznają się coraz lepiej, a z drugiej momentami bał się, jak wiele o nim już wie.
– Co jeśli twoja rodzina mnie nie zaakceptuje? Może uznają, że nie jestem dla ciebie wystarczająco dobry? – zapytał, nie mogąc jednak opanować całkowicie drżenie w głosie.
– O to nie musisz się martwić, mam wrażenie, że oni już cię uwielbiają, tylko z moich opowieści o tobie.
– Pewnie je przekoloryzowałeś.
– Nie miałem co – zaśmiał się Makary. – Wszystko, co im o tobie powiedziałem, było prawdą. Zresztą część już poznałeś i wszyscy nie mogą się doczekać jutra. Mój tata może się wydawać nieprzystępny na początku, ale był taki nawet dla Jolki i Kornelii. Potrzebuje trochę czasu, żeby ocenić potencjalnego nowego członka rodziny.
– A co jeśli...
– Błażej. – Makary pocałował go w ramię. – Nawet jeśli ktokolwiek w mojej rodzinie będzie miał do siebie jakieś, ale, to nic dla mnie nie będzie znaczyć. Kocham cię i tylko to się dla mnie liczy.
– Dlaczego?
– Dlaczego cię kocham? – Makary zastanawiał się przez chwilę nad właściwym doborem słów, które pozwolą mu wyrazić jego uczucia. – Czekolada.
– Czekolada? – Błażej podniósł się zdziwiony, próbując sobie przypomnieć jakąś znaczącą interakcję między nimi, która dotyczyła tego rodzaju słodkości.
– Tak, wiesz, że uwielbiam gorzką czekoladę, a twoje oczy mają dokładnie taki kolor. Chyba jeszcze ci tego nie mówiłem. Nie wiem kiedy dokładnie się w tobie zakochałem, ani co zwróciło moją szczególną uwagę, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy przypadkiem, ani co doprowadziło nas do tego momentu. Wierzę, że to swego rodzaju przeznaczenie. – Makary uśmiechnął się i pogłaskał ukochanego po policzku, a potem przyciągnął do siebie, zamykając w uścisku. – Potem chciałem już tylko z tobą być, słuchać twojego ciepłego głosu, widzieć szczery uśmiech i cieszyć się każda sekunda u twojego boku. Jesteś zaradny, odpowiedzialny, utalentowany czasem złośliwy, ale opiekuńczy i troskliwy. Masz dobre serce, a ja szczęście, że dałeś mi szansę.
Błażej nie wiedział, co powiedzieć, czuł, jak serce chce wyrwać mu się z piersi. I miał ochotę skakać ze szczęścia, zamiast tego przytulił się do Makarego jeszcze mocniej.
– Ja ciebie też kocham – wyszeptał, świadomy jak wielką wagę mają te słowa. Może nie potrafił prawić wielkich miłosnych przemów, ale wiedział, że Makary rozumie, jak wiele się za tym kryje.
– A teraz śpij i zbieraj siły. Przydadzą ci się,jesteś przyzwyczajony radzić sobie tylko z jednym dzieckiem, a nie całą zgrają,która dopadnie cię jutro.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro