Chapter XIII
Delikatnie mówiąc Liliana Magussen wyglądała okropnie. Wory pod oczami i gniazdo na głowie były u niej normą. Obudziła się dwadzieścia minut temu i leżała wpatrując się w sufit. Chciała pozbierać myśli, niestety z marnym skutkiem. Ból głowy, który jej doskwierał był taki sam jak po urodzinach swojej przyjaciółki. Nie przypominała sobie jednak, aby dzień wcześniej jakoś dużo wypiła, lub czy w ogóle miała alkohol w ustach. Po pewnym czasie postanowiła wstać i zrobić sobie kawę, aby stanąć na nogi. Podnosząc się z łóżka nawet zapomniała założyć swoich kapci, tylko ruszyła od razu schodami na dół.
Słońce przebijające się przez okno sugerowało, że godzina jest jeszcze wczesna. Wiedziała, że jej dziadek jeszcze śpi, więc starała się go nie obudzić. Zagotowała wodę w czajniku i zaczęła szukać w górnej szafce swojego kubka. Gdy chciała go wyjąć kubek obok niego przesunął się po czym spadł z hukiem na podłogę. Liliana zaczęła przeklinać w myślach i z bólem mięśni schyliła się, aby pozbierać rozrzucone kawałki szkła. Nie obeszło się oczywiście bez drobnego skaleczenia w palec, ale Lili to nie przeszkadzało. W pierwszej chwili nawet tego nie zauważyła.
Gdy zrobiła kawę, oparła się o blat stołu i niemal duszkiem ją wypiła. Dawno nie czuła się tak źle jak tego dnia o poranku. Nie wiedziała co może być przyczyną tej nagłej zmiany w jej organizmie. Nie piła alkoholu, poszła wcześnie spać - nie mogła znaleźć przyczyny jej złego samopoczucia. Do momentu w którym do kuchni nie wkroczył czarnowłosy mężczyzna w czarnej koszuli. Lilianie zakręciło się w głowie gdy na niego spojrzała. Zupełnie zapomniała o księciu Lokim! Cały wczorajszy dzień przeleciał jej przed oczami co jej się nie spodobało. Loki przeleciał wzrokiem sylwetkę Lili, która ledwo trzymała się na nogach.
- Wyglądasz okropnie. - stwierdził krzyżując ręce na piersi. Kobieta podeszła do niego i poklepała go po ramieniu.
- Ciebie też miło widzieć. - uśmiechnęła się nieprzytomnie i nieszczerze, po czym skierowała się do łazienki chcąc przygotować się na dzisiejszy trudny dzień.
***
- Jeżeli jeszcze raz usłyszę od ciebie jakieś durne uwagi to wstane i ci tak załaduje w pysk że ta twoja piękna buźka lekko zmieni swój krztałt!
- Oh, schlebiasz mi.
Lili nie miała pojęcia jak poprowadzić z Lokim normalna rozmowę. O ile da się to w ogóle osiągnąć. Głowa bolała ją nadal, a Loki jej nie pomagał w łagodzeniu bólu. Przez dobre dwadzieścia minut kobieta usiłuje poćwiczyć strzelanie z łuku, ale nie jest to takie proste gdy ma się na wychowaniu nordyckiego Boga.
- Musisz rozluźnić mięśnie, bo zamiast w drzewo trafisz w wiewiórkę. - powiedział po czym wyrwał dziewczynie broń z ręki. Lili skrzyżowała ręce na piersi z krzywym uśmiechem.
- To może Wasza Wysokość zademonstruje jak poprawnie się to robi? - zaproponowała patrząc na niego. Loki przewrócił oczami, chwycił strzałę po czym naciągnął ją na cięciwę. W jednej chwili strzała przeleciała błyskawicznie i trafiła idealnie w cel. Kobieta niechętnie musiała przyznać, że zrobiło to na niej wrażenie.
-Miałeś szczęście. Tyle. - odchrząknęła odwracając głowę. Książę cicho się zaśmiał.
- Szczęście sprzyja lepszym, moja droga. - powiedział wciskając łuk w jej ręce. - Spróbuj mnie nie zabić.
Lili z impetem wyjęła strzałę z kołczanu i naciągnęła ją. Gdy ją puściła, ta zmieniła kierunek i uderzyła w drzewo stojące kilka metrów od celu. Nie mogła zrozumieć dlaczego nagle jej się nie udaje.
- Możesz jechać na wojnę. - zakpił Loki.
- Trafiłam w drzewo.
- Tylko nie w to co trzeba.
Lili przewróciła oczami, cisnęła łukiem o ziemie i skierowała się do ogrodu za domem zostawiając Lokiego samego ze sobą. Mężczyzna spojrzał za zdenerwowaną dziewczyną po czym podniósł jej łuk z ziemi. Patrzył na niego rozmyślając nad całą sytuacją. Dlaczego znalazł się w świecie ludzi? Za karę? Oczywiście, że nie. Jest tutaj tylko i wyłącznie dlatego, bo on tak chce. Nie pozwoliłby, aby wygnali go tutaj wbrew jego woli - to jest wszystko dobrze zaplanowane. Po chwili uśmiechnął się rzucając łuk z powrotem na ziemie. Wszystko idzie po jego myśli. Jednakże Panna Magussen jest sprytna co Loki musiał z ogromną niechęcią jej przyznać. To może mu nieco zaszkodzić...
***
Kapitan Ameryka przetarł oczy ze zmęczenia i jeszcze raz chwycił najnowsze wydanie gazety. Po raz kolejny rzucił mu się w oczy ogromny nagłówek nad zdjęciem Lokiego krzyczący ,, GROŹNY PRZESTĘPCA POD KARĄ ŚMIERCI". Westchnął głęboko po czym zaczął po raz piąty czytać ten sam artykuł. Był pod wrażeniem. Ludzie naprawdę mają bujną wyobraźnie, ale żeby aż tak? Tego się nie spodziewał.
Jego lekturę przerwała Natasha, która bez pukania weszła do pomieszczenia. Chciała się odezwać, lecz widząc wciąż tę samą gazetę w ręku swojego partnera zrezygnowała z tego pomysłu. Kręcąc głową stanęła nad nim wyrywając pisemko z jego rąk.
- Rogers! Co ty wyprawiasz? - krzyknęła zgniatając gazetę w kulkę.
- Czytam. Już w czasie przeszłym. - odparł nie kryjąc zmęczenia. Czarna wdowa przewróciła oczami wyrzucając gazetę za siebie, idealnie przy tym trafiając nią do kosza. Oparła się o stół na którym stały dwie czarne kawy i chwyciła jedną z nich.
- Wolę z mlekiem. - stwierdziła krzywiąc się odstawiając filiżankę z powrotem na biurko.
- Mogę wiedzieć co cie tu sprowadza, Panno Romanoff? - spytał Steve patrząc się na Natashę z poirytowaniem. Ta przeciągnęła się leniwie i wyprostowała się.
- Fury chce cie widzieć. - odparła. - Podobno ma coś co może pomóc nam schwytać Lokiego.
Ameryka stał się nieco bardziej przytomny po tych słowach. Wstał poprawiając swoją koszulę, która lekko wygniotła się od leżenia na krześle. Był zaciekawiony informacją, która dostał od swojej wspólniczki.
- Wiemy tylko, że nasz Bożek jest w domu Liliany Magussen, a dziennikarze nie mają o czym pisać w gazetach więc wracają do zbrodni Lokiego sprzed paru lat. Wczoraj wyszliśmy na amatorów.
- No właśnie. Ale naszym planem nie było złapanie Lokiego. Mieliśmy tylko sprawdzić czy jeszcze nie zabił Lili. Jesteśmy pewni, że Loki planuje zemstę, ale nic nie wiemy o jego planach wobec Liliany. A to niestety pokazuje nam jak bardzo jesteśmy do tyłu z informacjami. Po raz pierwszy...
Ruszyli wąskim korytarzem w kierunku kwatery głównej S.H.I.E.L.D, aby spotkać się Furym. Mieli nadzieję, że informacja od niego pomoże im chociaż w małym stopniu zbliżyć się do planu Laufeysona. Nagle przed nimi pojawiła się Maria Hill zawzięcie rozmawiająca z kimś przez telefon. Mało brakowało, a zderzyliby się z nią. Ciekawiło ich co ją tak zainteresowało i zdenerwowało. Gdy ich zauważyła bez słowa zakończyła swoją rozmowę. Wyglądała na strasznie przejętą i wręcz wściekłą. Steve nawet nie zdążył zadać pytania.
- Mamy problem. - oznajmiła szybko i na jednym wdechu. - Duży problem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro