10
Błażej namówił Makarego, żeby się ruszył i wyszedł z nim z baru. Martwiło go, jednak że tak łatwo dał się przekonać i zachowywał się, jakby nic go nie obchodziło. Prosił się tym samym o kłopoty i Błażej zdawał sobie z tego sprawę, dlatego też cały czas przypominał sobie o tym, dlaczego to robi. Na szczęście nie musieli czekać długo na taksówkę, a z Makarego dało się wyciągnąć adres. Świeżo upieczony student zdziwił się, kiedy uświadomił sobie, że w tym samym budynku mieszka jego kuzynka, dlatego od razu zadzwonił do niej z prośbą, aby go przenocowała.
Taksówkarz obserwował tę dwójkę nieco podejrzliwym wzrokiem, jakby nie potrafił zdecydować się, za co ich uznać, czy za przyjaciół, czy za parę. Miał nadzieję, że ta druga opcja nie wchodziła w drogę, ponieważ wtedy żałowałby, że podjął się tego kursu, nienawidził takich jak oni. Zacisnął ręce na kierownicy, kiedy ten wyższy oparł głowę na ramieniu tego drugiego, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie. Mężczyzna zacisnął usta i starał się myśleć o tym, że potrzebuje pieniędzy i musi wykonywać swoje obowiązki, ale powiedział sobie, że jeśli zdarzy się coś jeszcze, to wywali ich z taksówki.
Błażej niemal podskoczył, kiedy poczuł ciężar na ramieniu, do tej pory wpatrywał się w okno i światła miasta, które nie pozwalały pogrążyć się temu wielkiemu siedlisku ludzkiemu w ciemność. Chłopak zasłonił usta dłonią, mając nadzieję, że choć trochę zakryje to rumieńce, które pojawiły się na jego policzkach. Rzucał jednak raz na jakiś na Makarego okiem, myśląc, jaki jest przystojny i przeklinał siebie, że nie może się powstrzymać od tych myśli. W dodatku czuł nieprzyjemne spojrzenia taksówkarza i miał nadzieję, że obierze on jak najszybszy kurs, by zawieźć ich na miejsce.
Pijany mężczyzna nadal nie mógł dojść do siebie i nie potrafił przypomnieć sobie kodu do głównych drzwi.
- Gdzie masz klucze? - zapytał go Błażej z westchnieniem.
- W kieszeni - odpowiedział Makary i poczuł, że ktoś wkłada do niej rękę. - Hej, łapy przy sobie - oburzył się, a potem dodał. - A zresztą rób co chcesz. Tylko nie krzywdź Nemo.
Błażej przewrócił tylko oczami i w końcu zdobył klucze, dzięki którym był bliżej osiągnięcia swojego celu i odeskortowania Makarego bezpiecznie do domu. Momentami zastanawiał się, czemu właściwie to robi, czemu mu tak zależy na pomaganiu innym, skoro o niego prawie nikt się nie troszczył. Przecież nawet nie znał imienia mężczyzny, który musiał opierać się o niego, by w ogóle jakoś przemierzać kolejne metry. Dotarli w końcu do mieszkania Makarego i Błażej z ulgą pomógł mu się położyć na kanapie, przy wtórze wściekłego ćwierkania papugi, wściekłej zarówno o to, że przerwano jej sen jak i z powodu zmartwień o swojego pana.
- A więc to ty jesteś Nemo - mruknął Błażej. - Uspokój się, ja nie jestem ten zły.
- To kim jesteś? - zapytał nagle Makary poważnym tonem, na chwilę przytomniejąc. - A już wiem. - Opadł dramatycznie z powrotem na kanapę. - Skoro już tu jesteś, to powiedz mi, czemu rok temu nie zgodziłeś się iść ze mną na kawę, co?
- To skomplikowane - westchnął Błażej, jednocześnie szukając pustej szklanki, bez zbędnego grzebania po mieszkaniu.
- Skomplikowane - żachnął się piwnooki. - Może gdybyś się zgodził, nie skończyłbym dzisiaj ze złamanym sercem.
- Hej, ja nie pchałem nikogo w niczyje ramiona! - zdenerwował się młodszy mężczyzna.
- Racja, sam jestem sobie winny za bycie desperatem - Makary odwrócił się na bok i chwilę później zasnął, mamrocząc coś pod nosem.
Błażej po upewnieniu się, że pod ręką będzie miał szklankę wody, mierzył się chwilę wzrokiem z papugą. Zastanawiał się, co jeszcze może zrobić dla nieznajomego i nic szczególnego nie przychodziło mu do głowy. Wiedział jednak, że będzie się martwił, jak się będzie czuł następnego ranka, dlatego zostawił mu wiadomość i wyszedł, nie odwracając się za siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro