Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

110

– Dużo ci jeszcze zostało? – zapytał zmartwiony piwnooki. – Znajdziesz dla mnie choć trochę czasu dzisiaj?

- Nie, ale chcę ogarnąć jeszcze kilka rzeczy. – odparł Błażej, poklepując ukochanego po ręce.

- To idę pod prysznic, chyba że chcesz dołączyć do mnie w ramach przerwy?

Pierwszoroczny przewrócił tylko oczami i rzucił Makaremu wymowne spojrzenie. Propozycja była kusząca, ale wolał rzeczywiście skończyć, co miał do zrobienia niż przerywać chwilę przed końcem, a potem przeżywać jeszcze większe katorgi, aby zabrać się do pracy ponownie. Starszy z nich zrozumiał przesłanie, ale nie mógł sobie darować, aby jednak nie zrobić urażonej miny i rzucić pod nosem z rozczarowaniem, że Błażej nie wie, co traci.

Makary wciąż udawał obrażonego, kiedy wyszedł spod prysznica i skupił się na rozwiązywaniu krzyżówek. Z jednej strony drażniło go, że ukochany nie poddaje się bez walki jemu urokowi, a z drugiej była to szalenie miła odmiana i zachęta do przekomarzania się. Zerkał co jakiś czas na Błażeja, zwłaszcza kiedy kątem oka zauważał jakiś ruch, gdy się przeciągał albo poprawiał okulary.

Doczekał się w końcu momentu, kiedy książki i zeszyty trafiły z powrotem do torby, a Błażej poświęcił mu trochę uwagi. Widział jednak, że jest zmęczony i coś go martwi, ale pierwszoroczny ewidentnie nie zamierzał się tym z nim podzielić. Domyślił się, o co może chodzić, ale nie chciał wyciągać z niego nic na siłę.

Pierwszoroczny zniknął pod prysznicem, kiedy Makary usilnie próbował wymyślić, jak zacząć rozmowę, by nie była ona zbyt bezpośrednia, ale jednocześnie doprowadziła do tego, by Błażej zrzucił z serca ciężar. Chciał, tylko żeby nie martwił się kolejnym dniem, karcąc również siebie, że sam nie potrafił wcześniej być taki pewny, że wszystko pójdzie dobrze.

Makary rozproszył się jednak i zerknął na wychodzącego z łazienki Błażeja, który próbował przemknąć się cicho do swojej torby. Piwnooki udawał, że nie interesuje go ten widok, chociaż po kryjomu się nim napawał. Błażej przeszukiwał torbę, klnąc cicho pod nosem. W końcu poddał się, zrozumiawszy, że rzeczy, których zapomniał, magicznie nie pojawią się w torbie.

- Tak bardzo nie chciałem zapomnieć prezentu i czegoś eleganckiego do ubrania na jutro, że zapomniałem wziąć czegoś do spania – powiedział zawiedziony sobą. – Mógłbyś mi coś pożyczyć?

- Pewnie, zaraz pójdę poszukać – mruknął Makary, niższym głosem, podchodząc do ukochanego, który wciąż czuł się zawstydzony swoją częściową nagością. – Pomyślałem, że może mógłbyś zostawić tu trochę swoich rzeczy, nie będziesz się musiał o to martwić, czy wpadać do siebie za każdym razem po te kilka rzeczy. Oczywiście nie mam nic przeciwko sytuacji, jak ta, co teraz, ale bardzo bym się cieszył, gdybyś mógł zostawać tu też całkiem spontanicznie.

Objął pierwszorocznego, czując na policzkach krople wody cieknące z jego włosów. Zaśmiał się w duchu, nigdy ich porządnie nie suszył. Miał wrażenie, że z policzków Błażeja czuje ciepło, ale coś innego zwróciło jego uwagę.

- Schudłeś – zauważył Makary. – Powinienem się martwić?

- Nie, po prostu za dobrze i za zdrowo mnie karmisz – zaśmiał się Błażej, wtulając się mocniej. – Ale idź mi coś znaleźć, bo mi zimno.

- Jeszcze nie. – Piwnooki zaczął całować go po karku.

- Powinienem przewidzieć, że tak to się skończy – westchnął pierwszoroczny, chociaż w rzeczywistości się uśmiechał. – Chcesz, żebym marznął?

- Wprost przeciwnie. Wiesz, jak ciężko było mi się oprzeć twojemu urokowi, przez cały wieczór, jeszcze mogąc cię cały czas obserwować, i okulary...

- Przestań – przerwał mu Błażej i zmusił go, aby spojrzał mu w oczy. – Ja też za tobą tęskniłem.

Po chwili słychać było tylko, jak trzasnęły drzwi do sypialni. Nemo nie zwracał już uwagi na tego typu sceny, Zefir zaś nie do końca rozumiał, co się dzieje, więc poprosił o wytłumaczenie starszą papugę, co właściwie robią ich ludzie.

- Nie wiem i mnie to nie obchodzi – odpowiedział mu Nemo i wściekle zaskrzeczał. – Ale mogliby gasić za sobą światło, niektórzy chcieliby iść spać!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro