Chapter II
- Za kilka tygodni powinnaś odzyskać pełną sprawność. - powiedział jeden z uzdrowicieli.
- Za kilka tygodni?! - krzyknęła Liliana z przerażeniem i oburzeniem.
Lekarz pokiwał twierdząco głową. Nie będzie mogła strzelać z łuku, a do tego nawet nie wiem gdzie jest i dlaczego ufa tym dziwnym ludziom. Chociaż jeżeli chodzi o zaufanie to jednak nie ma wyjścia. Wciąż jednak męczy ją pytanie, kto ją uratował. Nie musiał.
Dziewczyna nie rozumiała również zachowania księcia Lokiego. Dlaczego pozwala jej spać w jego zamku i dlaczego bronił jej przed swoim...znajomym? Nie wiedziała kto to był i dlaczego miał jej coś za złe. Ona go przecież pierwszy raz na oczy widziała. Cóż, dobre pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. A akurat na tym najmniej jej zależało.
Gdy uzdrowiciele poszli Liliana postanowiła wstać z łóżka. Jednak gdy drzwi ponownie zaczęły się otwierać natychmiast wlazła znowu pod kołdrę. Oczekiwała Księcia Lokiego lecz do pokoju wszedł jego znajomy. Niepewnie się uśmiechnął.
- No hej... - zaczął a brunetka posłała mu niezrozumiałe spojrzenie.
Myślała, że nie przepada za nią po incydencie z rana, ale jak widać teraz mu przeszło. Mężczyzna podszedł do łóżka i usiadł na jego krawędzi.
- Jestem Thor. - przedstawił się wyciągając rękę, którą dziewczyna niepewnie uścisnęła i również się przedstawiła. - Mam nadzieję że nie masz o mnie złego wrażenia?
Zaśmiała się sztucznie na to pytanie.
- Ciężko stwierdzić. Widziałam Cię tylko jakieś 30 sekund. - odpowiedziała na co on również się zaśmiał. - Ale po porannej sytuacji mam mieszane uczucia.
Blondyn podrapał się po karku. Widać było że nie wie jak dobrać słowa.
- Po prostu się zdenerwowałem. Byłem zaskoczony twoją obecnością tutaj. Zaskoczyło mnie takie postępowanie Lokiego - przyprowadza dziewczynę, kładzie ją w mojej komnacie, w moim łóżku i...
- Słuchaj, to bardzo miłe z waszej strony że tutaj mnie trzymacie ale nie chce być ciężarem i wam przeszkadzać. Pozwólcie mi odejść, proszę. - rzekła z nadzieją siadając na łóżku z nogami na kokardkę. Starała się być grzeczna.
- Najpierw musisz wyzdrowiec. Loki mnie zabije jak Cię puszczę...dosłownie i w przenośni!
Liliana spojrzała na niego wielkimi oczami. Zabić to ona może zaraz samą siebie.
- To przeze mnie się pokłuciliście, tak? - spytała zamyślonym głosem. - Książę Loki mnie uratował?
- Nie, nie on. - od razu zaprzeczył co znaczyło że kłamie - On tylko rozkazał przyprowadzic Cię tutaj, przebrać i dać leki. Oczywiście zrobił to wszystko bez mojej zgody, ale to tak na marginesie.
- Jesteście przyjaciółmi? - zadała kolejne pytanie.
- Loki jest moim bratem. - odpowiedział Thor.
- Adoptowanym.
Odwrócili się i Liliana zauważyła Lokiego opierającego się o drzwi sztucznie się uśmiechając w kierunku swojego brata. Nie wiedziała czy ma się zaśmiać czy może powiedzieć że jej przykro. Na szczęście nie musiała nic mówić. I dobrze.
- Widzę że się przyzwyczaiłeś. - dogryzał Loki krzyżując ręce na piersi.
Nie jej oceniać, ale nie bylo to zbyt miłe. Thor westchnął spoglądając na czarnowłosego.
- Nawet mnie nie denerwuj.
Loki jednak cały czas miał poważną minę.
- Jak z twoją ręką? - spytał po chwili.
Zaskoczona jego nagłym "troskliwym" pytaniem dziewczyna odpowiedziała:
- Nie tak źle jak być mogło. Po kilku tygodniach odzyskam pełną sprawność fizyczną.
Zielonooki zrobił wielkie oczy ździwienia, czy może przerażenia.
- Po kilku tygodniach?
Pokiwała twierdząco głową. Też nie była tym faktem zachwycona. Thor zaczął gwizdać pod nosem jakąś własną kompozycję, a Liliana z Lokim patrzyli na niego jak na idiote.
- Bedziesz miał problemy.
Thor zaczął skakać po całym pomieszczeniu, a Loki złapał się na głowę.
- Tak, ja się będę tłumaczył, więc nie dobijaj mnie jeszcze bardziej. Zaraz podłoga się zarwie. - powiedział lekko się uśmiechając.
Brunetka postanowiła w końcu spytać gdzie się znajduje i kim oni naprawdę są.
- Przepraszam, ale możecie mi powiedzieć gdzie jestem?
- Asgard! - zawołał Thor stając obok Lokiego. - A ja jestem Thor Odinson, Bóg piorunów.
Zamrugała parę razy nie mogąc uwierzyć w to co usłyszała przed chwilą. To nie możliwe. Robią sobie żarty, a to naprawdę nie jest śmieszne. Nie ma teraz czasu na śmiechy.
- Ale ja się serio pytam, kim jeste...
- Ale naprawdę! Zobacz! - krzyknął wyciągając rękę przed siebie.
Siedzieli tak w ciszy gdy nagle z oddali słysząc było tłuczone szkło lub upadające przedmioty. Gdy dźwięk był coraz bliżej Loki odwrócił się w stronę dziewczyny.
- Padnij! - krzyknął kucając na ziemi, a ona na ten sygnał schowała się cała pod kołdrę.
Po chwili usłyszała ogromny huk i nagle wszystkie dźwięki ucichły. Powoli wychyliła się spod pościeli aby zobaczyć co się stało. Jej wzrok napotkał przerażają twraz Lokiego i dumnie stojącą sylwetkę Thora z dużym młotem w ręku.
- Obiecuje, że jak jeszcze raz mi tak zrobisz, będziesz szyją powietrze zasysał! - krzyknął Loki łapiąc się za serce jakby dostał zawału.
Obejrzała się za siebie i zobaczyła ogromną dziurę w ścianie nad łóżkiem. Całe szczęście, że się schowała, bo inaczej by skończyła z młotem w głowie.
- Teraz wierzysz? - spytał blondyn bawiąc się swoją bronią.
W pierwszej chwili Lili chciała krzyknąć i stąd wybiec, ale chłopcy stoją przy drzwiach i najpewniej by ją zatrzymali. Była pewna że to się nie dzieje na prawdę. Zaraz się obudzi, napewno.
- Wypuście mnie stąd... - powiedziała słabym i przerażonym głosem. Bała się. Naprawdę się bała.
Thor posłał niezrozumiałe spojrzenie, jakby zupełnie był zaskoczony jej słowami. Loki nie zwracając na to uwagi jedynie podszedł bliżej niej czym jeszcze bardziej ją wystraszył.
- Odejdź ode mnie!
- Nic ci nie zrobię. - odpowiedział spokojnie, wręcz za spokojnie. - Tylko daj mi obejrzeć ranę.
Natychmiast zerwała się z łóżka. Bała się. Od początku wiedziała że to nie jest dobry pomysł aby tutaj zostać. Loki od początku wyglądał podejrzanie, a Thor był za to podejrzanie miły. To są jacyś magowie którzy zaraz rzucą na nią urok.
- Nie ufam wam... - szepnęła.
- Wracaj do łóżka. - wtrącił się Thor. - Jesteś słaba.
- Ja się rzadko z nim zgadzam. Na prawdę rzadko - dodał Loki wskazując szybko na brata. - ale tym razem rację ma.
Ona jednak patrzyła raz na jednego, a raz na drugiego nie mogąc uwierzyć. Mają ją za idiotke. Za idiotke, która nie umie sobie poradzić.
- Chcesz być jeszcze bardziej chora? - Loki zadał pytanie retoryczne. - Jeśli nie wyzdrowiejesz będziesz musiała tu zostać dłużej, a sądząc po tej... - posłał bratu mordercze spojrzenie - sytuacji chcesz jak najszybciej opuścić Asgard.
Jego argumenty były całkiem logiczne. Cała zdenerwowana usiadła na krawędzi łóżka. Pomysłała co musi teraz czuć jej dziadek. Liliana naprawdę docenia to, że oni chcą jej pomóc, ale ona nie chce ich pomocy. Gdyby jej nie uratowali nie byłoby problemu. Ale ona nadal nie wie - dlaczego to zrobili?
Błagała ich żeby ją wypuścili, ale nie robili nic w tym kierunku. Westchnęła chcąc uspokoić oddech.
- A ty? Kim jesteś? - spytała drżącym i wściekłym głosem.
Loki jednak nie odpowiedział tak jak oczekiwała.
- Kimś, kto ratuje ci życie.
Prychnęła wycierając łzy na polikach.
- Nie prosiłam Cię o żadną pomoc. - rzekła natychmiast.
- Ale nadal jej potrzebujesz.
Spojrzała w jego szmaragdowe oczy chcąc cokolwiek wywnioskować z jego spojrzenia. Niestety bezskutecznie.
- Dlaczego mi pomagasz? - spytała po raz kolejny.
Widać było że myśli nad odpowiedzią. Spuścił głowę i zaczął bawić się palcami swoich rąk. Zdenerwowało ją to więc zdała pytanie po raz drugi starając się aby jej głos był opanowany
- Dlaczego mi pomagasz?
Loki westchnął spoglądając w jej kierunku.
- Ponieważ w końcu chce zrobić coś dobrego. I musze to zrobić. - wyrzucił z siebie i widać było że dużo emocji go to kosztowało.
- Przepraszam, ja...
- Bądź już cicho! - podniósł głos. - Dziś wieczorem nie będziesz już leżeć w łóżku więc teraz korzystaj.
Posłała mu niezrozumiałe spojrzenie. To również nie było miłe. Niestety dziewczyna już przywykła że Wasza Wysokość Loki Laufeyson nie do końca uchodzi za miłego osobnika płci męskiej. Ona sama nie jest aniołkiem.
- Dziś wieczorem wraca mój ojciec Odyn. Dostał informacje od Thora - Loki przewrócił oczami - że jesteś u nas i chciałby Cię zobaczyć. Tylko błagam - złożył ręce jak do modlitwy - zdejmij już moją koszulę i ubierz się w sukienkę!
To jest jego koszula?!
Liliana natychmiast chciała ją z siebie ściągnąć jednak stwierdziła, że byłoby to bardzo, ale to bardzo złe posunięcie. Wszyscy dobrze wiemy dlaczego.
- Zacznijmy od tego że nie mam żadnej sukienki. - powiedziała. - Mam tylko moje stare ciuchy, które nie mam pojęcia gdzie są.
Loki jedynie prychnął.
- Twoje ubrania są wyrzucone.
- Jak to?
- Nie nadawały się już do niczego. Były strasznie podziurawione i brudne. To co miałem z nimi zrobić? Powiesić na ścianie? - rozłożył ręce. - Poza tym uczesz włosy, bo wyglądasz jakby Thor walnął Cię piorunem.
No cóż, u Liliany Magussen łagodnie mówiąc nie jest już mile widziany.
- Oh przepraszam Wasza Wysokość że oszpecam Pański zamek moim wyglądem! - złapała się teatralnie za serce. - Ale chciałam zauważyć że prawie zginęłam w lesie ze złamaną ręką i przypadkowo znalazłam się w Pańskim zamku do którego Pan sam mnie przyprowadził. Więc teraz bardzo proszę nie narzekać na mój wizerunek, gdyż mogłabym teraz gnić w lesie, a jednak siedzę w miękkiej pościeli zastanawiając się co ja tu do cholery robię.
Gdy skończyła niewinnie się uśmiechnęła. Loki otworzył usta z zamiarem skomentowania tej wypowiedzi ale natychmiast je zamknął odrzucając ten pomysł. Posłał jej niepewny uśmiech i rzucił tylko:
- O dziewietnastej masz być gotowa. - to powiedziawszy zniknął za czarnymi drzwiami.
××××××××
Brak tlenu. Nikt tego nie lubi, prawda? Sukienka którą kazali Lilianie założyć była zdecydowanie za mała. Była również ładna, ale naprawdę dziewczyna lubi swoją wymianę gazową. Sukienka sięgała do ziemi, była ona koloru czerwonego ze srebrnymi wstążkami. Nie kombinowała z włosami - tylko je umyła i rozczesała.
Dziewczyna przyłapała się na tym, że często myśli o Księciu Lokim. Nie wie kim jest, dlaczego ją uratował i dlaczego jest do niej źle nastawiony. Brunetka nie chce mieć z nim napiętej relacji, ale niestety on już zaczął wojnę. W tym momencie do komnaty wszedł owy mężczyzna.
- To co? Gotowa?- zapytał skanując ją wzrokiem. Znowu.
Dziewczyna poczuła dziwne ciepło na policzkach, więc chciała zakryć twarz dłońmi udając że poprawia włosy.
- Wyglądasz dobrze. Idziemy.
Liliana nie do końca rozumiała ich relację. Raz są dla siebie mili, a raz tylko czekają na moment aby wbić sztylet w plecy. Cóż, musi się przyzwyczaić. Będzie to proste.
Laufeyson szedł przed nia szybkim krokiem przez co okropnie bolały ją stopy od obcasów. Liliana zazwyczaj nie chodzi w takich butach, a jak już to napewno nie w takich wysokich. Zauważyła przed nimi Thora stojącego przed wielkimi drewnianymi drzwiami. Nie wyglądał na szczęśliwego.
- Już są? - spytał Loki oglądając się przy tym za dziewczyną, czy nadążyła za jego tempem.
Thor pokiwał twierdząco głową po czym otworzył drzwi. To co zobaczyła Liliana sprawiło, że chciała krzyknąć z wrażenia, ale powstrzymała ją reka Thora na jej ustach.
- Błagam nie! To irytujące. - powiedział cicho, aby zapewne nikt go nie usłyszał oprócz niej.
Sala była tak piekna ze trudno byłoby to sobie wyobrazić i opisać! Z sufitów zwisały piękne żyrandole, a na samym środku sali stał duży stół przy którym siedziała kobieta i mężczyzna na końcach stołu.
Nagle kobieta wstała z krzesła i wskazała miejsce obok siebie.
- Usiądź skarbie. - rzekła z krzywym uśmiechem.
W jej głosie nie było nic podejrzanego jednak dziewczyna miała wrażenie że coś tu nie gra. Widzi ją przecież pierwszy raz w życiu, a już jestmiła i próbuje zrobić dobre wrażenie. To raczej ona powinna się o to starać...
~~~
Niektóre rozdziały zostały połączone, aby było mniej rozdziałów, a dłuższych :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro