1
Pac! Wysoki mężczyzna imieniem Makary spojrzał w dół, zastanawiając się, czemu poczuł nagłe uderzenie w nogę. Okazało się, że wpadł na niego czteroletni chłopiec, który teraz spoglądał na niego z przestrachem, wpatrując się w plamę, która zostawił na spodniach dorosłego. Całkiem drogich spodniach, jak założył chłopiec, więc tym bardziej wolałby uniknąć konsekwencji swojej nieuwagi.
Miał ubrudzona rączkę, ponieważ jadł wcześniej lody, a z drugiej nie wypuszczał swojej ukochanej maskotki. Zatem tempo spożywania truskawkowego przysmaku w połączeniu z brakującym doświadczeniem w ich jedzeniu sprawiło, że spora część smakołyku się rozpuściła. Chłopczyk chciał udowodnić, jaki jest samodzielny i samemu poradzić sobie z brudem, udając się do łazienki. Nie sądził jednak, że zgubi się w centrum handlowym i wpadnie na kogoś, rozglądając się wokół, by nieco zorientować się w przestrzeni.
Mężczyzna, chociaż radził sobie całkiem dobrze z dziećmi, biorąc pod uwagę, że miał pięcioro bratanków, przestraszył się, kiedy obcy malec zrobił minę, jakby miał się zaraz rozpłakać. Już zamierzał coś powiedzieć i spróbować go uspokoić, ale nie zdążył otworzyć ust.
- Tymek, Tymek, tutaj jesteś! - krzyknął inny mężczyzna, który podbiegł do dziecka i wziął je szybko na ręce, sprawdzając jednocześnie, czy nic mu nie jest. - Nie możesz tak znikać! Odwróciłem się dosłownie na sekundę, a ciebie już nie było.
Ten, który stał się przeszkodą w realizacji dziecięcemu planu, zastanawiał się w jakim stopniu dwójka, na którą patrzył, jest ze sobą spokrewniona. Powodem rozmyślania było to, że jak założył ojciec małego Tymka, jest dosyć młody, nawet za młody, by pełnić taką rolę.
- Ale wujek, ja już sam umiem... - zaczął mówić maluch przez łzy.
- Tymek, ja wiem. - Młodzieniec westchnął ciężko. - Ale to jest wielkie centrum handlowe, tu nie jest jak w domu, zgubiłeś się, co gdybym cię tak szybko nie znalazł?
- Nie wiem - dziecko próbowało trzeć łzy rękawem bluzy. - Ale już nie będę.
Dopiero w tej chwili oczy mężczyzn się spotkały. Makary, na którego wpadł Tymek, pomyślał: A więc to nie jego ojciec, tylko wujek. Przyjrzał się nieco nowo przybyłemu, był on trochę przy kości, ale skupiał się na jego uprzejmej z wyglądu twarzy. Ozdobę dla niej stanowiły na pewno ciemnobrązowe oczy z długimi rzęsami, które kontrastowały z bardzo jasnym odcieniem tego samego koloru, które miały włosy chłopaka.
Kontakt wzrokowy między tą dwójką trwał zaledwie chwilę, bo Błażej szybko rozejrzał się i starał się nie zasugerować Makaremu, że chciał skrzywdzić chłopca. Wiedział, że nie powinien zbyt pochopnie odnosić się do sytuacji, zwłaszcza że dobrze ubrany, przystojny jegomość sprawiał wrażenie kogoś z wyższych sfer. Zauważył plamę na spodniach, która przypominała lody, od których się to wszystko zaczęło.
- To sprawka Tymona? - zapytał Błażej, wskazując miejsce dziecięcej zbrodni.
- Tak, ale proszę się nie przejmować - odpowiedział Makary, nieco rozbawiony tym jak poważnie podchodzili do sytuacji. - To tylko plama, która pewnie bez problemu się spierze.
- W każdym razie przepraszam za niego i dziękuję za wyrozumiałość - odparł wujek Tymka z delikatnym uśmiechem, który po chwili zniknął. - Naprawdę przepraszam - dodał jeszcze.
- Nie ma problemu, nie przejmujcie się - podkreślił ponownie Makary i obserwował, jak młodszy od niego samego chłopak z troską zajmuje się ponownie dzieckiem i zmierza do łazienki.
Błażej mruczał pod nosem, że muszą ukryć dowody zbrodni, jaką były lody przed matką chłopca. Makary zauważył, że Tymek podnoszony przez swojego wujka wypuścił z rąk maskotkę i jeszcze tego nie spostrzegł. Podniósł zabawkę i zamierzał zwrócić jakoś ich uwagę i oddać zgubę, ale coś rozproszyło go i zamiast tego nieumyślnie schował ją do kieszeni płaszcza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro